[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hrabia żądał od niej okrutnej praw-dy albo.kłamstwa. Madame  nalegał coraz mocniej hrabia  twoje milczenie jestwyrokiem na moją narzeczoną! Nie mam nic przeciwko Alicji de Lux  powiedziała królowa.Ale to kłamstwo wymówiła tak cichutko, że Marillaca bardziej niżkiedykolwiek ogarnęło przeczucie katastrofy, której się jak gdyby spo-dziewał. Najjaśniejsza pani  zaczął znowu  ulituj się nad nieszczęsnym,który nosi cię w sercu, który ma tylko ciebie na całym świecie.dla któ-rego jesteś rodziną, przyjaznią, uczuciem, wszystkim! Pani, te słowa minie wystarczą, potrzebna mi jest przysięga! Przysięgnij, najjaśniejszapani, że powiedziałaś mi prawdę. Hrabio de Marillac, dam ci dowód przywiązania, jakiego tylkomój syn mógłby się po mnie spodziewać.Nie mogę ci odpowiedzieć.Nie mogę złożyć przysięgi, o którą prosisz, nim nie zobaczę się z Alicjąde Lux.Kiedy się z nią spotkam, porozmawiam, wtedy ci odpowiem.Mogę tylko powtórzyć, że nie znam tej dziewczyny, a kocham cię dosta-tecznie na tyle, żeby chcieć ją poznać, zanim orzeknę, czy jest godnatwojej miłości, czy też nie.Gdzie ona teraz przebywa? W Paryżu  odparł Marillac, z trudem panując nad rozpaczą.Na ulicy Hache, dom z zieloną bramą w pobliżu nowej wieży. Dobrze, jutro jadę do Paryża. Madame!  wyjąkał zaniepokojony hrabia. Pojedziemy razem, obejmiesz dowództwo mojej eskorty.Idz już,hrabio.322 Marillac wyszedł.Na dworze westchnął głęboko, postał parę minut. A więc istnieje jakaś prawda o Alicji!  jęknął w duchu. Coś, oczym nie wiem!Umęczony moralnie jeszcze bardziej niż fizycznie wrócił do zajazdu,w którym się zatrzymał.Kiedy stawił się przed oblicze królowej Nawarry, ta zorientowała się,że w jego umyśle musiała szaleć burza: jego rysy stwardniały, mówiłkrótko, głosem chropowatym. Co się z nim stanie, gdy się dowie?  zastanawiała się Joanna.Starannie unikała rozmowy o Alicji i wydała hrabiemu instrukcje,żeby przygotował się do drogi jeszcze tego samego dnia. Pojedziemy do Blois  dodała na zakończenie. Karol wyznaczami spotkanie w tym mieście, nie będę unikać proponowanej rozmowy.Z Blois udamy się do Paryża, niezależnie od wyników pertraktacji.Je-żeli zawrzemy pokój, udamy się tam oficjalnie, w przeciwnym razie potajemnie.Hrabia skłonił się bez słowa i wyszedł, żeby się zająć  z gorączkowąaktywnością  przygotowaniami do wyjazdu.XXXVZDZIWIENIE GILLESA I GILLOTAKiedy Karol IX wyruszył z Paryża udając się do Blois, zauważył niebez irytacji, że w jego eskorcie znajdują się magnaci katoliccy, najbar-dziej zajadli wrogowie hugonotów.W ich liczbie był książę de Guise, bardziej olśniewający, bardziejuśmiechnięty niż zazwyczaj.Marszałek de Damville także należał dokrólewskiego orszaku.W przeddzień wyjazdu Henryk wezwał swegooddanego mu duszą i ciałem intendenta Gillesa i odbył z nim długąrozmowę na temat więzniów z ulicy Hache. Odpowiadasz mi głową  rzekł na zakończenie. Niedługo zała-twi się wiele spraw.A wtedy król będzie robił to, co zechcę.Ten samo-chwała, mój brat, zgnije w jakiejś Bastylii.Ale do tej pory  uwaga,323 musicie czuwać dniem i nocą! A propos  dodał niedbale  w piwnicymego pałacu znajduje się trup, którego dobrze byłoby się pozbyć. Trup tego wściekłego rębajły  przytaknął Gilles. To bardzoproste, jaśnie panie.Wyciągniemy go stamtąd którejś ciemnej nocy iwrzucimy do Sekwany.W wyniku tej rozmowy, w parę dni po wyjezdzie dworu na narady wBlois, imć Gilles zawołał swego bratanka Gillota. Gillot  zaczął z powagą  dziś wieczorem pozbędziemy się zpiwnic pałacowych pewnych zwłok, które tam gniją.Twarz Gillota rozjaśniła się natychmiast. Na Boga!  zawołał  Jeżeli chodzi o pochowanie tego przeklęte-go Pardaillana, jestem do usług. W drogę!  zakomenderował stryj. W drogę!  powtórzył synowiec potrząsając nożem.Gilles przytroczył ciężką szpadę zdjętą z panoplii swego pana, wsa-dził za pas dwa pistolety i zmienił czapkę na kask.Wyszli.W remiziepałacu stał mały wózek.Gillot zaprzągł do niego osiołka. Zabierz także sznur  zarządził stryj. Przywiążemy mu do szyiciężki kamień.Po zakończeniu tych przygotowań ruszyli w drogę: stryj przodem zeszpadą w jednej ręce i latarnią w drugiej, synowiec z tyłu ciągnąc osłaza uzdę.Bez przeszkód dotarli do pałacu Mesmes, wprowadzili osła zwózkiem na dziedziniec, zabarykadowali drzwi i poszli prosto do oficy-ny, gdzie pociągnęli dobry haust wina dla kurażu.Nadeszła pora wykonania drugiej części wyprawy.Na pobliskim ko-ściele wybiła północ.Gillot przeżegnał się, Gilles wziął klucze od piwni-cy.Przed jej drzwiami przystanęli na chwilę, po czym intendent odsu-nął zewnętrzne rygle, dwa razy przekręcił klucz i drzwi się uchyliły.Intendent pchnął je kopniakiem, ale się oparły. Co to może znaczyć?  wyszeptał Gillot. Dureń!  warknął Gilles. To może znaczyć, że on się zabaryka-dował, kiedy go ścigano i osaczono.Dalej, trzeba to wszystko rozwalić!Natychmiast zabrali się do dzieła.Po godzinie przejście było wolne,drzwi otwarły się na oścież, obaj zeszli po schodach, Gilles nadal naprzodzie z latarnią w ręku.Był tak pewien, że ma do czynienia już tylkoz nieboszczykiem, że zaniedbał zabrać z sobą szpady.Gillot szedł zanim krok w krok, z nożem w garści.324 Piwnica była obszerna i składała się z kilku pomieszczeń, miała róż-ne zakamarki, ciemne wnęki za beczkami; rozpoczęli oględziny.W rogutrzeciej komory Gilles nagle schylił się i wydał stłumiony okrzyk: Kości! Szczury go ogryzły! Ale to nie są kości ludzkie!Po ich zbadaniu obaj nocni goście popatrzyli po sobie ze zdumie-niem. Kości z szynki  stwierdził stryj. I puste butelki  dodał bratanek wskazując na leżący w pobliżustos butelek z obtrąconymi szyjkami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl