[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już.Wrzuciła walizkę na tylne siedzenie i pośpiesznie naciągała płaszcz. Bo widzi pani, my mieliśmy&  zaczął chłopak niepewnie, trąc nos jedną ręką, a błotnikwozu drugą. Dobrze, dobrze  rzekła Ewa, siadając obok księdza. Opowiesz mi to, synku, następnymrazem.Widzisz, że się śpieszę.Bądz zdrów.Zatrzasnęła drzwi.Ksiądz zapuścił silnik i mały  Steyer potoczył się szybko i uparciew ulicę. Ufff  rzekła Ewa z ulgą  już dobrze.Ciekawam, co ksiądz sądzi  dodała ze skwapliwymzaangażowaniem się w nowy temat  o sytuacjach, w których wszystko, co się robi, jest nietak jak należy? I o ludziach, uwikłanych w takie sytuacje? Moją rzeczą nie jest sądzić  uśmiechnął się ksiądz  lecz wskazywać drogę. Zwietnie  rzekła Ewa z zadowoleniem. Jest zatem ksiądz człowiekiem, jakiegonajbardziej w tej chwili potrzebuję.117  Czyżby znalazła pani w sobie jakąś nieoczekiwaną skłonność ku wierze?  rzekł ksiądzbez uśmiechu. Jakąś potrzebę chrześcijańskich wskazań moralnych?Zarumienił się gwałtownie, wypowiadając te słowa.Po czym nacisnął ostro gaz i raptowniezwiększył szybkość, szukając czegoś, co pokryłoby jego zmieszanie. Co to, to nie  rzekła Ewa. Ale czy nie sądzi ksiądz, że człowiek czyni czasem coś, poczym musi sam sobie powiedzieć:  Cholera, zupełnie nie wiem, dlaczego i po co tozrobiłam? Oczywiście  rzekł ksiądz. Każdemu to się zdarza, mnie też.Nie używam tylko słowa cholera , zaś szukam uporczywie uzasadnień. Rzecz w tym  powiedziała Ewa obojętnie  że ja niczego nie szukam.Nie wiem i już. To straszne&  szepnął ksiądz.Oblał się pąsem tak intensywnym, jak nigdy dotąd.Udręczonym przez wstyd wzrokiemzerknął na Ewę, chcąc sprawdzić, czy go obserwuje, lecz Ewa miała twarz zwróconą kuszybie.Pogodnie, z upodobaniem patrzyła przed siebie, na długą, prostą, wygodnieasfaltowaną drogę. Zabawne  uśmiechnął się Stołyp do siebie. Ksiądz zabiera klientkę najbardziej rzutkiemuz przedsiębiorców transportowych Darłowa, lecz ten nie ustępuje bez walki.Ksiądz gra niefair, dysponuje wszak większym środkiem lokomocji i to mechanicznym.Nic dziwnego, żemały bronił się przed nieoczekiwaną konkurencją.Dokąd oni jadą?&  Stał nieco z bokuwychodzącego na ulicę okna na piętrze, niewidoczny z ulicy, i obserwował z zajęciemwchodzącą do auta Ewę.Warkot motoru kazał mu przed chwilą minąć drzwi Nowakai podejść do końca korytarza, gdzie widniało to cenne okno.Wrócił do drzwi Nowaka i zapukał. Proszę  rzekł Nowak. Zawsze w tym samym pokoju  rzekł Stołyp, wchodząc. Nawet nie pytałem na dole,gdzie pan tym razem mieszka. Dzień dobry, kapitanie  rzekł Nowak. Cieszę się, że mnie pan odwiedził.Co to zasamochodowe odgłosy z ulicy? Słychać aż tu?  zdziwił się Stołyp. Przecież pańskie okno wychodzi na podwórze. Istotnie.Mimo to słychać.Nie jest to zbyt częsty hałas w Darłowie.Domyślam się, że topan przyjechał wozem. Tak  rzekł Stołyp. Poza tym przejeżdżał tędy ksiądz przed paru minutami. Aha  rzekł Nowak pogodnie. Zapomniałem, że ksiądz jest także zmotoryzowany.Władza państwowa i kościelna monopolizują w Darłowie mechaniczne środki komunikacji. Słusznie  rzekł Stołyp. I uważam, że tak jest w porządku. Znam  uśmiechnął się Nowak  lepsze porządki. Nowak  głos Stołypa brzmiał ostentacyjną żartobliwością  nawet na łożu boleści uprawiapan niezależność ducha, co poniektórym może się wydać prowokacją.Ale nie mnie.Pytaniemoje brzmi: jak można panu pomóc?118  Oto pytanie godne reprezentanta władzy ludu.Boję się jednak, że nie może mi panpomóc.Leczę się środkami prywatnymi.Mam własny bandaż elastyczny. Trudno.Myślałem, że panu coś zorganizuję [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl