[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niles powiódł ich na tyły wielkiej sali, a następnie krótkimkorytarzem, w którym posadzka z kamiennych płyt ustąpiłamiejsca zielonemu dywanowi.Prowadził on do następnej klatkischodowej.Oświetlały ją płytki z przydymionego szkła zdobionepełnymi wdzięku rytami ptaków i roślin.Weszli dwa pokłady wyżej,przedostali się przez pustą, wyłożoną dywanem komnatę i metalowedrzwi, prowadzące do następnych schodów, tym razem wąskich ipozbawionych ozdób.Gołe ściany były tu wykonane z metalu, a kiedypięli się wyżej, Ilias poczuł zapach wilgotnego, morskiego powietrza,jakby gdzieś w pobliżu otworzono luk.Ciekawe, jak wysoko są teraznad wodą.- Jak się steruje czymś takim? - powiedział półgłosem.Pewnie tak,jakby cerowało się pływającym miastem, odpowiedział sobie wmyślach.Giliead lekko pokręcił głową.- Sternik musi mieć swoje miejsce na dziobie.- Ale jak to działa? - upierał się Ilias.Dotarli do wąskiego korytarzyka z czworgiem drzwi i Niles wszedłprzez jedne z nich.Ilias popatrzył za nim i zobaczył pokój odrewnianych ścianach z dwoma oknami, przez które było widać szare,zachmurzone niebo.W kącie stała niska szafka z wąskimi szufladami,bardzo podobna do tej, w której znalezli mapy na latającym wielorybieGardier.Obecni w pomieszczeniu mężczyzni pochylali się nadwielkim stołem zasłanym mapami i papierami, studiując je wskupieniu.W powietrzu unosił się silny zapach wstrętnego napoju, bezktórego Rieńczycy najwyrazniej nie potrafili żyć.Rieńscy marynarzenosili takie same stroje, jak Gardier; różniły się tylko kolorem.Krótkiegranatowe kurtki miały czerwone pasy na ramionach, a na przodzieozdabiały je nieduże, okrągłe krążki lśniącego metalu.To niemożliwe,żeby różnili się od Gardier tylko kolorem srrojów, pomyślał Ilias,czując się mimo to trochę niepewnie.Zerknął na Gilieada, któryleciutko uniósł brew, jakby przyszło mu do głowy coś podobnego.Wtedy wreszcie zauważył pochylonego nad stołem Gerarda,wyglądającego krzepiąco zwyczajnie w swoim sypriańskim ubraniu.- Gerard sapnął z ulgą Ilias.- O, jesteście.- Gerard wyprostował się.Przez chwilę rozmawiał porieńsku z Nilesem, a potem, poprawiwszy kawałkiszkła, którymi osłaniał sobie oczy, przeszedł na syrnajski i zapytał:- W porządku? To jest kapitan Marais, który dowodzi tym statkiem.Jeden z mężczyzn podniósł wzrok i przyjrzał się im uważnie,kiwając głową, kiedy Gerard wymieniał ich imiona.Ilias zezdziwieniem stwierdził, że kapitan wygląda bardzo młodo, chociażtwarz ma zaczerwienioną i wysmaganą morskimi wiatrami.Giliead kiwnął mu głową, a potem zwrócił się do Gerarda:- Gdzie jest Ixion?- A, właśnie.- Gerard spoważniał, jak zawsze, kiedy wymienianoimię czarnoksiężnika.To stanowiło jeden z powodów, dla których Iliasmu ufał.- Trzymamy go w komorze wyposażonej w specjalnestrażniki.Chcecie to.go.zobaczyć?Giliead sapnął i spojrzał na Iliasa.- Nie bardzo, ale chyba powinniśmy.- Jak się steruje tym statkiem? - zapytał Ilias, tylko po częścipragnąc odwlec wizytę u Ixiona.Naprawdę był tego ciekaw.- Ach.- Gerard rozejrzał się z roztargnieniem.- Mogę wampokazać sterownię, jest obok.Zwrócił się znowu po rieńsku do kapitana, który kiwnął głową imachnął ręką.Gerard podszedł do półotwartego luku w przeciwległejścianie.Podążyli za nim do sąsiedniego pomieszczenia.W proguGiliead zatrzymał się tak raptownie, że Ilias na niego wpadł.Trochęniespokojny, wyjrzał zza jego pleców i zobaczył wielką salę, którejnajdalsza ściana składała się z wielkich, kwadratowych okien.Zielonoszare morze rozpościerało się dookoła, oni zaś znajdowalisię tak wysoko, że ciężkie chmury wyglądały, jakby były w zasięguręki.Ilias znał widok z dziobu, ale tu było jeszcze wyżej.W świetlednia, nawet przyćmionym przez chmury burzowe, widok zapierałdech.- Pływająca góra - stwierdził półgłosem Giliead.Obecni w pomieszczeniu dwaj mężczyzni popatrzyli na nich zciekawością, ale nie zaprotestowali przeciwko ich obecności.Jedenstał przed środkowym oknem, trzymając drewniane koło umieszczonena słupie.Gerard wymienił kilka słów z drugim, który kiwnął głową iwykonał szeroki, powitalny gest.Giliead wszedł do środka, wciąż oszołomiony widokiem, jaki ujrzałprzed chwilą, a Ilias ruszył za nim, rozglądając się dookoła.Marynarzzbliżył się do jednego z licznych, sięgających do pasa i wyrastających zpodłogi słupków, ujął wystającą z niego dzwignię i pchnął ją doprzodu.Ilias rzucił Gilieadowi pytające spojrzenie, ten jednak lekkowzruszył ramionami, sam bowiem nic z tego nie pojmował.Zauważywszy ów gest, Gerard wyjaśnił: To są telegrafy służące do łączności z maszynownią [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Niles powiódł ich na tyły wielkiej sali, a następnie krótkimkorytarzem, w którym posadzka z kamiennych płyt ustąpiłamiejsca zielonemu dywanowi.Prowadził on do następnej klatkischodowej.Oświetlały ją płytki z przydymionego szkła zdobionepełnymi wdzięku rytami ptaków i roślin.Weszli dwa pokłady wyżej,przedostali się przez pustą, wyłożoną dywanem komnatę i metalowedrzwi, prowadzące do następnych schodów, tym razem wąskich ipozbawionych ozdób.Gołe ściany były tu wykonane z metalu, a kiedypięli się wyżej, Ilias poczuł zapach wilgotnego, morskiego powietrza,jakby gdzieś w pobliżu otworzono luk.Ciekawe, jak wysoko są teraznad wodą.- Jak się steruje czymś takim? - powiedział półgłosem.Pewnie tak,jakby cerowało się pływającym miastem, odpowiedział sobie wmyślach.Giliead lekko pokręcił głową.- Sternik musi mieć swoje miejsce na dziobie.- Ale jak to działa? - upierał się Ilias.Dotarli do wąskiego korytarzyka z czworgiem drzwi i Niles wszedłprzez jedne z nich.Ilias popatrzył za nim i zobaczył pokój odrewnianych ścianach z dwoma oknami, przez które było widać szare,zachmurzone niebo.W kącie stała niska szafka z wąskimi szufladami,bardzo podobna do tej, w której znalezli mapy na latającym wielorybieGardier.Obecni w pomieszczeniu mężczyzni pochylali się nadwielkim stołem zasłanym mapami i papierami, studiując je wskupieniu.W powietrzu unosił się silny zapach wstrętnego napoju, bezktórego Rieńczycy najwyrazniej nie potrafili żyć.Rieńscy marynarzenosili takie same stroje, jak Gardier; różniły się tylko kolorem.Krótkiegranatowe kurtki miały czerwone pasy na ramionach, a na przodzieozdabiały je nieduże, okrągłe krążki lśniącego metalu.To niemożliwe,żeby różnili się od Gardier tylko kolorem srrojów, pomyślał Ilias,czując się mimo to trochę niepewnie.Zerknął na Gilieada, któryleciutko uniósł brew, jakby przyszło mu do głowy coś podobnego.Wtedy wreszcie zauważył pochylonego nad stołem Gerarda,wyglądającego krzepiąco zwyczajnie w swoim sypriańskim ubraniu.- Gerard sapnął z ulgą Ilias.- O, jesteście.- Gerard wyprostował się.Przez chwilę rozmawiał porieńsku z Nilesem, a potem, poprawiwszy kawałkiszkła, którymi osłaniał sobie oczy, przeszedł na syrnajski i zapytał:- W porządku? To jest kapitan Marais, który dowodzi tym statkiem.Jeden z mężczyzn podniósł wzrok i przyjrzał się im uważnie,kiwając głową, kiedy Gerard wymieniał ich imiona.Ilias zezdziwieniem stwierdził, że kapitan wygląda bardzo młodo, chociażtwarz ma zaczerwienioną i wysmaganą morskimi wiatrami.Giliead kiwnął mu głową, a potem zwrócił się do Gerarda:- Gdzie jest Ixion?- A, właśnie.- Gerard spoważniał, jak zawsze, kiedy wymienianoimię czarnoksiężnika.To stanowiło jeden z powodów, dla których Iliasmu ufał.- Trzymamy go w komorze wyposażonej w specjalnestrażniki.Chcecie to.go.zobaczyć?Giliead sapnął i spojrzał na Iliasa.- Nie bardzo, ale chyba powinniśmy.- Jak się steruje tym statkiem? - zapytał Ilias, tylko po częścipragnąc odwlec wizytę u Ixiona.Naprawdę był tego ciekaw.- Ach.- Gerard rozejrzał się z roztargnieniem.- Mogę wampokazać sterownię, jest obok.Zwrócił się znowu po rieńsku do kapitana, który kiwnął głową imachnął ręką.Gerard podszedł do półotwartego luku w przeciwległejścianie.Podążyli za nim do sąsiedniego pomieszczenia.W proguGiliead zatrzymał się tak raptownie, że Ilias na niego wpadł.Trochęniespokojny, wyjrzał zza jego pleców i zobaczył wielką salę, którejnajdalsza ściana składała się z wielkich, kwadratowych okien.Zielonoszare morze rozpościerało się dookoła, oni zaś znajdowalisię tak wysoko, że ciężkie chmury wyglądały, jakby były w zasięguręki.Ilias znał widok z dziobu, ale tu było jeszcze wyżej.W świetlednia, nawet przyćmionym przez chmury burzowe, widok zapierałdech.- Pływająca góra - stwierdził półgłosem Giliead.Obecni w pomieszczeniu dwaj mężczyzni popatrzyli na nich zciekawością, ale nie zaprotestowali przeciwko ich obecności.Jedenstał przed środkowym oknem, trzymając drewniane koło umieszczonena słupie.Gerard wymienił kilka słów z drugim, który kiwnął głową iwykonał szeroki, powitalny gest.Giliead wszedł do środka, wciąż oszołomiony widokiem, jaki ujrzałprzed chwilą, a Ilias ruszył za nim, rozglądając się dookoła.Marynarzzbliżył się do jednego z licznych, sięgających do pasa i wyrastających zpodłogi słupków, ujął wystającą z niego dzwignię i pchnął ją doprzodu.Ilias rzucił Gilieadowi pytające spojrzenie, ten jednak lekkowzruszył ramionami, sam bowiem nic z tego nie pojmował.Zauważywszy ów gest, Gerard wyjaśnił: To są telegrafy służące do łączności z maszynownią [ Pobierz całość w formacie PDF ]