[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sir Ritchfield znowu mówił jak dawny Sir Ritchfield.Zerwały się na równe nogilekko podenerwowane, lecz dumne z sukcesu.Sir Ritchfield szedł ku nim od strony urwiska.- Przyda się tu trochę porządku! - rzucił.- Baczność! Czy nie można zostawić was samych nawetna parę minut?Owce patrzyły tępo to na jednego Ritchfielda, to na drugiego.- To jest Sir Ritchfield - szepnęła Wrzosowata, zerkając na Sir Ritchfielda, który tak stanowczodomagał się porządku.- I ten drugi też.- Nie - odparła panna Maple, która wyrosła u boku Sir Ritchfielda niczym zaborczy cień.-To jestMelmoth Wędrowiec.Powrót Melmotha Wędrowca wywołał wśród owiec takie poruszenie, jakie wywołać mogłojedynie pojawienie się prawdziwego wilka.Wędrowiec był kimś więcej niż baranem, który zniknął:był legendą, tak jak Cwaniak Jack, którego nigdy nie ostrzyżono, albo jak siedmiorogi baran, duch,który tłumaczył krnąbrnym jagniętom, czym jest strach, kiedy zawiodły wszystkie inne ostrzeżenia.Był przykładem tego, co dzieje się z owcą, która opuści stado i podejdzie za blisko skraju urwiskaalbo która nie zwracając uwagi na ostrzeżenia matki, zje coś, czego jeść nie wolno.- Melmoth Wędrowiec zajrzał tam i już nie wrócił - mówiły, kiedy ciekawskie jagniątko podeszłozablisko przepaści.-To jest paskudnik.Melmoth Wędrowiec zjadł go i już nie żyje.Melmoth Wędrowiec umarł na tysiąc szeptanych sposobów, był zmorą i postrachemwszystkich pobierających nauki jagniąt i oto nagle wyrósł przed nimi, promieniując siłą inajlepszym zdrowiem.Owcze matki zastanawiały się intensywnie, jak nauczą dzieciposłuszeństwa.A już żadne inne jagnię nie nasłuchało się tylu strasznych opowieści o Wędrowcujak to zimowe.Stało w cieniu żywopłotu i patrzyło na niego z dziwnym błyskiem w oczach.- Mamy dwóch Sir Ritchfieldów! - zameczały pozostałe jagnięta, wszystkie oprócz jednego, którewtuliło pyszczek w białe runo Chmurki. Stado zdawało sobie sprawę, że Melmoth Wędrowiec jest kimś wyjątkowym.Niektóre owcenazywały go tym, któremu się upiekło", chociaż nie bardzo wiedziały, kto i co mu upiekł i czy jestto określenie obrazliwe, czy wprost przeciwnie.Ale kiedy Sir Ritchfield wytłumaczył mu wreszcie,dlaczego nikt nie może paść się na Miejscu George'a, owce zaczęły zmieniać o nim zdanie.- Ma gęste runo - powiedziała z uznaniem Chmurka.-Trochę zmierzwione, ale gęste.- Ma ładny głos - dodała Cordelia.- Ciekawie pachnie - zauważyła Matylda.- I nie jada łaskotników - rzucił z nadzieją Biały Wieloryb.Oczywiście natychmiast pojawiło siępytanie, kto będzie teraz prze wodnikiem stada.- Przecież nie możemy mieć dwóch - powiedziała Bystra.I zamyślona dodała: - Nawet jeśli sąidentyczni.Chciałyby, żeby przewodnikiem nadal był Sir Ritchfield.Ale baran przewodnik, którego napierwszy rzut oka nie można odróżnić od drugiego barana, nie jest przewodnikiem praktycznym.Poza tym Sir Ritchfield się zmienił.Był weselszy, bardziej figlarny, odważny jak młody baran.Rolaprzewodnika przestała go chyba interesować i większość czasu trzymał się blisko Wędrowca.Nigdy dotąd nie widziały, żeby był taki szczęśliwy.I ustanowił nową regułę: %7ładna owca nie możeopuścić stada - tłumaczył tym, którzy zechcieli go wysłuchać - chyba że do stada wróci".Wrócił Gabriel.Zjawił się na łące bardzo wcześnie, dużo wcześniej niż kiedykolwiek zjawił sięGeorge.Przyszedł bez pasterskiego kija i bez psów.I nawet bez kapelusza, tylko z fajką w kącikuust.I z drabiną.Owce już pracowały i były z tego dumne.Niech Gabriel zobaczy, że się nie obijają.Ale on nie robił wrażenia szczególnie zadowolonego.Dlatego że nie spodobał mu się MelmothWędrowiec? Ale przecież nie zauważył nawet, że w stadzie przybył nowy baran [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Sir Ritchfield znowu mówił jak dawny Sir Ritchfield.Zerwały się na równe nogilekko podenerwowane, lecz dumne z sukcesu.Sir Ritchfield szedł ku nim od strony urwiska.- Przyda się tu trochę porządku! - rzucił.- Baczność! Czy nie można zostawić was samych nawetna parę minut?Owce patrzyły tępo to na jednego Ritchfielda, to na drugiego.- To jest Sir Ritchfield - szepnęła Wrzosowata, zerkając na Sir Ritchfielda, który tak stanowczodomagał się porządku.- I ten drugi też.- Nie - odparła panna Maple, która wyrosła u boku Sir Ritchfielda niczym zaborczy cień.-To jestMelmoth Wędrowiec.Powrót Melmotha Wędrowca wywołał wśród owiec takie poruszenie, jakie wywołać mogłojedynie pojawienie się prawdziwego wilka.Wędrowiec był kimś więcej niż baranem, który zniknął:był legendą, tak jak Cwaniak Jack, którego nigdy nie ostrzyżono, albo jak siedmiorogi baran, duch,który tłumaczył krnąbrnym jagniętom, czym jest strach, kiedy zawiodły wszystkie inne ostrzeżenia.Był przykładem tego, co dzieje się z owcą, która opuści stado i podejdzie za blisko skraju urwiskaalbo która nie zwracając uwagi na ostrzeżenia matki, zje coś, czego jeść nie wolno.- Melmoth Wędrowiec zajrzał tam i już nie wrócił - mówiły, kiedy ciekawskie jagniątko podeszłozablisko przepaści.-To jest paskudnik.Melmoth Wędrowiec zjadł go i już nie żyje.Melmoth Wędrowiec umarł na tysiąc szeptanych sposobów, był zmorą i postrachemwszystkich pobierających nauki jagniąt i oto nagle wyrósł przed nimi, promieniując siłą inajlepszym zdrowiem.Owcze matki zastanawiały się intensywnie, jak nauczą dzieciposłuszeństwa.A już żadne inne jagnię nie nasłuchało się tylu strasznych opowieści o Wędrowcujak to zimowe.Stało w cieniu żywopłotu i patrzyło na niego z dziwnym błyskiem w oczach.- Mamy dwóch Sir Ritchfieldów! - zameczały pozostałe jagnięta, wszystkie oprócz jednego, którewtuliło pyszczek w białe runo Chmurki. Stado zdawało sobie sprawę, że Melmoth Wędrowiec jest kimś wyjątkowym.Niektóre owcenazywały go tym, któremu się upiekło", chociaż nie bardzo wiedziały, kto i co mu upiekł i czy jestto określenie obrazliwe, czy wprost przeciwnie.Ale kiedy Sir Ritchfield wytłumaczył mu wreszcie,dlaczego nikt nie może paść się na Miejscu George'a, owce zaczęły zmieniać o nim zdanie.- Ma gęste runo - powiedziała z uznaniem Chmurka.-Trochę zmierzwione, ale gęste.- Ma ładny głos - dodała Cordelia.- Ciekawie pachnie - zauważyła Matylda.- I nie jada łaskotników - rzucił z nadzieją Biały Wieloryb.Oczywiście natychmiast pojawiło siępytanie, kto będzie teraz prze wodnikiem stada.- Przecież nie możemy mieć dwóch - powiedziała Bystra.I zamyślona dodała: - Nawet jeśli sąidentyczni.Chciałyby, żeby przewodnikiem nadal był Sir Ritchfield.Ale baran przewodnik, którego napierwszy rzut oka nie można odróżnić od drugiego barana, nie jest przewodnikiem praktycznym.Poza tym Sir Ritchfield się zmienił.Był weselszy, bardziej figlarny, odważny jak młody baran.Rolaprzewodnika przestała go chyba interesować i większość czasu trzymał się blisko Wędrowca.Nigdy dotąd nie widziały, żeby był taki szczęśliwy.I ustanowił nową regułę: %7ładna owca nie możeopuścić stada - tłumaczył tym, którzy zechcieli go wysłuchać - chyba że do stada wróci".Wrócił Gabriel.Zjawił się na łące bardzo wcześnie, dużo wcześniej niż kiedykolwiek zjawił sięGeorge.Przyszedł bez pasterskiego kija i bez psów.I nawet bez kapelusza, tylko z fajką w kącikuust.I z drabiną.Owce już pracowały i były z tego dumne.Niech Gabriel zobaczy, że się nie obijają.Ale on nie robił wrażenia szczególnie zadowolonego.Dlatego że nie spodobał mu się MelmothWędrowiec? Ale przecież nie zauważył nawet, że w stadzie przybył nowy baran [ Pobierz całość w formacie PDF ]