[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapadło milczenie.Porzycki czuł, iż przekroczył granice, że powiedział to, czego wobec matki wymówić nie powinien.Strona 1680Ona zaś zmartwiała, bynajmniej nie uspokojona, lecz przeciwnie, nagle przypuszczającamożliwość tego najstraszniejszego faktu, który dla niej poza uświęconym związkiem przybierałrozmiar zbrodni.I ogarnęła ją ogromna trwoga o tamtą kobietę i o to dziecko, które stały nad przepaścią.Kobietaprzez możność upadku - dziecko przez stanie się córką kobiety upadłej.Zwróciła strwożone oczy ku synowi.- Lulu!Szybko zbliżył się ku niej i przy jej kolanach na ziemi przysiadł.- Co, matuś?- Może.może byś wyjechał?- Ja? po co?.- Widzisz.ja się lękam.- O mnie?- Nie.O - nie, o Tuśkę - o Pitę!Zaczął się śmiać, nawet dość szczerze.- Ale nie bój się, mateczko! Nic im się nie stanie.Zresztą one jadą.- Kiedy?- W tych dniach.Odetchnęła z uczuciem ulgi.- Chwała Bogu!Zerwał się z miejsca, wykręcił pirueta.- Tak! A teraz proszę zażyć fenacetyny i położyć się na chwileczkę.Proszę mi oddać ten anonim.Włożę go w kopertę od papieru Rigollot i odeślę pani Warchlakowskiej.Trzeba oddać Cezarowi, cojest Cezara.- Proszę cię, nie rób tego.- Dlaczego?- Mścić się będzie jeszcze gorzej.Egoizmem męskim uniesiony, zawołał z lekceważeniem.- Ja sobie drwię z tego.- Mnie o ciebie nie chodzi, ale o panią %7łebrowską.Strona 1690- E! i ona drwić sobie będzie.Porzycka, która już wstała i przy stole przygotowywała sobie proszek, zapytała nagle:- A jej mąż?Nastąpiła chwila milczenia.To słowo, wpadające nagle w tę sprawę niezbyt czystą, przywodziło ze sobą wspomnienie oistnieniu człowieka, o którym wszyscy zapominać się zdawali.- Jej mąż? - podjął wreszcie.- Jej mąż, jeżeli jest człowiekiem uczciwym, nic sobie z plotek robićnie będzie!Głos jego był jakiś niepewny.Czuć było, iż w to, co mówi, nie bardzo wierzy i że pragnie po prostuprzerwać przykrą dla niego rozmowę.Za chwilę rzeczywiście wyprowadził rower i pognał na nimjak szalony w stronę miasta.Porzycka jednak uspokoić się nie mogła.Postanowiła nie mówić nic Tuśce o otrzymaniu anonimu, pragnęła jednak przed wyjazdemzapewnić się, iż nie stanie się nic takiego, co może zniszczyć spokój całej rodziny i zatruć kobieciejej przyszłość.Z oczyma utkwionymi w ginącym w mroku obrazku Matki Bożej, który Lulu zawsze i wszędzie z jejwoli miał nad łóżkiem, leży Porzycka, szarpana wielkim niepokojem.To brzydkie, to ludzkie, tozakrywane do tej chwili przed nią - zdrada, wiarołomstwo, naruszenie przysięgi zaczyna tłoczyć sięku niej widmami o trujących, strasznych oddechach.Okalają ją wieńcem, wypełzają z kątów.A ona- kobieta siwa, zwiędły kwiat mogilny - drży przed ich zbliżeniem.I obrony innej nie widzi, tylko ten drobny obrazek w pluszowej ramce, emaliowany, z któregowygląda twarz słodka i jasna jak futrzana gwiazdka.- Matko Boża!.broń ich! broń!.Zciemnia się zupełnie.Razem z tą ciemnią, jaka zapadła na tę chatę góralską, jakaś tragicznośćzaczyna upiornie rozpościerać swe skrzydła.Porzycka czuje się bezsilną.Rozumie, iż życie jej nie było tą prawdziwą cząstką wybujałości irzeczywistych treści życiowych.Przeszła jak cień w swej uczciwej białej szacie kochanej żony imatki.Dobrocią swoją i nieskalaną bielą swej duszy przeszkadzała często spełnieniu się czynówzłych, lecz były to czyny drobne, nic nie znaczące wobec spiętrzenia się groznych fal namiętności,niepowściągalnych, ścierających się w centrze życiowego terenu.Czy jej słaba, blada i smutna dobroć potrafi zażegnać choćby tę ciemnię tragiczną, wśród którejcoraz silniej rozwijają się złe instynkty mieszkańców tej chaty?Czy ona to może?.Słyszy, iż po dziedzińcu chodzi Tuśka i syn jej - chodzą rozmawiając przyciszonym głosem.Niesłyszy wyrazów, ale sam ton ją trwoży.Nie wie - ale może tak rozmawiają właśnie ludzie wprzededniu upadku.Wstaje szybko, narzuca okrycie, wychodzi przed dom.Oddalili się.Zniknęli w ciemni, wśród belek nagromadzonych do budowy nowego domu.Strona 1700Zmieją się.Słychać głos Lulu.Wtóruje mu Tuśka.A potem nastaje znów cisza.Porzycka powoli przyzwyczajasię do ciemności.Dostrzega syna, Tuśkę, jak oparci o belkę, nadzwyczaj blisko, prawie przytulenido siebie znów coś szepcą.- Matko Boska! chroń ich!.Na niebie wyiskrzyły się gwiazdy.Od świeżo skoszonej łączki zanosi sianem, aż serce podrywa.Porzyckiej opadły ręce.Stoi coraz więcej smutna i bezradna.- Co począć?Nagle jakaś drobna rączka wsuwa się jej pod ramię.Mała postać lgnie ku niej jak kwiatek wichremprzygnany.I głosik cichutki:- Już panią głowa nie boli?Pita w swym na ramiona żakieciku tuli się do niej nieśmiało.Porzycką ogarnia jakieś wielkierozrzewnienie.Obejmuje dziewczynkę i osłania połą swej peleryny.- Nie, Pitusiu - głowa mnie nie boli.Ale.Urywa.Chce powiedzieć dziecku, że jest smutna, i powstrzymuje się.- Po co ją dręczyć?.- myśli.Ale Pita spod fałd okrycia podnosi ku niej swą bladą, anielską twarzyczkę.- Pani smutna? - pyta.Porzycka z rozrzewnieniem zwraca się ku dziecku.- Tak, Pito.jestem smutna.Pita ma tak wielki takt, że nie zapytuje: Co pani jest?, tylko silniej przytula się do swej nowejprzyjaciółki.- Może pani pokazać Wielki Wóz - proponuje uprzejmie o!.tu - te trzy gwiazdy to dyszel - a tukoła.proszę, niech pani patrzy.Ku gwiazdom zwraca swe promienne, błękitne oczy i ku gwiazdom w swej czystości anielskiejniesie jakby na skrzydłach smutek tej starej kobiety.- A ta gwiazda, która jak brylant świeci, o.tu.to się nazywa.Obie patrzą teraz na gwiazdy i na obu twarzach blask płonących w górze świateł zdaje się miećStrona 1710odbicie w jasnej czystości ich zrenic.XXVIJak cień biały tak przemknęła Porzycka przez Obidowską chałupę.Tych dni kilka spłynęło srebrną strugą, ożywczą i miłą.Ostatnie chwile były cokolwiek zasępione i już sztuczna atmosfera zaczynała przebijać się corazsilniej.Porzycki powiedział Tuśce o anonimie, lecz milczącą ugodą nikt, gdy byli wspólnie zebrani, niemówił o tej ohydzie.Tylko Tuśka akcentowała ciągle swój przyszły wyjazd.Nie oznaczała jednak daty.Gdy naglona przez Porzycką, aby razem wyjechały, czuła, iż musi zdecydować się na cośstanowczego, odpowiedziała:- Czekam na list od męża!Porzycka czasem porywała się, jakby chciała wywołać u Tuśki poryw szczerości.Z taką chęcią,choć przykro jej to było, rozwinęłaby całą sprawę - uprosiła, uspokoiła siebie i swoją myśl, któraprzejmowała ją trwogą, dawniej jej nie znaną.Lecz Tuśka spowiła się w pancerz skrytości i wyciągnęła ze wszystkich szufladek swej duszynabytą latami sztukę pokrywania istotnego stanu rzeczy szablonowym uśmiechem.Bezwiednie nabierała zręczności Indianina, który prowadzi wojnę za pomocą genialnychpodstępów, zaszyty w trawę, na pozór zimny i wystygły.Wszystkie kobiety, nieprawnie zakochane, nagle objawiają takie zdolności strategiczne.Tworządokoła siebie wał nieprzebyty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Zapadło milczenie.Porzycki czuł, iż przekroczył granice, że powiedział to, czego wobec matki wymówić nie powinien.Strona 1680Ona zaś zmartwiała, bynajmniej nie uspokojona, lecz przeciwnie, nagle przypuszczającamożliwość tego najstraszniejszego faktu, który dla niej poza uświęconym związkiem przybierałrozmiar zbrodni.I ogarnęła ją ogromna trwoga o tamtą kobietę i o to dziecko, które stały nad przepaścią.Kobietaprzez możność upadku - dziecko przez stanie się córką kobiety upadłej.Zwróciła strwożone oczy ku synowi.- Lulu!Szybko zbliżył się ku niej i przy jej kolanach na ziemi przysiadł.- Co, matuś?- Może.może byś wyjechał?- Ja? po co?.- Widzisz.ja się lękam.- O mnie?- Nie.O - nie, o Tuśkę - o Pitę!Zaczął się śmiać, nawet dość szczerze.- Ale nie bój się, mateczko! Nic im się nie stanie.Zresztą one jadą.- Kiedy?- W tych dniach.Odetchnęła z uczuciem ulgi.- Chwała Bogu!Zerwał się z miejsca, wykręcił pirueta.- Tak! A teraz proszę zażyć fenacetyny i położyć się na chwileczkę.Proszę mi oddać ten anonim.Włożę go w kopertę od papieru Rigollot i odeślę pani Warchlakowskiej.Trzeba oddać Cezarowi, cojest Cezara.- Proszę cię, nie rób tego.- Dlaczego?- Mścić się będzie jeszcze gorzej.Egoizmem męskim uniesiony, zawołał z lekceważeniem.- Ja sobie drwię z tego.- Mnie o ciebie nie chodzi, ale o panią %7łebrowską.Strona 1690- E! i ona drwić sobie będzie.Porzycka, która już wstała i przy stole przygotowywała sobie proszek, zapytała nagle:- A jej mąż?Nastąpiła chwila milczenia.To słowo, wpadające nagle w tę sprawę niezbyt czystą, przywodziło ze sobą wspomnienie oistnieniu człowieka, o którym wszyscy zapominać się zdawali.- Jej mąż? - podjął wreszcie.- Jej mąż, jeżeli jest człowiekiem uczciwym, nic sobie z plotek robićnie będzie!Głos jego był jakiś niepewny.Czuć było, iż w to, co mówi, nie bardzo wierzy i że pragnie po prostuprzerwać przykrą dla niego rozmowę.Za chwilę rzeczywiście wyprowadził rower i pognał na nimjak szalony w stronę miasta.Porzycka jednak uspokoić się nie mogła.Postanowiła nie mówić nic Tuśce o otrzymaniu anonimu, pragnęła jednak przed wyjazdemzapewnić się, iż nie stanie się nic takiego, co może zniszczyć spokój całej rodziny i zatruć kobieciejej przyszłość.Z oczyma utkwionymi w ginącym w mroku obrazku Matki Bożej, który Lulu zawsze i wszędzie z jejwoli miał nad łóżkiem, leży Porzycka, szarpana wielkim niepokojem.To brzydkie, to ludzkie, tozakrywane do tej chwili przed nią - zdrada, wiarołomstwo, naruszenie przysięgi zaczyna tłoczyć sięku niej widmami o trujących, strasznych oddechach.Okalają ją wieńcem, wypełzają z kątów.A ona- kobieta siwa, zwiędły kwiat mogilny - drży przed ich zbliżeniem.I obrony innej nie widzi, tylko ten drobny obrazek w pluszowej ramce, emaliowany, z któregowygląda twarz słodka i jasna jak futrzana gwiazdka.- Matko Boża!.broń ich! broń!.Zciemnia się zupełnie.Razem z tą ciemnią, jaka zapadła na tę chatę góralską, jakaś tragicznośćzaczyna upiornie rozpościerać swe skrzydła.Porzycka czuje się bezsilną.Rozumie, iż życie jej nie było tą prawdziwą cząstką wybujałości irzeczywistych treści życiowych.Przeszła jak cień w swej uczciwej białej szacie kochanej żony imatki.Dobrocią swoją i nieskalaną bielą swej duszy przeszkadzała często spełnieniu się czynówzłych, lecz były to czyny drobne, nic nie znaczące wobec spiętrzenia się groznych fal namiętności,niepowściągalnych, ścierających się w centrze życiowego terenu.Czy jej słaba, blada i smutna dobroć potrafi zażegnać choćby tę ciemnię tragiczną, wśród którejcoraz silniej rozwijają się złe instynkty mieszkańców tej chaty?Czy ona to może?.Słyszy, iż po dziedzińcu chodzi Tuśka i syn jej - chodzą rozmawiając przyciszonym głosem.Niesłyszy wyrazów, ale sam ton ją trwoży.Nie wie - ale może tak rozmawiają właśnie ludzie wprzededniu upadku.Wstaje szybko, narzuca okrycie, wychodzi przed dom.Oddalili się.Zniknęli w ciemni, wśród belek nagromadzonych do budowy nowego domu.Strona 1700Zmieją się.Słychać głos Lulu.Wtóruje mu Tuśka.A potem nastaje znów cisza.Porzycka powoli przyzwyczajasię do ciemności.Dostrzega syna, Tuśkę, jak oparci o belkę, nadzwyczaj blisko, prawie przytulenido siebie znów coś szepcą.- Matko Boska! chroń ich!.Na niebie wyiskrzyły się gwiazdy.Od świeżo skoszonej łączki zanosi sianem, aż serce podrywa.Porzyckiej opadły ręce.Stoi coraz więcej smutna i bezradna.- Co począć?Nagle jakaś drobna rączka wsuwa się jej pod ramię.Mała postać lgnie ku niej jak kwiatek wichremprzygnany.I głosik cichutki:- Już panią głowa nie boli?Pita w swym na ramiona żakieciku tuli się do niej nieśmiało.Porzycką ogarnia jakieś wielkierozrzewnienie.Obejmuje dziewczynkę i osłania połą swej peleryny.- Nie, Pitusiu - głowa mnie nie boli.Ale.Urywa.Chce powiedzieć dziecku, że jest smutna, i powstrzymuje się.- Po co ją dręczyć?.- myśli.Ale Pita spod fałd okrycia podnosi ku niej swą bladą, anielską twarzyczkę.- Pani smutna? - pyta.Porzycka z rozrzewnieniem zwraca się ku dziecku.- Tak, Pito.jestem smutna.Pita ma tak wielki takt, że nie zapytuje: Co pani jest?, tylko silniej przytula się do swej nowejprzyjaciółki.- Może pani pokazać Wielki Wóz - proponuje uprzejmie o!.tu - te trzy gwiazdy to dyszel - a tukoła.proszę, niech pani patrzy.Ku gwiazdom zwraca swe promienne, błękitne oczy i ku gwiazdom w swej czystości anielskiejniesie jakby na skrzydłach smutek tej starej kobiety.- A ta gwiazda, która jak brylant świeci, o.tu.to się nazywa.Obie patrzą teraz na gwiazdy i na obu twarzach blask płonących w górze świateł zdaje się miećStrona 1710odbicie w jasnej czystości ich zrenic.XXVIJak cień biały tak przemknęła Porzycka przez Obidowską chałupę.Tych dni kilka spłynęło srebrną strugą, ożywczą i miłą.Ostatnie chwile były cokolwiek zasępione i już sztuczna atmosfera zaczynała przebijać się corazsilniej.Porzycki powiedział Tuśce o anonimie, lecz milczącą ugodą nikt, gdy byli wspólnie zebrani, niemówił o tej ohydzie.Tylko Tuśka akcentowała ciągle swój przyszły wyjazd.Nie oznaczała jednak daty.Gdy naglona przez Porzycką, aby razem wyjechały, czuła, iż musi zdecydować się na cośstanowczego, odpowiedziała:- Czekam na list od męża!Porzycka czasem porywała się, jakby chciała wywołać u Tuśki poryw szczerości.Z taką chęcią,choć przykro jej to było, rozwinęłaby całą sprawę - uprosiła, uspokoiła siebie i swoją myśl, któraprzejmowała ją trwogą, dawniej jej nie znaną.Lecz Tuśka spowiła się w pancerz skrytości i wyciągnęła ze wszystkich szufladek swej duszynabytą latami sztukę pokrywania istotnego stanu rzeczy szablonowym uśmiechem.Bezwiednie nabierała zręczności Indianina, który prowadzi wojnę za pomocą genialnychpodstępów, zaszyty w trawę, na pozór zimny i wystygły.Wszystkie kobiety, nieprawnie zakochane, nagle objawiają takie zdolności strategiczne.Tworządokoła siebie wał nieprzebyty [ Pobierz całość w formacie PDF ]