[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyprzedstawiał ten melancholijny fakt mr Wemmickowi (mr Jaggers stał przy kominku,pozornie nie mając z tym nic wspólnego), w oku Mike a zabłysła łza.- Co to znaczy? - spytał Wemmick z najgłębszym oburzeniem - przyszedł pan tu donas beczeć?- Nie, nie po to tu przyszedłem, mr Wemmick.- Właśnie, że po to - powiedział Wemmick.- Jak pan się ośmiela zjawiać tutaj i kapaćmi pod nosem niby stare pióro? Co pan chce przez to osiągnąć?- Człowiek nie panuje nad swoimi uczuciami, mr Wemmick - tłumaczył się Mike.- Nad czym nie panuje? - ryknął Wemmick - powtórz pan to!- Dość tego - zdecydował Jaggers odchodząc od kominka i wskazując drzwi - wyjdzpan stąd natychmiast! Nie potrzeba nam tu w kancelarii uczuć! Wyjść!- Zasłużył pan sobie na to! - powiedział Wemmick - Niech pan się zabiera!Nieszczęsny Mike pokornie się wyniósł, a pan Jaggers i Wemnick zabrali się na nowodo roboty, odzyskawszy dobry humor i wzajemną życzliwość, w takim usposobieniu, jakgdyby właśnie zjedli dobre śniadanie.NASTPNY ROZDZIAAProsto z Małej Brytanii udałem się z czekiem w kieszeni do brata miss Skiffins,buchaltera.Brat miss Skiffins poszedł natychmiast do Clarrikera, przyprowadził go do mnie iwówczas z wielką satysfakcją dokonałem transakcji.Był to pierwszy dobry uczynek, któryspełniłem od chwili, kiedy dowiedziałem się o oczekujących mnie wielkich nadziejach.Clarriker oznajmił mi przy tej sposobności, że na skutek doskonałego rozwoju jegofirmy będzie mógł założyć niewielką filię na Wschodzie, bardzo potrzebną dla dalszejrozbudowy interesów, i że Herbert, jako nowy jego wspólnik, obejmie kierownictwo tejplacówki.Zrozumiałem, że będę musiał rozstać się z przyjacielem, jeszcze zanim mojewłasne sprawy zostaną załatwione.Nagle ogarnęło mnie takie uczucie, jak gdyby zrywała sięostatnia moja kotwica i jakbym miał stać się zaraz igraszką fal i wichru.Pociechą dla mnie była radość, z jaką jednego z najbliższych wieczorów Herbertoznajmił mi o zmianach w jego życiu, nie podejrzewając ani na chwilę, że nie są one dla mnieżadną nowiną.Z uniesieniem mówił, jak to zawiezie swą Klarę Barley do krainy baśni ztysiąca i jednej nocy, jak ja przybędę do niego w odwiedziny (zdaje się z karawanąwielbłądów) i.jak wszyscy razem udamy się nad brzegi Nilu, by oglądać tam cuda.Niecałkiem wierząc w mój udział w tej radosnej wyprawie, byłem przekonany, że droga Herbertajest już wytknięta i że na wypadek, gdyby stary Barley nie odzwyczaił się od rumu zpieprzem, los jego córki jest już zabezpieczony.Był początek marca.Moje lewe ramię, chociaż nie przedstawiało żadnegoniebezpieczeństwa, goiło się tak powoli, że wciąż jeszcze nie mogłem wkładać płaszcza.Prawe natomiast wygoiło się i mogłem nim swobodnie poruszać, choć wygląd jego byłjeszcze bardzo nieprzyjemny.Pewnego poniedziałku rano, gdy siedzieliśmy z Herbertem przy pierwszym śniadaniu,wręczono mi list z poczty od Wemmicka.Walworth.Niech pan spali to natychmiast po przeczytaniu.Z początkiem tegotygodnia, powiedzmy w środę, może pan, o ile to panu odpowiada, urzeczywistnić swójzamiar.A teraz Miech pan spali kartkę.Pokazałem Herbertowi list i wrzuciłem go do ognia uprzednio razem z przyjacielemnauczywszy się tekstu na pamięć.Zaczęliśmy się naradzać, co czynić.Oczywiste było, żedłużej nie mogę się już zasłaniać chorobą.- Zastanawiałem się nad tą sprawą setki razy - powiedział Herbert - i znalazłem lepszewyjście niż wynajęcie wioślarza z Tamizy.Wezmy Startopa.To dobry chłop, zręcznywioślarz, uczciwy i oddany nam całą duszą.I ja również już o nim myślałem.- Ale co mu powiem, Herbercie?- Jak najmniej.Zrazu powiedz mu, że chodzi o kaprys, który trzeba utrzymać wtajemnicy, a kiedy nadejdzie ów ranek, wytłumacz mu, że są przyczyny, dla których musiszwywiezć Provisa za granicę.Czy jedziesz z nim?- Bez wątpienia.- Dokąd?Za każdym razem, gdy myśli moje niespokojnie błądziły wokół tej sprawy,dochodziłem do wniosku, że wybór portu jest obojętny; Hamburg, Rotterdam, Antwerpia -byleby za granicami Anglii.Każdy zagraniczny parowiec, który by zechciał nas przyjąć napokład, byłby odpowiedni.Planowałem zawsze, że będę towarzyszył Provisowi na rzece dośćdaleko aż za Gravesand, krytyczne miejsce, gdzie mogliby zadać nam kłopotliwe pytania.Ponieważ cudzoziemskie parowce miały zwyczaj opuszczać port podczas przypływu,zamierzaliśmy przedtem przepłynąć rzekę i w jakimś spokojnym zakątku czekać chwili, gdybędziemy mogli wsiąść na któryś z nich.Dowiedziawszy się z góry szczegółów mogliśmy złatwością wiedzieć, o której należy wyruszyć.Herbert zgodził się na wszystko i zaraz po śniadaniu udaliśmy się na zwiady.Stwierdziliśmy, że najbardziej odpowiada nam parowiec zdążający do Hamburga, i na tenzdecydowaliśmy się, ale jednocześnie dowiedzieliśmy się i o inne statki, opuszczające portpodczas tego samego przypływu, i zapamiętaliśmy sobie dobrze ich budowę i barwę.Potemrozstaliśmy się na kilka godzin: ja poszedłem wystarać się o odpowiednie paszporty, Herbertrozmówić się ze Startopem.O pierwszej spotkaliśmy się wypełniwszy bez przeszkód naszezadania.Ja miałem gotowe paszporty, Herbert obietnicę Startopa.Postanowiliśmy, że Herbert i Startop będą wiosłowali, a ja zasiądę przy sterze.Naszpasażer miał tylko cicho siedzieć.Nie mieliśmy powodu szybko się posuwać, bo czasu byłodość.Postanowiliśmy jeszcze, że Herbert tego wieczora nie przyjdzie na obiad do Tempieprzed pójściem do Mill Pond Bank, że nie będzie tam wcale we wtorek i że uprzedzi Provisa,aby w chwili kiedy ujrzy nas na rzece, zeszedł kamiennymi schodami na wybrzeże, ale żebynie czynił tego pod żadnym pozorem wcześniej.Wszelkie porozumiewanie się z Provisemmieliśmy zakończyć w poniedziałek wieczorem i zobaczyć się z nim dopiero na łodzi.Obaj rozumieliśmy w całej pełni konieczność tych ostrożności.Otwierając drzwi do naszego mieszkania kluczem, znalazłem w skrzynce listadresowany do mnie.Był dość dobrze pisany, ale okropnie wybrukany.Nie nadszedł pocztą,ale widocznie przyniesiono go po moim wyjściu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Gdyprzedstawiał ten melancholijny fakt mr Wemmickowi (mr Jaggers stał przy kominku,pozornie nie mając z tym nic wspólnego), w oku Mike a zabłysła łza.- Co to znaczy? - spytał Wemmick z najgłębszym oburzeniem - przyszedł pan tu donas beczeć?- Nie, nie po to tu przyszedłem, mr Wemmick.- Właśnie, że po to - powiedział Wemmick.- Jak pan się ośmiela zjawiać tutaj i kapaćmi pod nosem niby stare pióro? Co pan chce przez to osiągnąć?- Człowiek nie panuje nad swoimi uczuciami, mr Wemmick - tłumaczył się Mike.- Nad czym nie panuje? - ryknął Wemmick - powtórz pan to!- Dość tego - zdecydował Jaggers odchodząc od kominka i wskazując drzwi - wyjdzpan stąd natychmiast! Nie potrzeba nam tu w kancelarii uczuć! Wyjść!- Zasłużył pan sobie na to! - powiedział Wemmick - Niech pan się zabiera!Nieszczęsny Mike pokornie się wyniósł, a pan Jaggers i Wemnick zabrali się na nowodo roboty, odzyskawszy dobry humor i wzajemną życzliwość, w takim usposobieniu, jakgdyby właśnie zjedli dobre śniadanie.NASTPNY ROZDZIAAProsto z Małej Brytanii udałem się z czekiem w kieszeni do brata miss Skiffins,buchaltera.Brat miss Skiffins poszedł natychmiast do Clarrikera, przyprowadził go do mnie iwówczas z wielką satysfakcją dokonałem transakcji.Był to pierwszy dobry uczynek, któryspełniłem od chwili, kiedy dowiedziałem się o oczekujących mnie wielkich nadziejach.Clarriker oznajmił mi przy tej sposobności, że na skutek doskonałego rozwoju jegofirmy będzie mógł założyć niewielką filię na Wschodzie, bardzo potrzebną dla dalszejrozbudowy interesów, i że Herbert, jako nowy jego wspólnik, obejmie kierownictwo tejplacówki.Zrozumiałem, że będę musiał rozstać się z przyjacielem, jeszcze zanim mojewłasne sprawy zostaną załatwione.Nagle ogarnęło mnie takie uczucie, jak gdyby zrywała sięostatnia moja kotwica i jakbym miał stać się zaraz igraszką fal i wichru.Pociechą dla mnie była radość, z jaką jednego z najbliższych wieczorów Herbertoznajmił mi o zmianach w jego życiu, nie podejrzewając ani na chwilę, że nie są one dla mnieżadną nowiną.Z uniesieniem mówił, jak to zawiezie swą Klarę Barley do krainy baśni ztysiąca i jednej nocy, jak ja przybędę do niego w odwiedziny (zdaje się z karawanąwielbłądów) i.jak wszyscy razem udamy się nad brzegi Nilu, by oglądać tam cuda.Niecałkiem wierząc w mój udział w tej radosnej wyprawie, byłem przekonany, że droga Herbertajest już wytknięta i że na wypadek, gdyby stary Barley nie odzwyczaił się od rumu zpieprzem, los jego córki jest już zabezpieczony.Był początek marca.Moje lewe ramię, chociaż nie przedstawiało żadnegoniebezpieczeństwa, goiło się tak powoli, że wciąż jeszcze nie mogłem wkładać płaszcza.Prawe natomiast wygoiło się i mogłem nim swobodnie poruszać, choć wygląd jego byłjeszcze bardzo nieprzyjemny.Pewnego poniedziałku rano, gdy siedzieliśmy z Herbertem przy pierwszym śniadaniu,wręczono mi list z poczty od Wemmicka.Walworth.Niech pan spali to natychmiast po przeczytaniu.Z początkiem tegotygodnia, powiedzmy w środę, może pan, o ile to panu odpowiada, urzeczywistnić swójzamiar.A teraz Miech pan spali kartkę.Pokazałem Herbertowi list i wrzuciłem go do ognia uprzednio razem z przyjacielemnauczywszy się tekstu na pamięć.Zaczęliśmy się naradzać, co czynić.Oczywiste było, żedłużej nie mogę się już zasłaniać chorobą.- Zastanawiałem się nad tą sprawą setki razy - powiedział Herbert - i znalazłem lepszewyjście niż wynajęcie wioślarza z Tamizy.Wezmy Startopa.To dobry chłop, zręcznywioślarz, uczciwy i oddany nam całą duszą.I ja również już o nim myślałem.- Ale co mu powiem, Herbercie?- Jak najmniej.Zrazu powiedz mu, że chodzi o kaprys, który trzeba utrzymać wtajemnicy, a kiedy nadejdzie ów ranek, wytłumacz mu, że są przyczyny, dla których musiszwywiezć Provisa za granicę.Czy jedziesz z nim?- Bez wątpienia.- Dokąd?Za każdym razem, gdy myśli moje niespokojnie błądziły wokół tej sprawy,dochodziłem do wniosku, że wybór portu jest obojętny; Hamburg, Rotterdam, Antwerpia -byleby za granicami Anglii.Każdy zagraniczny parowiec, który by zechciał nas przyjąć napokład, byłby odpowiedni.Planowałem zawsze, że będę towarzyszył Provisowi na rzece dośćdaleko aż za Gravesand, krytyczne miejsce, gdzie mogliby zadać nam kłopotliwe pytania.Ponieważ cudzoziemskie parowce miały zwyczaj opuszczać port podczas przypływu,zamierzaliśmy przedtem przepłynąć rzekę i w jakimś spokojnym zakątku czekać chwili, gdybędziemy mogli wsiąść na któryś z nich.Dowiedziawszy się z góry szczegółów mogliśmy złatwością wiedzieć, o której należy wyruszyć.Herbert zgodził się na wszystko i zaraz po śniadaniu udaliśmy się na zwiady.Stwierdziliśmy, że najbardziej odpowiada nam parowiec zdążający do Hamburga, i na tenzdecydowaliśmy się, ale jednocześnie dowiedzieliśmy się i o inne statki, opuszczające portpodczas tego samego przypływu, i zapamiętaliśmy sobie dobrze ich budowę i barwę.Potemrozstaliśmy się na kilka godzin: ja poszedłem wystarać się o odpowiednie paszporty, Herbertrozmówić się ze Startopem.O pierwszej spotkaliśmy się wypełniwszy bez przeszkód naszezadania.Ja miałem gotowe paszporty, Herbert obietnicę Startopa.Postanowiliśmy, że Herbert i Startop będą wiosłowali, a ja zasiądę przy sterze.Naszpasażer miał tylko cicho siedzieć.Nie mieliśmy powodu szybko się posuwać, bo czasu byłodość.Postanowiliśmy jeszcze, że Herbert tego wieczora nie przyjdzie na obiad do Tempieprzed pójściem do Mill Pond Bank, że nie będzie tam wcale we wtorek i że uprzedzi Provisa,aby w chwili kiedy ujrzy nas na rzece, zeszedł kamiennymi schodami na wybrzeże, ale żebynie czynił tego pod żadnym pozorem wcześniej.Wszelkie porozumiewanie się z Provisemmieliśmy zakończyć w poniedziałek wieczorem i zobaczyć się z nim dopiero na łodzi.Obaj rozumieliśmy w całej pełni konieczność tych ostrożności.Otwierając drzwi do naszego mieszkania kluczem, znalazłem w skrzynce listadresowany do mnie.Był dość dobrze pisany, ale okropnie wybrukany.Nie nadszedł pocztą,ale widocznie przyniesiono go po moim wyjściu [ Pobierz całość w formacie PDF ]