[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każdemu z nich nożem rozcinaÅ‚ brzuch, wyciÄ…gaÅ‚ zwierzÄ™tom wszystkie wnÄ™trznoÅ›ci iÅ‚akomie wpychaÅ‚ je sobie do ust. Chce dotrzeć do Gulfport, żeby nas zabić.Nie poÅ‚apaÅ‚ siÄ™, że już nie żyje. Ja żyjęęę zaprotestowaÅ‚em.ZorientowaÅ‚em siÄ™ przerażony, że potwornie przeciÄ…gam sÅ‚owa i mówiÄ™ ledwozrozumiale. Was tu wcaaale nie maaaa.To tyyylko haluuucynaacje. SkÄ…dże znowu, jesteÅ›my tutaj zaoponowaÅ‚ Greene.Gdy jednak zwróciÅ‚em siÄ™ w stronÄ™, z której dobiegaÅ‚ jegogÅ‚os, przekonaÅ‚em siÄ™, że wielebny zmieniÅ‚ siÄ™ w Igora Uszakowa, kapitana Zaren Kibish. My też jesteÅ›mymartwi, wiesz? I to przez ciebie nie żyjemy. Za chwilÄ™ do nas doÅ‚Ä…czysz dorzuciÅ‚ Grapes, który nie patroszyÅ‚ już kotów, ale tym samym nożem wypruwaÅ‚wÅ‚asne wnÄ™trznoÅ›ci.Swoje flaki również wkÅ‚adaÅ‚ do ust i ze smakiem przeżuwaÅ‚. Chcesz kawaÅ‚ek?PoczuÅ‚em skurcz kiszek, a usta napeÅ‚niÅ‚y mi siÄ™ Å›linÄ….To ludzkie miÄ™so, ciepÅ‚e i krwiste, wyglÄ…daÅ‚o niesÅ‚ychaniesmakowicie& WyciÄ…gnÄ…Å‚em dÅ‚oÅ„ do Grapesa, ale ten gwaÅ‚townym ruchem zabraÅ‚ mi kÄ…sek sprzed nosa.ZrobiÅ‚ przytym szyderczÄ… minÄ™ i pokiwaÅ‚ w mojÄ… stronÄ™ palcem. Nie, nie, nie.Nic z tego powiedziaÅ‚. JeÅ›li chcesz zjeść kawaÅ‚ek, musisz go wyrwać z siebie samego.Wszyscy tak robimy. Wszyscy tak robimy! zawtórowali Greene i Uszakow.Tuż obok nich szedÅ‚ marynarz, który na Wyspach Kanaryjskich próbowaÅ‚ zgwaÅ‚cić LucíÄ™.ByÅ‚ tak poroÅ›niÄ™tygrzybem, że ledwie można byÅ‚o dopatrzyć siÄ™ jego twarzy.Niebieskawa masa przeżarÅ‚a mu już usta i jÄ™zyk, wiÄ™c niebyÅ‚ w stanie mówić.Wymowa gestów w zupeÅ‚noÅ›ci jednak wystarczaÅ‚a: facet poruszaÅ‚ lubieżnie biodrami, pakujÄ…csobie do ust kolejne kawaÅ‚ki ludzkiego miÄ™sa.PrzeżuwaÅ‚ je i gryzÅ‚ z chorobliwym entuzjazmem, a spomiÄ™dzy jegowarg wysuwaÅ‚y siÄ™ kolejne zÄ™by, które padaÅ‚y na zakurzonÄ… nawierzchniÄ™ drogi jak zakrwawione perÅ‚y. Wszyscy won do pieeekÅ‚a& zdoÅ‚aÅ‚em rzucić w ich stronÄ™. Do pieeekÅ‚a! A myÅ›lisz, że gdzie niby jesteÅ›? wyszeptaÅ‚ mi Greene do ucha.SiedziaÅ‚ teraz na grzbiecie mulicy tuż za mnÄ… iczule obejmowaÅ‚ mnie jednÄ… rÄ™kÄ… w pasie, jakbyÅ›my byli kochankami.W drugiej dÅ‚oni trzymaÅ‚ BibliÄ™, którÄ… usilniepodtykaÅ‚ mi pod nos. Patrz, co napisano w PiÅ›mie, i żaÅ‚uj za grzechy! JesteÅ› martwy! Nieeee! z krzykiem wymierzyÅ‚em Greene owi najsilniejszy cios Å‚okciem, na jaki byÅ‚o mnie stać.Moja rÄ™kaprzeszyÅ‚a jednak tylko powietrze.Wielebny zniknÄ…Å‚.Wszyscy pozostali również.Drżąc w panice i obrzydzeniu, siÄ™gnÄ…Å‚em po termos z cladoxpanem.OdkrÄ™ciÅ‚em nerwowo korek i zbliżyÅ‚empojemnik do ust.PrzechyliÅ‚em go niemal do pionu, ale ze Å›rodka nie wypÅ‚ynęła nawet jedna kropla.Termos byÅ‚ pusty.SpojrzaÅ‚em na niego, jakbym trzymaÅ‚ w dÅ‚oni nie metalowy pojemnik, ale rÄ™kÄ™ przybysza z kosmosu.PrzechylaÅ‚em termos i oglÄ…daÅ‚em tÄ™pym wzrokiem ze wszystkich stron, nie mogÄ…c uwierzyć, że nic w nim nie ma.UniosÅ‚em w koÅ„cu gÅ‚owÄ™ i sprawdziÅ‚em poÅ‚ożenie sÅ‚oÅ„ca.DzieÅ„ miaÅ‚ siÄ™ ku koÅ„cowi, do zmierzchu pozostaÅ‚oniewiele czasu.ZdziwiÅ‚em siÄ™, byÅ‚em przekonany, że jest znacznie wczeÅ›niej.ZupeÅ‚nie straciÅ‚em poczucie czasu.To koniec.Teraz to już naprawdÄ™ pieprzony koniec.Drżącymi palcami zaczÄ…Å‚em niezdarnie gmerać przy sakwie, by wyciÄ…gnąć pistolet.MusiaÅ‚em zaÅ‚atwić sprawÄ™ jaknajszybciej, póki jeszcze zachowaÅ‚em resztki kontroli nad swoim ciaÅ‚em.Z drugiej sakwy dobiegÅ‚o nagle kocieprychanie.Lukullus byÅ‚ wyraznie zdenerwowany i zaniepokojony.Widać byÅ‚o, że kot bardzo siÄ™ boi.Boi siÄ™ mnie.ZciÅ›lej mówiÄ…c, baÅ‚ siÄ™ tego, w co zaczynaÅ‚em siÄ™ przemieniać.SpojrzaÅ‚em na swojÄ… lewÄ… rÄ™kÄ™.PokrywaÅ‚a jÄ…pajÄ™czyna nabrzmiaÅ‚ych niebieskawych żyÅ‚ek.Nie popÄ™kaÅ‚y jeszcze, ale mogÅ‚o to nastÄ…pić lada chwila.PrzypomniaÅ‚em sobie po chwili, że pistoletu w sakwie nie ma.MiaÅ‚em go przecież przy pasie! Nieco nieporadniesiÄ™gnÄ…Å‚em do biodra i wyciÄ…gnÄ…Å‚em broÅ„ z kabury.Przed oczami miaÅ‚em mgieÅ‚kÄ™ i nie widziaÅ‚em ostro.UniosÅ‚embroÅ„ do samych oczu, by sprawdzić, czy jest odbezpieczona.Dwa strzaÅ‚y.Najpierw kot, potem ty.Raz-dwa i bÄ™dzie po sprawie.Szczęściara podskoczyÅ‚a lekko, żeby nie zahaczyć nogami o leżący na jezdni rower.Pistolet wyÅ›lizgnÄ…Å‚ mi siÄ™ zrÄ…k. Nieeeeee! krzyknÄ…Å‚em sÅ‚abo i ochryple.Nie byÅ‚em jednak w stanie nic zrobić.Uzda zwisaÅ‚a luzno ze Å‚bamulicy, wiÄ™c nie miaÅ‚em nawet jak jej zatrzymać.Mięśnie drgaÅ‚y mi w skurczach, a caÅ‚e moje ciaÅ‚o poruszaÅ‚o siÄ™ jak w taÅ„cu Å›wiÄ™tego Wita.UtraciÅ‚em kontrolÄ™ nadwÅ‚asnym organizmem.MogÅ‚em tylko leżeć na grzbiecie zwierzÄ™cia i czekać biernie, aż leżący na asfalcie pistoletzniknie mi z oczu.Nie daÅ‚em rady, przegraÅ‚em.ZawiodÅ‚em wszystkich.Nie udaÅ‚o mi siÄ™ uratować ani siebie, ani tych, którzy byli minajbliżsi.Nie umiaÅ‚em uratować Lukullusa, który szamotaÅ‚ siÄ™ teraz przerażony, próbujÄ…c wydostać siÄ™ z zaciÅ›niÄ™tejpaskiem sakwy.Nie umiaÅ‚em dopomóc Wiktorowi, który zawsze postÄ™powaÅ‚ wobec mnie tak lojalnie i uczciwie.Nie daÅ‚em rady uratować Lucíi.Lucíi.Lucíiii.Luuucssciíi.Lukscsssii&CzuÅ‚em, jak opada na mnie fala czerni.UnosiÅ‚ mnie przypÅ‚yw nieÅ›wiadomoÅ›ci, który dÅ‚awiÅ‚ wszystkie moje zmysÅ‚y.ZapadÅ‚a ciemność.41TAUBEN, 20 KM OD GULFPORT Matko Boska KazaÅ„ska, co za smród! jÄ™knÄ…Å‚ Wiktor, zatykajÄ…c nos. To jeszcze nic powiedziaÅ‚ Mendoza z uÅ›miechem prawdziwy smród poczujesz, kiedy dojedziemy nawysypisko.To niecaÅ‚e dwa kilometry stÄ…d, za tamtym wzgórzem.Tam cuchnie tak potwornie, że naprawdÄ™ ledwo dasiÄ™ wytrzymać.Kolumna toczyÅ‚a siÄ™ powoli zaroÅ›niÄ™tÄ… drogÄ… meandrujÄ…cÄ… miÄ™dzy opuszczonymi budynkami.W jej skÅ‚adwchodziÅ‚o dwanaÅ›cie pojazdów: dziesięć Å›mieciarek oraz dwa wozy opancerzone, z których jeden otwieraÅ‚, a drugizamykaÅ‚ szyk.Szoferki Å›mieciarek wzmocniono żelaznymi prÄ™tami.Gulfport pozbywaÅ‚o siÄ™ swoich odpadków, każąc wywozić je helotom na oddalone o kilkanaÅ›cie kilometrówwysypisko [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Każdemu z nich nożem rozcinaÅ‚ brzuch, wyciÄ…gaÅ‚ zwierzÄ™tom wszystkie wnÄ™trznoÅ›ci iÅ‚akomie wpychaÅ‚ je sobie do ust. Chce dotrzeć do Gulfport, żeby nas zabić.Nie poÅ‚apaÅ‚ siÄ™, że już nie żyje. Ja żyjęęę zaprotestowaÅ‚em.ZorientowaÅ‚em siÄ™ przerażony, że potwornie przeciÄ…gam sÅ‚owa i mówiÄ™ ledwozrozumiale. Was tu wcaaale nie maaaa.To tyyylko haluuucynaacje. SkÄ…dże znowu, jesteÅ›my tutaj zaoponowaÅ‚ Greene.Gdy jednak zwróciÅ‚em siÄ™ w stronÄ™, z której dobiegaÅ‚ jegogÅ‚os, przekonaÅ‚em siÄ™, że wielebny zmieniÅ‚ siÄ™ w Igora Uszakowa, kapitana Zaren Kibish. My też jesteÅ›mymartwi, wiesz? I to przez ciebie nie żyjemy. Za chwilÄ™ do nas doÅ‚Ä…czysz dorzuciÅ‚ Grapes, który nie patroszyÅ‚ już kotów, ale tym samym nożem wypruwaÅ‚wÅ‚asne wnÄ™trznoÅ›ci.Swoje flaki również wkÅ‚adaÅ‚ do ust i ze smakiem przeżuwaÅ‚. Chcesz kawaÅ‚ek?PoczuÅ‚em skurcz kiszek, a usta napeÅ‚niÅ‚y mi siÄ™ Å›linÄ….To ludzkie miÄ™so, ciepÅ‚e i krwiste, wyglÄ…daÅ‚o niesÅ‚ychaniesmakowicie& WyciÄ…gnÄ…Å‚em dÅ‚oÅ„ do Grapesa, ale ten gwaÅ‚townym ruchem zabraÅ‚ mi kÄ…sek sprzed nosa.ZrobiÅ‚ przytym szyderczÄ… minÄ™ i pokiwaÅ‚ w mojÄ… stronÄ™ palcem. Nie, nie, nie.Nic z tego powiedziaÅ‚. JeÅ›li chcesz zjeść kawaÅ‚ek, musisz go wyrwać z siebie samego.Wszyscy tak robimy. Wszyscy tak robimy! zawtórowali Greene i Uszakow.Tuż obok nich szedÅ‚ marynarz, który na Wyspach Kanaryjskich próbowaÅ‚ zgwaÅ‚cić LucíÄ™.ByÅ‚ tak poroÅ›niÄ™tygrzybem, że ledwie można byÅ‚o dopatrzyć siÄ™ jego twarzy.Niebieskawa masa przeżarÅ‚a mu już usta i jÄ™zyk, wiÄ™c niebyÅ‚ w stanie mówić.Wymowa gestów w zupeÅ‚noÅ›ci jednak wystarczaÅ‚a: facet poruszaÅ‚ lubieżnie biodrami, pakujÄ…csobie do ust kolejne kawaÅ‚ki ludzkiego miÄ™sa.PrzeżuwaÅ‚ je i gryzÅ‚ z chorobliwym entuzjazmem, a spomiÄ™dzy jegowarg wysuwaÅ‚y siÄ™ kolejne zÄ™by, które padaÅ‚y na zakurzonÄ… nawierzchniÄ™ drogi jak zakrwawione perÅ‚y. Wszyscy won do pieeekÅ‚a& zdoÅ‚aÅ‚em rzucić w ich stronÄ™. Do pieeekÅ‚a! A myÅ›lisz, że gdzie niby jesteÅ›? wyszeptaÅ‚ mi Greene do ucha.SiedziaÅ‚ teraz na grzbiecie mulicy tuż za mnÄ… iczule obejmowaÅ‚ mnie jednÄ… rÄ™kÄ… w pasie, jakbyÅ›my byli kochankami.W drugiej dÅ‚oni trzymaÅ‚ BibliÄ™, którÄ… usilniepodtykaÅ‚ mi pod nos. Patrz, co napisano w PiÅ›mie, i żaÅ‚uj za grzechy! JesteÅ› martwy! Nieeee! z krzykiem wymierzyÅ‚em Greene owi najsilniejszy cios Å‚okciem, na jaki byÅ‚o mnie stać.Moja rÄ™kaprzeszyÅ‚a jednak tylko powietrze.Wielebny zniknÄ…Å‚.Wszyscy pozostali również.Drżąc w panice i obrzydzeniu, siÄ™gnÄ…Å‚em po termos z cladoxpanem.OdkrÄ™ciÅ‚em nerwowo korek i zbliżyÅ‚empojemnik do ust.PrzechyliÅ‚em go niemal do pionu, ale ze Å›rodka nie wypÅ‚ynęła nawet jedna kropla.Termos byÅ‚ pusty.SpojrzaÅ‚em na niego, jakbym trzymaÅ‚ w dÅ‚oni nie metalowy pojemnik, ale rÄ™kÄ™ przybysza z kosmosu.PrzechylaÅ‚em termos i oglÄ…daÅ‚em tÄ™pym wzrokiem ze wszystkich stron, nie mogÄ…c uwierzyć, że nic w nim nie ma.UniosÅ‚em w koÅ„cu gÅ‚owÄ™ i sprawdziÅ‚em poÅ‚ożenie sÅ‚oÅ„ca.DzieÅ„ miaÅ‚ siÄ™ ku koÅ„cowi, do zmierzchu pozostaÅ‚oniewiele czasu.ZdziwiÅ‚em siÄ™, byÅ‚em przekonany, że jest znacznie wczeÅ›niej.ZupeÅ‚nie straciÅ‚em poczucie czasu.To koniec.Teraz to już naprawdÄ™ pieprzony koniec.Drżącymi palcami zaczÄ…Å‚em niezdarnie gmerać przy sakwie, by wyciÄ…gnąć pistolet.MusiaÅ‚em zaÅ‚atwić sprawÄ™ jaknajszybciej, póki jeszcze zachowaÅ‚em resztki kontroli nad swoim ciaÅ‚em.Z drugiej sakwy dobiegÅ‚o nagle kocieprychanie.Lukullus byÅ‚ wyraznie zdenerwowany i zaniepokojony.Widać byÅ‚o, że kot bardzo siÄ™ boi.Boi siÄ™ mnie.ZciÅ›lej mówiÄ…c, baÅ‚ siÄ™ tego, w co zaczynaÅ‚em siÄ™ przemieniać.SpojrzaÅ‚em na swojÄ… lewÄ… rÄ™kÄ™.PokrywaÅ‚a jÄ…pajÄ™czyna nabrzmiaÅ‚ych niebieskawych żyÅ‚ek.Nie popÄ™kaÅ‚y jeszcze, ale mogÅ‚o to nastÄ…pić lada chwila.PrzypomniaÅ‚em sobie po chwili, że pistoletu w sakwie nie ma.MiaÅ‚em go przecież przy pasie! Nieco nieporadniesiÄ™gnÄ…Å‚em do biodra i wyciÄ…gnÄ…Å‚em broÅ„ z kabury.Przed oczami miaÅ‚em mgieÅ‚kÄ™ i nie widziaÅ‚em ostro.UniosÅ‚embroÅ„ do samych oczu, by sprawdzić, czy jest odbezpieczona.Dwa strzaÅ‚y.Najpierw kot, potem ty.Raz-dwa i bÄ™dzie po sprawie.Szczęściara podskoczyÅ‚a lekko, żeby nie zahaczyć nogami o leżący na jezdni rower.Pistolet wyÅ›lizgnÄ…Å‚ mi siÄ™ zrÄ…k. Nieeeeee! krzyknÄ…Å‚em sÅ‚abo i ochryple.Nie byÅ‚em jednak w stanie nic zrobić.Uzda zwisaÅ‚a luzno ze Å‚bamulicy, wiÄ™c nie miaÅ‚em nawet jak jej zatrzymać.Mięśnie drgaÅ‚y mi w skurczach, a caÅ‚e moje ciaÅ‚o poruszaÅ‚o siÄ™ jak w taÅ„cu Å›wiÄ™tego Wita.UtraciÅ‚em kontrolÄ™ nadwÅ‚asnym organizmem.MogÅ‚em tylko leżeć na grzbiecie zwierzÄ™cia i czekać biernie, aż leżący na asfalcie pistoletzniknie mi z oczu.Nie daÅ‚em rady, przegraÅ‚em.ZawiodÅ‚em wszystkich.Nie udaÅ‚o mi siÄ™ uratować ani siebie, ani tych, którzy byli minajbliżsi.Nie umiaÅ‚em uratować Lukullusa, który szamotaÅ‚ siÄ™ teraz przerażony, próbujÄ…c wydostać siÄ™ z zaciÅ›niÄ™tejpaskiem sakwy.Nie umiaÅ‚em dopomóc Wiktorowi, który zawsze postÄ™powaÅ‚ wobec mnie tak lojalnie i uczciwie.Nie daÅ‚em rady uratować Lucíi.Lucíi.Lucíiii.Luuucssciíi.Lukscsssii&CzuÅ‚em, jak opada na mnie fala czerni.UnosiÅ‚ mnie przypÅ‚yw nieÅ›wiadomoÅ›ci, który dÅ‚awiÅ‚ wszystkie moje zmysÅ‚y.ZapadÅ‚a ciemność.41TAUBEN, 20 KM OD GULFPORT Matko Boska KazaÅ„ska, co za smród! jÄ™knÄ…Å‚ Wiktor, zatykajÄ…c nos. To jeszcze nic powiedziaÅ‚ Mendoza z uÅ›miechem prawdziwy smród poczujesz, kiedy dojedziemy nawysypisko.To niecaÅ‚e dwa kilometry stÄ…d, za tamtym wzgórzem.Tam cuchnie tak potwornie, że naprawdÄ™ ledwo dasiÄ™ wytrzymać.Kolumna toczyÅ‚a siÄ™ powoli zaroÅ›niÄ™tÄ… drogÄ… meandrujÄ…cÄ… miÄ™dzy opuszczonymi budynkami.W jej skÅ‚adwchodziÅ‚o dwanaÅ›cie pojazdów: dziesięć Å›mieciarek oraz dwa wozy opancerzone, z których jeden otwieraÅ‚, a drugizamykaÅ‚ szyk.Szoferki Å›mieciarek wzmocniono żelaznymi prÄ™tami.Gulfport pozbywaÅ‚o siÄ™ swoich odpadków, każąc wywozić je helotom na oddalone o kilkanaÅ›cie kilometrówwysypisko [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]