[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A może jest bezdomny i nocuje wland-roverze?3.Jezdziła po Newskim kabrioletem i wyrzucała oknem poda-rowane przez tego kogoś białe róże (a ja jestem kryminalistką,wmieszaną w podejrzaną kolizję drogową).Ten ktoś okazał się człowiekiem bardzo zamożnym.- A czym się zajmuje twój Andriej? - zainteresowała się Alona.-Pytam cię jak matka!Powiedziałam, że nie wiem, ale w jego samochodzie zawsze leżąogromne gumiaki, a przez telefon wrzeszczy o jakichś wagonach.- Jest dróżnikiem? - wyraziła przypuszczenie Alona.- Czy możemaszynistą? To skąd by miał land-rovera?Notabene, ten ktoś po dwóch dniach znajomości i rozjeżdżaniakabrioletem zaproponował znajomej Alony małżeństwo, podczaskiedy mnie nie zaproponowano nawet pójścia do kina.Aż do bólu zazdrościłam znajomej Alony.Niechby tak nam obu ztą znajomą trafiło się owo nieoczekiwane szczęście! Na przykład jej mieszkanie i małżeństwo, a mnie.ja bym chciała rzucać i rzucać różez kabrioletu!W rzeczywistości jest to genialnie wyrażona formuła kobiecejprzyjazni - jedna przyjaciółka nie ma nic przeciw temu, żeby drugiejświetnie się wiodło, ale niech i jej tak się wiedzie.Męską przyjazńwśród kobiet spotyka się bardzo rzadko, tylko u mnie z Aloną, Olgą,%7łeńką i Irką Chomik.Nasza przyjazń wytrzymała wszystko.Nawet kiedy %7łeńka kupiłasobie na wyprzedaży sweter Betty Barclay za jedyne dziesięć euro, adla mnie zabrakło, trzymałam się, tylko zażądałam, żeby oddała mi zato swoje spodnie narciarskie od Calvina Kleina.Znowu zadzwoniła Alona.Dopiero co rozmawiała ze swoją zna-jomą - narzeczony już nieaktualny.Znajoma Alony zle go zrozumiaław kwestii małżeństwa.Poza tym okazało się, że facet ma zbyt dużągłowę ze skłonnością do łysienia (aha, aha, a Andriej jest za towysoki, zgrabny, męskie rysy, lekki ślad wczorajszego zarostu, niskigłos itede).7 kwietnia, sobotaMadryt, zamach terrorystyczny.Przez cały dzień myślę o młodym Hiszpanie.W tym pociągu byłyjego żona i mała córeczka.%7łona w niebieskiej sukience z różowymkołnierzykiem, z koszykiem w ręku, a córeczka w białym koronko-wym fartuszku, jak na obrazach Goi.I nagle on się dowiedział, że ichnie ma.z telewizji, w czasie przerwy obiadowej w swoim biurze.Wymyśliłam tego mężczyznę, on tak naprawdę nie istnieje, aleprzez cały dzień łamię sobie głowę, jak będzie dalej żyć.W telewizji mówią, że nie jest to ostatni atak terrorystyczny naświecie.To znaczy, że kiedyś znów będą ofiary (oby to nigdy nienastąpiło!) i o nich też powiedzą w telewizji, i wszyscy będą sięwzdrygać i płakać, o tym mężczyznie zaś zapomną, a przecież on nigdy już nie będzie miał żony w niebieskiej sukience z różowymkołnierzykiem i córeczki w białym koronkowym fartuszku.10 kwietnia, wtorekWieczorem konsultowałam Aysego.Przyszedł zadowolony, z listąswoich dobrych uczynków, i zaczął z dumą odczytywać:1.Kupiłem pobliskiemu przedszkolu dziesięć lalek i modele sa-mochodzików - lamborghini, ferrari, mercedesa, subaru imprezęWRX.- Model ferrari zostawiłem sobie, nie mogłem się z nim rozstać,to nie szkodzi? - Aysy zerknął na mnie z obawą.Kiwnęłam głową, że na razie w porządku, zobaczmy, co będziedalej.2.Przeprowadziłem przez ulicę staruszkę i niepostrzeżenie wsu-nąłem jej do kieszeni pięćset rubli.Uważam, że Aysy szachruje - bardzo prosił, żebym mu zaliczyłastaruszkę za dwa dobre uczynki, ale ja byłam nieugięta.- Jedna staruszka - jeden dobry uczynek! - powiedziałam twardo.Aysy powiedział, że jego partnerzy też chcą mieć osobistegopsychologa i robić dobre uczynki.Cieszę się - im więcej klientów,tym szybciej się poprawi moja sytuacja materialna, a wtedy nie będęmusiała zmieniać zasad prowadzenia domu i łgać Irinie Andriejewnie,że jestem na specjalnej modnej diecie, składającej się tylko z kaszybłyskawicznej.- Jesteśmy dziś z Murą zaproszone do podmiejskiej restauracji -powiedziałam Alonie i zabrzmiało to tak pięknie, że trochę się zdzi-wiłam, kiedy zrozumiałam, że po prostu jedziemy szosą prosto przedsiebie (chociaż to bez wątpienia o wiele ciekawsze niż jazda dojakiegoś określonego miejsca).Wreszcie znalezliśmy restaurację i był to prawdziwy fuks, w każdym razie Andriej wyraznie się tego niespodziewał.Okazało się, że baraczek w Riepinie, gdzie w czasie studenckichwakacji kupowałam kiełbasę i ranne pantofle, parę lat temu zostałprzerobiony na restaurację, pretensjonalną w kwestii wystroju iwyszkolenia kelnerów, i prestiżową w kwestii menu i cen.Odwieczny problem: jeśli wybierzesz najdroższą potrawę, samasobie wydajesz się żarłokiem, jeśli najtańszą - prostaczką, którąmożna było ufetować kiełbaską w ulicznym kiosku, wobec czego poprostu stuknęłam palcem w jakąś rybę, a Mura z Andriejem studiowaliszczegółowo jadłospis, zawisając nad każdą linijką jak prawdziwismakosze.- Nie będę pił - powiedział Andriej.- Wczoraj.kche, kche.byłem w bani, jeszcze odrobinę nie doszedłem.- Dokąd? - zainteresowałam się uprzejmie.Andriej popatrzył na mnie ze zdziwieniem.Może nie powinnambyła pytać dokąd? Wielu mężczyzn nie znosi, kiedy się ich wypytuje,dokąd idą, uważając to za zamach na ich swobodę poruszania się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl