[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dałem jednemu w pysk i kiedy upadł, zacząłem kopać, zajadle, zewszystkich sił i jak tylko mogłem.Wszystkich nas cholernie nakręciły te emocje.Ktoś zadzwonił po sanitariusza z noszami do rannego.Eugene Roe odpowiedział, \ezaraz będzie.A tymczasem Jackson dalej zawodził:- Zabijcie mnie! Zabijcie! Chcę Merciera! Gdzie jest Mercier?!Mercier podszedł do niego i wziął za rękę, starając się uspokoić.- Ju\ dobrze, jestem przy tobie.Uspokój się, wszystko będzie dobrze.Ktoś zrobił Jacksonowi zastrzyk z morfiny.Zanim do tego doszło, oszalał niemal zbólu i trzeba go było siłą przytrzymywać na pryczy, na której le\ał.Pojawił się Roe z kolegą inoszami.Kiedy nieśli rannego na punkt opatrunkowy, Mercier cały czas szedł obok noszy,trzymając go za rękę.Nie na wiele się to zdało.Jackson zmarł, zanim dotarli na punktopatrunkowy.Tej nocy Webstera naszła chandra, wyzierająca z ka\dego słowa, jakie zapisał wdzienniku:Nie miał nawet dwudziestu lat.Jeszcze nie zaczął \yć.Skowycząc i zawodząc z bólu,oddał to swoje nie rozpoczęte \ycie na noszach.A tymczasem, jak donoszą gazety, standard\ycia w Ameryce się poprawia, tory wyścigów konnych pękają w szwach, nocne kluby robiąkokosy, jak jeszcze nigdy dotąd.W Miami Beach taki tłok, \e nigdzie nie mo\na dostaćpokoju.Kogo tam obchodzi jakiś gówniarz, którego szlag trafił gdzieś tam, daleko? W końcu,czym się tu przejmować? Mamy boom, powrót prosperity, tak się wygrywa wojny! A mysiedzimy w okopach, czytamy o czarnorynkowych restauracjach, o tym, \e producencipowracają do produkcji cywilnych dóbr konsumpcyjnych, i zachodzimy w głowę, czy te\ ciuśmiechnięci, szczęśliwi ludzie tam, w kraju, w ogóle mają pojęcie, jaką cenę strachu,rozlanej krwi i śmierci w męczarniach płacą \ołnierze za ich wygraną wojnę?W czasie przerwy w niemieckim ostrzale wartownicy odeskortowali jeńców dokapitana Wintersa w dowództwie batalionu.Mercier z uśmiechem od ucha do ucha przekazałobu \ywych jeńców.Skopany przez Martina plutonowy śpiewał jak kanarek, sier\ant zaśmilczał.Noc przestała być spokojna.Obie strony strzelały ze wszystkiego, co miały pod ręką.Na obu brzegach rzeki wybuchały wcią\ nowe po\ary.Nad wodą krzy\owały się sznurypocisków smugowych.Kiedy strzelanina na chwilę przycichała, załoga punktu obserwacyjnego numer 2słyszała krzyki, jęki i rzę\enie zza rzeki.To pozostawiony tam przez patrol ranny Niemiecdostał w płuca.Webster i reszta zastanawiała się, co robić: dobić go i oszczędzić cierpień, czypozwolić umrzeć samemu.Webster był za ciosem łaski, gdy\ pozostawiony przy \yciuNiemiec mógł wysłanemu po niego patrolowi opowiedzieć o tym, co działo się wokół punktuobserwacyjnego numer 2. A wtedy zobaczycie, będą do nas walić jeszcze bardziej ,przewidywał.Wymyślił, \e przepłynie rzekę, u\ywając liny, pozostawionej przez patrol, i zabijeNiemca no\em.McCreary był przeciw.Według niego Niemcy u\ywają swego rannego jakoprzynęty i będą tam czekali właśnie na tego rodzaju próbę.Webster w końcu przyznał murację.Lepiej będzie u\yć granatu, postanowili.W towarzystwie szeregowego Boba Marsha Webster ostro\nie posuwał się wzdłu\brzegu rzeki.Cały czas słyszał rannego, który jęczał, wzdychał i łkał, wydając przera\ające,świszczące dzwięki.Zrobiło mi się go \al.Umierał samotnie, daleko od domu, powoli, bez nadziei i miłościbliznich, porzucony na brzegu smrodliwej, brudnej rzeczki, bez niczyjej pomocy.Marsh i Webster w końcu dotarli do miejsca dokładnie naprzeciwko tego, gdzie le\ałNiemiec.Wyjęli zawleczki z granatów i rzucili je w pobli\e rannego.Jeden wybuchł, drugiokazał się niewypałem.Niemiec dalej zawodził.Amerykanie wrócili na swoje stanowisko powięcej granatów i spróbowali raz jeszcze.Tym razem oba granaty wybuchły, ale nadal nic sięnie zmieniło i przera\ający koncert zza rzeki trwał nadal.W końcu dali sobie spokój ipostanowili pozwolić mu umrzeć bez ich pomocy.Kiedy tu\ przed świtem strzelanina ustała na dobre, znowu usłyszeli jęki, krzyki iświsty zza rzeki.Po jakimś czasie mieli ju\ dość i Cobb zdecydował, \e dłu\ej tego niezniesie.Złapał kilka granatów, pobiegł nad rzekę i tym razem jego granat trafił do celu,dobijając w końcu cierpiącego Niemca.W czasie tej nocy sier\ant Lipton został ranny odłamkami pocisku mozdzierzowego wprawy policzek, tu\ pod okiem i w kark.Poszedł do punktu opatrunkowego, gdzie ranępobie\nie zaszyto i obanda\owano.Trzydzieści cztery lata pózniej, kiedy odłamek w karkuzaczął mu sprawiać kłopoty, konieczna okazała się operacja, \eby go usunąć.Następnego dnia Winters wezwał go do siebie i wręczył papiery zwalniające ze słu\byz dniem 15 lutego sier\anta Liptona i powołujące do słu\by czynnej z dniem 16 lutegopodporucznika rezerwy Liptona. No i wyszło na to, \e ranę odniosłem jako cywil! Ju\ mniezwolnili ze słu\by jako sier\anta, a jeszcze nie wróciłem do niej jako podporucznik [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Dałem jednemu w pysk i kiedy upadł, zacząłem kopać, zajadle, zewszystkich sił i jak tylko mogłem.Wszystkich nas cholernie nakręciły te emocje.Ktoś zadzwonił po sanitariusza z noszami do rannego.Eugene Roe odpowiedział, \ezaraz będzie.A tymczasem Jackson dalej zawodził:- Zabijcie mnie! Zabijcie! Chcę Merciera! Gdzie jest Mercier?!Mercier podszedł do niego i wziął za rękę, starając się uspokoić.- Ju\ dobrze, jestem przy tobie.Uspokój się, wszystko będzie dobrze.Ktoś zrobił Jacksonowi zastrzyk z morfiny.Zanim do tego doszło, oszalał niemal zbólu i trzeba go było siłą przytrzymywać na pryczy, na której le\ał.Pojawił się Roe z kolegą inoszami.Kiedy nieśli rannego na punkt opatrunkowy, Mercier cały czas szedł obok noszy,trzymając go za rękę.Nie na wiele się to zdało.Jackson zmarł, zanim dotarli na punktopatrunkowy.Tej nocy Webstera naszła chandra, wyzierająca z ka\dego słowa, jakie zapisał wdzienniku:Nie miał nawet dwudziestu lat.Jeszcze nie zaczął \yć.Skowycząc i zawodząc z bólu,oddał to swoje nie rozpoczęte \ycie na noszach.A tymczasem, jak donoszą gazety, standard\ycia w Ameryce się poprawia, tory wyścigów konnych pękają w szwach, nocne kluby robiąkokosy, jak jeszcze nigdy dotąd.W Miami Beach taki tłok, \e nigdzie nie mo\na dostaćpokoju.Kogo tam obchodzi jakiś gówniarz, którego szlag trafił gdzieś tam, daleko? W końcu,czym się tu przejmować? Mamy boom, powrót prosperity, tak się wygrywa wojny! A mysiedzimy w okopach, czytamy o czarnorynkowych restauracjach, o tym, \e producencipowracają do produkcji cywilnych dóbr konsumpcyjnych, i zachodzimy w głowę, czy te\ ciuśmiechnięci, szczęśliwi ludzie tam, w kraju, w ogóle mają pojęcie, jaką cenę strachu,rozlanej krwi i śmierci w męczarniach płacą \ołnierze za ich wygraną wojnę?W czasie przerwy w niemieckim ostrzale wartownicy odeskortowali jeńców dokapitana Wintersa w dowództwie batalionu.Mercier z uśmiechem od ucha do ucha przekazałobu \ywych jeńców.Skopany przez Martina plutonowy śpiewał jak kanarek, sier\ant zaśmilczał.Noc przestała być spokojna.Obie strony strzelały ze wszystkiego, co miały pod ręką.Na obu brzegach rzeki wybuchały wcią\ nowe po\ary.Nad wodą krzy\owały się sznurypocisków smugowych.Kiedy strzelanina na chwilę przycichała, załoga punktu obserwacyjnego numer 2słyszała krzyki, jęki i rzę\enie zza rzeki.To pozostawiony tam przez patrol ranny Niemiecdostał w płuca.Webster i reszta zastanawiała się, co robić: dobić go i oszczędzić cierpień, czypozwolić umrzeć samemu.Webster był za ciosem łaski, gdy\ pozostawiony przy \yciuNiemiec mógł wysłanemu po niego patrolowi opowiedzieć o tym, co działo się wokół punktuobserwacyjnego numer 2. A wtedy zobaczycie, będą do nas walić jeszcze bardziej ,przewidywał.Wymyślił, \e przepłynie rzekę, u\ywając liny, pozostawionej przez patrol, i zabijeNiemca no\em.McCreary był przeciw.Według niego Niemcy u\ywają swego rannego jakoprzynęty i będą tam czekali właśnie na tego rodzaju próbę.Webster w końcu przyznał murację.Lepiej będzie u\yć granatu, postanowili.W towarzystwie szeregowego Boba Marsha Webster ostro\nie posuwał się wzdłu\brzegu rzeki.Cały czas słyszał rannego, który jęczał, wzdychał i łkał, wydając przera\ające,świszczące dzwięki.Zrobiło mi się go \al.Umierał samotnie, daleko od domu, powoli, bez nadziei i miłościbliznich, porzucony na brzegu smrodliwej, brudnej rzeczki, bez niczyjej pomocy.Marsh i Webster w końcu dotarli do miejsca dokładnie naprzeciwko tego, gdzie le\ałNiemiec.Wyjęli zawleczki z granatów i rzucili je w pobli\e rannego.Jeden wybuchł, drugiokazał się niewypałem.Niemiec dalej zawodził.Amerykanie wrócili na swoje stanowisko powięcej granatów i spróbowali raz jeszcze.Tym razem oba granaty wybuchły, ale nadal nic sięnie zmieniło i przera\ający koncert zza rzeki trwał nadal.W końcu dali sobie spokój ipostanowili pozwolić mu umrzeć bez ich pomocy.Kiedy tu\ przed świtem strzelanina ustała na dobre, znowu usłyszeli jęki, krzyki iświsty zza rzeki.Po jakimś czasie mieli ju\ dość i Cobb zdecydował, \e dłu\ej tego niezniesie.Złapał kilka granatów, pobiegł nad rzekę i tym razem jego granat trafił do celu,dobijając w końcu cierpiącego Niemca.W czasie tej nocy sier\ant Lipton został ranny odłamkami pocisku mozdzierzowego wprawy policzek, tu\ pod okiem i w kark.Poszedł do punktu opatrunkowego, gdzie ranępobie\nie zaszyto i obanda\owano.Trzydzieści cztery lata pózniej, kiedy odłamek w karkuzaczął mu sprawiać kłopoty, konieczna okazała się operacja, \eby go usunąć.Następnego dnia Winters wezwał go do siebie i wręczył papiery zwalniające ze słu\byz dniem 15 lutego sier\anta Liptona i powołujące do słu\by czynnej z dniem 16 lutegopodporucznika rezerwy Liptona. No i wyszło na to, \e ranę odniosłem jako cywil! Ju\ mniezwolnili ze słu\by jako sier\anta, a jeszcze nie wróciłem do niej jako podporucznik [ Pobierz całość w formacie PDF ]