[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Posłuchaj pan powiedział, kładąc murękę na ramieniu. Czy pan myśli, że pana kochają? Ci co pana czytają? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem skłamał Andrzej. Nigdy mi o to nie chodziło skłamał powtórnie. A mnie chodziło.O to właśnie.I panu też, nie do mnie ta mowa.Nawet pisząc kłamstwazawsze kombinował pan sobie w duchu, że ludzie pana zrozumieją i rozgrzeszą.%7łe pomyśli, żepan chce inaczej, i dlatego trzeba pana kochać, bo pan chce dobrze, ale nie może Tak pan sobiemarzył, że o panu mysią, bo każdy, nawet mordując, wzdycha ciężko i ma nadzieję, że innipojmą, że on inaczej nie może i w związku z tym jest bardzo biedny i należy mu się żal iwspółczucie. To nie jest tak zamyślił się Andrzej. A jak? Pan mówił o sobie, przed chwilą, nie o mnie.Pan wierzył, że paskudny grzech nic nieznaczy o ile idą za nim szlachetne dążenia do uszczęśliwiającego ludzkość celu.I dlatego duszaw panu łkała, że blizni mają pana za paskudnego grzesznika, zamiast płakać nad pana doląpioniera, osuszającego wielowiekowe bajora, zanurzonego po pas w błocie.I że nie kochają panaza to, za co zdaniem pana zasługuje pan na czułość ze strony bliznich, lub jak pan woli społeczeństwa.Ale nie ja.Jeśli pisałem, jak pan to określił, kłamstwa, to nie dla tego, że wielkiceł uświęca wszelkie środki.Co najwyżej dlatego, że mój mały cel aprobuje każdą sposobność.Ja zawsze miałem poważne wątpliwości, uważałem tylko, że to nie moja sprawa.Pachnący pokiwał głową, jak nad kimś, kto upiera się bezsensownie. Oj, wie pan aż zadobrze powiedział ile rzygowin wtłaczał pan sobie do gardła za każdym razem, kiedy pisałpan to, na myśl o czym flaki się w panu przewracały.Ile użerań było o każde słowo.Ile się pannapocił, broniąc własnej niewinności przed samym sobą i jak to panu nigdy nie pomogło.Redaktorze, nie zechce mi pan naiwnie wmawiać, że nie tęsknił pan jak katorżnik do tego, żebyludzie wiedzieli prawdę o gwałcie, jaki panu zadają komuniści i prawdę o tym, jak pan się przedtym gwałtem broni, jaki jest pan czysty w głębi pańskiego szlachetnego serduszka i jak bardzoinaczej myśli pan o tym, o czym pan przed chwil; tak musiał napisać! Tymczasem ludzie sobiepo prostu przeczytali i pomyśleli, że jest pan kanalia.O żadnym zrozumieniu wirów pańskiejduszy, pana prawdziwej sytuacji, a tym bardziej o miłości i litości dla pana nie ma mowy.Andrzej milczał przez chwilę, po czym rzekł: %7łal mi pana.W gruncie rzeczy ma pan rację.Obaj, jak się okazuje, należymy do lodzi, którzy oczekują zapłaty za coś, co im się naprawdęnależy. Poczuł potrzebę zdrowego oportunizmu, nie rozdrażniania nikogo. I nie otrzymają jej nigdy& pachnący błysnął wzrokiem chytrze. Ja chciałemdobrze& dodał nieoczekiwanie. Obaj chcieliśmy dobrze.I chcemy dobrze.To nas łączy. A powiedzieć panu, co nas dzieli? rzekł pachnący opryskliwie. Bo nie przypuszczapan chyba, że wszystko nas łączy Nie, nie przypuszczam rzekł Andrzej twardo: znów był zmuszony do napastliwości.Nie dodał z natrętną aluzją nie należy popadać w złudzenia.Zwłaszcza pan.Pachnący uśmiechnął się krzywo. Kochany rzekł z podejrzana łagodnością zaczynaliśmy niemal razem.Razem uwierzyliśmy w to samo i postawiliśmy na to samo.Po czymdo mnie strzelano za tę wiarę, polowano na mnie jak na wściekłego psa.Nienawidzono mnie.Czułem nienawiść na każdym kroku, w każdym zalęknionym spojrzeniu, w każdym uprzejmymsłowie każdego łotra i każdej kurwy.Najgorsza szmata czuła się czymś lepszym ode mnie inawet bojąc się śmiertelnie nie potrafiła tego ukryć.A pan? Pan siedział w kawiarni Kopciuszek,a potem w kawiarni Lajkonik obrastał w piórka w ciszy i spokoju, tył pan w zadowoleniach iprzyjemnościach.Popularność, widoki na przyszłość, Kameralna, Zakopane, dziewczyny zuniwersytetu, ukłony i szacunek należny panu redaktorowi.Pod moją opieką& Pod pana opieką? zdziwił się Andrzej z pobłażliwym lekceważeniem. Tak, pod moją opieką.Bo gdyby mnie wykończono gdzieś pod płotem, to zaraz potemprzyszłaby kolej na pana i takich, jak pan.Był pan następny do golenia, zaraz po mnie.I zdradzapan rzadką naiwność, jeśli pan o tym nie wie. To są racje historyczne rzekł Andrzej oględnie. Ogólne i warunkowe.Mniej, lubwięcej słuszne.Z nimi trzeba ostrożnie& A panu chodzi o jakie? Jednostkowe? Prywatne? Proszę bardzo.Pamięta pan, kiedyśmy sięze sobą po raz pierwszy& zabrakło mu czasownika na określenie tej czynności. Muszędziś przyznać, że kiedy siedział pan spocony, bełkoczący głupstwa, straszna gorycz schwyciłamnie za gardło i gotów byłem pana wgnieść obcasem w brudną podłogę.Tak sobie siedziałem imyślałem i żal mną targał, że ja w takim gnoju, wyrzeczeniu, niebezpieczeństwach, bez godzinysnu, a pan kina, potańcówki, spacery, odczyty, dziwki, kajaki na wakacjach, bezpiecznie, kucoraz lepszemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. Posłuchaj pan powiedział, kładąc murękę na ramieniu. Czy pan myśli, że pana kochają? Ci co pana czytają? Nigdy się nad tym nie zastanawiałem skłamał Andrzej. Nigdy mi o to nie chodziło skłamał powtórnie. A mnie chodziło.O to właśnie.I panu też, nie do mnie ta mowa.Nawet pisząc kłamstwazawsze kombinował pan sobie w duchu, że ludzie pana zrozumieją i rozgrzeszą.%7łe pomyśli, żepan chce inaczej, i dlatego trzeba pana kochać, bo pan chce dobrze, ale nie może Tak pan sobiemarzył, że o panu mysią, bo każdy, nawet mordując, wzdycha ciężko i ma nadzieję, że innipojmą, że on inaczej nie może i w związku z tym jest bardzo biedny i należy mu się żal iwspółczucie. To nie jest tak zamyślił się Andrzej. A jak? Pan mówił o sobie, przed chwilą, nie o mnie.Pan wierzył, że paskudny grzech nic nieznaczy o ile idą za nim szlachetne dążenia do uszczęśliwiającego ludzkość celu.I dlatego duszaw panu łkała, że blizni mają pana za paskudnego grzesznika, zamiast płakać nad pana doląpioniera, osuszającego wielowiekowe bajora, zanurzonego po pas w błocie.I że nie kochają panaza to, za co zdaniem pana zasługuje pan na czułość ze strony bliznich, lub jak pan woli społeczeństwa.Ale nie ja.Jeśli pisałem, jak pan to określił, kłamstwa, to nie dla tego, że wielkiceł uświęca wszelkie środki.Co najwyżej dlatego, że mój mały cel aprobuje każdą sposobność.Ja zawsze miałem poważne wątpliwości, uważałem tylko, że to nie moja sprawa.Pachnący pokiwał głową, jak nad kimś, kto upiera się bezsensownie. Oj, wie pan aż zadobrze powiedział ile rzygowin wtłaczał pan sobie do gardła za każdym razem, kiedy pisałpan to, na myśl o czym flaki się w panu przewracały.Ile użerań było o każde słowo.Ile się pannapocił, broniąc własnej niewinności przed samym sobą i jak to panu nigdy nie pomogło.Redaktorze, nie zechce mi pan naiwnie wmawiać, że nie tęsknił pan jak katorżnik do tego, żebyludzie wiedzieli prawdę o gwałcie, jaki panu zadają komuniści i prawdę o tym, jak pan się przedtym gwałtem broni, jaki jest pan czysty w głębi pańskiego szlachetnego serduszka i jak bardzoinaczej myśli pan o tym, o czym pan przed chwil; tak musiał napisać! Tymczasem ludzie sobiepo prostu przeczytali i pomyśleli, że jest pan kanalia.O żadnym zrozumieniu wirów pańskiejduszy, pana prawdziwej sytuacji, a tym bardziej o miłości i litości dla pana nie ma mowy.Andrzej milczał przez chwilę, po czym rzekł: %7łal mi pana.W gruncie rzeczy ma pan rację.Obaj, jak się okazuje, należymy do lodzi, którzy oczekują zapłaty za coś, co im się naprawdęnależy. Poczuł potrzebę zdrowego oportunizmu, nie rozdrażniania nikogo. I nie otrzymają jej nigdy& pachnący błysnął wzrokiem chytrze. Ja chciałemdobrze& dodał nieoczekiwanie. Obaj chcieliśmy dobrze.I chcemy dobrze.To nas łączy. A powiedzieć panu, co nas dzieli? rzekł pachnący opryskliwie. Bo nie przypuszczapan chyba, że wszystko nas łączy Nie, nie przypuszczam rzekł Andrzej twardo: znów był zmuszony do napastliwości.Nie dodał z natrętną aluzją nie należy popadać w złudzenia.Zwłaszcza pan.Pachnący uśmiechnął się krzywo. Kochany rzekł z podejrzana łagodnością zaczynaliśmy niemal razem.Razem uwierzyliśmy w to samo i postawiliśmy na to samo.Po czymdo mnie strzelano za tę wiarę, polowano na mnie jak na wściekłego psa.Nienawidzono mnie.Czułem nienawiść na każdym kroku, w każdym zalęknionym spojrzeniu, w każdym uprzejmymsłowie każdego łotra i każdej kurwy.Najgorsza szmata czuła się czymś lepszym ode mnie inawet bojąc się śmiertelnie nie potrafiła tego ukryć.A pan? Pan siedział w kawiarni Kopciuszek,a potem w kawiarni Lajkonik obrastał w piórka w ciszy i spokoju, tył pan w zadowoleniach iprzyjemnościach.Popularność, widoki na przyszłość, Kameralna, Zakopane, dziewczyny zuniwersytetu, ukłony i szacunek należny panu redaktorowi.Pod moją opieką& Pod pana opieką? zdziwił się Andrzej z pobłażliwym lekceważeniem. Tak, pod moją opieką.Bo gdyby mnie wykończono gdzieś pod płotem, to zaraz potemprzyszłaby kolej na pana i takich, jak pan.Był pan następny do golenia, zaraz po mnie.I zdradzapan rzadką naiwność, jeśli pan o tym nie wie. To są racje historyczne rzekł Andrzej oględnie. Ogólne i warunkowe.Mniej, lubwięcej słuszne.Z nimi trzeba ostrożnie& A panu chodzi o jakie? Jednostkowe? Prywatne? Proszę bardzo.Pamięta pan, kiedyśmy sięze sobą po raz pierwszy& zabrakło mu czasownika na określenie tej czynności. Muszędziś przyznać, że kiedy siedział pan spocony, bełkoczący głupstwa, straszna gorycz schwyciłamnie za gardło i gotów byłem pana wgnieść obcasem w brudną podłogę.Tak sobie siedziałem imyślałem i żal mną targał, że ja w takim gnoju, wyrzeczeniu, niebezpieczeństwach, bez godzinysnu, a pan kina, potańcówki, spacery, odczyty, dziwki, kajaki na wakacjach, bezpiecznie, kucoraz lepszemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]