[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lokalne kartofliskazostały uratowane. Idę po ziemniaki.Tylko gdzie ten Karol? Przecież tu nie można się dżapodziać ! Pomóc ci? Mikołaj odstawił kieliszek. Nie trzeba.Przy okazji zobaczę, czy Ignac nie wyżarł wegetariańskich dań Spirosa.A właśnie, gdzie jest Ignac? Lepiej sprawdz, czy nie buszuje w lodówce poradził jej Mikołaj.Poderwała się i pobiegła truchtem do domu. Wszyscy nagle poginęli! Zirytowana zniknęła w ciemnościach.Ognisko lekko przygasało.Mikołaj z westchnieniem podniósł się z ławeczki i dołożyłdrewna.Gospodarskim okiem przyjrzał się jeszcze płonącym pochodniom i wymienił dwiedopalające się na nowe.Znowu zrobiło się jaśniej.Każda impreza w końcu wchodzi w fazę, gdy goście po kolei gdzieś znikają, pomyślałi poczuł się osamotniony.Humor trochę mu opadł, mięśnie się rozluzniły.Nalał sobie kolejnykieliszek wódki i szybko wypił.I wtedy usłyszał ten krzyk.Wszyscy usłyszeli.Regina wypadła z ciemności blada jak śmierć i zatrzymała się w kręgu światła. AAAA! AAAA! AAAA!Zacisnęła chude dłonie w pięści i krzyczała straszliwie.W blasku ogniska jej twarzbyła raz jaśniejsza, raz ginęła w cieniu, w oczach widziało się przerażenie. AAAAA! AAAA! AAAA!Doskoczył do niej Mikołaj i złapał ją za ramiona. Co się stało?!Kurczowo zacisnęła dłonie na rogach sweterka.Przez chwilę oddychała spazmatyczniei znowu zaczęła krzyczeć. Zabiła go! AAAA! AAAAA! AAAA!Mikołaj potrząsnął lekko. Powiedz, co się stało! O czym ty mówisz?! Ignac! Ignac! Leży! Zabiła go! Machnęła ręką za siebie. Co?! Kto go zabił? Irena! AAAAA! AAAA! AAAA!Zrobiło się nieziemskie zamieszanie.Mikołaj, nie wiedząc, jak uciszyć rozhisteryzowanąReginę, przytulił ją mocno do potężnej piersi.Po chwili rozpaczliwe Aaaa stało się corazcichsze, aż zmieniło się w żałosne kwilenie. Co się stało? Co się stało? Znajomi Janusza zbili się w gromadkę.Olga czknęła lekko. Hyk! Podobno Irena zabiła Ignaca.Pewnie wyżarł jej wszystko z lodówki.W zapadłej ciszy ktoś bąknął przepraszająco: Ja nie muszę jeść tych ziemniaków.Janusz się zdenerwował. Zgłupieliście? Jakie zabiła?! Gdzie on jest?!Regina, wtulona w Mikołaja, machnęła za siebie ręką. Tam!Janusz dramatycznym gestem położył sobie rękę na piersi.Wziął głęboki oddechi niczym w teatrze jednego aktora zaczął powoli iść przed siebie. Poderżnęła mu gardło! wysapała zduszonym głosem Regina w koszulę Mikołaja. Mnóstwo krwi! Janusz stanął w miejscu.Po chwili, nie odwracając się, zaczął iść do tyłu.Wracał.Krew? To nie dla mnie stwierdził stanowczo.Olga podniosła się z krzesełka i wyjęła pochodnię z najbliższego pieńka. Idziemy wszyscy zdecydowała i pierwsza ruszyła przed siebie.Ignaca znalezli niedaleko.Spoczywał na plecach, z rozrzuconymi bezładnie rękamii podkuloną nogą.Obok leżała papierowa tacka z niedojedzonymi kiełbaskami.Od ust porozcięcie koszuli pokryty był ciemną krwawą mazią.Ktoś jęknął. O w mordę! Jaką mordę?! rozległ się z tyłu niezadowolony głos Ireny. Ten temat jużprzerabialiśmy! Jesteście nudni! Mordy im się nie podobają!Nie musiała się przeciskać do przodu przez zbitą grupę, bo wszyscy się przed niąz respektem rozstąpili.Beznamiętnie popatrzyła na leżące bezwładnie ciało. Może tak byście go przenieśli w jakieś ustronne miejsce, co? Sama mam to zrobić?Janusz znowu sobie położył rękę na sercu. Irena.Ty to masz nerwy! A on słabą głowę.Tylko może trzeba go wytrzeć, żebyście się nie pobrudzili.Rozejrzała się i schyliła po liść łopianu.Wszyscy patrzyli bez słowa, jak podeszła do zwłoki klęknąwszy przy nich, zaczęła wycierać krwawą maz.Malarz nagle jęknął. %7łyje! Ktoś z tłumu westchnął i zachichotał nerwowo.Irena wyrzuciła pobrudzony liść. No! Gotowe.Mikołaj wysunął się z uścisku Reginy i pochylił nad rzekomym nieboszczykiem. Keczup zawyrokował i na dowód podniósł pobrudzoną tackę leżącą obok malarza. Musiał zaryć w nią twarzą, a potem przekręcił się na plecy i zasnął.Dla mnie bomba.Sambym mu nie zrobił lepszej charakteryzacji.Dzwignął z ziemi pijanego artystę i bez trudu przerzucił go sobie przez ramię.Ignacywyglądał jak myśliwskie trofeum.Na chwilę nawet odzyskał świadomość, a widząc Januszai Reginę idących tuż za postawnym fotografem, prychnął im prosto w nos. Sztuka! Słyszysz, kucharzu? A, i ty, stara panno? Sztuka!I odpłynął w niebyt.Goście, chichocząc, wrócili do ogniska, niespodziewana kryminalna atrakcja zaostrzyłaim apetyt.Będą pieczone ziemniaki!Mikołaj z przerzuconym przez ramię drobniutkim Ignacem szedł w stronę domu.Za nim maszerował Janusz i dreptała skrzywiona Regina. Co ci przyszło do głowy z tym mordowaniem? jęknął restaurator. Wiesz, jaksię zdenerwowałem? Bo ona.ona go chciała dzgnąć rożnem.I jak zobaczyłam tyle tej krwi. Keczupu mruknął Mikołaj, nie odwracając się. Wyglądało jak krew! No, ale Irena?! Ona by muchy nie skrzywdziła! A ty zaraz z takimi oskarżeniami! Janusz z dezaprobatą kręcił głową. Nie widziałeś jej z tym rożnem, jak chciała go dzgnąć! Renia, to się nazywa projekcja warknął Mikołaj. Mordować i dzgać chciałaś ty.Konkretnie mnie, tylko nie wiem za co.Zatrzymał się.Janusz spojrzał z ciekawością na Reginę, ale ta tylko zacisnęła ustaw wąską kreskę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Lokalne kartofliskazostały uratowane. Idę po ziemniaki.Tylko gdzie ten Karol? Przecież tu nie można się dżapodziać ! Pomóc ci? Mikołaj odstawił kieliszek. Nie trzeba.Przy okazji zobaczę, czy Ignac nie wyżarł wegetariańskich dań Spirosa.A właśnie, gdzie jest Ignac? Lepiej sprawdz, czy nie buszuje w lodówce poradził jej Mikołaj.Poderwała się i pobiegła truchtem do domu. Wszyscy nagle poginęli! Zirytowana zniknęła w ciemnościach.Ognisko lekko przygasało.Mikołaj z westchnieniem podniósł się z ławeczki i dołożyłdrewna.Gospodarskim okiem przyjrzał się jeszcze płonącym pochodniom i wymienił dwiedopalające się na nowe.Znowu zrobiło się jaśniej.Każda impreza w końcu wchodzi w fazę, gdy goście po kolei gdzieś znikają, pomyślałi poczuł się osamotniony.Humor trochę mu opadł, mięśnie się rozluzniły.Nalał sobie kolejnykieliszek wódki i szybko wypił.I wtedy usłyszał ten krzyk.Wszyscy usłyszeli.Regina wypadła z ciemności blada jak śmierć i zatrzymała się w kręgu światła. AAAA! AAAA! AAAA!Zacisnęła chude dłonie w pięści i krzyczała straszliwie.W blasku ogniska jej twarzbyła raz jaśniejsza, raz ginęła w cieniu, w oczach widziało się przerażenie. AAAAA! AAAA! AAAA!Doskoczył do niej Mikołaj i złapał ją za ramiona. Co się stało?!Kurczowo zacisnęła dłonie na rogach sweterka.Przez chwilę oddychała spazmatyczniei znowu zaczęła krzyczeć. Zabiła go! AAAA! AAAAA! AAAA!Mikołaj potrząsnął lekko. Powiedz, co się stało! O czym ty mówisz?! Ignac! Ignac! Leży! Zabiła go! Machnęła ręką za siebie. Co?! Kto go zabił? Irena! AAAAA! AAAA! AAAA!Zrobiło się nieziemskie zamieszanie.Mikołaj, nie wiedząc, jak uciszyć rozhisteryzowanąReginę, przytulił ją mocno do potężnej piersi.Po chwili rozpaczliwe Aaaa stało się corazcichsze, aż zmieniło się w żałosne kwilenie. Co się stało? Co się stało? Znajomi Janusza zbili się w gromadkę.Olga czknęła lekko. Hyk! Podobno Irena zabiła Ignaca.Pewnie wyżarł jej wszystko z lodówki.W zapadłej ciszy ktoś bąknął przepraszająco: Ja nie muszę jeść tych ziemniaków.Janusz się zdenerwował. Zgłupieliście? Jakie zabiła?! Gdzie on jest?!Regina, wtulona w Mikołaja, machnęła za siebie ręką. Tam!Janusz dramatycznym gestem położył sobie rękę na piersi.Wziął głęboki oddechi niczym w teatrze jednego aktora zaczął powoli iść przed siebie. Poderżnęła mu gardło! wysapała zduszonym głosem Regina w koszulę Mikołaja. Mnóstwo krwi! Janusz stanął w miejscu.Po chwili, nie odwracając się, zaczął iść do tyłu.Wracał.Krew? To nie dla mnie stwierdził stanowczo.Olga podniosła się z krzesełka i wyjęła pochodnię z najbliższego pieńka. Idziemy wszyscy zdecydowała i pierwsza ruszyła przed siebie.Ignaca znalezli niedaleko.Spoczywał na plecach, z rozrzuconymi bezładnie rękamii podkuloną nogą.Obok leżała papierowa tacka z niedojedzonymi kiełbaskami.Od ust porozcięcie koszuli pokryty był ciemną krwawą mazią.Ktoś jęknął. O w mordę! Jaką mordę?! rozległ się z tyłu niezadowolony głos Ireny. Ten temat jużprzerabialiśmy! Jesteście nudni! Mordy im się nie podobają!Nie musiała się przeciskać do przodu przez zbitą grupę, bo wszyscy się przed niąz respektem rozstąpili.Beznamiętnie popatrzyła na leżące bezwładnie ciało. Może tak byście go przenieśli w jakieś ustronne miejsce, co? Sama mam to zrobić?Janusz znowu sobie położył rękę na sercu. Irena.Ty to masz nerwy! A on słabą głowę.Tylko może trzeba go wytrzeć, żebyście się nie pobrudzili.Rozejrzała się i schyliła po liść łopianu.Wszyscy patrzyli bez słowa, jak podeszła do zwłoki klęknąwszy przy nich, zaczęła wycierać krwawą maz.Malarz nagle jęknął. %7łyje! Ktoś z tłumu westchnął i zachichotał nerwowo.Irena wyrzuciła pobrudzony liść. No! Gotowe.Mikołaj wysunął się z uścisku Reginy i pochylił nad rzekomym nieboszczykiem. Keczup zawyrokował i na dowód podniósł pobrudzoną tackę leżącą obok malarza. Musiał zaryć w nią twarzą, a potem przekręcił się na plecy i zasnął.Dla mnie bomba.Sambym mu nie zrobił lepszej charakteryzacji.Dzwignął z ziemi pijanego artystę i bez trudu przerzucił go sobie przez ramię.Ignacywyglądał jak myśliwskie trofeum.Na chwilę nawet odzyskał świadomość, a widząc Januszai Reginę idących tuż za postawnym fotografem, prychnął im prosto w nos. Sztuka! Słyszysz, kucharzu? A, i ty, stara panno? Sztuka!I odpłynął w niebyt.Goście, chichocząc, wrócili do ogniska, niespodziewana kryminalna atrakcja zaostrzyłaim apetyt.Będą pieczone ziemniaki!Mikołaj z przerzuconym przez ramię drobniutkim Ignacem szedł w stronę domu.Za nim maszerował Janusz i dreptała skrzywiona Regina. Co ci przyszło do głowy z tym mordowaniem? jęknął restaurator. Wiesz, jaksię zdenerwowałem? Bo ona.ona go chciała dzgnąć rożnem.I jak zobaczyłam tyle tej krwi. Keczupu mruknął Mikołaj, nie odwracając się. Wyglądało jak krew! No, ale Irena?! Ona by muchy nie skrzywdziła! A ty zaraz z takimi oskarżeniami! Janusz z dezaprobatą kręcił głową. Nie widziałeś jej z tym rożnem, jak chciała go dzgnąć! Renia, to się nazywa projekcja warknął Mikołaj. Mordować i dzgać chciałaś ty.Konkretnie mnie, tylko nie wiem za co.Zatrzymał się.Janusz spojrzał z ciekawością na Reginę, ale ta tylko zacisnęła ustaw wąską kreskę [ Pobierz całość w formacie PDF ]