[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tu nastąpiła długatyrada na temat rosnącego dystansu pomiędzy przedstawicielami różnychsfer społecznych i zawodów.Zadałam jedno ze swoich najowocniejszychpytań, a mianowicie (kiedy się streszcza rozmowy, to własne kwestie stająsię dobrze widoczne, niczym latarnie morskie): czy i jak łatwo jest czło-wiekowi zmienić swój status społeczny? Uruchomiło ono deszcz infor-macji, przyznajmy jednak, że ulewy w wykonaniu Webbów składają sięz wody sodowej.Ani nie są w stanie nikogo zatopić, ani napoić.Webb po-wiedział nam, ilu stypendiów udzielono w Londynie danego roku, a takżedał wykład na temat systemu edukacyjnego w West Sussex. Jeśli chodzio mnie stwierdził to urodziłem się zbyt wcześnie, żeby dobrze sko-rzystać z wykształcenia na poziomie średnim.Moi rodzice, sklepikarzez niższej klasy średniej, podobnie jak liczni przedstawiciele tej grupy, opę-tani byli ślepą determinacją, żeby jakoś wykształcić swoich synów, nie ma-jąc nawet cienia pomysłu, jak tego dokonać.Wymyślili, żeby mnie i bratawysłać do Francji i Niemiec, więc przynajmniej nauczyliśmy się francu-skiego i niemieckiego.Wciąż potrafię czytać w tych językach, choć nieczę-sto mi się to zdarza".Rozmowa musiała dotyczyć wyłącznie edukacji, boprzypominam sobie, że pani Webb obudziła się nagle i przedstawiła pogląddotyczący zwrotu Niemiec w niewłaściwą stronę", i sprostowała błędnemniemanie Younga na temat rozdziału pomiędzy charakterem a intelek-tem.On bowiem prostacko je rozdzielił i głosił coś, czego zupełnie niebył w stanie pojąć.Przebijała go swoim rapierem raz po raz, ale on się niepoddawał.Następnego dnia, który dla Webbów zaczął się podobno o 5.30, kiedyto pili w sypialni poranną herbatę, musiałam się wycofać, aby stoczyć bitwęz pewną bardzo oporną recenzją.Moje myśli zostały jednak całkowicie za-blokowane tupotem nóg pani Webb tam i z powrotem po tarasie i dzwię-kiem jej dość wysokiego i dość prześmiewczego głosu, którym przema-wiała do L., czekając na przyjście Webba, albo też na ustanie deszczu.Do421918lunchu spacerowali po wzgórzach.W tej chwili muszę opuścić całą masęrozmów i przyjąć, że Sidney, Beatrice i ja nadal siedzimy w ostrym słoń-cu przy drodze z widokiem na Tełscombe, paląc papierosy.Widok wzgórzw pełnej krasie skłonił panią Webb do przemowy na temat piękna przy-rody oraz do wspomnień z Indii, które to nachodzą ją podczas bezsen-nych nocy i więcej jej przysparzają rozkoszy niż rzeczywistość.Sidney, jakmożna zauważyć, nie posiada w ogóle zmysłu wzroku i nie pretenduje dojego posiadania.Pani Webb ma pewną przestrzeń przeznaczoną na naturę.Zatem przy wtórze ożywionych opowiadań o podróżach i pozbawionychszacunku dla władz brytyjskich wrażeniach ruszyliśmy do domu.Przyglą-dałam się im od tyłu, tej sfatygowanej, nieładnej, nie zadbanej parze, ma-szerującej owym lekko niepewnym krokiem ludzi, którzy właśnie zaczęlitracić siły, ona trzymała go kurczowo pod rękę, a przez tę swoją kancia-stość wyglądała na dużo starszą od niego.Ich ubrania sprawiały wrażenieniedokładnie odkurzonych, a wzrok mieli skierowany przed siebie.Takjak się spodziewałam, kiedy pani Webb oddaliła się wraz ze mną od resztyprzy kościele w S., padło kilka słów wypowiedzianych prywatnie do mnie.Spytała mnie o powieść, aja przedstawiłam jej starannie zaplanowaną fa-bułę.Zamierzam, tak przynajmniej jej powiedziałam, odkryć, jakie celepowodują ludzmi i czy są one iluzoryczne, czy prawdziwe.Odparła na-tychmiast: Moim życiem kierowały dwa cele: jednym z nich jest namięt-ność do badań metodami naukowymi, drugim powodowanie za pomo-cą tych badań dobroczynnych skutków społecznych".Jakoś zaraz potemzaczęła mnie ostrzegać przed trwonieniem energii na emocjonalne przy-jaznie.Człowiek powinien w życiu zaangażować się tylko w jeden wielki,osobisty związek, jak stwierdziła, a najwyżej dwa małżeństwo i rodzi-cielstwo.Małżeństwo jest niezbędne jako rura ściekowa dla uczuć, jakozabezpieczenie na stare lata, kiedy minie już fizyczna atrakcyjność, orazjako pomoc w pracy.Przedzierałyśmy się właśnie przez szlabany kolejowe,kiedy zauważyła: Tak, powiedziałabym, że wierny rodzinny sługa też bywystarczył", W starszym wieku, stwierdziła, człowiek robi się prawie doniczego; zastanawia się głównie nad tym, czy przyszłe życie jest możliwe,czy niemożliwe.Ta ponura wizja wpędzała mnie w coraz większe przygnę-bienie; częściowo, jak przypuszczam, z powodu egoistycznego poczucia,że ja sama nie istnieję w jej polu widzenia.Następnie zaczęliśmy snuć lek-43kie polityczne ploteczki oraz otwarliśmy rozdział wspomnień, którym panii pan Webb podzielili się równo.I do łóżka; a następnego ranka, ku memuprzerażeniu, pani Webb weszła mi do sypialni, by powiedzieć do widzenia,usadowiła całą rozciągłość swojej bezosobowości na brzegu łóżka i spoglą-dała ponad moje szuflady z pończochami i nocnik.Tyle czasu zabrało miopisanie tego wszystkiego, że obecnie mamy jużPONIEDZIAAEK, 23 WRZEZNIAi zebrało się tyle spraw, że właściwie nie mogę wziąć się nawet za pod-sumowanie wizyty Webbów, czego zamierzałam dokonać.Miałam zamiarpodkreślić pozytywne cechy, wynikające u nich z tak dobrze utrzymanych,lotnych intelektów; napisać, jakimi otwartymi umysłami się okazali, jakabsolutnie i konsekwentnie rozsądnymi.To słowo, uważam, wymagapodkreślenia.Zdrowy rozsądek z pewnością wydał mi się ich stałą ce-chą.Sidney jest z nich dwojga cieplejszy i bardziej ludzki, tak że możnaby wręcz popełnić niezręczność polubienia go osobiście, co w przypadkupani Webb dokonać się da tylko z wielką trudnością.Jakże stoicko oświad-czał, z tym swoim nieustannym uśmieszkiem, że teraz, kiedy są już posześćdziesiątce, w ciągu najbliższych pięciu lat mogą się spodziewać zawa-łu; gdybyjednak mógł negocjować z niebiańskim posłańcem, to dopro-wadziłby do tego, żeby umrzeć dokładnie w tym samym momencie, co małżonka".W zeszły wtorek byłam w Charleston i Quentin pokazywał mi swojemuszle; posiedziałam z Nessą i odkryłam przed nią swoje smutki, którymjej własne całkowicie dorównują [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Tu nastąpiła długatyrada na temat rosnącego dystansu pomiędzy przedstawicielami różnychsfer społecznych i zawodów.Zadałam jedno ze swoich najowocniejszychpytań, a mianowicie (kiedy się streszcza rozmowy, to własne kwestie stająsię dobrze widoczne, niczym latarnie morskie): czy i jak łatwo jest czło-wiekowi zmienić swój status społeczny? Uruchomiło ono deszcz infor-macji, przyznajmy jednak, że ulewy w wykonaniu Webbów składają sięz wody sodowej.Ani nie są w stanie nikogo zatopić, ani napoić.Webb po-wiedział nam, ilu stypendiów udzielono w Londynie danego roku, a takżedał wykład na temat systemu edukacyjnego w West Sussex. Jeśli chodzio mnie stwierdził to urodziłem się zbyt wcześnie, żeby dobrze sko-rzystać z wykształcenia na poziomie średnim.Moi rodzice, sklepikarzez niższej klasy średniej, podobnie jak liczni przedstawiciele tej grupy, opę-tani byli ślepą determinacją, żeby jakoś wykształcić swoich synów, nie ma-jąc nawet cienia pomysłu, jak tego dokonać.Wymyślili, żeby mnie i bratawysłać do Francji i Niemiec, więc przynajmniej nauczyliśmy się francu-skiego i niemieckiego.Wciąż potrafię czytać w tych językach, choć nieczę-sto mi się to zdarza".Rozmowa musiała dotyczyć wyłącznie edukacji, boprzypominam sobie, że pani Webb obudziła się nagle i przedstawiła pogląddotyczący zwrotu Niemiec w niewłaściwą stronę", i sprostowała błędnemniemanie Younga na temat rozdziału pomiędzy charakterem a intelek-tem.On bowiem prostacko je rozdzielił i głosił coś, czego zupełnie niebył w stanie pojąć.Przebijała go swoim rapierem raz po raz, ale on się niepoddawał.Następnego dnia, który dla Webbów zaczął się podobno o 5.30, kiedyto pili w sypialni poranną herbatę, musiałam się wycofać, aby stoczyć bitwęz pewną bardzo oporną recenzją.Moje myśli zostały jednak całkowicie za-blokowane tupotem nóg pani Webb tam i z powrotem po tarasie i dzwię-kiem jej dość wysokiego i dość prześmiewczego głosu, którym przema-wiała do L., czekając na przyjście Webba, albo też na ustanie deszczu.Do421918lunchu spacerowali po wzgórzach.W tej chwili muszę opuścić całą masęrozmów i przyjąć, że Sidney, Beatrice i ja nadal siedzimy w ostrym słoń-cu przy drodze z widokiem na Tełscombe, paląc papierosy.Widok wzgórzw pełnej krasie skłonił panią Webb do przemowy na temat piękna przy-rody oraz do wspomnień z Indii, które to nachodzą ją podczas bezsen-nych nocy i więcej jej przysparzają rozkoszy niż rzeczywistość.Sidney, jakmożna zauważyć, nie posiada w ogóle zmysłu wzroku i nie pretenduje dojego posiadania.Pani Webb ma pewną przestrzeń przeznaczoną na naturę.Zatem przy wtórze ożywionych opowiadań o podróżach i pozbawionychszacunku dla władz brytyjskich wrażeniach ruszyliśmy do domu.Przyglą-dałam się im od tyłu, tej sfatygowanej, nieładnej, nie zadbanej parze, ma-szerującej owym lekko niepewnym krokiem ludzi, którzy właśnie zaczęlitracić siły, ona trzymała go kurczowo pod rękę, a przez tę swoją kancia-stość wyglądała na dużo starszą od niego.Ich ubrania sprawiały wrażenieniedokładnie odkurzonych, a wzrok mieli skierowany przed siebie.Takjak się spodziewałam, kiedy pani Webb oddaliła się wraz ze mną od resztyprzy kościele w S., padło kilka słów wypowiedzianych prywatnie do mnie.Spytała mnie o powieść, aja przedstawiłam jej starannie zaplanowaną fa-bułę.Zamierzam, tak przynajmniej jej powiedziałam, odkryć, jakie celepowodują ludzmi i czy są one iluzoryczne, czy prawdziwe.Odparła na-tychmiast: Moim życiem kierowały dwa cele: jednym z nich jest namięt-ność do badań metodami naukowymi, drugim powodowanie za pomo-cą tych badań dobroczynnych skutków społecznych".Jakoś zaraz potemzaczęła mnie ostrzegać przed trwonieniem energii na emocjonalne przy-jaznie.Człowiek powinien w życiu zaangażować się tylko w jeden wielki,osobisty związek, jak stwierdziła, a najwyżej dwa małżeństwo i rodzi-cielstwo.Małżeństwo jest niezbędne jako rura ściekowa dla uczuć, jakozabezpieczenie na stare lata, kiedy minie już fizyczna atrakcyjność, orazjako pomoc w pracy.Przedzierałyśmy się właśnie przez szlabany kolejowe,kiedy zauważyła: Tak, powiedziałabym, że wierny rodzinny sługa też bywystarczył", W starszym wieku, stwierdziła, człowiek robi się prawie doniczego; zastanawia się głównie nad tym, czy przyszłe życie jest możliwe,czy niemożliwe.Ta ponura wizja wpędzała mnie w coraz większe przygnę-bienie; częściowo, jak przypuszczam, z powodu egoistycznego poczucia,że ja sama nie istnieję w jej polu widzenia.Następnie zaczęliśmy snuć lek-43kie polityczne ploteczki oraz otwarliśmy rozdział wspomnień, którym panii pan Webb podzielili się równo.I do łóżka; a następnego ranka, ku memuprzerażeniu, pani Webb weszła mi do sypialni, by powiedzieć do widzenia,usadowiła całą rozciągłość swojej bezosobowości na brzegu łóżka i spoglą-dała ponad moje szuflady z pończochami i nocnik.Tyle czasu zabrało miopisanie tego wszystkiego, że obecnie mamy jużPONIEDZIAAEK, 23 WRZEZNIAi zebrało się tyle spraw, że właściwie nie mogę wziąć się nawet za pod-sumowanie wizyty Webbów, czego zamierzałam dokonać.Miałam zamiarpodkreślić pozytywne cechy, wynikające u nich z tak dobrze utrzymanych,lotnych intelektów; napisać, jakimi otwartymi umysłami się okazali, jakabsolutnie i konsekwentnie rozsądnymi.To słowo, uważam, wymagapodkreślenia.Zdrowy rozsądek z pewnością wydał mi się ich stałą ce-chą.Sidney jest z nich dwojga cieplejszy i bardziej ludzki, tak że możnaby wręcz popełnić niezręczność polubienia go osobiście, co w przypadkupani Webb dokonać się da tylko z wielką trudnością.Jakże stoicko oświad-czał, z tym swoim nieustannym uśmieszkiem, że teraz, kiedy są już posześćdziesiątce, w ciągu najbliższych pięciu lat mogą się spodziewać zawa-łu; gdybyjednak mógł negocjować z niebiańskim posłańcem, to dopro-wadziłby do tego, żeby umrzeć dokładnie w tym samym momencie, co małżonka".W zeszły wtorek byłam w Charleston i Quentin pokazywał mi swojemuszle; posiedziałam z Nessą i odkryłam przed nią swoje smutki, którymjej własne całkowicie dorównują [ Pobierz całość w formacie PDF ]