[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do jutra.120*A\ tu nagle pojawia się w przycmentarnej restauracji jedna nowaosoba, a potem pojawiają się trzy nowe osoby, a potem restauracjacałkowicie się wypełnia.Chrzciny.Mistrz nie dostrzegł, \e przez cały czas inne kelnerki przygotowywa-ły drugą salę do tej wielkiej uroczystości.Tłum wchłania mistrza, problem płacenia za kawę i wódkę zanika.Traktowany jest jak osoba zaproszona, dostaje krokiecik, barszczykoraz kieliszek, siada w kącie stołu, blisko litrowej butelki.Stara się nie konwersować z nikim, ale i tak zaczepia go paru pod-ochoconych kuzynów właśnie ochrzczonego dziecięcia.Nowy katolik przebywał na sali zaledwie przez chwilę, pocmokanonad nim, a potem został wyniesiony.Siedzi mistrz, kiwa się.Pani z biedronką we włosach przechodzi nieopodal, uśmiecha się domistrza.- Ju\ lepiej? - pyta serdecznie.Mistrz kiwa głową.Ale wcale mu nie lepiej.I tu cięcie.*Ciemny pózny wieczór, deszcz nadal pada, tramwaje ju\ nie je\d\ą,mistrz idzie w stronę centrum w deszczu, idzie w stronę centrum, choć towłaśnie w centrum, w jego mieszkaniu na Małym Rynku, znajduje siętrup idiotki z śagania, tak naprawdę to mistrz nie ma dokąd iść, nie mamiejsca, które chciałoby mistrza przyjąć, ale mistrz musi się znowu napić,chrzciny się ju\ skończyły, mistrz czuje niedosyt, alkohol, tak, to jest na-prawdę potrzebne, to nie jakiś tam wymysł, trzeba się skupić, koniecznie,a tylko alkohol da iluzję skupienia, bo mistrz musi sobie wszystko poukła-dać, do Biura nie mo\na, mo\na do Zwisu albo Dymu, albo do PięknegoPsa, a gdzie jest największe prawdopodobieństwo znalezienia kogoś, ktopostawi albo po\yczy pieniądze? Odpowiedz brzmi: albo tu, albo tu.Niema największego prawdopodobieństwa, jest tylko przypadek.I Bóg jest.121*Wchodzi więc mistrz do Dymu.Prawie ju\ zamykają.Dym ma ten defekt, \e jest zamykany du\o wcześniej ni\ inne lokale,tu nie kultywuje się zabawy do ostatniego klienta, ju\ widać, \e zarazzamkną, jeszcze tylko dwa stoliki zajęte przez tych, którzy się nie ulęklizniecierpliwionych gestów i przewracania oczami w wykonaniu bar-manek, ale ju\ muzyka ewidentnie jest po\egnalna, wielki finał, koniecsoboty, zamykamy, zamykamy.Od biedy, na siłę, mo\na by było tu jeszcze zostać, ale za mało ludzi,lepiej będzie tej nocy zagubić się w tłumie, mistrz wycofuje się i odru-chowo wędruje za róg, same nogi go niosą, wchodzi w ulicę ZwiętegoJana, mija kościół, pamiętny kościół, w poprzednim odcinku było o tymkościele, w poprzednim odcinku świat wyglądał du\o lepiej, w poprzed-nim odcinku mistrz nie był a\ tak przera\ony, zmaltretowany i niespo-kojny, w poprzednim odcinku mistrz nie znalazł przecie\ zwłok dziew-częcia z śagania w swoim mieszkaniu, w poprzednim odcinku była nie-omal sielanka, a teraz, w porównaniu z poprzednim odcinkiem, nie jestdobrze, teraz jest bardzo niedobrze, mistrz zbli\a się do okna Biura,chocia\ wcale nie miał takiego zamiaru, chocia\ wcale nie chciał tutajprzychodzić, no, ale się tak zdarzyło, więc staje przy oknie, a tam we-wnątrz jasno, gorąco, tłum.Stoi za tym oknem jak niezbyt świętej pamięci słynny terenowy figu-rant, któremu się zmarło tragicznie przed rokiem, który te\ miał zakazwstępu do Biura.- Ale chyba nie dlatego umarł? - myśli mistrz.Na pewno nie dlatego.Mistrz nie chce jeszcze umierać.Mistrz ma jeszcze coś do zrobienia na tym świecie.Mistrz musi wyjaśnić zagadkę.Mistrz musi usiąść w spokojnym miejscu, napić się alkoholu i pomy-śleć.A potem zasnąć w spokojnym miejscu i przyśnić rozwiązanie.Nic nie mo\e go rozpraszać.A tutaj wszystko go rozprasza.122Patrzy na obcy, spocony, rozdygotany, falujący tłum, nikt z tych, cosą w środku, nie zauwa\a ciemnej sylwetki za oknem, nikogo nie ob-chodzi ta ciemna sylwetka za oknem, wszyscy są zajęci świętowaniemkolejnego wieczoru długiego weekendu.Tańczą, przysypiają przy stolikach, patrzą na tańczących, patrzą naprzysypiających.Niektórzy przyszli tu samotnie z nadzieją \e wyjdą w pa-rze, niektórzy przyszli tu samotnie, bez nadziei, \e wyjdą w parze.Nie-którzy trafili tu przypadkowo.Po nic.Siedzą.Tańczą.Konsumują. Niech pan ju\ idzie, pan ju\ się wykonsumował!" - powiedziała kie-dyś pewna pani kelnerka.Mistrz patrzy długo w to okno, a\ wreszcie odwraca się i idzie przedsiebie, idzie w niewiadomą stronę, gdy\ postanowił porzucić to miasto.Skoro to miasto go nie chce, skoro to miasto w ogóle nie potrzebujejego miłości, to czy on musi chcieć tu być?Wcale nie musi tu być, wcale nie musi.Co to właściwie jest? Kilkaulic, którymi bez przerwy się chodzi w tę i z powrotem.Kilka knajp,które tak naprawdę wcale go nie chcą.Widma umarłych.Kilkuset\ywych hipokrytów.Kilkudziesięciu \ywych pijaków.Kilkudziesięciu\ywych wariatów.Pracownicy mediów.Barmani i barmanki.Du\y Rynek oddany we władanie turystom.Mały Rynek z parkin-giem i obskurnym mieszkaniem mistrza, w którym znajdują się wszyst-kie te płyty i ksią\ki, które zna na pamięć.W którym znajdują się stare,po\ółkłe papiery, stare nierozwiązane sprawy, ślady widm.Oraz dodat-kowo jeden konkretny, wyrazisty trup.No, była tam, w tym mieszkaniu, jeszcze suka, ale została oddanaw dobre ręce, więc nie ma \adnego problemu.Więc co to jest?Czy to jest coś, co mo\na naprawdę kochać?Postanawia wyjechać.Tak, tak, wyjechać!I nawet wie dokąd.123Rozdział siódmyNa drzwiach powiesiłam karteczkę: praszu nie mieszat".Naszczęście nikt nie pukał, a ju\ minęła dawno północ, więc mo\e dzisiajdadzą mi spokój, tak pomyślałam, ju\ pózno, więc mo\e dzisiaj niebędą mnie wyciągać z łó\ka, więc mo\e dzisiaj będę mogła być zupeł-nie sama.Powinnam prowadzić pamiętnik, ale kiedy siadam przed białą kartką-wpadam w panikę.A przecie\ miałabym tyle do opisania!Boję się.Boję się, \e coś się w tych dniach właśnie kończy.Prześpię tę noc, prześpię to \ycie, nie mam najmniejszego zamiaruschodzić z nimi na kolację do jednej z hotelowych restauracji, wysłuchi-wać ich wulgarnych \artów, pokazywać dekoltu innym, obcym jeszczebardziej od nich, o tych moich przynajmniej coś wiem, wiem jakie mająimiona, jakie mają ksywy, wiem na co ich stać, nie chcę ju\ nikogowięcej poznawać.Najpierw się wykąpię, łazienka jest wielka i biała, metaliczna, sły-chać w niej delikatną muzykę z białych głośników, wykąpię się, wielkiebiałe ręczniki, śliska, biała posadzka, wykąpię się, a potem wejdę dołó\ka, włączę pilotem telewizor i będę patrzyła albo nie będę patrzyła,lepiej nie będę patrzyła, lepiej nie męczyć oczu, lepiej zamknę oczy i po-słucham telewizora, najlepiej nastawionego na stację ORT, czasami nawetwolę słuchać ni\ oglądać, a takie słuchanie to tak\e jest pouczające,tutaj w tym hotelu jest mnóstwo kanałów, bardzo du\o zagranicznych,mo\na się wsłuchiwać jak mówią w obcych językach, mo\na sobiewyobra\ać, co znaczą te zdania wypowiadane przez tych eleganckichludzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Do jutra.120*A\ tu nagle pojawia się w przycmentarnej restauracji jedna nowaosoba, a potem pojawiają się trzy nowe osoby, a potem restauracjacałkowicie się wypełnia.Chrzciny.Mistrz nie dostrzegł, \e przez cały czas inne kelnerki przygotowywa-ły drugą salę do tej wielkiej uroczystości.Tłum wchłania mistrza, problem płacenia za kawę i wódkę zanika.Traktowany jest jak osoba zaproszona, dostaje krokiecik, barszczykoraz kieliszek, siada w kącie stołu, blisko litrowej butelki.Stara się nie konwersować z nikim, ale i tak zaczepia go paru pod-ochoconych kuzynów właśnie ochrzczonego dziecięcia.Nowy katolik przebywał na sali zaledwie przez chwilę, pocmokanonad nim, a potem został wyniesiony.Siedzi mistrz, kiwa się.Pani z biedronką we włosach przechodzi nieopodal, uśmiecha się domistrza.- Ju\ lepiej? - pyta serdecznie.Mistrz kiwa głową.Ale wcale mu nie lepiej.I tu cięcie.*Ciemny pózny wieczór, deszcz nadal pada, tramwaje ju\ nie je\d\ą,mistrz idzie w stronę centrum w deszczu, idzie w stronę centrum, choć towłaśnie w centrum, w jego mieszkaniu na Małym Rynku, znajduje siętrup idiotki z śagania, tak naprawdę to mistrz nie ma dokąd iść, nie mamiejsca, które chciałoby mistrza przyjąć, ale mistrz musi się znowu napić,chrzciny się ju\ skończyły, mistrz czuje niedosyt, alkohol, tak, to jest na-prawdę potrzebne, to nie jakiś tam wymysł, trzeba się skupić, koniecznie,a tylko alkohol da iluzję skupienia, bo mistrz musi sobie wszystko poukła-dać, do Biura nie mo\na, mo\na do Zwisu albo Dymu, albo do PięknegoPsa, a gdzie jest największe prawdopodobieństwo znalezienia kogoś, ktopostawi albo po\yczy pieniądze? Odpowiedz brzmi: albo tu, albo tu.Niema największego prawdopodobieństwa, jest tylko przypadek.I Bóg jest.121*Wchodzi więc mistrz do Dymu.Prawie ju\ zamykają.Dym ma ten defekt, \e jest zamykany du\o wcześniej ni\ inne lokale,tu nie kultywuje się zabawy do ostatniego klienta, ju\ widać, \e zarazzamkną, jeszcze tylko dwa stoliki zajęte przez tych, którzy się nie ulęklizniecierpliwionych gestów i przewracania oczami w wykonaniu bar-manek, ale ju\ muzyka ewidentnie jest po\egnalna, wielki finał, koniecsoboty, zamykamy, zamykamy.Od biedy, na siłę, mo\na by było tu jeszcze zostać, ale za mało ludzi,lepiej będzie tej nocy zagubić się w tłumie, mistrz wycofuje się i odru-chowo wędruje za róg, same nogi go niosą, wchodzi w ulicę ZwiętegoJana, mija kościół, pamiętny kościół, w poprzednim odcinku było o tymkościele, w poprzednim odcinku świat wyglądał du\o lepiej, w poprzed-nim odcinku mistrz nie był a\ tak przera\ony, zmaltretowany i niespo-kojny, w poprzednim odcinku mistrz nie znalazł przecie\ zwłok dziew-częcia z śagania w swoim mieszkaniu, w poprzednim odcinku była nie-omal sielanka, a teraz, w porównaniu z poprzednim odcinkiem, nie jestdobrze, teraz jest bardzo niedobrze, mistrz zbli\a się do okna Biura,chocia\ wcale nie miał takiego zamiaru, chocia\ wcale nie chciał tutajprzychodzić, no, ale się tak zdarzyło, więc staje przy oknie, a tam we-wnątrz jasno, gorąco, tłum.Stoi za tym oknem jak niezbyt świętej pamięci słynny terenowy figu-rant, któremu się zmarło tragicznie przed rokiem, który te\ miał zakazwstępu do Biura.- Ale chyba nie dlatego umarł? - myśli mistrz.Na pewno nie dlatego.Mistrz nie chce jeszcze umierać.Mistrz ma jeszcze coś do zrobienia na tym świecie.Mistrz musi wyjaśnić zagadkę.Mistrz musi usiąść w spokojnym miejscu, napić się alkoholu i pomy-śleć.A potem zasnąć w spokojnym miejscu i przyśnić rozwiązanie.Nic nie mo\e go rozpraszać.A tutaj wszystko go rozprasza.122Patrzy na obcy, spocony, rozdygotany, falujący tłum, nikt z tych, cosą w środku, nie zauwa\a ciemnej sylwetki za oknem, nikogo nie ob-chodzi ta ciemna sylwetka za oknem, wszyscy są zajęci świętowaniemkolejnego wieczoru długiego weekendu.Tańczą, przysypiają przy stolikach, patrzą na tańczących, patrzą naprzysypiających.Niektórzy przyszli tu samotnie z nadzieją \e wyjdą w pa-rze, niektórzy przyszli tu samotnie, bez nadziei, \e wyjdą w parze.Nie-którzy trafili tu przypadkowo.Po nic.Siedzą.Tańczą.Konsumują. Niech pan ju\ idzie, pan ju\ się wykonsumował!" - powiedziała kie-dyś pewna pani kelnerka.Mistrz patrzy długo w to okno, a\ wreszcie odwraca się i idzie przedsiebie, idzie w niewiadomą stronę, gdy\ postanowił porzucić to miasto.Skoro to miasto go nie chce, skoro to miasto w ogóle nie potrzebujejego miłości, to czy on musi chcieć tu być?Wcale nie musi tu być, wcale nie musi.Co to właściwie jest? Kilkaulic, którymi bez przerwy się chodzi w tę i z powrotem.Kilka knajp,które tak naprawdę wcale go nie chcą.Widma umarłych.Kilkuset\ywych hipokrytów.Kilkudziesięciu \ywych pijaków.Kilkudziesięciu\ywych wariatów.Pracownicy mediów.Barmani i barmanki.Du\y Rynek oddany we władanie turystom.Mały Rynek z parkin-giem i obskurnym mieszkaniem mistrza, w którym znajdują się wszyst-kie te płyty i ksią\ki, które zna na pamięć.W którym znajdują się stare,po\ółkłe papiery, stare nierozwiązane sprawy, ślady widm.Oraz dodat-kowo jeden konkretny, wyrazisty trup.No, była tam, w tym mieszkaniu, jeszcze suka, ale została oddanaw dobre ręce, więc nie ma \adnego problemu.Więc co to jest?Czy to jest coś, co mo\na naprawdę kochać?Postanawia wyjechać.Tak, tak, wyjechać!I nawet wie dokąd.123Rozdział siódmyNa drzwiach powiesiłam karteczkę: praszu nie mieszat".Naszczęście nikt nie pukał, a ju\ minęła dawno północ, więc mo\e dzisiajdadzą mi spokój, tak pomyślałam, ju\ pózno, więc mo\e dzisiaj niebędą mnie wyciągać z łó\ka, więc mo\e dzisiaj będę mogła być zupeł-nie sama.Powinnam prowadzić pamiętnik, ale kiedy siadam przed białą kartką-wpadam w panikę.A przecie\ miałabym tyle do opisania!Boję się.Boję się, \e coś się w tych dniach właśnie kończy.Prześpię tę noc, prześpię to \ycie, nie mam najmniejszego zamiaruschodzić z nimi na kolację do jednej z hotelowych restauracji, wysłuchi-wać ich wulgarnych \artów, pokazywać dekoltu innym, obcym jeszczebardziej od nich, o tych moich przynajmniej coś wiem, wiem jakie mająimiona, jakie mają ksywy, wiem na co ich stać, nie chcę ju\ nikogowięcej poznawać.Najpierw się wykąpię, łazienka jest wielka i biała, metaliczna, sły-chać w niej delikatną muzykę z białych głośników, wykąpię się, wielkiebiałe ręczniki, śliska, biała posadzka, wykąpię się, a potem wejdę dołó\ka, włączę pilotem telewizor i będę patrzyła albo nie będę patrzyła,lepiej nie będę patrzyła, lepiej nie męczyć oczu, lepiej zamknę oczy i po-słucham telewizora, najlepiej nastawionego na stację ORT, czasami nawetwolę słuchać ni\ oglądać, a takie słuchanie to tak\e jest pouczające,tutaj w tym hotelu jest mnóstwo kanałów, bardzo du\o zagranicznych,mo\na się wsłuchiwać jak mówią w obcych językach, mo\na sobiewyobra\ać, co znaczą te zdania wypowiadane przez tych eleganckichludzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]