[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dorothea wręczyła jejbukiet świeżych kwiatów.Były to śliczne białe róże, przewiązane białą,jedwabną wstążeczką.- Prezent od pana młodego - oznajmiła.Gwendolyn się uśmiechnęła, przyciskając je do serca.Wuj Fletcher ujął jąpod ramię.Czekali na końcu nawy.Gwendolyn rozejrzała się za panemmłodym i uśmiechnęła się, uszczęśliwiona, widząc go, stojącego obok brata.Liczył się tylko on - niesamowicie przystojny, silny i wspaniały w eleganckimślubnym stroju.Ich spojrzenia się spotkały i serce zabiło jej mocniej z radości.Powierzającwujowi Fletcherowi troskę o to, żeby szli w rytm muzyki, nie spuszczaławzroku z Jasona.Nie kryli się ze swoimi uczuciami.Promienny uśmiechJasona, szczery i pełen miłości, przeznaczony był tylko dla niej.Kiedy wreszcie stanęła obok niego, podniósł jej dłoń i przycisnął usta dodelikatnego miejsca we wnętrzu jej nadgarstka.Ten romantyczny gestwywołał westchnienia wielu kobiet w kościele.Uroczystość zaczęła się od modlitwy i Gwendolyn usiłowała się skupić natym, co mówił duchowny.Chciała zapamiętać każdą chwilę tego dnia.Recytując przysięgę, smakowała każde słowo z chęcią ofiarowując miłość,szacunek i, owszem, nawet posłuszeństwo.- Możesz pocałować pannę młodą.Jason się pochylił, ale czysty, krótki pocałunek, jakiego zwykle spo-dziewano się w tych okolicznościach przekształcił się szybko w namiętnądeklarację miłości i oddania.Gwendolyn westchnęła, kiedy Jason objął jąw pasie, podniósł tak, że stanęła na palcach i pocałował ze zręcznością hulakii namiętnością kochanka.Zwiat gdzieś odpłynął.Gwendolyn miała wrażenie, że na tę chwilę czekałacałe życie.Zachwycona, zatraciła się we wspólnym uniesieniu, wiedząc, żeprzez resztę życia będzie jedyną kobietą obdarzoną przywilejem całowania sięz tym niezwykłym mężczyzną.Duchowny zakasłał.Dwukrotnie.W końcu nowożeńcy odsunęli się od siebie.Jason, promieniejąc radością,odwrócił Gwendolyn twarzą do tłumu.Kilku dżentelmenów podniosło sięi zaczęło klaskać z entuzjazmem.Hałaśliwe, swobodne zachowanie byłowysoce niestosowne w tak uroczystej chwili, ale rumieńce ślicznej pannymłodej i zadowolony uśmiech triumfującego pana młodego złagodziłynajsurowszą krytykę.Mówiono pózniej, że goście, którzy odbyli podróż do Londynu w taknietypowej porze roku, nie spodziewali się niczego innego po czarnej owcy,synu hrabiego Stafford.Obiad, jaki pózniej nastąpił, był także miłym, radosnym wydarzeniem.Jednak obecność ponad setki członków rodziny i bliskich przyjaciół nużyłaJasona.Patrzył na żonę, przechodzącą między gośćmi i przyjmującą życzeniaoraz gratulacje, i marzył tylko o tym, żeby się stamtąd wyrwać.%7łonaty od trzech godzin i już rozpaczliwie tęskniący za tym, żeby znalezćsię sam na sam z Gwen.Był zadurzonym głupcem i z radością się do tegoprzyznawał! Jakby czując jego spojrzenie, Gwendolyn podniosła głowę i sięuśmiechnęła.Serce skoczyło mu w piersi, kiedy odwzajemnił uśmiech.Matka, również uszczęśliwiona, podeszła do niego.- Jestem niezmiernie zadowolona z tego, jak sprawiła się dzisiaj służba.Czy dobrze się bawisz, Jasonie?- Wyśmienicie.- Mam nadzieję, że jedzenie ci smakuje.Starałam się uwzględnić wielez twoich ulubionych dań, ale, naturalnie, trzeba było wybrać także kilkabardziej eleganckich potraw.- Wszystko jest pyszne - odparł, wiedząc, że mógłby jeść piasek i niesprawiłoby mu to różnicy.Jedzenie było ostatnią rzeczą, jaką miał zapamiętaćz tego dnia.Któryś z gości odwołał matkę i Jason skorzystał z okazji, żeby podejść dopanny młodej.Chwycił ją za rękę i pocałował w nadgarstek.- Szczęśliwa, kochana?- Och, tak.- Objęła go ramionami i mocno uścisnęła.- Czy to nie jestwymarzony ślub?Odsunął jej kosmyk z czoła.Przechodzący lokaj podał im szampanai Jason wsunął kieliszek w dłoń Gwendolyn.Uśmiechnął się i napił.- To wspaniały ślub i wesele.I doskonale schłodzony szampan.Kiedybędziemy mogli stąd wyjść?- Jasonie! Nie było jeszcze toastów ani przemówień.Nie pokroiliśmy tortuani nie zaczęliśmy tańców.- Hm.wygląda na to, że to zajmie dużo czasu.- Przytulił ją do siebie.-Przypuszczam, że uznałabyś za niegrzeczne, gdybyśmy się teraz wymknęli?Jej oczy zabłysły, kiedy przytuliła się do niego.- Twoja matka poczułaby się urażona, gdybyśmy odeszli tak szybko.- Poproszę ojca, żeby ją ułagodził szampanem.- Jason chwycił delikatnieucho Gwen zębami, a potem musnął ustami jej szyję.- Po trzech kieliszkachmama nie zauważy, że nas nie ma.- Jasonie! - Uderzyła go żartobliwie otwartą dłonią w pierś.- Jak możeszmyśleć o czymś podobnym?Wzruszył ramionami.Uśmiechnęła się, ale po wyrazie jej twarzy domyślałsię, że nie będzie łatwo ją przekonać.- Obiecuję, że wszystko się skończy za parę godzin.- Godzin! - Jęknął, ale zanim zdążył się poskarżyć, wspięła się na palce i gopocałowała.Był to długi, namiętny pocałunek, zapowiedz tego, co ich czekałopózniej.Odwzajemnił pocałunek z równym zapałem, a potem się odsunął.Jego oczypłonęły.- Jesteś pewna, że nie możemy odejść natychmiast?Pokręciła głową.- Jeszcze nie.Musimy pokroić tort.Przyciągnął ją do siebie.- Ożeniłem się z kobietą swoich marzeń i wreszcie mogę ogłosić światuswoją miłość.Zapewniam cię, że ostatnią rzeczą, o której teraz myślę, jest tortweselny.- Zjemy tort i będziemy się uśmiechać z uznaniem, słuchając przemówieńoraz toastów za nasze zdrowie i szczęście.I będziemy dzielić radość z tymiwszystkimi dobrymi ludzmi, którzy są tu dzisiaj z nami - oświadczyłaGwendolyn niewzruszenie.- Potem uciekniemy do naszej chatki i zamkniemysię w sypialni.Co najmniej na tydzień!- Będziemy przez cały czas w łóżku?- Tak.- Bez ubrania?- Nadzy, jak w dniu narodzin.Uścisnął ją silniej i szepnął we włosy:- Jesteś czystą doskonałością, ukochana.Nie jestem pewien, czy na ciebiezasługuję.- Naprawdę jesteś szczęściarzem.- Odsunęła się, patrząc na niegoz uśmiechem.- Tak samo jak ja.Taka miłość jak nasza to coś rzadkiegoi cennego, Jasonie.I zamierzam przypominać ci o tym nie tylko dzisiaj, alecodziennie przez wszystkie lata, które nastąpią.EpilogTrzy miesiące pózniejPodróż z Londynu trwała mniej niż godzinę.Gwendolyn siedziała obok męża,który powoził zgrabną dwukółką - z dużą zręcznością, ale nieco szybciej, niżbysobie życzyła.Cieszyła się świeżym jesiennym powietrzem i okazją, żebypobyć tylko we dwoje.Chociaż podobało jej się życie w mieście, ucieczka odhałasu i brudu, ciągłych wizyt oraz nieustających towarzyskich i rodzinnychzobowiązań była prawdziwą przyjemnością [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Dorothea wręczyła jejbukiet świeżych kwiatów.Były to śliczne białe róże, przewiązane białą,jedwabną wstążeczką.- Prezent od pana młodego - oznajmiła.Gwendolyn się uśmiechnęła, przyciskając je do serca.Wuj Fletcher ujął jąpod ramię.Czekali na końcu nawy.Gwendolyn rozejrzała się za panemmłodym i uśmiechnęła się, uszczęśliwiona, widząc go, stojącego obok brata.Liczył się tylko on - niesamowicie przystojny, silny i wspaniały w eleganckimślubnym stroju.Ich spojrzenia się spotkały i serce zabiło jej mocniej z radości.Powierzającwujowi Fletcherowi troskę o to, żeby szli w rytm muzyki, nie spuszczaławzroku z Jasona.Nie kryli się ze swoimi uczuciami.Promienny uśmiechJasona, szczery i pełen miłości, przeznaczony był tylko dla niej.Kiedy wreszcie stanęła obok niego, podniósł jej dłoń i przycisnął usta dodelikatnego miejsca we wnętrzu jej nadgarstka.Ten romantyczny gestwywołał westchnienia wielu kobiet w kościele.Uroczystość zaczęła się od modlitwy i Gwendolyn usiłowała się skupić natym, co mówił duchowny.Chciała zapamiętać każdą chwilę tego dnia.Recytując przysięgę, smakowała każde słowo z chęcią ofiarowując miłość,szacunek i, owszem, nawet posłuszeństwo.- Możesz pocałować pannę młodą.Jason się pochylił, ale czysty, krótki pocałunek, jakiego zwykle spo-dziewano się w tych okolicznościach przekształcił się szybko w namiętnądeklarację miłości i oddania.Gwendolyn westchnęła, kiedy Jason objął jąw pasie, podniósł tak, że stanęła na palcach i pocałował ze zręcznością hulakii namiętnością kochanka.Zwiat gdzieś odpłynął.Gwendolyn miała wrażenie, że na tę chwilę czekałacałe życie.Zachwycona, zatraciła się we wspólnym uniesieniu, wiedząc, żeprzez resztę życia będzie jedyną kobietą obdarzoną przywilejem całowania sięz tym niezwykłym mężczyzną.Duchowny zakasłał.Dwukrotnie.W końcu nowożeńcy odsunęli się od siebie.Jason, promieniejąc radością,odwrócił Gwendolyn twarzą do tłumu.Kilku dżentelmenów podniosło sięi zaczęło klaskać z entuzjazmem.Hałaśliwe, swobodne zachowanie byłowysoce niestosowne w tak uroczystej chwili, ale rumieńce ślicznej pannymłodej i zadowolony uśmiech triumfującego pana młodego złagodziłynajsurowszą krytykę.Mówiono pózniej, że goście, którzy odbyli podróż do Londynu w taknietypowej porze roku, nie spodziewali się niczego innego po czarnej owcy,synu hrabiego Stafford.Obiad, jaki pózniej nastąpił, był także miłym, radosnym wydarzeniem.Jednak obecność ponad setki członków rodziny i bliskich przyjaciół nużyłaJasona.Patrzył na żonę, przechodzącą między gośćmi i przyjmującą życzeniaoraz gratulacje, i marzył tylko o tym, żeby się stamtąd wyrwać.%7łonaty od trzech godzin i już rozpaczliwie tęskniący za tym, żeby znalezćsię sam na sam z Gwen.Był zadurzonym głupcem i z radością się do tegoprzyznawał! Jakby czując jego spojrzenie, Gwendolyn podniosła głowę i sięuśmiechnęła.Serce skoczyło mu w piersi, kiedy odwzajemnił uśmiech.Matka, również uszczęśliwiona, podeszła do niego.- Jestem niezmiernie zadowolona z tego, jak sprawiła się dzisiaj służba.Czy dobrze się bawisz, Jasonie?- Wyśmienicie.- Mam nadzieję, że jedzenie ci smakuje.Starałam się uwzględnić wielez twoich ulubionych dań, ale, naturalnie, trzeba było wybrać także kilkabardziej eleganckich potraw.- Wszystko jest pyszne - odparł, wiedząc, że mógłby jeść piasek i niesprawiłoby mu to różnicy.Jedzenie było ostatnią rzeczą, jaką miał zapamiętaćz tego dnia.Któryś z gości odwołał matkę i Jason skorzystał z okazji, żeby podejść dopanny młodej.Chwycił ją za rękę i pocałował w nadgarstek.- Szczęśliwa, kochana?- Och, tak.- Objęła go ramionami i mocno uścisnęła.- Czy to nie jestwymarzony ślub?Odsunął jej kosmyk z czoła.Przechodzący lokaj podał im szampanai Jason wsunął kieliszek w dłoń Gwendolyn.Uśmiechnął się i napił.- To wspaniały ślub i wesele.I doskonale schłodzony szampan.Kiedybędziemy mogli stąd wyjść?- Jasonie! Nie było jeszcze toastów ani przemówień.Nie pokroiliśmy tortuani nie zaczęliśmy tańców.- Hm.wygląda na to, że to zajmie dużo czasu.- Przytulił ją do siebie.-Przypuszczam, że uznałabyś za niegrzeczne, gdybyśmy się teraz wymknęli?Jej oczy zabłysły, kiedy przytuliła się do niego.- Twoja matka poczułaby się urażona, gdybyśmy odeszli tak szybko.- Poproszę ojca, żeby ją ułagodził szampanem.- Jason chwycił delikatnieucho Gwen zębami, a potem musnął ustami jej szyję.- Po trzech kieliszkachmama nie zauważy, że nas nie ma.- Jasonie! - Uderzyła go żartobliwie otwartą dłonią w pierś.- Jak możeszmyśleć o czymś podobnym?Wzruszył ramionami.Uśmiechnęła się, ale po wyrazie jej twarzy domyślałsię, że nie będzie łatwo ją przekonać.- Obiecuję, że wszystko się skończy za parę godzin.- Godzin! - Jęknął, ale zanim zdążył się poskarżyć, wspięła się na palce i gopocałowała.Był to długi, namiętny pocałunek, zapowiedz tego, co ich czekałopózniej.Odwzajemnił pocałunek z równym zapałem, a potem się odsunął.Jego oczypłonęły.- Jesteś pewna, że nie możemy odejść natychmiast?Pokręciła głową.- Jeszcze nie.Musimy pokroić tort.Przyciągnął ją do siebie.- Ożeniłem się z kobietą swoich marzeń i wreszcie mogę ogłosić światuswoją miłość.Zapewniam cię, że ostatnią rzeczą, o której teraz myślę, jest tortweselny.- Zjemy tort i będziemy się uśmiechać z uznaniem, słuchając przemówieńoraz toastów za nasze zdrowie i szczęście.I będziemy dzielić radość z tymiwszystkimi dobrymi ludzmi, którzy są tu dzisiaj z nami - oświadczyłaGwendolyn niewzruszenie.- Potem uciekniemy do naszej chatki i zamkniemysię w sypialni.Co najmniej na tydzień!- Będziemy przez cały czas w łóżku?- Tak.- Bez ubrania?- Nadzy, jak w dniu narodzin.Uścisnął ją silniej i szepnął we włosy:- Jesteś czystą doskonałością, ukochana.Nie jestem pewien, czy na ciebiezasługuję.- Naprawdę jesteś szczęściarzem.- Odsunęła się, patrząc na niegoz uśmiechem.- Tak samo jak ja.Taka miłość jak nasza to coś rzadkiegoi cennego, Jasonie.I zamierzam przypominać ci o tym nie tylko dzisiaj, alecodziennie przez wszystkie lata, które nastąpią.EpilogTrzy miesiące pózniejPodróż z Londynu trwała mniej niż godzinę.Gwendolyn siedziała obok męża,który powoził zgrabną dwukółką - z dużą zręcznością, ale nieco szybciej, niżbysobie życzyła.Cieszyła się świeżym jesiennym powietrzem i okazją, żebypobyć tylko we dwoje.Chociaż podobało jej się życie w mieście, ucieczka odhałasu i brudu, ciągłych wizyt oraz nieustających towarzyskich i rodzinnychzobowiązań była prawdziwą przyjemnością [ Pobierz całość w formacie PDF ]