[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I co dalej?- Przewijam i przebieram dziecko.Trzymam zapasoweubranka i pieluchy w salonie, więc zawsze jest tam bałagan.Pózniej oboje siadamy przed telewizorem i jak para zombiegapimy się na poranny aerobik.Ostatnio na tym polega mojagimnastyka.- Dlaczego oglądasz właśnie aerobik?- O tej porze chyba nie ma nic innego, a większość dzie-ciaków jest urzeczona ruchem, więc z maluchem na kolanachmogę uciąć sobie drzemkę.Po programie budzi się drugiei trzecie dziecko, pierwsze zaczyna domagać się śniadaniai zanim się obejrzę, jest dziesiąta.Greg już dawno w pracy,a ja nadal w koszuli.- Cóż, to zrozumiałe.- Fran się zastanawiała, jak odcią-żyć Jenny.- Wiem, że twoja rodzina mieszka w Brisbane.A rodzice Grega? Nie mogliby wam pomóc?- Robią, co mogą, ale prowadzą farmę mleczną i dwarazy dziennie doją krowy.Często biorą do siebie Lorelle,która już jest małą panienką i nie lubi brudzić sobie bucików,więc zadowolona przesiaduje na płocie.Ale wysłanie tamblizniaków odpada, bo ganiałyby krowom między nogami.- A gdyby ktoś przez parę godzin ich poniańczył?Byłabyśw stanie się przespać?- Oczywiście! Sprzedałabym duszę za trochę wolnego.- No to załatwione.W sobotę Griff dyżuruje pod telefo-nem, więc ja zajmę się blizniakami lub nawet całą trójką,SRgdyby twoja teściowa nie wzięła Lorelle.Pójdziemy do par-ku, na lunch, a potem niech się pobawią w ogrodzie paniGriffiths.Zatrzymałabym ich na noc, ale nie wiem, jak by toprzyjęły, bo nie znają mnie zbyt dobrze.Fran dostrzegła w oczach Jenny łzy i zrozumiała, że właś-nie odkryła kolejny problem miejscowej społeczności.Młodematki potrzebowały wsparcia.Może by tak stworzyć insty-tucję honorowych dziadków?- Nie mogę się na to zgodzić - zaprotestowała Jenny.- Jasne, że możesz.Pod warunkiem, że w wolnym czasieodpoczniesz.%7ładnego sprzątania.- A mogłabym błyskawicznie skoczyć do supermarketu?Zakupy z trojgiem małych dzieci to istny koszmar.Ale z jednym byłyby rozkoszne, pomyślała Fran, czującprzypływ emocji, których od niedawna usiłowała się wy-strzegać.- Zgoda na małe zakupy, jeśli oprócz tego trochę po-śpisz.- Pomogła Jenny zejść z kozetki, zrobiła notatkiw karcie i odprowadziła pacjentkę, a po chwili przywitałakolejną.- Nic mi nie dolega.Chodzi o Alberta - oznajmiła paniStevens, a Fran w duchu poprosiła opatrzność, żeby Albertnie okazał się zwierzakiem.- To mój kuzyn i ma trochę niepo kolei w głowie.Od urodzenia mieszka z matką, mojąciotką May, ale ona mocno posunęła się w latach i nie dajesobie rady.A Albert używa życia tyle co pies w studni.- O ile wiem, opieka społeczna w szerokim zakresie po-maga ludziom, którzy nie są samowystarczalni.Grupa spe-cjalistów powinna ocenić stan Alberta i jego potrzeby, a po-tem ustalić plan działania.- Fran zastanawiała się, czy kie-dykolwiek widziała w mieście kogoś, kto mógłby być owymAlbertem.- Chętnie podam pani nazwisko pracownika opie-SRki, lecz najpierw proszę się upewnić, że pani ciotka chce tejpomocy.- Na pewno nie chce - cierpko stwierdziła pani Stevens.- Ona uważa, że świetnie sobie radzi, ale zapomina o jed-nym: to ja raz na tydzień przywożę jej zakupy, sprzątami robię milion innych rzeczy z praniem włącznie.- Od dawna jej pani pomaga? - Fran zerknęła w kartęi stwierdziła, że pani Stevens skończyła siedemdziesiąt dwalata.Niewątpliwie była bardzo aktywna jak na swój wiek, alewszystko ma swoje granice.-I ile lat ma ciotka May?- Zaczęłam jeszcze przed śmiercią mojej matki, gdy cho-rowała i już nie mogła sama jezdzić.Zmarła osiem lat temu.A ciotce w tym roku stuknęła dziewięćdziesiątka.Fran na chwilę zaniknęła oczy, aby ukryć zdumienie.- A więc opiekuję się pani ciotką od prawie dziesięciu lat.Czy przedtem niedomagała? Dlaczego zajmowała się nią panimatka?- Ktoś musiał.Trzeba było myśleć także o Albercie, nietylko o ciotce May.Gdy zmarł wuj Fred, moja matka próbo-wała ją namówić do sprzedaży farmy i zamieszkania w mie-ście, ale ciotka się nie zgodziła.Powiedziała, że farma todziedzictwo Alberta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.I co dalej?- Przewijam i przebieram dziecko.Trzymam zapasoweubranka i pieluchy w salonie, więc zawsze jest tam bałagan.Pózniej oboje siadamy przed telewizorem i jak para zombiegapimy się na poranny aerobik.Ostatnio na tym polega mojagimnastyka.- Dlaczego oglądasz właśnie aerobik?- O tej porze chyba nie ma nic innego, a większość dzie-ciaków jest urzeczona ruchem, więc z maluchem na kolanachmogę uciąć sobie drzemkę.Po programie budzi się drugiei trzecie dziecko, pierwsze zaczyna domagać się śniadaniai zanim się obejrzę, jest dziesiąta.Greg już dawno w pracy,a ja nadal w koszuli.- Cóż, to zrozumiałe.- Fran się zastanawiała, jak odcią-żyć Jenny.- Wiem, że twoja rodzina mieszka w Brisbane.A rodzice Grega? Nie mogliby wam pomóc?- Robią, co mogą, ale prowadzą farmę mleczną i dwarazy dziennie doją krowy.Często biorą do siebie Lorelle,która już jest małą panienką i nie lubi brudzić sobie bucików,więc zadowolona przesiaduje na płocie.Ale wysłanie tamblizniaków odpada, bo ganiałyby krowom między nogami.- A gdyby ktoś przez parę godzin ich poniańczył?Byłabyśw stanie się przespać?- Oczywiście! Sprzedałabym duszę za trochę wolnego.- No to załatwione.W sobotę Griff dyżuruje pod telefo-nem, więc ja zajmę się blizniakami lub nawet całą trójką,SRgdyby twoja teściowa nie wzięła Lorelle.Pójdziemy do par-ku, na lunch, a potem niech się pobawią w ogrodzie paniGriffiths.Zatrzymałabym ich na noc, ale nie wiem, jak by toprzyjęły, bo nie znają mnie zbyt dobrze.Fran dostrzegła w oczach Jenny łzy i zrozumiała, że właś-nie odkryła kolejny problem miejscowej społeczności.Młodematki potrzebowały wsparcia.Może by tak stworzyć insty-tucję honorowych dziadków?- Nie mogę się na to zgodzić - zaprotestowała Jenny.- Jasne, że możesz.Pod warunkiem, że w wolnym czasieodpoczniesz.%7ładnego sprzątania.- A mogłabym błyskawicznie skoczyć do supermarketu?Zakupy z trojgiem małych dzieci to istny koszmar.Ale z jednym byłyby rozkoszne, pomyślała Fran, czującprzypływ emocji, których od niedawna usiłowała się wy-strzegać.- Zgoda na małe zakupy, jeśli oprócz tego trochę po-śpisz.- Pomogła Jenny zejść z kozetki, zrobiła notatkiw karcie i odprowadziła pacjentkę, a po chwili przywitałakolejną.- Nic mi nie dolega.Chodzi o Alberta - oznajmiła paniStevens, a Fran w duchu poprosiła opatrzność, żeby Albertnie okazał się zwierzakiem.- To mój kuzyn i ma trochę niepo kolei w głowie.Od urodzenia mieszka z matką, mojąciotką May, ale ona mocno posunęła się w latach i nie dajesobie rady.A Albert używa życia tyle co pies w studni.- O ile wiem, opieka społeczna w szerokim zakresie po-maga ludziom, którzy nie są samowystarczalni.Grupa spe-cjalistów powinna ocenić stan Alberta i jego potrzeby, a po-tem ustalić plan działania.- Fran zastanawiała się, czy kie-dykolwiek widziała w mieście kogoś, kto mógłby być owymAlbertem.- Chętnie podam pani nazwisko pracownika opie-SRki, lecz najpierw proszę się upewnić, że pani ciotka chce tejpomocy.- Na pewno nie chce - cierpko stwierdziła pani Stevens.- Ona uważa, że świetnie sobie radzi, ale zapomina o jed-nym: to ja raz na tydzień przywożę jej zakupy, sprzątami robię milion innych rzeczy z praniem włącznie.- Od dawna jej pani pomaga? - Fran zerknęła w kartęi stwierdziła, że pani Stevens skończyła siedemdziesiąt dwalata.Niewątpliwie była bardzo aktywna jak na swój wiek, alewszystko ma swoje granice.-I ile lat ma ciotka May?- Zaczęłam jeszcze przed śmiercią mojej matki, gdy cho-rowała i już nie mogła sama jezdzić.Zmarła osiem lat temu.A ciotce w tym roku stuknęła dziewięćdziesiątka.Fran na chwilę zaniknęła oczy, aby ukryć zdumienie.- A więc opiekuję się pani ciotką od prawie dziesięciu lat.Czy przedtem niedomagała? Dlaczego zajmowała się nią panimatka?- Ktoś musiał.Trzeba było myśleć także o Albercie, nietylko o ciotce May.Gdy zmarł wuj Fred, moja matka próbo-wała ją namówić do sprzedaży farmy i zamieszkania w mie-ście, ale ciotka się nie zgodziła.Powiedziała, że farma todziedzictwo Alberta [ Pobierz całość w formacie PDF ]