[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo iż podzielał w pewnym stopniu opinięMacro na temat wielkości Rzymu, zdawał sobie też sprawę z rozmiarów długu,jaki imperium zaciągało u starszych kultur, i dlatego nie miał zamiaru urażaćuczuć kartagińskiego przyjaciela. Wydaje mi się, panie, że próbowałeś nam powiedzieć o piętnie, jakie Rzymodciśnie na historii świata, ponieważ stanowi amalgamat najlepszych cech re-prezentowanych przez rodzaj ludzki i ma zagwarantowaną opiekę ze strony naj-potężniejszych bogów.Każda wojna, jaką toczymy, ma na celu obronę obywatelirozkoszujących się dobrobytem imperium przed zakusami barbarzyńców żyjącychpoza jego granicami. O to mi chodziło! zawołał centurion tryumfalnie. Tacy jesteśmy!Doskonała robota, chłopcze! Sam nie ująłbym tego lepiej.I co ty na to, Nisusie? Powiedziałbym, że option jest jeszcze młody. Medyk z trudem kryłgorycz, gdy odpowiadał. Musi sam dojrzeć do mądrości, nikt mu jej nie od-sprzeda.Może zdoła nauczyć się czegoś od tych nielicznych Rzymian, którzyznają prawdę. Ciekawe, o kim mowa? zainteresował się Macro. Ani chybi o tychpopieprzonych filozofach. O nich także.Ale bardziej chodziło mi o ludzi, którzy są tutaj, wokół nas.Rozmawiałem z kilkoma żołnierzami, którzy podzielają mój punkt widzenia. Doprawdy? Z kim na przykład? Z trybunem Witeliuszem. Katon i Macro wymienili zdziwione spoj-rzenia.Nisus pochylił się w ich kierunku. To człowiek, który dokładnie wie, oczym mówi.I zna ograniczenia imperium.Wie, ile poszerzanie granic kosztujezwykłego człowieka.Tak obywateli Rzymu, jak i pozostałe ludy.On wie.Medyk przerwał, zdając sobie nagle sprawę, że powiedział więcej, niż powinien. Chodziło mi tylko o to, że on dokładnie sobie to wszystko przemyślał. O tak, on naprawdę dokładnie wszystko przemyślał! rzucił z goryczą wgłosie Macro. I wrazi ci nóż w plecy, jak tylko wejdziesz mu w drogę.Pie-przony bękart! Panie. wtrącił Katon przestraszony wzrostem napięcia między nimi. Lepiej będzie, jeśli zachowamy dla siebie, co sądzimy o trybunie.Jeśli Nisus jest zaprzyjazniony z Witeliuszem, lepiej nie poruszać przy nimżadnych tematów odnoszących się do trybuna, żeby nie dowiedział się o tym,kiedy medyk przekaże mu treść tej rozmowy.Sprawa zdrady, której się dopuściłpodczas odzyskiwania kufra Cezara, nie była jeszcze zamknięta, a fakt, że Wite-liusz nie odpowiedział za nią do tej pory, czyniła z niego groznego przeciwnika.Macro powściągnął złość i siedział, nic nie mówiąc.%7łuł w zamyśleniu ka-wałek przypieczonej rybiej skóry i spoglądał na niknące w mroku równe rzędynamiotów oraz płonących wśród nich ognisk.Nisus odczekał jeszcze chwilę, potem wstał i otrzepał z okruchów. Zobaczymy się niedługo, Katonie. Dobrze.Dzięki za pieczoną rybę.Kartagińczyk skinął głową, odwrócił się i odszedł w ciemność żwawymkrokiem. Na twoim miejscu stwierdził Macro trzymałbym się od niego z da-leka.Ten gość ma niezdrowe znajomości.Nie możemy mu ufać.Katon przeniósł wzrok z centuriona na znikającego w mroku Nisusa i z po-wrotem.Czuł się zle, widząc, jak Macro traktuje medyka.Wstydził się też, żepoparł swojego przełożonego w niedawnej scysji, mimo iż nie podzielał w pełnijego zdania.Ale czy miał inne wyjście? Zresztą Nisus także się mylił.Zwłaszczawychwalając przymioty trybuna Witeliusza.ROZDZIAA TRZYDZIESTY PIERWSZYGdy tylko ukończono sypanie wałów, Plaucjusz rozkazał budowę sieci fortówstrzegących podejścia do głównego obozu.W tym samym czasie jednostki inży-nieryjne zajęły się wzniesieniem mostu pontonowego.W dno rzeki wbijano pale,za dnia przytwierdzano do nich kolejne barki, a nocą kładziono na nich na-wierzchnię.Pracując z obu stron, inżynierowie systematycznie zmniejszaliprzerwę pomiędzy częściami mostu i wkrótce mieli je połączyć, otwierając drogędo swobodnego przeprawiania przez Tamesis ludzi oraz sprzętu.Nisus obser-wował postępy prac widoczne w blasku pochodni odbijających się od mrocznejpowierzchni wody, siedząc na pieńku tuż przy brzegu.Był tak pogrążony wrozmyślaniach, że nie dostrzegł zbliżającego się gościa, dopóki ten nie usiadł tużprzy nim. Mój kartagiński przyjacielu, wyglądasz mi na wielce zasmuconego! Witeliusz obdarzy! go uśmiechem. Co się stało?Nisus odegnał dręczące go troski i zmusił się do okazania odrobiny radości. Nic takiego, panie. Daj spokój, potrafię czytać w ludziach jak w otwartych księgach.O cochodzi? Potrzebowałem chwili samotności.219 Rozumiem odparł Witeliusz, wstając z powalonego pnia. W takimrazie proszę o wybaczenie.Myślałem, że porozmawiamy, ale widzę, żeś nieskorydo.Nisus pokręcił głową. Nie musisz odchodzić.Chciałem po prostu przemyśleć kilk>, spraw. Jakich spraw? Trybun usiadł ponownie. Nie wiem, o co chodzi, alewidzę jedno: coś cię mocno wkurzyło. Tak przyznał zwięzle medyk i zapatrzył się ponownie w wody rzeki, niezwracając uwagi na siedzącego obok milczącego trybuna.Witeliusz miał wystarczająco wiele doświadczenia, by wiedzieć, że jeśli chcemanipulować człowiekiem, musi najpierw zdobyć jego zaufanie.Co więcej, po-winien traktować go z taktem i empatią w stopniu sugerującym raczej głębokąprzyjazń niż zwykłe koleżeństwo.Dlatego czekał cierpliwie, aż Nisus przemówi.Medyk przez dłuższą chwilę nie odrywał wzroku od rzeki, potem poruszył się,zmieniając pozycję, i spojrzał na trybuna, wciąż mając rozpacz wymalowaną natwarzy. Dziwne, że mimo tak wielu lat służby Rzymowi nadal czuję się i rozumujęjak obcy.Opatruję rany otaczających mnie ludzi, rozmawiam w ich języku i dzielęz nimi trudy długich kampanii, ale za każdym razem gdy wspominam o swoimpochodzeniu, zaczynają się ode mnie oddalać, jakbym cuchnął.Jakbym się stawałdla nich fizycznie odstręczający.Widząc reakcję niektórych, można by pomyśleć,że sądzą, iż to ja sam byłem Hannibalem.Wystarczy, że powiem coś o Kartaginie,a zaczyna mi się wydawać, że przez ostatnie trzy stulecia nic się nie zmieniło.Coja im zrobiłem, że reagują na mnie w tak okropny sposób? Nic odparł ostrożnie Witeliusz, ważąc słowa. Zupełnie nic.Oni takzostali wychowani.Imię Hannibala przeszło wśród proletariuszy do legend.Dla-tego nawet dzisiaj wszystko, co się wiąże z Kartaginą, kojarzy im się z zagroże-niem ze strony potwora, któremu niewiele brakowało do pokonania potęgi Rzymu. Czy tak będzie już zawsze? W tym momencie ze słów Nisu- sa ema-nowała czysta bolesna gorycz. Czy wy nigdy nie odpuścicie?220 Odpuścimy.Ale dopiero gdy nikt już nie będzie widział politycznegosensu w ożywianiu dawnych lęków.Ludzie muszą kogoś nienawidzić, obawiać sięi mieć kogo winić za wszystkie swoje niepowodzenia.I tu pojawiasz się ty.Mó-wiąc ty", mam na myśli wszystkich cudzoziemców żyjących między Rzymia-nami.Spójrz na stolicę.Najpierw zagrozili jej Etruskowie, potem Celtowie, a nakońcu Kartagińczycy.To były bardzo realne zagrożenia, dlatego zawsze zwiera-liśmy przed nimi szeregi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Mimo iż podzielał w pewnym stopniu opinięMacro na temat wielkości Rzymu, zdawał sobie też sprawę z rozmiarów długu,jaki imperium zaciągało u starszych kultur, i dlatego nie miał zamiaru urażaćuczuć kartagińskiego przyjaciela. Wydaje mi się, panie, że próbowałeś nam powiedzieć o piętnie, jakie Rzymodciśnie na historii świata, ponieważ stanowi amalgamat najlepszych cech re-prezentowanych przez rodzaj ludzki i ma zagwarantowaną opiekę ze strony naj-potężniejszych bogów.Każda wojna, jaką toczymy, ma na celu obronę obywatelirozkoszujących się dobrobytem imperium przed zakusami barbarzyńców żyjącychpoza jego granicami. O to mi chodziło! zawołał centurion tryumfalnie. Tacy jesteśmy!Doskonała robota, chłopcze! Sam nie ująłbym tego lepiej.I co ty na to, Nisusie? Powiedziałbym, że option jest jeszcze młody. Medyk z trudem kryłgorycz, gdy odpowiadał. Musi sam dojrzeć do mądrości, nikt mu jej nie od-sprzeda.Może zdoła nauczyć się czegoś od tych nielicznych Rzymian, którzyznają prawdę. Ciekawe, o kim mowa? zainteresował się Macro. Ani chybi o tychpopieprzonych filozofach. O nich także.Ale bardziej chodziło mi o ludzi, którzy są tutaj, wokół nas.Rozmawiałem z kilkoma żołnierzami, którzy podzielają mój punkt widzenia. Doprawdy? Z kim na przykład? Z trybunem Witeliuszem. Katon i Macro wymienili zdziwione spoj-rzenia.Nisus pochylił się w ich kierunku. To człowiek, który dokładnie wie, oczym mówi.I zna ograniczenia imperium.Wie, ile poszerzanie granic kosztujezwykłego człowieka.Tak obywateli Rzymu, jak i pozostałe ludy.On wie.Medyk przerwał, zdając sobie nagle sprawę, że powiedział więcej, niż powinien. Chodziło mi tylko o to, że on dokładnie sobie to wszystko przemyślał. O tak, on naprawdę dokładnie wszystko przemyślał! rzucił z goryczą wgłosie Macro. I wrazi ci nóż w plecy, jak tylko wejdziesz mu w drogę.Pie-przony bękart! Panie. wtrącił Katon przestraszony wzrostem napięcia między nimi. Lepiej będzie, jeśli zachowamy dla siebie, co sądzimy o trybunie.Jeśli Nisus jest zaprzyjazniony z Witeliuszem, lepiej nie poruszać przy nimżadnych tematów odnoszących się do trybuna, żeby nie dowiedział się o tym,kiedy medyk przekaże mu treść tej rozmowy.Sprawa zdrady, której się dopuściłpodczas odzyskiwania kufra Cezara, nie była jeszcze zamknięta, a fakt, że Wite-liusz nie odpowiedział za nią do tej pory, czyniła z niego groznego przeciwnika.Macro powściągnął złość i siedział, nic nie mówiąc.%7łuł w zamyśleniu ka-wałek przypieczonej rybiej skóry i spoglądał na niknące w mroku równe rzędynamiotów oraz płonących wśród nich ognisk.Nisus odczekał jeszcze chwilę, potem wstał i otrzepał z okruchów. Zobaczymy się niedługo, Katonie. Dobrze.Dzięki za pieczoną rybę.Kartagińczyk skinął głową, odwrócił się i odszedł w ciemność żwawymkrokiem. Na twoim miejscu stwierdził Macro trzymałbym się od niego z da-leka.Ten gość ma niezdrowe znajomości.Nie możemy mu ufać.Katon przeniósł wzrok z centuriona na znikającego w mroku Nisusa i z po-wrotem.Czuł się zle, widząc, jak Macro traktuje medyka.Wstydził się też, żepoparł swojego przełożonego w niedawnej scysji, mimo iż nie podzielał w pełnijego zdania.Ale czy miał inne wyjście? Zresztą Nisus także się mylił.Zwłaszczawychwalając przymioty trybuna Witeliusza.ROZDZIAA TRZYDZIESTY PIERWSZYGdy tylko ukończono sypanie wałów, Plaucjusz rozkazał budowę sieci fortówstrzegących podejścia do głównego obozu.W tym samym czasie jednostki inży-nieryjne zajęły się wzniesieniem mostu pontonowego.W dno rzeki wbijano pale,za dnia przytwierdzano do nich kolejne barki, a nocą kładziono na nich na-wierzchnię.Pracując z obu stron, inżynierowie systematycznie zmniejszaliprzerwę pomiędzy częściami mostu i wkrótce mieli je połączyć, otwierając drogędo swobodnego przeprawiania przez Tamesis ludzi oraz sprzętu.Nisus obser-wował postępy prac widoczne w blasku pochodni odbijających się od mrocznejpowierzchni wody, siedząc na pieńku tuż przy brzegu.Był tak pogrążony wrozmyślaniach, że nie dostrzegł zbliżającego się gościa, dopóki ten nie usiadł tużprzy nim. Mój kartagiński przyjacielu, wyglądasz mi na wielce zasmuconego! Witeliusz obdarzy! go uśmiechem. Co się stało?Nisus odegnał dręczące go troski i zmusił się do okazania odrobiny radości. Nic takiego, panie. Daj spokój, potrafię czytać w ludziach jak w otwartych księgach.O cochodzi? Potrzebowałem chwili samotności.219 Rozumiem odparł Witeliusz, wstając z powalonego pnia. W takimrazie proszę o wybaczenie.Myślałem, że porozmawiamy, ale widzę, żeś nieskorydo.Nisus pokręcił głową. Nie musisz odchodzić.Chciałem po prostu przemyśleć kilk>, spraw. Jakich spraw? Trybun usiadł ponownie. Nie wiem, o co chodzi, alewidzę jedno: coś cię mocno wkurzyło. Tak przyznał zwięzle medyk i zapatrzył się ponownie w wody rzeki, niezwracając uwagi na siedzącego obok milczącego trybuna.Witeliusz miał wystarczająco wiele doświadczenia, by wiedzieć, że jeśli chcemanipulować człowiekiem, musi najpierw zdobyć jego zaufanie.Co więcej, po-winien traktować go z taktem i empatią w stopniu sugerującym raczej głębokąprzyjazń niż zwykłe koleżeństwo.Dlatego czekał cierpliwie, aż Nisus przemówi.Medyk przez dłuższą chwilę nie odrywał wzroku od rzeki, potem poruszył się,zmieniając pozycję, i spojrzał na trybuna, wciąż mając rozpacz wymalowaną natwarzy. Dziwne, że mimo tak wielu lat służby Rzymowi nadal czuję się i rozumujęjak obcy.Opatruję rany otaczających mnie ludzi, rozmawiam w ich języku i dzielęz nimi trudy długich kampanii, ale za każdym razem gdy wspominam o swoimpochodzeniu, zaczynają się ode mnie oddalać, jakbym cuchnął.Jakbym się stawałdla nich fizycznie odstręczający.Widząc reakcję niektórych, można by pomyśleć,że sądzą, iż to ja sam byłem Hannibalem.Wystarczy, że powiem coś o Kartaginie,a zaczyna mi się wydawać, że przez ostatnie trzy stulecia nic się nie zmieniło.Coja im zrobiłem, że reagują na mnie w tak okropny sposób? Nic odparł ostrożnie Witeliusz, ważąc słowa. Zupełnie nic.Oni takzostali wychowani.Imię Hannibala przeszło wśród proletariuszy do legend.Dla-tego nawet dzisiaj wszystko, co się wiąże z Kartaginą, kojarzy im się z zagroże-niem ze strony potwora, któremu niewiele brakowało do pokonania potęgi Rzymu. Czy tak będzie już zawsze? W tym momencie ze słów Nisu- sa ema-nowała czysta bolesna gorycz. Czy wy nigdy nie odpuścicie?220 Odpuścimy.Ale dopiero gdy nikt już nie będzie widział politycznegosensu w ożywianiu dawnych lęków.Ludzie muszą kogoś nienawidzić, obawiać sięi mieć kogo winić za wszystkie swoje niepowodzenia.I tu pojawiasz się ty.Mó-wiąc ty", mam na myśli wszystkich cudzoziemców żyjących między Rzymia-nami.Spójrz na stolicę.Najpierw zagrozili jej Etruskowie, potem Celtowie, a nakońcu Kartagińczycy.To były bardzo realne zagrożenia, dlatego zawsze zwiera-liśmy przed nimi szeregi [ Pobierz całość w formacie PDF ]