[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaśmiał się cicho na myśl o tym, że mógłby spędzić życie, sprzedając tkaninyzamożnym wdowom.Taka egzystencja równałaby się śmierci w męczarniach wskutekdługotrwałego, powolnego duszenia przez sztywny kołnierzyk.Przekrzywił głowę i zastanawiał się leniwie, czy Rutherford Park robi na nim takie samowrażenie jak inne angielskie siedziby, które dotąd widział.Rutherford było wspaniałe, byłopiękne, może nawet zbyt ładne, by wywierać wrażenie  miało o dwa skrzydła mniej.Podobałymu się jednak jego rozległe trawniki, podziwiał też zakole rzeki.Z aprobatą patrzył na duże,szerokie patio, przed którym właśnie stał.Nadszedł z boku i ponieważ nie zastał nikogo przedwejściem, postanowił na razie nie dzwonić.Chciał najpierw sprawdzić, jak wygląda Rutherford,kiedy nie wie, że jest obserwowane.Ruszył przez trawnik od strony rzeki.Za olbrzymią szklarnią widział grupki domów.Ależtam musi być gorąco, pomyślał.Z dali dobiegł odgłos jakiegoś silnika.Spojrzał na zegarek: wpółdo czwartej.W Londynie nie było aż tak upalnie.Nawet rozciągające się na okolicznychwzgórzach wrzosowiska wydawały się suche, wypalone, a rozgrzane powietrze nad nimi drżało.Jego oczom ukazała się wychodząca z domu kobieta.Miała na sobie luzny biały strój i szła bardzo powoli, jakby dryfowała.W zwiewnej sukniz trenem i wielkim kapeluszu obciążonym jedwabnymi kwiatami wyglądała z daleka jakporzucona róża unosząca się na powierzchni zielonkawej wody.John oparł ręce na biodrach i nieruszając się ze swego miejsca pod kasztanem, przyglądał się jej.Po chwili bezcelowegoprzechadzania się po trawie kobieta przystanęła, a z furtki w murze ogrodu za jej plecamiwychynęła służąca z tacą i mężczyzna z jakąś deską, która, kiedy podeszli do kobiety, okazała sięrozkładanym stolikiem.Z wahaniem stanęli za nią.Machnęła ręką.Wkrótce służący rozłożyliobrus, podali herbatę i wycofali się.John zauważył, że kiedy służąca doszła do przejściaw murze, odwróciła się i zmarszczyła czoło, po czym zniknęła w domu.Ruszył w poprzek trawnika.Kobieta spostrzegła ruch i spojrzała w jego stronę, ale niewykonała żadnego gestu.Kiedy się z nią zrównał, zdjął kapelusz.Podniosła na niego wzrok, a on posłał jej uśmiech taki, jakim zwykle rozbrajał kobiety.Tym razem nie wywarł jednak żadnego wrażenia. Spodziewam się, że nie ma komu nas sobie przedstawić  rzekł. Bardzo przepraszam,że zakłóciłem pani popołudnie.Nazywam się John Boswell Gould.Nie spuszczała z niego lodowatego spojrzenia. Pisałem do państwa z Nowego Jorku  ciągnął. Wiosną. Wciąż ma pan nade mną przewagę, panie Gould. Jestem historykiem. To pański zawód?Roześmiał się. Nie.Zainteresowanie.Uniosła brwi i rozłożyła ręce. Nie przypominam sobie. Lord Cavendish był na tyle miły, że mnie zaprosił.Piszę książkę na temat starychangielskich siedzib.Wreszcie ją nieco oświeciło. Ach, to pan jest tym amerykańskim Gouldem. Zgadza się, proszę pani.Leniwie wyciągnęła rękę. Octavia Cavendish.Wziął jej dłoń.Była bardzo blada i zupełnie bezwładna.  Jest pan z tych Gouldów od kolei? To bardzo daleka rodzina.Zwykle nie przyznajemy się do pokrewieństwa.Niewszystkie dobre rodziny mają świetne pochodzenie. W tym się z panem zgodzę.Wycofała rękę i zaprosiła go, by usiadł.Nalała herbaty.Ani na chwilę nie spuszczałz oczu jej niezdradzającej emocji twarzy i wykonujących oszczędne ruchy rąk.Miał wrażenie, żei ten wysiłek stanowi dla niej wielkie wyzwanie.Zastanawiał się, czy jest chora.Słyszał o jejwielkiej urodzie, z której chyba niewiele już pozostało.Piękność musiała nieść w sobie życie,jakąś iskrę, tymczasem Octavia Cavendish wyglądała na martwą, wykończoną.Może przez tenskwar. Niestety, lorda Cavendisha nie ma w domu  poinformowała. Jest w Paryżu. W Paryżu? W lipcu?  odparł John. To niezgodne z prawem.Wyglądała na zdezorientowaną. Naprawdę?  Skinęła głową. Ach, to oczywiście żart. Co go tam wygnało?Popatrzyła na długi, schodzący ku rzece trawnik. Obowiązki dyplomatyczne i sprawy rodzinne  odparła. Syn jest w Londynie, córkirównież wyjechały  dokończyła powoli. Jedna do Londynu, druga do Brighton.Dom jest więczupełnie pusty.Posłał jej swój najlepiej wyćwiczony uśmiech. W takim razie mam nadzieję, że moja obecność okaże się dla pani rozrywką.Nie odpowiedziała. Byłem w Londynie na początku sezonu.Miałem przyjemność spotkać się kilkakrotniez pani synem. Może poruszacie się w tych samych kręgach.Uniósł ręce. Och, za stary jestem, żeby krążyć po jego orbicie  odparł. Ale czarujący z niegomłody człowiek.Uśmiechnęła się leciutko. Co za przewrotne określenie  powiedziała cicho. Jego czarująca natura sprawia, żecoraz częściej staje się obiektem plotek. Zapewniam panią, że ja nie plotkuję  pospieszył z odpowiedzią. Zostawiam toinnym.Wszyscy w Londynie wmawiają mi na przykład, że pragnę uwieść im żony. A pragnie pan? Mój Boże, ależ skąd. Roześmiał się. Tyle że kobiety dostarczają znacznie więcejrozrywki niż mężczyzni.Przynajmniej rozmawiają o czymś innym niż psy i konie. Cóż  mruknęła i utkwiła wzrok w trawniku.Sprawiała wrażenie bardzo samotnej, cowcale go nie dziwiło.Taki ogromny dom, a w nim ona jedna, z małą armią służby, jak siędomyślał.Cóż może robić całymi dniami, zastanawiał się.Przechadzać się po ogrodach?Samotnie jadać kolacje? Wyglądała jak osoba, której zupełnie nic nie interesuje, jak wypchanalalka w pięknej sukience.Poznał już tysiące takich kobiet  pustych łodzi tonących w nadmiarzebogactw, kobiet, które mają piękne twarze, ale nic  zupełnie nic  do powiedzenia.Poczułukłucie rozczarowania.Matka zapewniała go, że lady Cavendish będzie świetną towarzyszką. Przyjechałem tu przede wszystkim ze względu na państwa bibliotekę  wyjaśnił.Jeżeli, oczywiście, nie sprawię tym kłopotu.Znowu odwróciła do niego wzrok. Przeprowadzam swego rodzaju studium angielskich rodów arystokratycznych. Poczynając od Tudorów, po epokę geor giańską. I Amerykanie są tym zainteresowani? Proszę sobie wyobrazić, że tak.Wzruszyła ramionami. Jakież to niezwykłe  mruknęła i nieznacznie skłoniła głowę w kierunku domu. Mamyakry kwadratowe dokumentów, są nudne jak flaki z olejem  powiedziała. Ród Cavendishówwywodzi się z mrocznych czasów.Nie zazdroszczę panu.Mój Boże, pomyślał.Czy w ogóle istnieje coś, co cię obchodzi?Tego wieczoru został ulokowany w pokoju gościnnym z oknami na wysadzaną brzozamialeję dojazdową.Kiedy zszedł na kolację, okazało się, że jest sam.Lady Cavendish była  niew formie i została w swoim pokoju.Zarządzający służbą męską  wielce zabawny, jeśli John kiedykolwiek widział kogośzabawnego  zachowywał kamienną twarz.Jaśnie pani często jada kolację w swoim pokoju,poinformował go, przekazuje jednak swoje przeprosiny.Siedzący u szczytu nakrytego formalniestołu John próbował nakłonić Bradfielda do rozmowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl