[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydało się jej nawet, żedostrzega w niej pewne podobieństwo do mamy.Pierwsi pasażerowie już szli do wyjścia.Ruth pośpiesz-nie ruszyła w ich kierunku.Mocny uścisk jej dłoni dobitnieświadczył, jak bardzo była spięta.Mimochodem Bobbie przyjrzała się przechodzącym.Naraz jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.Co tu robią jejrodzice, dziadek, Samantha? Instynktownie odwróciła siędo Ruth, by jej to wyjaśniła.i oniemiała.Ruth z napięciemwpatrywała się w wysokiego, postawnego, siwego męż-czyznę, zamykającego pochód.Gdy doszedł do barierki,wyciągnął ku niej ręce i zawołał cicho: Ruth.moja mała Ruth! Grant! podejrzanie łamiącym się głosem odpowie-działa Ruth i wpadła w jego ramiona.Bobbie przyglądała się im z otwartymi ustami.Niezważając na obecność rodziny, pobłażliwe i zaciekawioneuśmieszki przechodzących, obejmowali się jak nastolatki,z niedowierzaniem dotykając swoich twarzy, jakby nadalnie wierzyli, że to nie sen, że to jest naprawdę; śmiechmieszał się ze łzami, z czułościami wypowiadanymi głosemzdławionym ze wzruszenia.Patrząc na nich, Bobbie poczuła łzy w oczach.Takapowinna być miłość.Nie.Mocno zagryzła wargi.PrzecieżLuke mnie nie kocha, przemawiała do siebie w duchu.Dziadek i Ruth to zupełnie co innego. Och, Grant, wcale się nie zmieniłeś! dobiegło jątkliwe stwierdzenie Ruth. Ty też nie cicho odpowiedział Grant, ujmując w obiedłonie jej twarz i patrząc na nią czule. Nadal wyglądaszdokładnie tak samo jak dziewczyna, jaką pamiętam. Och, Grant. Głos jej drżał. Nie jestem już tamtądziewczyną. Jesteś kobietą, którą kocham przerwał jej stanowczo. Kobietą, którą zawsze kochałem i zawsze będę ko-chać.I którą boję się pocałować na oczach wszystkich, bynie poczuła się zażenowana. Och, Grant! Ruth zarumieniła się, brakowało jej tchu. Taka jest prawda spokojnie, bez śladu zmieszania,potwierdził Grant. Minęło tak strasznie dużo czasu, a dlamnie nigdy nie istniał nikt inny tylko ty. Nadal nie mogę uwierzyć, że to jest naprawdę, że to niesen. Głos się jej łamał. Kiedy Olivia powiedziała, żedziadek Bobbie prosi mnie do telefonu, nie miałam pojęcia. Nie wyobrażasz sobie, jak się bałem, że odwiesiszsłuchawkę miękko wtrącił Grant. Ale gdy tylko dowie-działem się o planie naszych pannic, nie miałem wątpliwo-ści, że muszę mu zapobiec. Od razu poznałam twój głos wyznała Ruth. Tylkonadal nie mogłam uwierzyć. Już i tak straciliśmy tyle lat.I nie chcę zmarnować anijednej sekundy z tego, co nam pozostało uśmiechnął sięGrant. Już nie jestem młodzieńcem. Dla mnie jesteś szepnęła, ciągle jeszcze oszołomionanieprawdopodobnym rozwojem wydarzeń.I choć Grantwymógł, by ani słówkiem nie zdradziła się przed Bobbie, todochowanie tajemnicy nie przyszło jej łatwo.Tak bardzochciała rozmawiać z nią o Grancie.o nich wszystkich, alenajbardziej o nim, i o ich dziecku.jej córeczce, mamieBobbie i Samanthy.Z zachwytem patrzyła na Granta.Wysoki, wyprostowany,o srebrzystych włosach i oczach pełnych ciepła.jak dawniej.Jego zapach, dotyk, pocałunki.Znów czuła się jak tamtadziewczyna sprzed lat, tylko tym razem.Wiedziała, że czasunie da się cofnąć, że zmieniły się realia, pojawili nowi ludzie.Nieśmiało, trwożnie, zerknęła na piękną kobietę o pło-miennych włosach, stojącą w otoczeniu męża i córek, alejakby nieświadomą ich obecności.Ruth zagryzła usta.Rozmawiały ze sobą przez telefon, wszystko zostałowyjaśnione, mimo to. Sarah Jane! zawołała cicho i z wahaniem wyciągnęłaku niej ręce. Ruth.mamo. Moja najdroższa córeczko! Ruth zamknęła oczy,radosne łzy popłynęły jej po policzkach, kiedy gorąco objęłaswoją dorosłą już ćorkę, swoją małą dziewczynkę, którąostatni raz trzymała w ramionach, gdy miała zaledwie paręgodzin, parę dni, ale która miała ten sam zapamiętany przeznią dziecięcy zapach, ten zapach, który rozpoznałaby za-wsze, wszędzie.I powiedziała do niej ,,mamo .Ze wzruszeniem tuliła jądo siebie. Moja kochana, najdroższa szeptała. Jak mogłaśmyśleć, że ja ciebie nie chciałam.że cię nie kochałam. Ujęła w dłonie jej twarz, zajrzała głęboko w oczy. Niebyło dnia, bym o tobie nie myślała.nocy, bym się za ciebienie modliła, prosiła Boga, byś była szczęśliwa i dobrze ci sięwiodło.Płakałam z tęsknoty za tobą.Każde urodziny, każdarocznica.Przyzywałam cię myślą, przesyłałam ci mojąmiłość.I tak bardzo pragnęłam cię poznać, ujrzeć, cośo tobie usłyszeć.Oddałam cię, bo naprawdę wierzyłam, żerobię to dla twojego dobra, że tak będzie dla ciebienajlepiej.Bobbie, która stała blisko, z trudem hamowała łzy.Ojciec leciutko dotknął jej ramienia. Chodzmy powiedział cicho. Zostawmy ich nachwilę.Zresztą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Wydało się jej nawet, żedostrzega w niej pewne podobieństwo do mamy.Pierwsi pasażerowie już szli do wyjścia.Ruth pośpiesz-nie ruszyła w ich kierunku.Mocny uścisk jej dłoni dobitnieświadczył, jak bardzo była spięta.Mimochodem Bobbie przyjrzała się przechodzącym.Naraz jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.Co tu robią jejrodzice, dziadek, Samantha? Instynktownie odwróciła siędo Ruth, by jej to wyjaśniła.i oniemiała.Ruth z napięciemwpatrywała się w wysokiego, postawnego, siwego męż-czyznę, zamykającego pochód.Gdy doszedł do barierki,wyciągnął ku niej ręce i zawołał cicho: Ruth.moja mała Ruth! Grant! podejrzanie łamiącym się głosem odpowie-działa Ruth i wpadła w jego ramiona.Bobbie przyglądała się im z otwartymi ustami.Niezważając na obecność rodziny, pobłażliwe i zaciekawioneuśmieszki przechodzących, obejmowali się jak nastolatki,z niedowierzaniem dotykając swoich twarzy, jakby nadalnie wierzyli, że to nie sen, że to jest naprawdę; śmiechmieszał się ze łzami, z czułościami wypowiadanymi głosemzdławionym ze wzruszenia.Patrząc na nich, Bobbie poczuła łzy w oczach.Takapowinna być miłość.Nie.Mocno zagryzła wargi.PrzecieżLuke mnie nie kocha, przemawiała do siebie w duchu.Dziadek i Ruth to zupełnie co innego. Och, Grant, wcale się nie zmieniłeś! dobiegło jątkliwe stwierdzenie Ruth. Ty też nie cicho odpowiedział Grant, ujmując w obiedłonie jej twarz i patrząc na nią czule. Nadal wyglądaszdokładnie tak samo jak dziewczyna, jaką pamiętam. Och, Grant. Głos jej drżał. Nie jestem już tamtądziewczyną. Jesteś kobietą, którą kocham przerwał jej stanowczo. Kobietą, którą zawsze kochałem i zawsze będę ko-chać.I którą boję się pocałować na oczach wszystkich, bynie poczuła się zażenowana. Och, Grant! Ruth zarumieniła się, brakowało jej tchu. Taka jest prawda spokojnie, bez śladu zmieszania,potwierdził Grant. Minęło tak strasznie dużo czasu, a dlamnie nigdy nie istniał nikt inny tylko ty. Nadal nie mogę uwierzyć, że to jest naprawdę, że to niesen. Głos się jej łamał. Kiedy Olivia powiedziała, żedziadek Bobbie prosi mnie do telefonu, nie miałam pojęcia. Nie wyobrażasz sobie, jak się bałem, że odwiesiszsłuchawkę miękko wtrącił Grant. Ale gdy tylko dowie-działem się o planie naszych pannic, nie miałem wątpliwo-ści, że muszę mu zapobiec. Od razu poznałam twój głos wyznała Ruth. Tylkonadal nie mogłam uwierzyć. Już i tak straciliśmy tyle lat.I nie chcę zmarnować anijednej sekundy z tego, co nam pozostało uśmiechnął sięGrant. Już nie jestem młodzieńcem. Dla mnie jesteś szepnęła, ciągle jeszcze oszołomionanieprawdopodobnym rozwojem wydarzeń.I choć Grantwymógł, by ani słówkiem nie zdradziła się przed Bobbie, todochowanie tajemnicy nie przyszło jej łatwo.Tak bardzochciała rozmawiać z nią o Grancie.o nich wszystkich, alenajbardziej o nim, i o ich dziecku.jej córeczce, mamieBobbie i Samanthy.Z zachwytem patrzyła na Granta.Wysoki, wyprostowany,o srebrzystych włosach i oczach pełnych ciepła.jak dawniej.Jego zapach, dotyk, pocałunki.Znów czuła się jak tamtadziewczyna sprzed lat, tylko tym razem.Wiedziała, że czasunie da się cofnąć, że zmieniły się realia, pojawili nowi ludzie.Nieśmiało, trwożnie, zerknęła na piękną kobietę o pło-miennych włosach, stojącą w otoczeniu męża i córek, alejakby nieświadomą ich obecności.Ruth zagryzła usta.Rozmawiały ze sobą przez telefon, wszystko zostałowyjaśnione, mimo to. Sarah Jane! zawołała cicho i z wahaniem wyciągnęłaku niej ręce. Ruth.mamo. Moja najdroższa córeczko! Ruth zamknęła oczy,radosne łzy popłynęły jej po policzkach, kiedy gorąco objęłaswoją dorosłą już ćorkę, swoją małą dziewczynkę, którąostatni raz trzymała w ramionach, gdy miała zaledwie paręgodzin, parę dni, ale która miała ten sam zapamiętany przeznią dziecięcy zapach, ten zapach, który rozpoznałaby za-wsze, wszędzie.I powiedziała do niej ,,mamo .Ze wzruszeniem tuliła jądo siebie. Moja kochana, najdroższa szeptała. Jak mogłaśmyśleć, że ja ciebie nie chciałam.że cię nie kochałam. Ujęła w dłonie jej twarz, zajrzała głęboko w oczy. Niebyło dnia, bym o tobie nie myślała.nocy, bym się za ciebienie modliła, prosiła Boga, byś była szczęśliwa i dobrze ci sięwiodło.Płakałam z tęsknoty za tobą.Każde urodziny, każdarocznica.Przyzywałam cię myślą, przesyłałam ci mojąmiłość.I tak bardzo pragnęłam cię poznać, ujrzeć, cośo tobie usłyszeć.Oddałam cię, bo naprawdę wierzyłam, żerobię to dla twojego dobra, że tak będzie dla ciebienajlepiej.Bobbie, która stała blisko, z trudem hamowała łzy.Ojciec leciutko dotknął jej ramienia. Chodzmy powiedział cicho. Zostawmy ich nachwilę.Zresztą [ Pobierz całość w formacie PDF ]