[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wzięła się w garść i przeanalizowała szybko odporność Wookiego na patogenalbo sama choroba stała się bardziej agresywna w ciągu ostatnich paru godzin iskróciła swój czas inkubacji z godzin do minut.Tak czy inaczej.Chewbacca runął z hukiem na kolana, trzymając się za głowę.Zaczął kiwaćsię w przód i w tył przy słabnącym akompaniamencie okropnych gardłowych jęków.Kidy ponownie uniósł głowę, zrobił to z ogromnym wysiłkiem a Zahara zauważyła, żewściekłość znika z jego twarzy.Ale to był jedynie efekt uboczny niedoboru tlenu.Oczy Wookiego zaszły mgłą a potężne ramiona pochyliły się do przodu, ulęgając sile91Joe Schreiber Szturm ow cy śm ierciciężkości, aż runął na podłogę.Zahara przykucnęła.- Niech mi pan pomoże go odwrócić.- Co? Po co?- Proszę to zrobić.Han złapał Chewbaccę za ramię, a Zahara uniosła jego biodra.Przechylili po-tężne cielsko Wookiego i przewrócili je na plecy.Podłożyła mu rękę pod głowę iuniosła.- Proszę znalezć strzykawkę.- O nie, nie ma mowy. Han pokręcił głową. Więcej mu pani tego niewstrzyknie.- Chce pan żeby pana przyjaciel przeżył? Proszę znalezć tę cholerną strzy-kawkę.Han chwilę pomyślał potem poszedł w róg celi, mrucząc pod nosem.Zaharazrozumiała, że w tej chwili ocalenie Wookiemu życia w dużej mierze zależy od tego,czy Han jej uwierzy.Jeśli nie, jeśli będzie próbował jej przeszkodzić, to nie będziemogła nic zrobić, co najwyżej ulżyć Chewbacce w ostatnich chwilach życia.Han wrócił po chwili ze strzykawką w ręku.- Mam nadzieję, że.Zahara wyrwała mu ją, wycisnęła resztkę przeciwciała, odchyliła Chewbaccegłowę i wymacała zatkane drogi oddechowe.Ostrożnie omijając przewody tętnicze,wsunęła igłę, wyczuła jak przebija woreczek z płynem i odciągnęła tłok.Androidywciąż tego nie potrafią, pomyślała.%7ładen android nie odważyłby się tego zrobić.I pewnie nie bez powodu.Różawoszary płyn zaczął wypełniać zbiornik strzykawki.Han się nie odzywałale usłyszała odgłos przełykanej śliny.Opróżniła strzykawkę, wbiła ją ponownie i od-ciągnęła kolejną dawkę płynu.Po trzech pełnych strzykawkach opuchlizna zaczęła schodzić.Krzyki w głowie Chewiego stały się głośniejsze.Jakie są prawdziwe pieśni Dnia %7łycia? Jestem w tobie , szeptała choroba, i będziesz śpiewał pieśni, których ja cięnauczę a te pieśni to zabijać i jeść.Będziesz je śpiewał dopóki będę w tobie.Dopókibędę głodna a ja zawsze jestem głodna i zawsze będziesz śpiewał moje pieśni.Tak, odpowiedział jej Chewbacca.Jego myśli przybrały dziwnie oficjalną for-mę, jak czasem, kiedy myślał o czymś bardzo poważnie.Tak, jesteś we mnie.Wcią-gnąłem cie w płuca, kiedy otworzyły się drzwi więzienia, tak samo jak Han cię wcią-gnął zaczął kasłać i się dusić.Ale potem lekarka dała nam lek.Choroba wrzasnęła na niego z wściekłością, ale już jej nie słyszał.Poczuł, że nacisk na jego klatkę piersiową słabnie.Znowu mógł oddychać.Zwężenie w gardle ustąpiło, pozwalając na pierwszy, nieśmiały przepływ powietrza.92Joe Schreiber Szturm ow cy śm ierciWzrok też powracał; obraz stał się na tyle wyrazny, że dostrzegł Hana i lekarkę, któ-rzy stali nad nim z zatroskanymi twarzami.to są prawdziwe Dnia %7łycia.Siła, którą teraz odzyskiwał, była siłą jego rodziny i ojczystej planety.Podniósłsię, ale swojego głosu nie chciał wystawiać na próbę.Jeszcze mu nie ufał.Spojrzałna dłonie.Były czyste.Odetchnął z ulgą.Poczuł się, jakby wrócił do domu zobaczyłbliskich, którzy go poznali i zaprosili do środka.Nie było już krzyków.W jego rodzin-nym domu grała muzyka.- Spokojnie. Zahara rozerwała opakowanie bandaży i plastrów; próbującopatrzyć maleńką ranę od nakłucia na jego gardle.Nie mogła jej dostrzec przez futro,ale palce instynktownie odnalazły drogę. Musimy to jak najszybciej oczyścić.Jaksię czujesz?Wydal ochrypły jęk a potem jeszcze jeden, głośniejszy.- W porządku, stary? spytał Han, kiedy Chewie przytaknął krótkim warknię-ciem, zwrócił się do Zahary: - Paniusiu, miała pani furę szczęścia.- Mam nadzieję, że wszyscy je mieliśmy odparła. Jeśli ten środek działa,powinniście być bezpieczni.Pomogli Chewbacce wstać, co wymagało od obojga zaangażowania całychsił.Han przyglądał mu się bardzo uważnie, przygotowany na nawrót choroby, aleWookie wydawał się stać pewnie.- Możesz iść chłopie? spytał Han.Chewie odpowiedział kolejnym warknięciem.- Dobra, w porządku powiedział Han. Zapomnij, że pytałem.- Turbowinda jest tam odezwał się Zahara, wskazując za róg. Możemyprzejść tędy, tylko uważajcie, żeby nie potknąć się o.Wszyscy troje się zatrzymali.- Gdzie ciała? spytał Han. Trupy strażników?Zahara popatrzyła na podłogę na której wcześniej leżały zwłoki strażnikówwięziennych.Wszyscy je widzieli.Ale teraz ich nie było.- Może nie byli martwi powiedział Han powątpiewająco.- Badałam ich.- No to ktoś przyszedł i ich zabrał.Nie wiem, może to androidy konserwacyjne. Spojrzał na nią. Dlaczego jeszcze tu stoimy i o tym gadamy?Zahara się zastanawiała.Pomyślała, że może 2-1B przyszedł tu, żeby się znią spotkać i przeniósł ciała.Ale to by nie miało sensu.Zauważyła, że blastery teżzniknęły nawet ten, który dopiero, co wykopała z celi.Zdawało jej się, że gdzieś w półmroku słyszy skrzypienie, jakby jakiś zabłąka-ny, samoaktywujący się serwomechanizm odezwał się pośród ścian i sprawił, że93Joe Schreiber Szturm ow cy śm iercipodskoczyła przestraszona.Nagle zdał sobie sprawę, że Han ma rację.Powinni sięstąd wynosić i to natychmiast.- Do turbowindy tędy powiedziała.Han i Chewie weszli za nią, drzwi się zamknęły i poszybowali w górę.- Dokąd idziemy?- Do punktu medycznego.Muszę pogadać z Odpadem.- Kto to jest Odpad?- Mój android chirurgiczny.- I nazywa go pani Odpad? Jak odpady podzespołów?- Odpady podzespołów, odpady oprogramowania. Wzruszyła ramionami,już spokojniejsza, odkąd opuścili ten wilgotny, ciemny dolny korytarz. Zaczęłam takmówić dla żartu i jakoś to do niego przylgnęło.- Nie obraża się?- Myśli, że to pieszczotliwe określenie odparła i gdy to powiedziała, zdałasobie sprawę, że to prawda.Han odchrząknął, gdy winda zatrzymała się na poziomie ambulatorium.Zaha-ra doskonale pamiętała korytarz usłany rozdętymi ciałami strażników i szturmowców,którzy zmarli, czekając na przyjęcie do ambulatorium były ich dziesiątki, niektórzypozlepiani ze sobą cieczą , która zwymiotowali przed śmiercią.Zapach musiał byćteraz jeszcze bardziej intensywny.Spodziewała się, że Han coś powie, może zakryjeusta i zatrzyma się na chwilę, próbując wszystko ogarnąć, tak jak ona, kiedy zoba-czyła to po raz pierwszy.Trurbowinda stanęła i drzwi otworzyły się odsłaniając korytarz.Zahara przygo-towała się na szok, ale szok, którego doznała wychylając się z windy był innego ro-dzaju nagły i porażający.Sprawił, że jej nogi stały się dziwnie ciężkie.Wszystkie ciała zniknęły.R O Z D Z I A A 2 1OBUDZILI SIHan i Chewie szli za Zaharą korytarzem, nie odzywając się.Zwłaszcza Hano-wi się to wszystko nie podobało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Wzięła się w garść i przeanalizowała szybko odporność Wookiego na patogenalbo sama choroba stała się bardziej agresywna w ciągu ostatnich paru godzin iskróciła swój czas inkubacji z godzin do minut.Tak czy inaczej.Chewbacca runął z hukiem na kolana, trzymając się za głowę.Zaczął kiwaćsię w przód i w tył przy słabnącym akompaniamencie okropnych gardłowych jęków.Kidy ponownie uniósł głowę, zrobił to z ogromnym wysiłkiem a Zahara zauważyła, żewściekłość znika z jego twarzy.Ale to był jedynie efekt uboczny niedoboru tlenu.Oczy Wookiego zaszły mgłą a potężne ramiona pochyliły się do przodu, ulęgając sile91Joe Schreiber Szturm ow cy śm ierciciężkości, aż runął na podłogę.Zahara przykucnęła.- Niech mi pan pomoże go odwrócić.- Co? Po co?- Proszę to zrobić.Han złapał Chewbaccę za ramię, a Zahara uniosła jego biodra.Przechylili po-tężne cielsko Wookiego i przewrócili je na plecy.Podłożyła mu rękę pod głowę iuniosła.- Proszę znalezć strzykawkę.- O nie, nie ma mowy. Han pokręcił głową. Więcej mu pani tego niewstrzyknie.- Chce pan żeby pana przyjaciel przeżył? Proszę znalezć tę cholerną strzy-kawkę.Han chwilę pomyślał potem poszedł w róg celi, mrucząc pod nosem.Zaharazrozumiała, że w tej chwili ocalenie Wookiemu życia w dużej mierze zależy od tego,czy Han jej uwierzy.Jeśli nie, jeśli będzie próbował jej przeszkodzić, to nie będziemogła nic zrobić, co najwyżej ulżyć Chewbacce w ostatnich chwilach życia.Han wrócił po chwili ze strzykawką w ręku.- Mam nadzieję, że.Zahara wyrwała mu ją, wycisnęła resztkę przeciwciała, odchyliła Chewbaccegłowę i wymacała zatkane drogi oddechowe.Ostrożnie omijając przewody tętnicze,wsunęła igłę, wyczuła jak przebija woreczek z płynem i odciągnęła tłok.Androidywciąż tego nie potrafią, pomyślała.%7ładen android nie odważyłby się tego zrobić.I pewnie nie bez powodu.Różawoszary płyn zaczął wypełniać zbiornik strzykawki.Han się nie odzywałale usłyszała odgłos przełykanej śliny.Opróżniła strzykawkę, wbiła ją ponownie i od-ciągnęła kolejną dawkę płynu.Po trzech pełnych strzykawkach opuchlizna zaczęła schodzić.Krzyki w głowie Chewiego stały się głośniejsze.Jakie są prawdziwe pieśni Dnia %7łycia? Jestem w tobie , szeptała choroba, i będziesz śpiewał pieśni, których ja cięnauczę a te pieśni to zabijać i jeść.Będziesz je śpiewał dopóki będę w tobie.Dopókibędę głodna a ja zawsze jestem głodna i zawsze będziesz śpiewał moje pieśni.Tak, odpowiedział jej Chewbacca.Jego myśli przybrały dziwnie oficjalną for-mę, jak czasem, kiedy myślał o czymś bardzo poważnie.Tak, jesteś we mnie.Wcią-gnąłem cie w płuca, kiedy otworzyły się drzwi więzienia, tak samo jak Han cię wcią-gnął zaczął kasłać i się dusić.Ale potem lekarka dała nam lek.Choroba wrzasnęła na niego z wściekłością, ale już jej nie słyszał.Poczuł, że nacisk na jego klatkę piersiową słabnie.Znowu mógł oddychać.Zwężenie w gardle ustąpiło, pozwalając na pierwszy, nieśmiały przepływ powietrza.92Joe Schreiber Szturm ow cy śm ierciWzrok też powracał; obraz stał się na tyle wyrazny, że dostrzegł Hana i lekarkę, któ-rzy stali nad nim z zatroskanymi twarzami.to są prawdziwe Dnia %7łycia.Siła, którą teraz odzyskiwał, była siłą jego rodziny i ojczystej planety.Podniósłsię, ale swojego głosu nie chciał wystawiać na próbę.Jeszcze mu nie ufał.Spojrzałna dłonie.Były czyste.Odetchnął z ulgą.Poczuł się, jakby wrócił do domu zobaczyłbliskich, którzy go poznali i zaprosili do środka.Nie było już krzyków.W jego rodzin-nym domu grała muzyka.- Spokojnie. Zahara rozerwała opakowanie bandaży i plastrów; próbującopatrzyć maleńką ranę od nakłucia na jego gardle.Nie mogła jej dostrzec przez futro,ale palce instynktownie odnalazły drogę. Musimy to jak najszybciej oczyścić.Jaksię czujesz?Wydal ochrypły jęk a potem jeszcze jeden, głośniejszy.- W porządku, stary? spytał Han, kiedy Chewie przytaknął krótkim warknię-ciem, zwrócił się do Zahary: - Paniusiu, miała pani furę szczęścia.- Mam nadzieję, że wszyscy je mieliśmy odparła. Jeśli ten środek działa,powinniście być bezpieczni.Pomogli Chewbacce wstać, co wymagało od obojga zaangażowania całychsił.Han przyglądał mu się bardzo uważnie, przygotowany na nawrót choroby, aleWookie wydawał się stać pewnie.- Możesz iść chłopie? spytał Han.Chewie odpowiedział kolejnym warknięciem.- Dobra, w porządku powiedział Han. Zapomnij, że pytałem.- Turbowinda jest tam odezwał się Zahara, wskazując za róg. Możemyprzejść tędy, tylko uważajcie, żeby nie potknąć się o.Wszyscy troje się zatrzymali.- Gdzie ciała? spytał Han. Trupy strażników?Zahara popatrzyła na podłogę na której wcześniej leżały zwłoki strażnikówwięziennych.Wszyscy je widzieli.Ale teraz ich nie było.- Może nie byli martwi powiedział Han powątpiewająco.- Badałam ich.- No to ktoś przyszedł i ich zabrał.Nie wiem, może to androidy konserwacyjne. Spojrzał na nią. Dlaczego jeszcze tu stoimy i o tym gadamy?Zahara się zastanawiała.Pomyślała, że może 2-1B przyszedł tu, żeby się znią spotkać i przeniósł ciała.Ale to by nie miało sensu.Zauważyła, że blastery teżzniknęły nawet ten, który dopiero, co wykopała z celi.Zdawało jej się, że gdzieś w półmroku słyszy skrzypienie, jakby jakiś zabłąka-ny, samoaktywujący się serwomechanizm odezwał się pośród ścian i sprawił, że93Joe Schreiber Szturm ow cy śm iercipodskoczyła przestraszona.Nagle zdał sobie sprawę, że Han ma rację.Powinni sięstąd wynosić i to natychmiast.- Do turbowindy tędy powiedziała.Han i Chewie weszli za nią, drzwi się zamknęły i poszybowali w górę.- Dokąd idziemy?- Do punktu medycznego.Muszę pogadać z Odpadem.- Kto to jest Odpad?- Mój android chirurgiczny.- I nazywa go pani Odpad? Jak odpady podzespołów?- Odpady podzespołów, odpady oprogramowania. Wzruszyła ramionami,już spokojniejsza, odkąd opuścili ten wilgotny, ciemny dolny korytarz. Zaczęłam takmówić dla żartu i jakoś to do niego przylgnęło.- Nie obraża się?- Myśli, że to pieszczotliwe określenie odparła i gdy to powiedziała, zdałasobie sprawę, że to prawda.Han odchrząknął, gdy winda zatrzymała się na poziomie ambulatorium.Zaha-ra doskonale pamiętała korytarz usłany rozdętymi ciałami strażników i szturmowców,którzy zmarli, czekając na przyjęcie do ambulatorium były ich dziesiątki, niektórzypozlepiani ze sobą cieczą , która zwymiotowali przed śmiercią.Zapach musiał byćteraz jeszcze bardziej intensywny.Spodziewała się, że Han coś powie, może zakryjeusta i zatrzyma się na chwilę, próbując wszystko ogarnąć, tak jak ona, kiedy zoba-czyła to po raz pierwszy.Trurbowinda stanęła i drzwi otworzyły się odsłaniając korytarz.Zahara przygo-towała się na szok, ale szok, którego doznała wychylając się z windy był innego ro-dzaju nagły i porażający.Sprawił, że jej nogi stały się dziwnie ciężkie.Wszystkie ciała zniknęły.R O Z D Z I A A 2 1OBUDZILI SIHan i Chewie szli za Zaharą korytarzem, nie odzywając się.Zwłaszcza Hano-wi się to wszystko nie podobało [ Pobierz całość w formacie PDF ]