[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Też masz sakiewkę z monetami, Adelaide? - Ręce Magdalenyślizgały się po biodrach, aż znalazła to, czego szukała: schowany podspódnicą woreczek.Już brzęczała monetami.- Teraz, kiedy przypierwszym wołaniu kukułki zabrzęczałam nimi, pieniądze z pewnościąnie skończą się nam za szybko.- Niech twoje słowa zamienią się w złoto! - Adelaide w końcu dotarłado niej i uśmiechała się z góry.Znów związała swoje rozpuszczone włosyw ścisły węzeł i schowała pod czarny wdowi czepek.Nienagannie, jakgdyby nie były od dwóch i pół tygodnia w podróży, tylko miały dodyspozycji wszystkie wygody mieszczańskiego domu, prezentowała siępośrodku nagich pól.- Pieniędzy w naszym położeniu powinnyśmyzawsze dobrze używać, moja droga.Czy Hedwig przy naszym odjezdziepodała ci na drogę odpowiednie przysłowie z kukułką?Ehringer nie pierwszy raz był pod wrażeniem wystąpienia kuzynki.Przyglądał się jej szeroko otwartymi szarymi oczyma.Magdalena zrozbawieniem przyjęła to do wiadomości.- To przecież stary zwyczaj.Kiedy się pierwszy raz w danym rokusłyszy kukułkę, brzęczy się monetami.Nigdy o tym nie słyszałaś?-Magdalena uśmiechała się i wygładzała materiał swojej prostej,ciemnozielonej sukienki.Adelaide wzruszyła ramionami.- Moja wiedza o takich rzeczach jest po prostu zbyt skromna.- Nie niepokójcie się, szanowna pani.- Ehringer niezauważalniewygładził swój spłowiały podróżny surdut.Rękawy były trochę zakrótkie, galon przy kołnierzu zniszczony.Również intensywna ciemnazieleń, którą ktoś kiedyś nadał suknu, była już tylko słabymwspomnieniem.Na łokciach materiał był przetarty.Dobre czasy handluwinem nad Menem należały już, przynajmniej z punktu widzeniaEhringera, do przeszłości.- Czasem jest lepiej nie mieć zbyt dużejwiedzy.- Tak? - Adelaide wzięła pod rękę tego przysadzistego starszegomężczyznę.Delikatnie odciągnęła go trochę na bok, mówiła jednak doniego na tyle głośno, by Magdalena dobrze słyszała.- Co przez torozumiecie?Niespodziewane pytanie sprawiło, że Ehringer poczuł sięniekom-fortowo.Zdenerwowany, kręcił kapeluszem w wolnej ręce ipatrzył zakłopotany w ziemię.Potem odchrząknął, podniósł głowę iwyjaśnił niezdecydowanie:- Cóż, są okolice, gdzie niechętnie się słyszy takie stare przepowiedniei porzekadła.Na kobiety, które są w takich rzeczach biegłe, padająpaskudne podejrzenia.Wiecie, co mam na myśli.- Obrócił się naczubkach stóp w przód, żeby wyglądać na wyższego.Zakłopotany,spojrzał na Magdalenę i wyszeptał potem ciszej do ucha Adelaide:-Często rozsądniej jest być powściągliwym z takimi wypowiedziami.Magdalena rozumiała bardzo dobrze, co powiedział, a przedewszystkim, co miał przy tym na myśli, udawała jednak, że nic nie słyszy.- Rozumiem, drogi panie.- Adelaide zręcznie zmieniła stronę, wzięłago pod drugie ramię i w ten sposób przyprowadziła z powrotemdo Magdaleny.Zwracając się na wpół do niego, na wpół do niej,powiedziała:- Sądzicie, że kobieta powinna niektóre uwagi raczej przełknąć i niewypowiadać wszystkich słów, do których wypowiedzenia aż się pali.-Rzuciła Magdalenie osobliwe spojrzenie, zanim dodała: - %7łeby w efekcienaprawdę się nie spaliła.- No tak - powiedział Ehringer.Wydawało się, że w końcu pojął, coAdelaide knuła.Był rozdarty pomiędzy dwiema kobietami.Nie chciał anistraszyć Magdaleny, ani tracić względów Adelaide.Pierwszą cenił za jejmądrość, drugą podziwiał za zachowanie i wygląd.- Akurat moja kuzynka z jej wiedzą o specjalnych leczniczychmocach, ziołach i truciznach powinna być odtąd ostrożniejsza w tym, cowyjawia, prawda, drogi panie? - Adelaide pochyliła głowę, żeby zanadtonie górować nad krępym mężczyzną.- Jak dobrze, że zwróciliście nam nato uwagę.My, kobiety, jesteśmy po prostu zbyt naiwne, brakuje namwaszego doświadczenia.Wy jesteście bywali w świecie i macie pojęcie,na co w jakiej okolicy człowiek musi uważać.Wielkie wam dzięki zawasze rady! - Podarowała mu czarujący uśmiech.- Cóż.- Zakłopotany Ehringer skręcał swoją siwą brodę.Celowo starałsię nie patrzeć wprost na Magdalenę i mruczał bardziej do siebie niż doniej: - Aż tak proste te sprawy chyba nie są.- Macie, zobaczcie, pierwsze fiołki! - Carlotta wyskoczyła zprzeciwnej strony.Dumnie wyciągała do nich bukiecik niebieskichkwiatków.- Czyż to nie cudowne? Gdziekolwiek się pójdzie, możnaznalezć takie wspaniałości!Błyskawicznie okręciła się wokół własnej osi.Wyciągnęła przy tymręce na boki, jak gdyby chciała objąć cały świat.Rozbrykana niczymmłode zrebię, tańczyła wokół trojga dorosłych.Magdalena i Ehringer zulgą przyjęli dobry nastrój dziewczynki, który pozwolił im zmienić temat.Adelaide najpierw ściągnęła wargi, ale potem również się uśmiechnęła,choć z pewnym wysiłkiem.Z wahaniem podeszli bliżej pozostali kupcy: milczący Grafrath,którego lewą dłoń zastępował skromny żelazny hak, Knoll bez prawegooka, a także chudy Meinertshagen i niepozorny Wolff, w którymnajbardziej rzucało się w oczy to, że nie rzucał się w oczy.Dziękiradosnym pląsom Carlotty po raz pierwszy w tej podróży staliwszyscy razem, jak stwierdziła ze zdziwieniem Magdalena, kiedy jejwzrok wędrował po tym małym zgromadzeniu.Brakowało tylkoMathiasa.Piętnastolatek został przy drugim wozie.Pomachała do niegoręką, żeby przyszedł, ale popatrzył tylko przez chwilę i zdecydował sięjednak zostać z Gustavem i Niklasem, drugim woznicą.- Jakie są widoki, moi szanowni panowie: dotrzemy wkrótce do celunaszego dzisiejszego etapu? - Niby przypadkiem Adelaide przesunęła siędo środka małego kręgu.- Wydaje mi się, że tam z tyłu rysują się jużpierwsze wierzchołki wież Erfurtu.Jak na komendę kupcy odwrócili się na północny wschód.- Macie rację, tam z tyłu rzeczywiście widać już charakterystyczneszczyty katedry i kościoła Zwiętego Seweryna - wyjaśnił Ehringer.- Mimo to pozostaje nam jeszcze spory kawał drogi - wtrącił się Knoll.Wolff skinął głową, kiedy Grafrath ułożył kikut ramienia przed sobą izdrową prawą dłonią gładził żelazo.- Dlatego powinniśmy się pospieszyć, moi państwo.- Ehringer jakopierwszy założył na głowę kapelusz i skinął na zbrojnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Też masz sakiewkę z monetami, Adelaide? - Ręce Magdalenyślizgały się po biodrach, aż znalazła to, czego szukała: schowany podspódnicą woreczek.Już brzęczała monetami.- Teraz, kiedy przypierwszym wołaniu kukułki zabrzęczałam nimi, pieniądze z pewnościąnie skończą się nam za szybko.- Niech twoje słowa zamienią się w złoto! - Adelaide w końcu dotarłado niej i uśmiechała się z góry.Znów związała swoje rozpuszczone włosyw ścisły węzeł i schowała pod czarny wdowi czepek.Nienagannie, jakgdyby nie były od dwóch i pół tygodnia w podróży, tylko miały dodyspozycji wszystkie wygody mieszczańskiego domu, prezentowała siępośrodku nagich pól.- Pieniędzy w naszym położeniu powinnyśmyzawsze dobrze używać, moja droga.Czy Hedwig przy naszym odjezdziepodała ci na drogę odpowiednie przysłowie z kukułką?Ehringer nie pierwszy raz był pod wrażeniem wystąpienia kuzynki.Przyglądał się jej szeroko otwartymi szarymi oczyma.Magdalena zrozbawieniem przyjęła to do wiadomości.- To przecież stary zwyczaj.Kiedy się pierwszy raz w danym rokusłyszy kukułkę, brzęczy się monetami.Nigdy o tym nie słyszałaś?-Magdalena uśmiechała się i wygładzała materiał swojej prostej,ciemnozielonej sukienki.Adelaide wzruszyła ramionami.- Moja wiedza o takich rzeczach jest po prostu zbyt skromna.- Nie niepokójcie się, szanowna pani.- Ehringer niezauważalniewygładził swój spłowiały podróżny surdut.Rękawy były trochę zakrótkie, galon przy kołnierzu zniszczony.Również intensywna ciemnazieleń, którą ktoś kiedyś nadał suknu, była już tylko słabymwspomnieniem.Na łokciach materiał był przetarty.Dobre czasy handluwinem nad Menem należały już, przynajmniej z punktu widzeniaEhringera, do przeszłości.- Czasem jest lepiej nie mieć zbyt dużejwiedzy.- Tak? - Adelaide wzięła pod rękę tego przysadzistego starszegomężczyznę.Delikatnie odciągnęła go trochę na bok, mówiła jednak doniego na tyle głośno, by Magdalena dobrze słyszała.- Co przez torozumiecie?Niespodziewane pytanie sprawiło, że Ehringer poczuł sięniekom-fortowo.Zdenerwowany, kręcił kapeluszem w wolnej ręce ipatrzył zakłopotany w ziemię.Potem odchrząknął, podniósł głowę iwyjaśnił niezdecydowanie:- Cóż, są okolice, gdzie niechętnie się słyszy takie stare przepowiedniei porzekadła.Na kobiety, które są w takich rzeczach biegłe, padająpaskudne podejrzenia.Wiecie, co mam na myśli.- Obrócił się naczubkach stóp w przód, żeby wyglądać na wyższego.Zakłopotany,spojrzał na Magdalenę i wyszeptał potem ciszej do ucha Adelaide:-Często rozsądniej jest być powściągliwym z takimi wypowiedziami.Magdalena rozumiała bardzo dobrze, co powiedział, a przedewszystkim, co miał przy tym na myśli, udawała jednak, że nic nie słyszy.- Rozumiem, drogi panie.- Adelaide zręcznie zmieniła stronę, wzięłago pod drugie ramię i w ten sposób przyprowadziła z powrotemdo Magdaleny.Zwracając się na wpół do niego, na wpół do niej,powiedziała:- Sądzicie, że kobieta powinna niektóre uwagi raczej przełknąć i niewypowiadać wszystkich słów, do których wypowiedzenia aż się pali.-Rzuciła Magdalenie osobliwe spojrzenie, zanim dodała: - %7łeby w efekcienaprawdę się nie spaliła.- No tak - powiedział Ehringer.Wydawało się, że w końcu pojął, coAdelaide knuła.Był rozdarty pomiędzy dwiema kobietami.Nie chciał anistraszyć Magdaleny, ani tracić względów Adelaide.Pierwszą cenił za jejmądrość, drugą podziwiał za zachowanie i wygląd.- Akurat moja kuzynka z jej wiedzą o specjalnych leczniczychmocach, ziołach i truciznach powinna być odtąd ostrożniejsza w tym, cowyjawia, prawda, drogi panie? - Adelaide pochyliła głowę, żeby zanadtonie górować nad krępym mężczyzną.- Jak dobrze, że zwróciliście nam nato uwagę.My, kobiety, jesteśmy po prostu zbyt naiwne, brakuje namwaszego doświadczenia.Wy jesteście bywali w świecie i macie pojęcie,na co w jakiej okolicy człowiek musi uważać.Wielkie wam dzięki zawasze rady! - Podarowała mu czarujący uśmiech.- Cóż.- Zakłopotany Ehringer skręcał swoją siwą brodę.Celowo starałsię nie patrzeć wprost na Magdalenę i mruczał bardziej do siebie niż doniej: - Aż tak proste te sprawy chyba nie są.- Macie, zobaczcie, pierwsze fiołki! - Carlotta wyskoczyła zprzeciwnej strony.Dumnie wyciągała do nich bukiecik niebieskichkwiatków.- Czyż to nie cudowne? Gdziekolwiek się pójdzie, możnaznalezć takie wspaniałości!Błyskawicznie okręciła się wokół własnej osi.Wyciągnęła przy tymręce na boki, jak gdyby chciała objąć cały świat.Rozbrykana niczymmłode zrebię, tańczyła wokół trojga dorosłych.Magdalena i Ehringer zulgą przyjęli dobry nastrój dziewczynki, który pozwolił im zmienić temat.Adelaide najpierw ściągnęła wargi, ale potem również się uśmiechnęła,choć z pewnym wysiłkiem.Z wahaniem podeszli bliżej pozostali kupcy: milczący Grafrath,którego lewą dłoń zastępował skromny żelazny hak, Knoll bez prawegooka, a także chudy Meinertshagen i niepozorny Wolff, w którymnajbardziej rzucało się w oczy to, że nie rzucał się w oczy.Dziękiradosnym pląsom Carlotty po raz pierwszy w tej podróży staliwszyscy razem, jak stwierdziła ze zdziwieniem Magdalena, kiedy jejwzrok wędrował po tym małym zgromadzeniu.Brakowało tylkoMathiasa.Piętnastolatek został przy drugim wozie.Pomachała do niegoręką, żeby przyszedł, ale popatrzył tylko przez chwilę i zdecydował sięjednak zostać z Gustavem i Niklasem, drugim woznicą.- Jakie są widoki, moi szanowni panowie: dotrzemy wkrótce do celunaszego dzisiejszego etapu? - Niby przypadkiem Adelaide przesunęła siędo środka małego kręgu.- Wydaje mi się, że tam z tyłu rysują się jużpierwsze wierzchołki wież Erfurtu.Jak na komendę kupcy odwrócili się na północny wschód.- Macie rację, tam z tyłu rzeczywiście widać już charakterystyczneszczyty katedry i kościoła Zwiętego Seweryna - wyjaśnił Ehringer.- Mimo to pozostaje nam jeszcze spory kawał drogi - wtrącił się Knoll.Wolff skinął głową, kiedy Grafrath ułożył kikut ramienia przed sobą izdrową prawą dłonią gładził żelazo.- Dlatego powinniśmy się pospieszyć, moi państwo.- Ehringer jakopierwszy założył na głowę kapelusz i skinął na zbrojnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]