[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez kilka chwil poruszał się niezgrabnie, potykając się i zataczając w nieudanychpróbach utrzymania równowagi i to w zasadzie wystarczyło.Nie zdołał przebiec nawet kilkumetrów.Silne uderzenie, które poczuł na plecach, powaliło go ponownie na trawnik.Zaryłtwarzą w ziemię, na chwilę tracąc oddech, a kiedy odwracał się już ku rozgwieżdżonemu niebu,zdążył jeszcze ujrzeć szary kształt, który błyskawicznie spadł na niego i przysłonił sobą resztęświata.To była Gisela.Przygniotła go ciężarem swojego ciała, opierając bezpalce stopy o jego barki.Przykucnęła, przyjmując pozę przypominającą kamienne posągi gargulców na dachachśredniowiecznych katedr, twarz pochyliła tak nisko, że czuł, jak jej oddech mierzwi mu włosy.Pomiędzy rozchylonymi udami dostrzegł czerń nabrzmiałego, wydatnego sromu; błyszczałwilgocią, a kilka wiotkich macek zagłębiało się w jego wnętrzu, poruszając się w przód i w tył.Gisela syknęła coś niezrozumiale i szybkim ruchem chwyciła jego głowę w swe zniekształconedłonie; palce oplotły ją ciasno niemal w całości, kciuki wcisnęły się w oczodoły.Wrzasnął,kiedy z cichym puf pękły jego gałki oczne.A potem dziewczyna wyrwała mu głowę." " "Z trzaskiem rozdzieranego, mokrego płótna i głośnym dzwiękiem pękających kości ciałomężczyzny rozdzieliło się, a dziki wrzask utonął w odrażającym bulgocie, który powstał, kiedykrew zalała mu krtań, by po chwili ucichnąć zupełnie.Ksymena z zadowoleniem przypatrywałasię, jak siostra powoli, tryumfalnie prostuje się, wciąż jeszcze trzymając w dłoniach głowęnieszczęśnika; twarz wykrzywioną miał w grymasie krzyku.Ze strzępów szyi wystawały lśniąceszkarłatem kości kręgosłupa oraz kołysały się resztki przełyku i krtani.Gisela odrzuciła głowę wgłąb ogrodu i odwróciła się do siostry.Na jej ustach gościł pełen rozmarzenia, radosny uśmiech.Ksymena zbliżyła się do niej, wpatrując się z rozchylonymi ustami w szkarłatną posokę, poczym podniosła wzrok.Gisela widząc w oczach siostry niewypowiedzianą prośbę, pochyliła sięponownie i zanurzyła dłoń w strumieniu krwi tryskającej z kikuta szyi leżącego mężczyzny,który nie tak dawno dawał jej rozkosz i zaspokojenie.Podniosła się i wysunęła lśniącą w księżycowej poświacie dłoń w stronę Ksymeny.Ta zwdzięcznością oblizała ją wiotkim językiem, a zaraz potem wsunęła palce siostry do swoich ust.Z przymkniętymi oczami delektowała się lekko słodkawym smakiem, mrucząc cicho jakzadowolona z wyrafinowanych pieszczot kocica.Gisela zeszła z bezgłowego ciała i cofnęła dłoń.Przez chwilę przyglądały się sobie w milczeniu,rozumiejąc bez słów, a potem równocześnie jak na dany znak objęły się, przylegając do siebiejak para kochanek rozdzielona na zbyt długi czas.Ich zaczerwienione od krwi wargi złączyły się,igrając w sobie tylko znanej, uwodzicielskiej grze, języki muskały się wzajemnie to wewnątrzust, to znów na zewnątrz.Oddychając szybko Gisela zlizywała krople krwi z twarzy siostry, razpo raz chwytając zębami jej dolną wargę i lekko przygryzając.Ksymena pozwalała jej na toprzez jakiś czas, a potem otworzyła zielone oczy i cofnęła się nieznacznie.Raz jeszcze, zwypiekami na policzkach, pociągnęła językiem po rozchylonych ustach siostry, po czym obieroześmiały się wiedząc już, że mają przed sobą upojną noc.Wylewająca się z ciała i wsiąkająca w trawnik krew Adama Nowakowskiego powoli zaczynałakrzepnąć.Budzik na nocnym stoliku sypialni Ksymeny, przy łóżku na którym jeszcze kilkaminut temu byli parą nienasyconych kochanków, wskazywał właśnie drugą po północy." " "Cmentarz pogrążony był w absolutnym mroku; tylko księżyc oświetlał nieśmiało rzędyprzekrzywionych, miejscami zmurszałych nagrobków i krzyży dumnie wznoszących się nadmogiłami.Pasma bladej mgły przepływały delikatnie w przerwach między grobami, zwilżająckępki traw wystające ze szczelin w ziemi lub kamieniach mogił.Marmurowe posągi aniołów,strzegące wejść do rodzinnego grobowca na tyłach nekropolii zdawały się być pogrążone weśnie.Panującą wokół ciszę zakłócały jedynie świerszcze oraz pewne odgłosy, które dobiegając zpółnocnej części cmentarza mogły zwykłego człowieka przyprawić o ciarki.Ksymena siedziała na wysokim krzyżu i wachlowała się lekko skrzydłami, trzymając w dłoniachna pół przegniłe ramię jakiegoś nieboszczyka.Pod nią leżała roztrzaskana trumna, którą chwilętemu wyciągnęła z ziemi i otworzyła silnym uderzeniem o pobliską nagrobną płytę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Przez kilka chwil poruszał się niezgrabnie, potykając się i zataczając w nieudanychpróbach utrzymania równowagi i to w zasadzie wystarczyło.Nie zdołał przebiec nawet kilkumetrów.Silne uderzenie, które poczuł na plecach, powaliło go ponownie na trawnik.Zaryłtwarzą w ziemię, na chwilę tracąc oddech, a kiedy odwracał się już ku rozgwieżdżonemu niebu,zdążył jeszcze ujrzeć szary kształt, który błyskawicznie spadł na niego i przysłonił sobą resztęświata.To była Gisela.Przygniotła go ciężarem swojego ciała, opierając bezpalce stopy o jego barki.Przykucnęła, przyjmując pozę przypominającą kamienne posągi gargulców na dachachśredniowiecznych katedr, twarz pochyliła tak nisko, że czuł, jak jej oddech mierzwi mu włosy.Pomiędzy rozchylonymi udami dostrzegł czerń nabrzmiałego, wydatnego sromu; błyszczałwilgocią, a kilka wiotkich macek zagłębiało się w jego wnętrzu, poruszając się w przód i w tył.Gisela syknęła coś niezrozumiale i szybkim ruchem chwyciła jego głowę w swe zniekształconedłonie; palce oplotły ją ciasno niemal w całości, kciuki wcisnęły się w oczodoły.Wrzasnął,kiedy z cichym puf pękły jego gałki oczne.A potem dziewczyna wyrwała mu głowę." " "Z trzaskiem rozdzieranego, mokrego płótna i głośnym dzwiękiem pękających kości ciałomężczyzny rozdzieliło się, a dziki wrzask utonął w odrażającym bulgocie, który powstał, kiedykrew zalała mu krtań, by po chwili ucichnąć zupełnie.Ksymena z zadowoleniem przypatrywałasię, jak siostra powoli, tryumfalnie prostuje się, wciąż jeszcze trzymając w dłoniach głowęnieszczęśnika; twarz wykrzywioną miał w grymasie krzyku.Ze strzępów szyi wystawały lśniąceszkarłatem kości kręgosłupa oraz kołysały się resztki przełyku i krtani.Gisela odrzuciła głowę wgłąb ogrodu i odwróciła się do siostry.Na jej ustach gościł pełen rozmarzenia, radosny uśmiech.Ksymena zbliżyła się do niej, wpatrując się z rozchylonymi ustami w szkarłatną posokę, poczym podniosła wzrok.Gisela widząc w oczach siostry niewypowiedzianą prośbę, pochyliła sięponownie i zanurzyła dłoń w strumieniu krwi tryskającej z kikuta szyi leżącego mężczyzny,który nie tak dawno dawał jej rozkosz i zaspokojenie.Podniosła się i wysunęła lśniącą w księżycowej poświacie dłoń w stronę Ksymeny.Ta zwdzięcznością oblizała ją wiotkim językiem, a zaraz potem wsunęła palce siostry do swoich ust.Z przymkniętymi oczami delektowała się lekko słodkawym smakiem, mrucząc cicho jakzadowolona z wyrafinowanych pieszczot kocica.Gisela zeszła z bezgłowego ciała i cofnęła dłoń.Przez chwilę przyglądały się sobie w milczeniu,rozumiejąc bez słów, a potem równocześnie jak na dany znak objęły się, przylegając do siebiejak para kochanek rozdzielona na zbyt długi czas.Ich zaczerwienione od krwi wargi złączyły się,igrając w sobie tylko znanej, uwodzicielskiej grze, języki muskały się wzajemnie to wewnątrzust, to znów na zewnątrz.Oddychając szybko Gisela zlizywała krople krwi z twarzy siostry, razpo raz chwytając zębami jej dolną wargę i lekko przygryzając.Ksymena pozwalała jej na toprzez jakiś czas, a potem otworzyła zielone oczy i cofnęła się nieznacznie.Raz jeszcze, zwypiekami na policzkach, pociągnęła językiem po rozchylonych ustach siostry, po czym obieroześmiały się wiedząc już, że mają przed sobą upojną noc.Wylewająca się z ciała i wsiąkająca w trawnik krew Adama Nowakowskiego powoli zaczynałakrzepnąć.Budzik na nocnym stoliku sypialni Ksymeny, przy łóżku na którym jeszcze kilkaminut temu byli parą nienasyconych kochanków, wskazywał właśnie drugą po północy." " "Cmentarz pogrążony był w absolutnym mroku; tylko księżyc oświetlał nieśmiało rzędyprzekrzywionych, miejscami zmurszałych nagrobków i krzyży dumnie wznoszących się nadmogiłami.Pasma bladej mgły przepływały delikatnie w przerwach między grobami, zwilżająckępki traw wystające ze szczelin w ziemi lub kamieniach mogił.Marmurowe posągi aniołów,strzegące wejść do rodzinnego grobowca na tyłach nekropolii zdawały się być pogrążone weśnie.Panującą wokół ciszę zakłócały jedynie świerszcze oraz pewne odgłosy, które dobiegając zpółnocnej części cmentarza mogły zwykłego człowieka przyprawić o ciarki.Ksymena siedziała na wysokim krzyżu i wachlowała się lekko skrzydłami, trzymając w dłoniachna pół przegniłe ramię jakiegoś nieboszczyka.Pod nią leżała roztrzaskana trumna, którą chwilętemu wyciągnęła z ziemi i otworzyła silnym uderzeniem o pobliską nagrobną płytę [ Pobierz całość w formacie PDF ]