[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kawalerka Aadnego na kimś przywykłym do porządku mogła robić wrażenie odrażające, alena tajny punkt kontaktowy nadawała się idealnie.- Wannę i zlew postaram się doprowadzić do porządku, ale pościel musisz sobieprzywiezć.Za to mam tu trochę pościelowej muzyczki.Zrobił kawę, nastawił July Morning Uriah Heep.- Możesz mi jeszcze tylko wyjaśnić, co cię napadło? - spytał.Zaczynał powoliodzyskiwać równowagę.Teraz do głosu dochodziła ciekawość.- Po prostu, skoro się już zakochałam, chcę to przeżyć do końca.Zatrzymać to nazawsze.Nie chcę uciekać przed uczuciem.- Chcesz wiedzieć, jak to jest?- Właśnie.- A w swoim mężu nie byłaś zakochana? Z tego, co pamiętam.- Oczywiście.Ale tamto było całkiem inne.Bardziej pensjonarskie zauroczenie.Wiesz, jaki był Waldek, nie? Jak gwiazdor rocka.Przecież znałeś go wtedy.- Raczej słabo.Był, zdaje się, w Młodzieży Anarchistycznej?- W Federacji Młodzieży Walczącej.Pierwszy zadymiarz Krakowa.No i pierwszypodrywacz.Z gatunku, wiesz, co noc inna laska.A na mnie w ogóle nie zwracał uwagi.Przecież byłam ładna.I znana, jako córka mojego taty.Sam byłeś świadkiem, że ciężko byłomi się opędzić.A on nic.- I cóż go tak odstraszało?- Wiesz, że miałam opinię cnotki.- No, wiem - mruknął.- Zresztą słusznie, na trzecim roku byłam ciągle cnotliwa.Ale zawzięłam się.Powiedziałam sobie: Waldemarze Barski, będziesz mój.- Wsypałaś mu coś do wódki i zniewoliłaś we śnie? - Aadny uśmiechnął się krzywo.Nigdy wcześniej nie próbował dowiadywać się, w jakich okolicznościach zostawiła goz dnia na dzień dla pięknego Waldiego.Nawet po latach byłoby to zbyt bolesne.Ale sytuacjasię zmieniła.- Dużo bardziej romantycznie.Zaczęłam chodzić na zadymy.To były ostatniemiesiące komuny.W hucie zaczęły się od nowa strajki, na uniwerku się gotowało.Pamiętasz,nie? No i raz była zadyma na Placu Dominikańskim, przed kościołem Zwiętego Jacka.Milicjazamknęła Franciszkańską i Stolarską, zaczęło się pałowanie.Uciekaliśmy Pasażem Bielaka wstronę Rynku.W pasażu zrobił się kocioł, zaczęłam się bać.I nagle pojawił się Waldek.Pociągnął mnie za rękę i woła: Spadamy stąd, mała, bo jak ktoś zamknie kratę, to tu będzierąbanka.Wydarł mnie na Rynek, dobiegliśmy do Zwiętego Wojciecha i nagle zaczęliśmy sięcałować.Wyobrażasz sobie, naokoło armatki wodne, gaz, ZOMO pałuje, a my się całujemy,jakbyśmy byli sami na świecie.To spadło jak piorun z nieba.No, ale to już zamierzchłahistoria.Milczeli oboje przez dłuższą chwilę.Aadny też był wtedy w Pasażu Bielaka.Możeminutę wcześniej, może dwie minuty pózniej.Widocznie los chciał, żeby w spanikowanymtłumie natknęła się nie na niego.A może i tak wszystko było przesądzone.Ciszę przerwałaBarska.- A ty możesz mi na coś odpowiedzieć? - spytała.- Szczerość za szczerość.- Dlaczego to robisz?- Jesteś zdziwiona? Spodziewałaś się morałów? Sceny zazdrości?- Szczerze mówiąc, bardziej tego, niż klucza od mieszkania.- Więc będę brutalnie szczery.To jest niesamowita fabuła.Jestem po prostu ciekawy,jakie będzie zakończenie.Cudowna przemiana Kuby Mazurka Matka ucieszyła się na jego widok, ale też niepotrafiła ukryć lekkiego zdenerwowania.- Pan Dulemba jest u nas - powiedziała.Wolała uprzedzić go od razu.- Zaprosiłam gona kolację.- Z żoną?Anna Mazurkowa zaczerwieniła się.Nie wiedziała, co odpowiedzieć.- Przepraszam, mama.Głupi żart.Pocałował ją w policzek.Wydawało się, że była tym o wiele bardziej oszołomiona niżjego poprzednim odezwaniem się.- Nie masz nic przeciw temu, że zjemy razem?- Absolutnie.Pod warunkiem, że wystarczy także dla mnie.- No wiesz?Matka wyglądała na osobę, która poczuła wielką ulgę, a równocześnie niezmiernezdziwienie.Kuba zostawił plecak w przedpokoju i wszedł do salonu.- Dzień dobry panu - powiedział uprzejmie.Dulemba był nie mniej zdziwiony, niż przed chwilą Mazurkowa.Podniósł się z fotelai niepewnie wyciągnął rękę.- Witaj, Kuba.I co tam? - spytał bezsensownie.- Panie, w polityce? Nic nowego.Zdaje się, że ćpuny trzymają się mocno.Przepraszam, to miał być dowcip.- Mimo zaawansowanej starczej demencji domyśliłem się tego.A nie śmieję się, bo to,niestety, prawda.- Orka na ugorze, co?- Wiem, że niezbyt cenisz to, co robię.- Nie, dlaczego.- Słyszałem, że moja sztuka ci się nie podobała.- Sztuka może być, tylko w ten happy end nie wierzę.- Jaki happy end? Przecież dziewczyna umiera.- Ale facet doznaje cudownego uzdrowienia.To ściema.Znaczy, fałszpsychologiczny.Moim zdaniem.- A ja wierzę, że każdy może się wyleczyć.- Zwiat jest pełny odwrotnych przykładów.- Bo za mało się wszyscy staramy.To jest właśnie misją mojego teatru.Sprawić, żebyludzie więcej się starali.- Utopia.Obaj się męczyli.Brnęli w tę rozmowę na siłę, żeby nie zamilknąć.- Przecież ty, Kuba, swoim artykułem też próbowałeś się starać.Kuba machnął ręką.- Nie ma o czym mówić.Narobiłem tylko ludziom zadymy.- Myślę, że się mylisz.Mnie, w każdym razie, bardzo się to podobało.Prawdziwieszlachetny, młodzieńczy gniew.- %7łartuje pan ze mnie?- Wcale nie - zaprzeczył Dulemba gorąco.- Naprawdę cię podziwiałem.Myślę, żeobaj, każdy na swój sposób, próbujemy się starać.Brakowało im już pomysłów do dalszej rozmowy.Na szczęście Mazurkowa podałakolację.Widać było jej staranie, żeby z dwóch porcji mięsa i ziemniaków zrobić trzy,nadrabiając podwójną ilością sałatki z pomidorów i papryki.- A wiesz, Kuba, że znów pytała o ciebie policja? - Matka wydusiła to wreszcie zsiebie.- Skąd mogę wiedzieć.Czego znowu chcieli?- Może ty nam powiesz?- Ja nie mam pojęcia.A oni nie mówili?- Podobno zaginęła ta dziewczyna.- Jaka dziewczyna?- Nie pamiętam nazwiska.Ta, którą w zimie zgwałcili.- A, %7łmijka.No i co?- Nie wiem.Zdaje się, mieli podejrzenie, że pojechaliście razem.- Ja? Ze %7łmijką Huber? Popatrz na mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Kawalerka Aadnego na kimś przywykłym do porządku mogła robić wrażenie odrażające, alena tajny punkt kontaktowy nadawała się idealnie.- Wannę i zlew postaram się doprowadzić do porządku, ale pościel musisz sobieprzywiezć.Za to mam tu trochę pościelowej muzyczki.Zrobił kawę, nastawił July Morning Uriah Heep.- Możesz mi jeszcze tylko wyjaśnić, co cię napadło? - spytał.Zaczynał powoliodzyskiwać równowagę.Teraz do głosu dochodziła ciekawość.- Po prostu, skoro się już zakochałam, chcę to przeżyć do końca.Zatrzymać to nazawsze.Nie chcę uciekać przed uczuciem.- Chcesz wiedzieć, jak to jest?- Właśnie.- A w swoim mężu nie byłaś zakochana? Z tego, co pamiętam.- Oczywiście.Ale tamto było całkiem inne.Bardziej pensjonarskie zauroczenie.Wiesz, jaki był Waldek, nie? Jak gwiazdor rocka.Przecież znałeś go wtedy.- Raczej słabo.Był, zdaje się, w Młodzieży Anarchistycznej?- W Federacji Młodzieży Walczącej.Pierwszy zadymiarz Krakowa.No i pierwszypodrywacz.Z gatunku, wiesz, co noc inna laska.A na mnie w ogóle nie zwracał uwagi.Przecież byłam ładna.I znana, jako córka mojego taty.Sam byłeś świadkiem, że ciężko byłomi się opędzić.A on nic.- I cóż go tak odstraszało?- Wiesz, że miałam opinię cnotki.- No, wiem - mruknął.- Zresztą słusznie, na trzecim roku byłam ciągle cnotliwa.Ale zawzięłam się.Powiedziałam sobie: Waldemarze Barski, będziesz mój.- Wsypałaś mu coś do wódki i zniewoliłaś we śnie? - Aadny uśmiechnął się krzywo.Nigdy wcześniej nie próbował dowiadywać się, w jakich okolicznościach zostawiła goz dnia na dzień dla pięknego Waldiego.Nawet po latach byłoby to zbyt bolesne.Ale sytuacjasię zmieniła.- Dużo bardziej romantycznie.Zaczęłam chodzić na zadymy.To były ostatniemiesiące komuny.W hucie zaczęły się od nowa strajki, na uniwerku się gotowało.Pamiętasz,nie? No i raz była zadyma na Placu Dominikańskim, przed kościołem Zwiętego Jacka.Milicjazamknęła Franciszkańską i Stolarską, zaczęło się pałowanie.Uciekaliśmy Pasażem Bielaka wstronę Rynku.W pasażu zrobił się kocioł, zaczęłam się bać.I nagle pojawił się Waldek.Pociągnął mnie za rękę i woła: Spadamy stąd, mała, bo jak ktoś zamknie kratę, to tu będzierąbanka.Wydarł mnie na Rynek, dobiegliśmy do Zwiętego Wojciecha i nagle zaczęliśmy sięcałować.Wyobrażasz sobie, naokoło armatki wodne, gaz, ZOMO pałuje, a my się całujemy,jakbyśmy byli sami na świecie.To spadło jak piorun z nieba.No, ale to już zamierzchłahistoria.Milczeli oboje przez dłuższą chwilę.Aadny też był wtedy w Pasażu Bielaka.Możeminutę wcześniej, może dwie minuty pózniej.Widocznie los chciał, żeby w spanikowanymtłumie natknęła się nie na niego.A może i tak wszystko było przesądzone.Ciszę przerwałaBarska.- A ty możesz mi na coś odpowiedzieć? - spytała.- Szczerość za szczerość.- Dlaczego to robisz?- Jesteś zdziwiona? Spodziewałaś się morałów? Sceny zazdrości?- Szczerze mówiąc, bardziej tego, niż klucza od mieszkania.- Więc będę brutalnie szczery.To jest niesamowita fabuła.Jestem po prostu ciekawy,jakie będzie zakończenie.Cudowna przemiana Kuby Mazurka Matka ucieszyła się na jego widok, ale też niepotrafiła ukryć lekkiego zdenerwowania.- Pan Dulemba jest u nas - powiedziała.Wolała uprzedzić go od razu.- Zaprosiłam gona kolację.- Z żoną?Anna Mazurkowa zaczerwieniła się.Nie wiedziała, co odpowiedzieć.- Przepraszam, mama.Głupi żart.Pocałował ją w policzek.Wydawało się, że była tym o wiele bardziej oszołomiona niżjego poprzednim odezwaniem się.- Nie masz nic przeciw temu, że zjemy razem?- Absolutnie.Pod warunkiem, że wystarczy także dla mnie.- No wiesz?Matka wyglądała na osobę, która poczuła wielką ulgę, a równocześnie niezmiernezdziwienie.Kuba zostawił plecak w przedpokoju i wszedł do salonu.- Dzień dobry panu - powiedział uprzejmie.Dulemba był nie mniej zdziwiony, niż przed chwilą Mazurkowa.Podniósł się z fotelai niepewnie wyciągnął rękę.- Witaj, Kuba.I co tam? - spytał bezsensownie.- Panie, w polityce? Nic nowego.Zdaje się, że ćpuny trzymają się mocno.Przepraszam, to miał być dowcip.- Mimo zaawansowanej starczej demencji domyśliłem się tego.A nie śmieję się, bo to,niestety, prawda.- Orka na ugorze, co?- Wiem, że niezbyt cenisz to, co robię.- Nie, dlaczego.- Słyszałem, że moja sztuka ci się nie podobała.- Sztuka może być, tylko w ten happy end nie wierzę.- Jaki happy end? Przecież dziewczyna umiera.- Ale facet doznaje cudownego uzdrowienia.To ściema.Znaczy, fałszpsychologiczny.Moim zdaniem.- A ja wierzę, że każdy może się wyleczyć.- Zwiat jest pełny odwrotnych przykładów.- Bo za mało się wszyscy staramy.To jest właśnie misją mojego teatru.Sprawić, żebyludzie więcej się starali.- Utopia.Obaj się męczyli.Brnęli w tę rozmowę na siłę, żeby nie zamilknąć.- Przecież ty, Kuba, swoim artykułem też próbowałeś się starać.Kuba machnął ręką.- Nie ma o czym mówić.Narobiłem tylko ludziom zadymy.- Myślę, że się mylisz.Mnie, w każdym razie, bardzo się to podobało.Prawdziwieszlachetny, młodzieńczy gniew.- %7łartuje pan ze mnie?- Wcale nie - zaprzeczył Dulemba gorąco.- Naprawdę cię podziwiałem.Myślę, żeobaj, każdy na swój sposób, próbujemy się starać.Brakowało im już pomysłów do dalszej rozmowy.Na szczęście Mazurkowa podałakolację.Widać było jej staranie, żeby z dwóch porcji mięsa i ziemniaków zrobić trzy,nadrabiając podwójną ilością sałatki z pomidorów i papryki.- A wiesz, Kuba, że znów pytała o ciebie policja? - Matka wydusiła to wreszcie zsiebie.- Skąd mogę wiedzieć.Czego znowu chcieli?- Może ty nam powiesz?- Ja nie mam pojęcia.A oni nie mówili?- Podobno zaginęła ta dziewczyna.- Jaka dziewczyna?- Nie pamiętam nazwiska.Ta, którą w zimie zgwałcili.- A, %7łmijka.No i co?- Nie wiem.Zdaje się, mieli podejrzenie, że pojechaliście razem.- Ja? Ze %7łmijką Huber? Popatrz na mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]