[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zatrzymałem wartościowe koncepcje, eliminowałem słabe pomysły ipowoli tworzyłem skomplikowaną, choć rozwijającą się treść arty-kułu.Pozwoliłem Berenice prowadzić samochód od Fort Pierce doskrzyżowania Yeehaw, ale odkrywszy, że lepiej mi się myślało przykierownicy, przekonałem ją, by zasnęła, położywszy mi głowę nabarku, i obiecałem, że poprowadzi wóz od samego rana, podczaskiedy ja będę spał.Ze zbliżaniem się poranka powietrze stało sięostrzejsze, ale tuż przed dziewiątą rano z Berenice prowadzącą jużsamochód wiedziałem, że musimy się zatrzymać, gdy wjechaliśmyw długą, szeroką autostradę prowadzącą do niżej położonej częściValdosta.Jeśli nie stworzę tekstu o Debierue teraz, kiedy moje koncepcjebyły wciąż jeszcze świeże, będę go tylko mielił na okrągło w głowiepodczas długiej jeszcze jazdy do Nowego Jorku.Wtedy będę tylkowymęczony do bólu, z chaosem koncepcji i niezdolny do napisaniaczegokolwiek.Będzie trochę przypisów, dat, nazwisk do sprawdzeniajuż w Nowym Jorku, ale w zasadzie miałem ten artykuł ułożony.No iTom Russell będzie chciał go przeczytać, jak tylko się pojawię.Miałem też do namalowania obraz, zanim napiszę ten artykuł.Patrzącna obraz (cokolwiek miałby on przedstawiać), byłoby prostą sprawąopisać to malowidło, mając je tuż przed sobą, a inne obrazy mogłemwtedy jakoś podłączyć pod ten jeden. Berenice powiedziałem zatrzymamy się w Valdosta.Nie wmotelu, ale w jakimś hotelu w centrum.Tam możemy liczyć naobsługę, no i dostaniemy dwa pokoje, jeden dla ciebie i. Dlaczego dwa? Dlaczego ja nie mogę.? Wiem, że chcesz dobrze, kochanie, i że jesteś bardzo spokojna,kiedy ja pracuję, ale wiesz także, jak mnie to rozprasza, gdy chodziszwtedy po pokoju na palcach.A chcę raz zacząć i szybko skończyć tentekst, chociaż jego wstępny szkic.Zafunduj sobie długą drzemkę,porządną kąpiel w wannie motele mają tylko prysznice a potemwyskocz do kina.Do wieczora to skończę i zjemy już razem kolację. I nie prześpisz się najpierw parę godzin? Ja parę razy ucięłamsobie drzemkę, ale ty nie zmrużyłeś oka. Wezmę coś na pobudzenie.Boję się, że gdy zasnę, umkną miwszystkie pomysły.Chociaż raz próba racjonalnego przekonywania Berenice odniosłaskutek.W mieście zatrzymaliśmy się przed siedmiopiętrowymhotelem z cegły, z poszarpaną markizą u wejścia, o dumnej nazwieHerb Valdosta.Zapytałem starego, czarnego portiera o miejscaparkingowe. Dla gości, oczywiście odparł. Za tamtym narożnikiemproszę wjechać pod budynek.Polecę, żeby boy hotelowy czekał tamna państwa bagaże.Wyciągnąłem ramię przed Berenice i wręczyłem staruszkowi półdolara. Jeśli państwo chcecie tu wysiąść, odprowadzę państwa samo-chód sam zaofiarował się zaraz. Nie trzeba potrząsnąłem głową. Lubię wiedzieć, gdzie jestzaparkowany mój wóz.Pokuśtykał do hotelowego telefonu obok szklanych drzwi obro-towych, nim Berenice wrzuciła bieg w aucie.Chciałem wiedzieć, gdzie będzie zaparkowane auto, bo musiałemprzecież wrócić po płótno i resztę materiałów po wygodnym uloko-waniu Berenice.Boy hotelowy czekał z wózkiem na bagaż i ruszyliśmy za nim dowindy bagażowej i w górę do recepcji. Dwa pojedyncze proszę rzuciłem do recepcjonisty.Znudzo-nego faceta w średnim wieku jego oczy nawet się nie rozjaśniły,kiedy spojrzał na Berenice. Czy pan ma rezerwację, proszę pana ? Nie. Rozumiem.Mogę panu dać połączone pokoje na czwartympiętrze, jeśli to panu odpowiada. Zwietnie powiedziała Berenice. Nie uśmiechnąłem się i potrząsnąłem głową. Chodzi o dwaosobne pokoje, muszę coś napisać na maszynie, a jechaliśmy całą noci moje pisanie mogłoby zakłócić pani sen. To pięćset dziesięć i pięćset pięć. Zwrócił swą zmęczoną,poważną twarz do Berenice: Pani dostanie pokój na wprost pokojupana.Wypisałem kartę meldunkową i podczas gdy Berenice wypełniałaswoją, podszedłem do stoiska z gazetami, szukając jej ulubionegotygodnika.W końcu zapytałem kobietę siedzącą za szklaną wystawą,czy wyprzedała już Cosmopolitan.Z suchą miną sięgnęła pod ladę i,milcząc, położyła na niej magazyn.Wręczyłem jej dolara, a onaodnotowała to w rejestrze (choć kupujący spod kontuaru płacizwykle więcej).Dołączyłem do Berenice i do boya hotelowego przywindach i wjechaliśmy na górę do naszych pokojów.Po daniu napiwku boyowi hotelowemu i zamknięciu za nim drzwi,musiałem szybko zmienić mój luzacki strój.Sądząc po ostrożnych, aledość zszokowanych spojrzeniach, które mi posłała kobieta z kiosku zgazetami, boy hotelowy i obaj panowie ubrani w granatowe garnituryz wąskimi krawatami (twarz recepcjonisty nie wykazałaby chybajednak zdziwienia, nawet gdybym był w szortach).W centrumValdosta noszono jednak lepsze ubrania niż moje.Nie chciałem, żebyktoś gapił się na mnie, kiedy zejdę na dół, do garażu w podziemiachpo malarski zestaw.Założyłem więc szare spodnie, koszulę z białegojedwabiu, podobny krawat i sportową marynarkę jedyne niewy-gniecione ubranie, jakie miałem.Skorzystałem z windy bagażowej w obie strony i wróciłem dopokoju po niecałych pięciu minutach.W pokoju było gorąco i duszno.Rozebrałem się do bielizny, włączyłem klimatyzację na chłodną ioparłem puste, płótno o krzesło z oparciem przypominającym dra-binkę.Na stole do kawy stała duża, dość płaska popielniczka zzielonego fajansu.Posłużyła mi do utrzymania płótna w pozycjipionowej opartego o górę krzesła, a jednocześnie miała spełniaćpodwójną rolę jako paleta.Wycisnąłem duże krążki błękitnej, żółtej,czerwonej i białej farby na popielniczkę, otwarłem puszki z terpen-tyną i olejem lnianym, uszeregowałem pędzle na stoliku do kawy iwpatrzyłem się uporczywie w płótno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Zatrzymałem wartościowe koncepcje, eliminowałem słabe pomysły ipowoli tworzyłem skomplikowaną, choć rozwijającą się treść arty-kułu.Pozwoliłem Berenice prowadzić samochód od Fort Pierce doskrzyżowania Yeehaw, ale odkrywszy, że lepiej mi się myślało przykierownicy, przekonałem ją, by zasnęła, położywszy mi głowę nabarku, i obiecałem, że poprowadzi wóz od samego rana, podczaskiedy ja będę spał.Ze zbliżaniem się poranka powietrze stało sięostrzejsze, ale tuż przed dziewiątą rano z Berenice prowadzącą jużsamochód wiedziałem, że musimy się zatrzymać, gdy wjechaliśmyw długą, szeroką autostradę prowadzącą do niżej położonej częściValdosta.Jeśli nie stworzę tekstu o Debierue teraz, kiedy moje koncepcjebyły wciąż jeszcze świeże, będę go tylko mielił na okrągło w głowiepodczas długiej jeszcze jazdy do Nowego Jorku.Wtedy będę tylkowymęczony do bólu, z chaosem koncepcji i niezdolny do napisaniaczegokolwiek.Będzie trochę przypisów, dat, nazwisk do sprawdzeniajuż w Nowym Jorku, ale w zasadzie miałem ten artykuł ułożony.No iTom Russell będzie chciał go przeczytać, jak tylko się pojawię.Miałem też do namalowania obraz, zanim napiszę ten artykuł.Patrzącna obraz (cokolwiek miałby on przedstawiać), byłoby prostą sprawąopisać to malowidło, mając je tuż przed sobą, a inne obrazy mogłemwtedy jakoś podłączyć pod ten jeden. Berenice powiedziałem zatrzymamy się w Valdosta.Nie wmotelu, ale w jakimś hotelu w centrum.Tam możemy liczyć naobsługę, no i dostaniemy dwa pokoje, jeden dla ciebie i. Dlaczego dwa? Dlaczego ja nie mogę.? Wiem, że chcesz dobrze, kochanie, i że jesteś bardzo spokojna,kiedy ja pracuję, ale wiesz także, jak mnie to rozprasza, gdy chodziszwtedy po pokoju na palcach.A chcę raz zacząć i szybko skończyć tentekst, chociaż jego wstępny szkic.Zafunduj sobie długą drzemkę,porządną kąpiel w wannie motele mają tylko prysznice a potemwyskocz do kina.Do wieczora to skończę i zjemy już razem kolację. I nie prześpisz się najpierw parę godzin? Ja parę razy ucięłamsobie drzemkę, ale ty nie zmrużyłeś oka. Wezmę coś na pobudzenie.Boję się, że gdy zasnę, umkną miwszystkie pomysły.Chociaż raz próba racjonalnego przekonywania Berenice odniosłaskutek.W mieście zatrzymaliśmy się przed siedmiopiętrowymhotelem z cegły, z poszarpaną markizą u wejścia, o dumnej nazwieHerb Valdosta.Zapytałem starego, czarnego portiera o miejscaparkingowe. Dla gości, oczywiście odparł. Za tamtym narożnikiemproszę wjechać pod budynek.Polecę, żeby boy hotelowy czekał tamna państwa bagaże.Wyciągnąłem ramię przed Berenice i wręczyłem staruszkowi półdolara. Jeśli państwo chcecie tu wysiąść, odprowadzę państwa samo-chód sam zaofiarował się zaraz. Nie trzeba potrząsnąłem głową. Lubię wiedzieć, gdzie jestzaparkowany mój wóz.Pokuśtykał do hotelowego telefonu obok szklanych drzwi obro-towych, nim Berenice wrzuciła bieg w aucie.Chciałem wiedzieć, gdzie będzie zaparkowane auto, bo musiałemprzecież wrócić po płótno i resztę materiałów po wygodnym uloko-waniu Berenice.Boy hotelowy czekał z wózkiem na bagaż i ruszyliśmy za nim dowindy bagażowej i w górę do recepcji. Dwa pojedyncze proszę rzuciłem do recepcjonisty.Znudzo-nego faceta w średnim wieku jego oczy nawet się nie rozjaśniły,kiedy spojrzał na Berenice. Czy pan ma rezerwację, proszę pana ? Nie. Rozumiem.Mogę panu dać połączone pokoje na czwartympiętrze, jeśli to panu odpowiada. Zwietnie powiedziała Berenice. Nie uśmiechnąłem się i potrząsnąłem głową. Chodzi o dwaosobne pokoje, muszę coś napisać na maszynie, a jechaliśmy całą noci moje pisanie mogłoby zakłócić pani sen. To pięćset dziesięć i pięćset pięć. Zwrócił swą zmęczoną,poważną twarz do Berenice: Pani dostanie pokój na wprost pokojupana.Wypisałem kartę meldunkową i podczas gdy Berenice wypełniałaswoją, podszedłem do stoiska z gazetami, szukając jej ulubionegotygodnika.W końcu zapytałem kobietę siedzącą za szklaną wystawą,czy wyprzedała już Cosmopolitan.Z suchą miną sięgnęła pod ladę i,milcząc, położyła na niej magazyn.Wręczyłem jej dolara, a onaodnotowała to w rejestrze (choć kupujący spod kontuaru płacizwykle więcej).Dołączyłem do Berenice i do boya hotelowego przywindach i wjechaliśmy na górę do naszych pokojów.Po daniu napiwku boyowi hotelowemu i zamknięciu za nim drzwi,musiałem szybko zmienić mój luzacki strój.Sądząc po ostrożnych, aledość zszokowanych spojrzeniach, które mi posłała kobieta z kiosku zgazetami, boy hotelowy i obaj panowie ubrani w granatowe garnituryz wąskimi krawatami (twarz recepcjonisty nie wykazałaby chybajednak zdziwienia, nawet gdybym był w szortach).W centrumValdosta noszono jednak lepsze ubrania niż moje.Nie chciałem, żebyktoś gapił się na mnie, kiedy zejdę na dół, do garażu w podziemiachpo malarski zestaw.Założyłem więc szare spodnie, koszulę z białegojedwabiu, podobny krawat i sportową marynarkę jedyne niewy-gniecione ubranie, jakie miałem.Skorzystałem z windy bagażowej w obie strony i wróciłem dopokoju po niecałych pięciu minutach.W pokoju było gorąco i duszno.Rozebrałem się do bielizny, włączyłem klimatyzację na chłodną ioparłem puste, płótno o krzesło z oparciem przypominającym dra-binkę.Na stole do kawy stała duża, dość płaska popielniczka zzielonego fajansu.Posłużyła mi do utrzymania płótna w pozycjipionowej opartego o górę krzesła, a jednocześnie miała spełniaćpodwójną rolę jako paleta.Wycisnąłem duże krążki błękitnej, żółtej,czerwonej i białej farby na popielniczkę, otwarłem puszki z terpen-tyną i olejem lnianym, uszeregowałem pędzle na stoliku do kawy iwpatrzyłem się uporczywie w płótno [ Pobierz całość w formacie PDF ]