[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poza tym potrzebował kogoś, kto wrzucałby chleb przez zsyp, kiedy go nie było.Mimo wszystko, Biel wykazała się nieskazitelnym gustem, wybierając Marissię.Chociażpo dziesięciu latach jej ciało było mu niemal tak dobrze znane jak jego własne, nadal sprawiał muradość widok jej smukłych krągłości.Wsunęła się do wanny za nim, trzymając mydło i myjkę, izaczęła myć mu plecy i ramiona. Zatem dziś wieczór, po kolacji.Daj znać Bieli, że chciałbym się z nią zobaczyć w ciągugodziny. Tak, lordzie Pryzmacie.Coś jeszcze, zanim przekażę wiadomości? Możesz już mówić. Pański ojciec pragnie z lordem rozmawiać.Gavin zazgrzytał zębami. Będzie musiał poczekać.Uniósł rękę, kiedy Marissia zaczęła mu myć pachę. A Biel pragnie ci przypomnieć, że obiecałeś po powrocie poprowadzić wykład dla tejbandy nadfioletów. Do diabła.Skąd w ogóle wiedziała, że już wrócił? %7łyczysz sobie, lordzie Pryzmacie, żebym umyła ci włosy?Gavin nie miał na nic większej ochoty jak na to, żeby nacieszyć się towarzystwemMarissii, a potem odpoczywać w gorącej kąpieli aż do wieczora, ale musiał coś załatwić, zanimporozmawia z Bielą, zanim spotka się z całym Spektrum i z pewnością zanim porozmawia zojcem. Nie ma czasu powiedział, próbując zdławić narastającą panikę, zignorować ciężar napiersi na myśl o tym, co musi zrobić.Namydliła mu pierś; jej ciało było ciepłe i śliskie, kiedy ocierała się o jego plecy.Miękkie,dające ukojenie.Prawie wystarczało, żeby się odprężył.Pocałowała go w kark, co zawszeprzyprawiało go o dreszczyk, i przesunęła paznokciami po namydlonej piersi, brzuchu i niżej.Pocałowała go znowu w szyję, zawahała się.W tym wahaniu zawierało się pytanie.Jęknął żałośnie. Nie, na to też nie ma czasu.Jak dobrze znała go Marissia? Często, kiedy brakowało czasu na spotkania albo inneobowiązki, na to nadal się znajdował.Często? Niemal zawsze.Zcisnęła go pod wodą, zawahała się jeszcze raz, jakby chciała powiedzieć: Twoje ustamówią nie, ale coś innego woła tak, poproszę!.Potem jednak pocałowała go znowu w kark,ledwie musnęła i zaczęła zmywać mydło z jego ciała. Bardzo tęskniłam, Lordzie Pryzmacie powiedziała cicho.Skończyła i wyszła z wanny. Wyłożę ubrania powiedziała, wycierając się szybko.Potem owinęła się ręcznikiem w pasie ipodeszła do szafy, by wybrać dla niego rzeczy.Patrzył na nią z podziwem, ale zaraz się otrząsnął.Nie będę w stanie zasznurować spodni, jeśli będę się tak gapił.Wyłożyła ubrania i podeszła z powrotem do wanny, kiedy Gavin wstał, ale machnął ręką dzisiaj może się sam wytrzeć.Marissia ubrała się w czasie, w którym Gavin zdążył wytrzeć pierś.A potem wyszła.Ubrawszy się, Gavin otworzył małą szafkę, ostrożnie zdjął z półek złożoną bieliznępościelową, odniósł je do drugiej szafy, gdzie wszystko starannie ułożył.Potem zdjął półki iwsunął je do wnęki na drugim końcu pokoju.W efekcie otrzymał otwartą przestrzeń w szafiesięgającej mu ledwie do piersi.Zabiegi te trochę trwały, ale chodziło o to, żeby nikt nie odkryłjego sekretu.Gdyby ktoś tu wszedł podczas jego nieobecności, pokój musiałby wyglądać nacałkiem pusty.Gdyby pomieszczenie przeszukano, nikt nie mógł znalezć niczego, cowyglądałoby niecodziennie.To było warte dodatkowego czasu i odrobiny wysiłku.Gavin wykrzesał niebiesko-zieloną płytę dopasowaną do stóp, szerokości ramion i z dziurąpośrodku.A potem, wsuwając magiczną pochodnię za pasek i biorąc płytę do ręki, zgarbił się iwszedł do szafy.Zamknął za sobą drzwi.Podłoga pod jego stopami pstryknęła.Dla zachowaniatajemnicy zaprojektował ją tak, by nie otworzyła się, dopóki drzwi nie zostaną zamknięte.Zgarbiony znalazł hak, wyciągnął go, po czym przeciągnął przez dziurę w płycie i zaczepił o pas.Upuścił płytę, ustawił stopy we wgłębieniach.Jego projekt bazował na pomyśle wind w wieży,ale uprościł go, bo nie miał nikogo, kto zajmowałby się jej mechanizmem, ani miejsca naprzeciwwagę.Zasadniczo składał się z lin schodzących w ciemność i bloczka na górze.Teraz najbardziej przerażająca część.Gavin pchnął podłogę, żeby otworzyła się szerzej.ipoleciał jak kamień w ciemność.Bloczek zawirował ze świstem, ale wysoki pisk szybko ucichł, gdy Gavin opadł niżej.Niebyło żadnego oporu.Spadał coraz szybciej i szybciej.Wyjął niebieską magiczną pochodnię izłamał ją, uderzając o nogę.Szyb windy, który sam wyciął w sercu Chromerii, miał ledwiepółtora kroku szerokości.Nie było tu na co patrzeć tylko gładko wycięty kamień i lina: jednajej część śmigała ze świstem w górę, a druga pędziła w dół razem z Gavinem.Sięgnął po hamulec przy pasku, ale ten ruch sprawił, że przechyliła się płyta umocowanado jego stóp i jednym końcem dotknęła ściany.Tarcie sprawiło, że ta część płyty skoczyła dogóry, a Gavin walnął o skałę po drugiej stronie.Hamulec wytoczył mu się z palców.iwylądował na płycie.Gavin natychmiast po niego sięgnął.Nie udało mu się.Podciągnął kolana,plecami szorując po gładkiej ścianie, i złapał hamulec.Powoli wyprostował się, złapał hak, przyczepił płytę do hamulca i zarzucił go na śmigająceliny.Zacisnął hamulec, doskonale zdając sobie sprawę, że jeśli nie zahamuje szybko, to uderzy odno szybu z nieprawdopodobną prędkością, ale jeżeli zahamuje za wcześnie, to połamie albopłytę, albo nogi.Z nogami trzęsącymi się z wysiłku, kiedy próbował ustać w czasie gwałtownegohamowania, minął pięć szerokich białych linii namalowanych na ścianach szybu.To byłoostrzeżenie, że prawie dotarł do dna.Chwilę potem minął cztery szerokie linie.Nadal zjeżdżał zaszybko.Trzy.Dwie.No dobrze, już było niezle.Jedna.Uderzył o posadzkę z zaskakująco bolesnym łoskotem.W naturalnym odruchu chciał sięprzeturlać, co niespecjalnie mu wyszło, bo nie miał odrobiny luzu na linie.Poleciał na plecy iwylądował na magicznej pochodni.Natychmiast przepaliła mu koszulę.Gavin skoczył z krzykiem na równe nogi.Na szczęście, materiał nie zajął się ogniem.Obejrzał czerwone oparzenie na żebrach.Bardzo bolesne, ale nic naprawdę poważnego.Wypiąłsię z windy.Pomieszczenia na dnie szybu windowego miało tylko cztery kroki kwadratowe.Gavin gonie dostrzegał.W niebieskim świetle magicznej pochodni podszedł do niebieskiej ściany.Podjego dotykiem stała się przezroczysta, ale za nią nic nie było.Na razie.Powoli, zawsze takpowoli, komnata naprzeciwko podniosła się z miejsca spoczynku i obróciła, przyjmując właściwąpozycję.To było największe dzieło Gavina.Stworzył je w ciągu miesiąca szaleńczej pracy,wkładając w to całą wiedzę.Jednakże za każdym razem, kiedy przyzywał niebieską komnatę,zaciskało mu się serce.I dziś także.Ruch, z jakim niebieska komnata unosiła się i obracała,musiał być powolny, żeby mężczyzna wewnątrz nie wiedział nawet, że się porusza.Z drugiej strony, Gavin miał wtedy pięć minut, w czasie których nie pozostawało mu nicinnego jak czekać.Dzisiaj będzie pusta.Dobry Orholamie.Gavinowi pierś się zacisnęła.Niemógł oddychać.Pomieszczenie było za małe.Brakowało powierza.Oddychaj, Gavinie,Oddychaj.Odmaluj na twarzy nonszalancję, i to grubą warstwą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Poza tym potrzebował kogoś, kto wrzucałby chleb przez zsyp, kiedy go nie było.Mimo wszystko, Biel wykazała się nieskazitelnym gustem, wybierając Marissię.Chociażpo dziesięciu latach jej ciało było mu niemal tak dobrze znane jak jego własne, nadal sprawiał muradość widok jej smukłych krągłości.Wsunęła się do wanny za nim, trzymając mydło i myjkę, izaczęła myć mu plecy i ramiona. Zatem dziś wieczór, po kolacji.Daj znać Bieli, że chciałbym się z nią zobaczyć w ciągugodziny. Tak, lordzie Pryzmacie.Coś jeszcze, zanim przekażę wiadomości? Możesz już mówić. Pański ojciec pragnie z lordem rozmawiać.Gavin zazgrzytał zębami. Będzie musiał poczekać.Uniósł rękę, kiedy Marissia zaczęła mu myć pachę. A Biel pragnie ci przypomnieć, że obiecałeś po powrocie poprowadzić wykład dla tejbandy nadfioletów. Do diabła.Skąd w ogóle wiedziała, że już wrócił? %7łyczysz sobie, lordzie Pryzmacie, żebym umyła ci włosy?Gavin nie miał na nic większej ochoty jak na to, żeby nacieszyć się towarzystwemMarissii, a potem odpoczywać w gorącej kąpieli aż do wieczora, ale musiał coś załatwić, zanimporozmawia z Bielą, zanim spotka się z całym Spektrum i z pewnością zanim porozmawia zojcem. Nie ma czasu powiedział, próbując zdławić narastającą panikę, zignorować ciężar napiersi na myśl o tym, co musi zrobić.Namydliła mu pierś; jej ciało było ciepłe i śliskie, kiedy ocierała się o jego plecy.Miękkie,dające ukojenie.Prawie wystarczało, żeby się odprężył.Pocałowała go w kark, co zawszeprzyprawiało go o dreszczyk, i przesunęła paznokciami po namydlonej piersi, brzuchu i niżej.Pocałowała go znowu w szyję, zawahała się.W tym wahaniu zawierało się pytanie.Jęknął żałośnie. Nie, na to też nie ma czasu.Jak dobrze znała go Marissia? Często, kiedy brakowało czasu na spotkania albo inneobowiązki, na to nadal się znajdował.Często? Niemal zawsze.Zcisnęła go pod wodą, zawahała się jeszcze raz, jakby chciała powiedzieć: Twoje ustamówią nie, ale coś innego woła tak, poproszę!.Potem jednak pocałowała go znowu w kark,ledwie musnęła i zaczęła zmywać mydło z jego ciała. Bardzo tęskniłam, Lordzie Pryzmacie powiedziała cicho.Skończyła i wyszła z wanny. Wyłożę ubrania powiedziała, wycierając się szybko.Potem owinęła się ręcznikiem w pasie ipodeszła do szafy, by wybrać dla niego rzeczy.Patrzył na nią z podziwem, ale zaraz się otrząsnął.Nie będę w stanie zasznurować spodni, jeśli będę się tak gapił.Wyłożyła ubrania i podeszła z powrotem do wanny, kiedy Gavin wstał, ale machnął ręką dzisiaj może się sam wytrzeć.Marissia ubrała się w czasie, w którym Gavin zdążył wytrzeć pierś.A potem wyszła.Ubrawszy się, Gavin otworzył małą szafkę, ostrożnie zdjął z półek złożoną bieliznępościelową, odniósł je do drugiej szafy, gdzie wszystko starannie ułożył.Potem zdjął półki iwsunął je do wnęki na drugim końcu pokoju.W efekcie otrzymał otwartą przestrzeń w szafiesięgającej mu ledwie do piersi.Zabiegi te trochę trwały, ale chodziło o to, żeby nikt nie odkryłjego sekretu.Gdyby ktoś tu wszedł podczas jego nieobecności, pokój musiałby wyglądać nacałkiem pusty.Gdyby pomieszczenie przeszukano, nikt nie mógł znalezć niczego, cowyglądałoby niecodziennie.To było warte dodatkowego czasu i odrobiny wysiłku.Gavin wykrzesał niebiesko-zieloną płytę dopasowaną do stóp, szerokości ramion i z dziurąpośrodku.A potem, wsuwając magiczną pochodnię za pasek i biorąc płytę do ręki, zgarbił się iwszedł do szafy.Zamknął za sobą drzwi.Podłoga pod jego stopami pstryknęła.Dla zachowaniatajemnicy zaprojektował ją tak, by nie otworzyła się, dopóki drzwi nie zostaną zamknięte.Zgarbiony znalazł hak, wyciągnął go, po czym przeciągnął przez dziurę w płycie i zaczepił o pas.Upuścił płytę, ustawił stopy we wgłębieniach.Jego projekt bazował na pomyśle wind w wieży,ale uprościł go, bo nie miał nikogo, kto zajmowałby się jej mechanizmem, ani miejsca naprzeciwwagę.Zasadniczo składał się z lin schodzących w ciemność i bloczka na górze.Teraz najbardziej przerażająca część.Gavin pchnął podłogę, żeby otworzyła się szerzej.ipoleciał jak kamień w ciemność.Bloczek zawirował ze świstem, ale wysoki pisk szybko ucichł, gdy Gavin opadł niżej.Niebyło żadnego oporu.Spadał coraz szybciej i szybciej.Wyjął niebieską magiczną pochodnię izłamał ją, uderzając o nogę.Szyb windy, który sam wyciął w sercu Chromerii, miał ledwiepółtora kroku szerokości.Nie było tu na co patrzeć tylko gładko wycięty kamień i lina: jednajej część śmigała ze świstem w górę, a druga pędziła w dół razem z Gavinem.Sięgnął po hamulec przy pasku, ale ten ruch sprawił, że przechyliła się płyta umocowanado jego stóp i jednym końcem dotknęła ściany.Tarcie sprawiło, że ta część płyty skoczyła dogóry, a Gavin walnął o skałę po drugiej stronie.Hamulec wytoczył mu się z palców.iwylądował na płycie.Gavin natychmiast po niego sięgnął.Nie udało mu się.Podciągnął kolana,plecami szorując po gładkiej ścianie, i złapał hamulec.Powoli wyprostował się, złapał hak, przyczepił płytę do hamulca i zarzucił go na śmigająceliny.Zacisnął hamulec, doskonale zdając sobie sprawę, że jeśli nie zahamuje szybko, to uderzy odno szybu z nieprawdopodobną prędkością, ale jeżeli zahamuje za wcześnie, to połamie albopłytę, albo nogi.Z nogami trzęsącymi się z wysiłku, kiedy próbował ustać w czasie gwałtownegohamowania, minął pięć szerokich białych linii namalowanych na ścianach szybu.To byłoostrzeżenie, że prawie dotarł do dna.Chwilę potem minął cztery szerokie linie.Nadal zjeżdżał zaszybko.Trzy.Dwie.No dobrze, już było niezle.Jedna.Uderzył o posadzkę z zaskakująco bolesnym łoskotem.W naturalnym odruchu chciał sięprzeturlać, co niespecjalnie mu wyszło, bo nie miał odrobiny luzu na linie.Poleciał na plecy iwylądował na magicznej pochodni.Natychmiast przepaliła mu koszulę.Gavin skoczył z krzykiem na równe nogi.Na szczęście, materiał nie zajął się ogniem.Obejrzał czerwone oparzenie na żebrach.Bardzo bolesne, ale nic naprawdę poważnego.Wypiąłsię z windy.Pomieszczenia na dnie szybu windowego miało tylko cztery kroki kwadratowe.Gavin gonie dostrzegał.W niebieskim świetle magicznej pochodni podszedł do niebieskiej ściany.Podjego dotykiem stała się przezroczysta, ale za nią nic nie było.Na razie.Powoli, zawsze takpowoli, komnata naprzeciwko podniosła się z miejsca spoczynku i obróciła, przyjmując właściwąpozycję.To było największe dzieło Gavina.Stworzył je w ciągu miesiąca szaleńczej pracy,wkładając w to całą wiedzę.Jednakże za każdym razem, kiedy przyzywał niebieską komnatę,zaciskało mu się serce.I dziś także.Ruch, z jakim niebieska komnata unosiła się i obracała,musiał być powolny, żeby mężczyzna wewnątrz nie wiedział nawet, że się porusza.Z drugiej strony, Gavin miał wtedy pięć minut, w czasie których nie pozostawało mu nicinnego jak czekać.Dzisiaj będzie pusta.Dobry Orholamie.Gavinowi pierś się zacisnęła.Niemógł oddychać.Pomieszczenie było za małe.Brakowało powierza.Oddychaj, Gavinie,Oddychaj.Odmaluj na twarzy nonszalancję, i to grubą warstwą [ Pobierz całość w formacie PDF ]