[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Co?! Może o to była ta kłótnia z Pamelą, którą Jaclyn podsłuchała whotelu. Zrezygnowałeś z pracy w banku? Zwolnili mnie przyznaje Alfred. Ale pracowałeś tam osiemnaście lat! W ułamku sekundy staję wobronie brata.W końcu jest błyskotliwym biznesmenem, odniósł największysukces w naszej rodzinie.To, że on nie szanuje mojej pracy, nie oznaczajeszcze, że ja nie szanuję jego.Jestem zła w jego imieniu. Te cholerne banki! Spodziewałem się tego, choć to wcale sprawy nie ułatwia.Uwierz mi,nie wziąłbym tej pracy, gdybym nie musiał. Babciu, to nie w porządku, że za moimi plecami dobiłaś targu zAlfredem. Potrzebowaliśmy planu, Valentine.Nie chciałam obarczać cię firmą ipozwolić, żebyś w obecnej sytuacji ekonomicznej zmagała się samotnie. W porządku.Ale właśnie Alfred? Valentine ostrzega babcia. Powinniśmy cię cieszyć, że mamy wrodzinie Alfreda z jego wiedzą i doświadczeniem. Akurat jego! Przecież on mnie z całego serca nienawidzi!47RcLT To nieprawda przerywa mi brat zniecierpliwiony. Ja tylko niepochwalam sposobu, w jaki załatwiasz sprawy, i kwestionuję twoje wybory. A kim ty jesteś, żeby kwestionować moje wybory? Wiem, co myślisz,uważasz, że jestem świrnięta w życiu i w pracy.Jak tobie by się podobało,gdyby ciągle ktoś cię oceniał? Masz pozytywne cechy mówi Alfred spokojnie. To cudowna charakterystyka. Posłuchaj, babcia ma rację, potrzebujesz pomocy.Kogoś, kto wezmielejce w dłonie. Nie bierzesz ich sam, Alfred.Trzymamy je wspólnie.Tak, babciu?Przypominam sobie jazdę do kościoła dzisiaj rano: kiedy koń zboczył ikoła pośliznęły się na mokrym bruku, woznica chwycił lejce w obie dłonie isprowadził powóz na bezpieczny tor.To by się nie udało, gdyby woznicówbyło dwóch i każdy trzymał swoją część, a w dodatku miał inny pomysł nawyjście z sytuacji.Powozem kierować może tylko jeden woznica oprzyszłości firmy decydować może tylko jeden szef.Nie mam pojęcia, jak może mi się udać partnerstwo z bratem.Niepotrafię sobie wyobrazić, jak z Alfredem ramię w ramię podejmujemy ważnedecyzje albo targujemy się z dostawcami.Ale tak postanowiła babcia, to jejfirma, jej budynek.Mogła od razu mi je przekazać, ale tego nie zrobiła.Muszęzaakceptować jej warunki.Nie mam wyboru.A ona o tym wie. Umówiłam was na spotkanie z Rayem.Omówi wszystkie szczegóły,ale ja już złożyłam potrzebne podpisy.Przestałam być jedyną właścicielkąAngelini Shoe Company, choć zachowuję stanowisko dyrektora emeryta wzarządzie, w którego skład oboje wchodzicie.Gdyby trzeba było sprzedać48RcLTfirmę, zadecydujemy o tym wspólnie.A na razie czy mogę wam zaufać, żedobrze poprowadzicie rodzinną firmę?Alfred głośno mówi tak", ja kiwam głową.Boję się, że jeśli się odezwę,zacznę płakać, a nie mogę dać mu takiej satysfakcji. Wasz dziadek byłby bardzo szczęśliwy i dumny, widząc, że wnukiłączą siły, by razem poprowadzić jego firmę. Babci załamuje się głos.Dziadek unosił się nad dzisiejszym dniem jakciężka chmura grożąca ulewą.Babcia jest szczęśliwa z Dominikiem, a mimo tomyśli o pierwszym mężu.Ich długie i trudne małżeństwo odeszło w cień, choćnie na tyle głęboki, by całkiem zniknąć z oczu.Babcia przeżyła z dziadkiemponad pięćdziesiąt lat i jego życzenia nawet po śmierci są dla niej ważne. Ty dobrze prowadziłaś firmę zapewniam. Ale ty możesz zrobić to lepiej zapewnia mnie w rewanżu babcia. Az Alfredem to na pewno ci się uda.Moje wspomnienia z wesela babci nie będą wzruszające (przysięgamałżeńska) ani smutne (ciocia Feen padająca z hukiem na podłogę), nie będąromantyczne ani wesołe, lecz praktyczne.Babcia jedną ręką podpisała aktślubu, drugą jak arkusz skóry przecięła na pół Angelini Shoe Company.Kiedy wchodzimy po schodach do hotelu, nocne niebo z granatowegozmienia się na stalowe.Wąski błękitny półksiężyc przeziera przez ciemnechmury.Nie rzuca jasnej poświaty, ale też nie ma takiej potrzeby.Wszystkowidzę wyraznie: droga jest mroczna i kręta, a ja nie mam pojęcia, dokądprowadzi.49RcLT3I nie próbuj tu wracaćAin 'tcha Ever Coming BackPrzekręcam klucz w drzwiach mojego pokoju w Spolti Inn, starając sięnie robić hałasu.Nie mam ochoty na nocną naradę wojenną z siostrami.Napatrzyłam się dość na Angelinich, Roncallich, Fazzanich, McAdoo'ów iVechiarellich, nie wspominając o Gepetcie, gościu weselnym, który wnajmroczniejszej godzinie stał się jednym z nas, na własne oczy oglądając, jakciocia Feen publicznie pogrąża się w alkoholizmie.Sądząc z przebieguwieczoru, powinnam zrobić to co ona.Lepiej było się upić, niż na trzezwosłuchać, jaką decyzję powzięła babcia.Nie wiem, co sobie myślała, na wspólnika wyznaczając mi Alfreda, aleodkąd zakochała się w Dominicu, nie wyświadczyła mi żadnej przysługi.Chyba Prawdziwa Miłość pomieszała jej w głowie.I teraz ja, jej obrończyni iorędowniczka, zostałam z częścią firmy, choć zasługiwałam na całość.Podzieliła Angelini Shoe Company jak parę butów, jeden dając mojemu bratu,drugi mnie, przez co jedno bez drugiego stawało się kompletnie bezsilne.Upuszczam na łóżko szal i torebkę, zrzucam buty.Rozglądam się po pokoju, szukając czegoś do jedzenia.Umieram zgłodu.Ha, na szczęście signora Guarasci zostawiła w pokojach tace butelkaróżowego alkoholu, paluszki, misa świeżych fig wołają mnie.Z tacy łapię butelkę i korkociąg, stawiam butelkę na nocnym stoliku iwbijam korkociąg w korek.Ten dzień tak mnie rozdrażnił, że mogłabymodgryzć szyjkę.Muszę się napić, i to natychmiast.Co za ironia losu.Wieczór50RcLTspędziłam w szpitalu, czekając, aż wytrzezwieje moja zalana ciotka, a popowrocie do hotelu rzucam się na alkohol.Cóż, ta słabość zapisana jest wgenach, nie odpowiadam za nią.Kryształowy dzbanek z komódki napełniam po sam brzeg różowympłynem, cokolwiek to jest.Aamię chlebowy paluszek, wsadzam w usta jakcygaro.Siadam w bujanym fotelu, przystawiam podnóżek i wyciągam nogi.Wznoszę toast.Gratulacje! Nikt cię nie pocałował! Nie jadłaś tortu! Na drugiplan zepchnęła cię biuściasta bella i prowadzisz firmę z bratem, który nigdy cięnie lubił! Mamy zdobywczynię pierwszego miejsca! Upijam spory łyk.Patrzę na sznury fałszywych pereł, które splątanym kłębowiskiemspoczywają na mojej piersi.Co mi strzeliło do głowy? Są strasznie kiczowate.Ukoronowanie upokorzeń dzisiejszego dnia.Nawet wyglądałam fatalnie.Po dwunastu godzinach perły ciążą mi na szyi jak kamienie.Zciągam je iupuszczam na podłogę.Oto piękno plastiku: doskonale sprawdza się wpodróży i jest odporny na uszkodzenia.Mogłabym wyrzucić je z okna i nierozbiłyby się na ulicy nie, perły tylko zwijają się w kłębek, jak przez całydzień robiło moje ego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. Co?! Może o to była ta kłótnia z Pamelą, którą Jaclyn podsłuchała whotelu. Zrezygnowałeś z pracy w banku? Zwolnili mnie przyznaje Alfred. Ale pracowałeś tam osiemnaście lat! W ułamku sekundy staję wobronie brata.W końcu jest błyskotliwym biznesmenem, odniósł największysukces w naszej rodzinie.To, że on nie szanuje mojej pracy, nie oznaczajeszcze, że ja nie szanuję jego.Jestem zła w jego imieniu. Te cholerne banki! Spodziewałem się tego, choć to wcale sprawy nie ułatwia.Uwierz mi,nie wziąłbym tej pracy, gdybym nie musiał. Babciu, to nie w porządku, że za moimi plecami dobiłaś targu zAlfredem. Potrzebowaliśmy planu, Valentine.Nie chciałam obarczać cię firmą ipozwolić, żebyś w obecnej sytuacji ekonomicznej zmagała się samotnie. W porządku.Ale właśnie Alfred? Valentine ostrzega babcia. Powinniśmy cię cieszyć, że mamy wrodzinie Alfreda z jego wiedzą i doświadczeniem. Akurat jego! Przecież on mnie z całego serca nienawidzi!47RcLT To nieprawda przerywa mi brat zniecierpliwiony. Ja tylko niepochwalam sposobu, w jaki załatwiasz sprawy, i kwestionuję twoje wybory. A kim ty jesteś, żeby kwestionować moje wybory? Wiem, co myślisz,uważasz, że jestem świrnięta w życiu i w pracy.Jak tobie by się podobało,gdyby ciągle ktoś cię oceniał? Masz pozytywne cechy mówi Alfred spokojnie. To cudowna charakterystyka. Posłuchaj, babcia ma rację, potrzebujesz pomocy.Kogoś, kto wezmielejce w dłonie. Nie bierzesz ich sam, Alfred.Trzymamy je wspólnie.Tak, babciu?Przypominam sobie jazdę do kościoła dzisiaj rano: kiedy koń zboczył ikoła pośliznęły się na mokrym bruku, woznica chwycił lejce w obie dłonie isprowadził powóz na bezpieczny tor.To by się nie udało, gdyby woznicówbyło dwóch i każdy trzymał swoją część, a w dodatku miał inny pomysł nawyjście z sytuacji.Powozem kierować może tylko jeden woznica oprzyszłości firmy decydować może tylko jeden szef.Nie mam pojęcia, jak może mi się udać partnerstwo z bratem.Niepotrafię sobie wyobrazić, jak z Alfredem ramię w ramię podejmujemy ważnedecyzje albo targujemy się z dostawcami.Ale tak postanowiła babcia, to jejfirma, jej budynek.Mogła od razu mi je przekazać, ale tego nie zrobiła.Muszęzaakceptować jej warunki.Nie mam wyboru.A ona o tym wie. Umówiłam was na spotkanie z Rayem.Omówi wszystkie szczegóły,ale ja już złożyłam potrzebne podpisy.Przestałam być jedyną właścicielkąAngelini Shoe Company, choć zachowuję stanowisko dyrektora emeryta wzarządzie, w którego skład oboje wchodzicie.Gdyby trzeba było sprzedać48RcLTfirmę, zadecydujemy o tym wspólnie.A na razie czy mogę wam zaufać, żedobrze poprowadzicie rodzinną firmę?Alfred głośno mówi tak", ja kiwam głową.Boję się, że jeśli się odezwę,zacznę płakać, a nie mogę dać mu takiej satysfakcji. Wasz dziadek byłby bardzo szczęśliwy i dumny, widząc, że wnukiłączą siły, by razem poprowadzić jego firmę. Babci załamuje się głos.Dziadek unosił się nad dzisiejszym dniem jakciężka chmura grożąca ulewą.Babcia jest szczęśliwa z Dominikiem, a mimo tomyśli o pierwszym mężu.Ich długie i trudne małżeństwo odeszło w cień, choćnie na tyle głęboki, by całkiem zniknąć z oczu.Babcia przeżyła z dziadkiemponad pięćdziesiąt lat i jego życzenia nawet po śmierci są dla niej ważne. Ty dobrze prowadziłaś firmę zapewniam. Ale ty możesz zrobić to lepiej zapewnia mnie w rewanżu babcia. Az Alfredem to na pewno ci się uda.Moje wspomnienia z wesela babci nie będą wzruszające (przysięgamałżeńska) ani smutne (ciocia Feen padająca z hukiem na podłogę), nie będąromantyczne ani wesołe, lecz praktyczne.Babcia jedną ręką podpisała aktślubu, drugą jak arkusz skóry przecięła na pół Angelini Shoe Company.Kiedy wchodzimy po schodach do hotelu, nocne niebo z granatowegozmienia się na stalowe.Wąski błękitny półksiężyc przeziera przez ciemnechmury.Nie rzuca jasnej poświaty, ale też nie ma takiej potrzeby.Wszystkowidzę wyraznie: droga jest mroczna i kręta, a ja nie mam pojęcia, dokądprowadzi.49RcLT3I nie próbuj tu wracaćAin 'tcha Ever Coming BackPrzekręcam klucz w drzwiach mojego pokoju w Spolti Inn, starając sięnie robić hałasu.Nie mam ochoty na nocną naradę wojenną z siostrami.Napatrzyłam się dość na Angelinich, Roncallich, Fazzanich, McAdoo'ów iVechiarellich, nie wspominając o Gepetcie, gościu weselnym, który wnajmroczniejszej godzinie stał się jednym z nas, na własne oczy oglądając, jakciocia Feen publicznie pogrąża się w alkoholizmie.Sądząc z przebieguwieczoru, powinnam zrobić to co ona.Lepiej było się upić, niż na trzezwosłuchać, jaką decyzję powzięła babcia.Nie wiem, co sobie myślała, na wspólnika wyznaczając mi Alfreda, aleodkąd zakochała się w Dominicu, nie wyświadczyła mi żadnej przysługi.Chyba Prawdziwa Miłość pomieszała jej w głowie.I teraz ja, jej obrończyni iorędowniczka, zostałam z częścią firmy, choć zasługiwałam na całość.Podzieliła Angelini Shoe Company jak parę butów, jeden dając mojemu bratu,drugi mnie, przez co jedno bez drugiego stawało się kompletnie bezsilne.Upuszczam na łóżko szal i torebkę, zrzucam buty.Rozglądam się po pokoju, szukając czegoś do jedzenia.Umieram zgłodu.Ha, na szczęście signora Guarasci zostawiła w pokojach tace butelkaróżowego alkoholu, paluszki, misa świeżych fig wołają mnie.Z tacy łapię butelkę i korkociąg, stawiam butelkę na nocnym stoliku iwbijam korkociąg w korek.Ten dzień tak mnie rozdrażnił, że mogłabymodgryzć szyjkę.Muszę się napić, i to natychmiast.Co za ironia losu.Wieczór50RcLTspędziłam w szpitalu, czekając, aż wytrzezwieje moja zalana ciotka, a popowrocie do hotelu rzucam się na alkohol.Cóż, ta słabość zapisana jest wgenach, nie odpowiadam za nią.Kryształowy dzbanek z komódki napełniam po sam brzeg różowympłynem, cokolwiek to jest.Aamię chlebowy paluszek, wsadzam w usta jakcygaro.Siadam w bujanym fotelu, przystawiam podnóżek i wyciągam nogi.Wznoszę toast.Gratulacje! Nikt cię nie pocałował! Nie jadłaś tortu! Na drugiplan zepchnęła cię biuściasta bella i prowadzisz firmę z bratem, który nigdy cięnie lubił! Mamy zdobywczynię pierwszego miejsca! Upijam spory łyk.Patrzę na sznury fałszywych pereł, które splątanym kłębowiskiemspoczywają na mojej piersi.Co mi strzeliło do głowy? Są strasznie kiczowate.Ukoronowanie upokorzeń dzisiejszego dnia.Nawet wyglądałam fatalnie.Po dwunastu godzinach perły ciążą mi na szyi jak kamienie.Zciągam je iupuszczam na podłogę.Oto piękno plastiku: doskonale sprawdza się wpodróży i jest odporny na uszkodzenia.Mogłabym wyrzucić je z okna i nierozbiłyby się na ulicy nie, perły tylko zwijają się w kłębek, jak przez całydzień robiło moje ego [ Pobierz całość w formacie PDF ]