[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Barwiła lukier na czerwono, gdy do kuchni weszła siostra przełożona.Wszystkie rozmowy ucichły,wszystkie oczy skierowały się na nią.Nie często tu zaglądała.Skinęła na Zuzannę, która, zaskoczona, zdjęłafartuch i poszła za przełożoną do jej gabinetu.Czekały tam już siostra Agatha i siostra infirmerka. Usiądz, moje dziecko.Zuzanna przycupnęła na brzeżku krzesła. Moje drogie dziecko zaczęła przełożona poważnym tonem przed chwilą zatelefonował domnie profesor Jonathan Brooks.Znasz go, prawda? Tak wydusiła przez ściśnięte gardło.Złe przeczucia opadły ją jak rój wściekłych os. Przekazał mi bardzo złą wiadomość.Tragiczną wiadomość siostra przełożona urwała, ale zarazzebrała siły i ciągnęła dalej: Samolot, którym lecieli twoi rodzice i twoja siostra, rozbił się zaraz po starcie zlotniska Tempelhof.Nikt się nie uratował.Wszyscy zginęli na miejscu. A moja babcia.babcia Jadwiga?Siostra przełożona była wyraznie zaskoczona. Pan Brooks mówił tylko o twoich rodzicach i siostrze.Może nie leciała z nimi. Miała lecieć głos się jej załamał. Moje dziecko, pamiętaj, że nasze zgromadzenie, a ten klasztor w szczególności, zawsze będzie two-im domem. A moja babcia.?Siostra Agatha podeszła, nachyliła się i przytuliła ją mocno.Zuzanna poczuła, jak w jej brzuchu rodzisię krzyk.Potężniał w piersiach, a gdy chciała go stłumić w gardle, o mało jej nie udusił.Poczerwieniała, naczole zabłysły jej krople potu.Nagle otworzyła usta i zaczęła wyć jak zwierzę.RLT28Na pogrzeb przyszedł tłum ludzi.Piotr Borucki i jakiś bardzo wysoki ciemnowłosy mężczyzna prowa-dzili utykającą babkę Jadwigę.Na skręconej kostce, która uratowała jej życie, miała gruby opatrunek.Zuzannaszła pod rękę z Hanką.Przez czarną woalkę niewiele widziała.Grudniowy dzień był szary.Nisko wiszącechmury co chwilę obsypywały żałobników drobnym śniegiem.Trzy urny zostały złożone do rodzinnego grobowca Hulewiczów.Czy na pewno zawierały prochy ro-dziców i Justyny? Czy to miało jakieś znaczenie?Pan Podoski w imieniu rodziny podziękował za odprowadzenie zmarłych w ostatnią drogę i zaprosił dosiebie na stypę.Koledzy Justyny ze studiów, lekarze i znajomi rodziców rozmawiali przyciszonymi głosami w małymsaloniku.W większym siedziała babka Jadwiga, z nieruchomą twarzą, i Zuzanną, niewierząca, że to, co widzi,dzieje się naprawdę.Mnóstwo ludzi podchodziło do nich, panowie całowali rękę babki, panie mocno przytulały Zuzannę,szepcząc słowa pociechy i współczucia.W końcu, ku ogromnej uldze Zuzanny, goście zaczęli się żegnać z go-spodarzem i wychodzić.W salonie pozostały one dwie w grubej czerni, pan Podoski, Hanka i jej mąż.Tamci troje coś mówili, oczymś babkę przekonywali, a ona tylko od czasu do czasu bez słowa potrząsała głową.Zuzanna z wielkim tru-dem się skupiła i zrozumiała, że zapraszają je obie do Różan, teraz, od razu, na święta i na tak długo, jak paniebędą chciały, choćby na zawsze". Będę z nim całe święta", pomyślała i zaraz tak się zawstydziła swej nikczemności, że się rozpłakała.Hanka rzuciła się ją pocieszać, a babka powiedziała: Sama nie wiem.Pan Podoski po raz setny ucałował jej ręce. Droga, najdroższa pani Jadwigo.Nie ma się nad czym zastanawiać.Przecież my jesteśmy jak rodzi-na.Jak moglibyśmy siąść do wigilii, wiedząc, że panie.I jeszcze pani noga.Zaraz posyłam pani Marcysię zmoją Dosią na Stradom, niech pakują, co tam trzeba na pierwsze dni, potem przywiezie się resztę.I od razuwsiadamy do auta.Nie dając jej czasu na protesty, wszystko zarządził, szofer pojechał z dwiema służącymi do ich miesz-kania, a kolację jedli już razem w Różanach.Zwięta minęły białe i śnieżne, ciche ze względu na ich żałobę.W styczniu babka i Hanka, po rozmowie z Zuzanną, napisały do klasztoru w Penzance, informując, żeZuzanna nie wróci do szkoły, i dziękując za opiekę nad nią [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Barwiła lukier na czerwono, gdy do kuchni weszła siostra przełożona.Wszystkie rozmowy ucichły,wszystkie oczy skierowały się na nią.Nie często tu zaglądała.Skinęła na Zuzannę, która, zaskoczona, zdjęłafartuch i poszła za przełożoną do jej gabinetu.Czekały tam już siostra Agatha i siostra infirmerka. Usiądz, moje dziecko.Zuzanna przycupnęła na brzeżku krzesła. Moje drogie dziecko zaczęła przełożona poważnym tonem przed chwilą zatelefonował domnie profesor Jonathan Brooks.Znasz go, prawda? Tak wydusiła przez ściśnięte gardło.Złe przeczucia opadły ją jak rój wściekłych os. Przekazał mi bardzo złą wiadomość.Tragiczną wiadomość siostra przełożona urwała, ale zarazzebrała siły i ciągnęła dalej: Samolot, którym lecieli twoi rodzice i twoja siostra, rozbił się zaraz po starcie zlotniska Tempelhof.Nikt się nie uratował.Wszyscy zginęli na miejscu. A moja babcia.babcia Jadwiga?Siostra przełożona była wyraznie zaskoczona. Pan Brooks mówił tylko o twoich rodzicach i siostrze.Może nie leciała z nimi. Miała lecieć głos się jej załamał. Moje dziecko, pamiętaj, że nasze zgromadzenie, a ten klasztor w szczególności, zawsze będzie two-im domem. A moja babcia.?Siostra Agatha podeszła, nachyliła się i przytuliła ją mocno.Zuzanna poczuła, jak w jej brzuchu rodzisię krzyk.Potężniał w piersiach, a gdy chciała go stłumić w gardle, o mało jej nie udusił.Poczerwieniała, naczole zabłysły jej krople potu.Nagle otworzyła usta i zaczęła wyć jak zwierzę.RLT28Na pogrzeb przyszedł tłum ludzi.Piotr Borucki i jakiś bardzo wysoki ciemnowłosy mężczyzna prowa-dzili utykającą babkę Jadwigę.Na skręconej kostce, która uratowała jej życie, miała gruby opatrunek.Zuzannaszła pod rękę z Hanką.Przez czarną woalkę niewiele widziała.Grudniowy dzień był szary.Nisko wiszącechmury co chwilę obsypywały żałobników drobnym śniegiem.Trzy urny zostały złożone do rodzinnego grobowca Hulewiczów.Czy na pewno zawierały prochy ro-dziców i Justyny? Czy to miało jakieś znaczenie?Pan Podoski w imieniu rodziny podziękował za odprowadzenie zmarłych w ostatnią drogę i zaprosił dosiebie na stypę.Koledzy Justyny ze studiów, lekarze i znajomi rodziców rozmawiali przyciszonymi głosami w małymsaloniku.W większym siedziała babka Jadwiga, z nieruchomą twarzą, i Zuzanną, niewierząca, że to, co widzi,dzieje się naprawdę.Mnóstwo ludzi podchodziło do nich, panowie całowali rękę babki, panie mocno przytulały Zuzannę,szepcząc słowa pociechy i współczucia.W końcu, ku ogromnej uldze Zuzanny, goście zaczęli się żegnać z go-spodarzem i wychodzić.W salonie pozostały one dwie w grubej czerni, pan Podoski, Hanka i jej mąż.Tamci troje coś mówili, oczymś babkę przekonywali, a ona tylko od czasu do czasu bez słowa potrząsała głową.Zuzanna z wielkim tru-dem się skupiła i zrozumiała, że zapraszają je obie do Różan, teraz, od razu, na święta i na tak długo, jak paniebędą chciały, choćby na zawsze". Będę z nim całe święta", pomyślała i zaraz tak się zawstydziła swej nikczemności, że się rozpłakała.Hanka rzuciła się ją pocieszać, a babka powiedziała: Sama nie wiem.Pan Podoski po raz setny ucałował jej ręce. Droga, najdroższa pani Jadwigo.Nie ma się nad czym zastanawiać.Przecież my jesteśmy jak rodzi-na.Jak moglibyśmy siąść do wigilii, wiedząc, że panie.I jeszcze pani noga.Zaraz posyłam pani Marcysię zmoją Dosią na Stradom, niech pakują, co tam trzeba na pierwsze dni, potem przywiezie się resztę.I od razuwsiadamy do auta.Nie dając jej czasu na protesty, wszystko zarządził, szofer pojechał z dwiema służącymi do ich miesz-kania, a kolację jedli już razem w Różanach.Zwięta minęły białe i śnieżne, ciche ze względu na ich żałobę.W styczniu babka i Hanka, po rozmowie z Zuzanną, napisały do klasztoru w Penzance, informując, żeZuzanna nie wróci do szkoły, i dziękując za opiekę nad nią [ Pobierz całość w formacie PDF ]