[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Początkowo on siedział sztywny, jakby speszony jej awansami,potem ją objął i coś gruchał do ucha.Rozstawali się tak, jakbybyli umówieni w wiadomym celu, dziewczyna, według słówkierowcy, dosłownie się rozpływała.On wysiadł wcześniej, aona jeszcze przez okno wysunęła buzię z całusem.W ogólesielanka.Potem też wysiadła.- Kto regulował za kurs? - zapytał major.- On wychodząc dał stówę, więc od niej szczeniak już nieśmiał się upominać.Wysiadła, weszła do kawiarni, jadła lody ipiła napój firmowy z lodem, potem w „Delikatesach” kupiłamartela i.- Kapitanie, oszczędźcie nam.- syknął siwy oficer.- Dobra, już kończę.Wróciła inną taksówką do willi.Czypotem jeszcze gdzieś wychodziła, na razie nie stwierdzono.- I ten młody kierowca naprawdę nic nie słyszał? - W głosieporucznika było tyle rozpaczy, że olbrzym bez słowa podszedłdo magnetofonu, włożył weń wyjętą z kieszeni kasetę i wcisnąłklawisz przewijania, a potem odtwarzania.- O, to gdzieś tu będzie - mruknął regulując natężenie.- Nie za bardzo - zabrzmiało z płaskiej skrzyneczki- panie władzo, no co by mi zależało, specjalnie uważałem,ale ten cholerny zawór.dobrze.tyle co na światłachstanąłem.Ona, znaczy się ta na zdjęciu, powiedziała, żejakiemuś majorowi wszystko powie.Tak, wymieniła imię.Że oBaśce powie.I że jej żal.Niby tej jakiejś Baśki, tak wygląda.Żewidziała majora na Ratuszowej, to ma okazję mu powiedzieć,nie.A ten facet? Nic.Zaczął ją w ucho gryźć.No jak pragnęzakwitnąć, widziałem dobrze.Potem się, cholera, migdalili, nie,i znowu szuszu, tak żem już nic nie słyszał.- O, do jasnej.- zaklął Uriasz w zaległej nagle ciszy.- To napewno on!Wolnego, Zdzichu.Kapitanie, czy próbowano odtworzyćokoliczności zabójstwa? - Zglinicki powrócił do swoich notatek.- No, przez te parę godzin.-zastrzegł się Mirecki.- Toprowizorka.Na razie można przypuszczać, że dziewczyna,zamknąwszy za sobą drzwi na klamkę, stanęła na ganku jak jąbozia stworzyła, poczekała spokojnie, aż dostanie nożem, iokręciwszy się wokół własnej osi spłynęła na schodki tak nisko,że nikt przechodzący ulicą nie mógł jej zobaczyć.Gdybyśmy niemieli do niej interesu, leżałaby tak pewno do tej pory.- A ten jej narzeczony? - zapytał znienacka major.- Dowieźliśmy go.Prosił, żeby go jak najszybciej przywieźć zPoznania.Naszym mercedesem byli tu w trzy godziny.Strasznie lamentuje.- Kapitan odchrząknął i zerknął nazegarek.- Stan willi?- Przysięga, że nic nie tknięte.Może prócz tych paru tysięcy,które jej zostawił przed wyjazdem, ale prawdopodobnie poprostu je wydała.Same bursztyny i martel to już prawie trzy -tłumaczył rozwlekle.- Co to za facet? - zainteresował się porucznik.Starszy spojrzał nań z uznaniem.Wyrabia się chłopak,pomyślał.- Ma alibi na mur - zaczął Mirecki od najważniejszej w tejchwili informacji.- Do drugiej w nocy rajcował w salirestauracyjnej „Merkurego” z cudzoziemcami, potem jeszczełaził po korytarzu, mówił komuś z obsługi, że mu duszno pokoniaku i spać nie może.Wpół do dziesiątej, gdy dzwoniliśmy,był pod telefonem.Odpada.Poza tym: powyżej czterdziestki,rozwodnik, dorosła córka przy matce, Ewę poznał w pięć lat porozwodzie.Wygląda na zupełnie załamanego.Stronazawodowa bez zastrzeżeń.Sprawdzony.- Świetnie, to by było o nim.- Zglinicki uśmiechnął sięniemal niedostrzegalnie na widok zawiedzionej minypodopiecznego.- Wracamy do tematu.Sekcja?- Ostre metalowe narzędzie, dość ciężkie - referował rosłykapitan sapiąc lekko przez nos.- Nie użyto słowa „nóż”.Sprawca najpewniej stanął w otwartej furtce, ale jeszcze nachodniku ulicy, i rzucił tym czymś w stojącą spokojniedziewczynę, ruchem z góry, znad barku, tak że ostrzeprzelatując po paraboli wbiło się tuż powyżej lewej piersi, u jejnasady, odcinając łuk aorty i niszcząc prawy przedsionekmięśnia sercowego.Między nami mówiąc - mruknął niepatrząc już w kartkę - musiało siknąć jak z fontanny.Znaleźliśmy ślady kropel krwi aż na liściach żywopłotu.- Było ciemno.Prawie północ, światło nad drzwiami niezapalone.Coś tu nie gra.- wysuwał wątpliwości Uriasz.- Mocna latarka i po krzyku.Inna rzecz, że fachowiecwysokiej klasy.- Mirecki podrapał się w mocno przerzedzonączuprynę.- Jak w cyrku.To narzędzie.no, roboczo nazwijmyje nożem, musiało być specjalnie spreparowane.Rtęć w środkuczy coś w tym rodzaju.Na końcu trzonka kółko z linką lubżyłką.Gdyby furtka nie była całkiem u góry otwarta, tylko jakzwykle zabezpieczona listwą lub drutem, pewnie znaleźlibyśmyjakieś dodatkowe ślady.A tak to wystarczyło, że porządnieszarpnął jak rybę z wody i nóż wylądował na ulicy.Oczywiściemusiał pociągnąć za linkę, nim dziewczyna upadła, inaczejbyłaby rysa na betonie.- Pies się nie przydał? - ustalał Zglinicki.- Nie, nie miał nic do wyniuchania.Ale sądzę, że facet musiałz powrotem iść uliczką do potoku.W innym wypadkuzostawiłby odciski butów na rozkopanym placyku, który terazblokuje drogę.- Więc uciekał w kierunku bloków? - zapytał domyślnieporucznik.- Niekoniecznie - uśmiechnął się wielkolud.- Mógł iść wodą,mógł drugim brzegiem aż do głównej ulicy, ewentualnie w góręstrumyka, do szosy.Koło bloków wszystko dokumentnierozdeptane, resztę załatwił deszcz - zakończył rozłożywszydłonie jak bochny.- Taaak - przeciągnął major w zadumie kiwając głową.- No,Zdzichu, na razie mamy tyle.Co ty na to?Zagadnięty oblizał bezwiednie wargi i nabrał tchu.- No cóż - powiedział powoli, częstując kapitana papierosem.- Jako się rzekło, prowizorka.Chwilowo można by wysnuć takiewnioski.Po pierwsze, Rogulska wsiadła do taksówki z kimśdobrze jej znanym.Facet początkowo był spłoszony, odsuwałsię.Być może żonaty.Spotkali się na dworcu, miał w ręku.-spojrzał wyczekująco na kolegę.- Podróżny neseser - odpowiedział kapitan.- Właśnie, a więc wracał z niezbyt długiej podróży, możesłużbowej.Ewa zwierzyła mu się, że ma coś do przekazaniamajorowi, który już raz z nią rozmawiał w sierpniu ubiegłegoroku.Jej znajomy zaczął się wtedy z nią umawiać na wieczór,jakby chcąc.- Hola, przyjacielu - wykrzyknął starszy - skąd ten wieczór?Puścić jeszcze raz zeznania taksówkarza?- Przepraszam - skłonił się niedbale.- Przejdźmy dalej.Dziewczyna zachowuje się tak, jakby się z kimś na ten wieczórumówiła.Kupuje drogi koniak i prowiant na lepszą kolację.Nadzwonek do furtki odblokowuje automat i staje w drzwiachnaga, a więc musiała dobrze wiedzieć, komu i po co otwiera.- Jeżeli można.- wtrącił milczący podczas tej oracji kapitan.- Zmarła była dobrze znana w pewnych kręgach, międzyinnymi miała parę razy kolegium za striptisy w publicznychmiejscach, więc to żaden dowód, że gościa bliżej znała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Początkowo on siedział sztywny, jakby speszony jej awansami,potem ją objął i coś gruchał do ucha.Rozstawali się tak, jakbybyli umówieni w wiadomym celu, dziewczyna, według słówkierowcy, dosłownie się rozpływała.On wysiadł wcześniej, aona jeszcze przez okno wysunęła buzię z całusem.W ogólesielanka.Potem też wysiadła.- Kto regulował za kurs? - zapytał major.- On wychodząc dał stówę, więc od niej szczeniak już nieśmiał się upominać.Wysiadła, weszła do kawiarni, jadła lody ipiła napój firmowy z lodem, potem w „Delikatesach” kupiłamartela i.- Kapitanie, oszczędźcie nam.- syknął siwy oficer.- Dobra, już kończę.Wróciła inną taksówką do willi.Czypotem jeszcze gdzieś wychodziła, na razie nie stwierdzono.- I ten młody kierowca naprawdę nic nie słyszał? - W głosieporucznika było tyle rozpaczy, że olbrzym bez słowa podszedłdo magnetofonu, włożył weń wyjętą z kieszeni kasetę i wcisnąłklawisz przewijania, a potem odtwarzania.- O, to gdzieś tu będzie - mruknął regulując natężenie.- Nie za bardzo - zabrzmiało z płaskiej skrzyneczki- panie władzo, no co by mi zależało, specjalnie uważałem,ale ten cholerny zawór.dobrze.tyle co na światłachstanąłem.Ona, znaczy się ta na zdjęciu, powiedziała, żejakiemuś majorowi wszystko powie.Tak, wymieniła imię.Że oBaśce powie.I że jej żal.Niby tej jakiejś Baśki, tak wygląda.Żewidziała majora na Ratuszowej, to ma okazję mu powiedzieć,nie.A ten facet? Nic.Zaczął ją w ucho gryźć.No jak pragnęzakwitnąć, widziałem dobrze.Potem się, cholera, migdalili, nie,i znowu szuszu, tak żem już nic nie słyszał.- O, do jasnej.- zaklął Uriasz w zaległej nagle ciszy.- To napewno on!Wolnego, Zdzichu.Kapitanie, czy próbowano odtworzyćokoliczności zabójstwa? - Zglinicki powrócił do swoich notatek.- No, przez te parę godzin.-zastrzegł się Mirecki.- Toprowizorka.Na razie można przypuszczać, że dziewczyna,zamknąwszy za sobą drzwi na klamkę, stanęła na ganku jak jąbozia stworzyła, poczekała spokojnie, aż dostanie nożem, iokręciwszy się wokół własnej osi spłynęła na schodki tak nisko,że nikt przechodzący ulicą nie mógł jej zobaczyć.Gdybyśmy niemieli do niej interesu, leżałaby tak pewno do tej pory.- A ten jej narzeczony? - zapytał znienacka major.- Dowieźliśmy go.Prosił, żeby go jak najszybciej przywieźć zPoznania.Naszym mercedesem byli tu w trzy godziny.Strasznie lamentuje.- Kapitan odchrząknął i zerknął nazegarek.- Stan willi?- Przysięga, że nic nie tknięte.Może prócz tych paru tysięcy,które jej zostawił przed wyjazdem, ale prawdopodobnie poprostu je wydała.Same bursztyny i martel to już prawie trzy -tłumaczył rozwlekle.- Co to za facet? - zainteresował się porucznik.Starszy spojrzał nań z uznaniem.Wyrabia się chłopak,pomyślał.- Ma alibi na mur - zaczął Mirecki od najważniejszej w tejchwili informacji.- Do drugiej w nocy rajcował w salirestauracyjnej „Merkurego” z cudzoziemcami, potem jeszczełaził po korytarzu, mówił komuś z obsługi, że mu duszno pokoniaku i spać nie może.Wpół do dziesiątej, gdy dzwoniliśmy,był pod telefonem.Odpada.Poza tym: powyżej czterdziestki,rozwodnik, dorosła córka przy matce, Ewę poznał w pięć lat porozwodzie.Wygląda na zupełnie załamanego.Stronazawodowa bez zastrzeżeń.Sprawdzony.- Świetnie, to by było o nim.- Zglinicki uśmiechnął sięniemal niedostrzegalnie na widok zawiedzionej minypodopiecznego.- Wracamy do tematu.Sekcja?- Ostre metalowe narzędzie, dość ciężkie - referował rosłykapitan sapiąc lekko przez nos.- Nie użyto słowa „nóż”.Sprawca najpewniej stanął w otwartej furtce, ale jeszcze nachodniku ulicy, i rzucił tym czymś w stojącą spokojniedziewczynę, ruchem z góry, znad barku, tak że ostrzeprzelatując po paraboli wbiło się tuż powyżej lewej piersi, u jejnasady, odcinając łuk aorty i niszcząc prawy przedsionekmięśnia sercowego.Między nami mówiąc - mruknął niepatrząc już w kartkę - musiało siknąć jak z fontanny.Znaleźliśmy ślady kropel krwi aż na liściach żywopłotu.- Było ciemno.Prawie północ, światło nad drzwiami niezapalone.Coś tu nie gra.- wysuwał wątpliwości Uriasz.- Mocna latarka i po krzyku.Inna rzecz, że fachowiecwysokiej klasy.- Mirecki podrapał się w mocno przerzedzonączuprynę.- Jak w cyrku.To narzędzie.no, roboczo nazwijmyje nożem, musiało być specjalnie spreparowane.Rtęć w środkuczy coś w tym rodzaju.Na końcu trzonka kółko z linką lubżyłką.Gdyby furtka nie była całkiem u góry otwarta, tylko jakzwykle zabezpieczona listwą lub drutem, pewnie znaleźlibyśmyjakieś dodatkowe ślady.A tak to wystarczyło, że porządnieszarpnął jak rybę z wody i nóż wylądował na ulicy.Oczywiściemusiał pociągnąć za linkę, nim dziewczyna upadła, inaczejbyłaby rysa na betonie.- Pies się nie przydał? - ustalał Zglinicki.- Nie, nie miał nic do wyniuchania.Ale sądzę, że facet musiałz powrotem iść uliczką do potoku.W innym wypadkuzostawiłby odciski butów na rozkopanym placyku, który terazblokuje drogę.- Więc uciekał w kierunku bloków? - zapytał domyślnieporucznik.- Niekoniecznie - uśmiechnął się wielkolud.- Mógł iść wodą,mógł drugim brzegiem aż do głównej ulicy, ewentualnie w góręstrumyka, do szosy.Koło bloków wszystko dokumentnierozdeptane, resztę załatwił deszcz - zakończył rozłożywszydłonie jak bochny.- Taaak - przeciągnął major w zadumie kiwając głową.- No,Zdzichu, na razie mamy tyle.Co ty na to?Zagadnięty oblizał bezwiednie wargi i nabrał tchu.- No cóż - powiedział powoli, częstując kapitana papierosem.- Jako się rzekło, prowizorka.Chwilowo można by wysnuć takiewnioski.Po pierwsze, Rogulska wsiadła do taksówki z kimśdobrze jej znanym.Facet początkowo był spłoszony, odsuwałsię.Być może żonaty.Spotkali się na dworcu, miał w ręku.-spojrzał wyczekująco na kolegę.- Podróżny neseser - odpowiedział kapitan.- Właśnie, a więc wracał z niezbyt długiej podróży, możesłużbowej.Ewa zwierzyła mu się, że ma coś do przekazaniamajorowi, który już raz z nią rozmawiał w sierpniu ubiegłegoroku.Jej znajomy zaczął się wtedy z nią umawiać na wieczór,jakby chcąc.- Hola, przyjacielu - wykrzyknął starszy - skąd ten wieczór?Puścić jeszcze raz zeznania taksówkarza?- Przepraszam - skłonił się niedbale.- Przejdźmy dalej.Dziewczyna zachowuje się tak, jakby się z kimś na ten wieczórumówiła.Kupuje drogi koniak i prowiant na lepszą kolację.Nadzwonek do furtki odblokowuje automat i staje w drzwiachnaga, a więc musiała dobrze wiedzieć, komu i po co otwiera.- Jeżeli można.- wtrącił milczący podczas tej oracji kapitan.- Zmarła była dobrze znana w pewnych kręgach, międzyinnymi miała parę razy kolegium za striptisy w publicznychmiejscach, więc to żaden dowód, że gościa bliżej znała [ Pobierz całość w formacie PDF ]