[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aria mocniej opatuliła się kocem.Ma brata? Z jakiegośpowodu trudno jej było to sobie wyobrazić.Może dlatego, żenie widziała tu żadnych innych ludzi.Nie miała pojęcia, żeziemia, którą przemierzają, jest podzielona.- Terytoriów? Twój brat jest księciem, czy co? Dzikusuśmiechnął się niewyraznie- Coś w tym rodzaju.No to super.Znalazła sobie Księcia-Dzikusa. Tylko się nieśmiej - powiedziała do siebie w myślach.- Nie śmiej się".Najwyrazniej był w nastroju do pogawędki, a ona straszniechciała się do kogoś odezwać albo posłuchać czyjegoś głosu.Nie wytrzyma kolejnego dnia, słuchając tylko smutnej melodii,która snuje się w jej głowie jak duch.- Ziemia podzielona jest na terytoria plemienne i ziemieniczyje, po których błądzą rozproszeni.- Kto to taki?Chłopak przymrużył oczy, najwyrazniej poirytowany tym, żedziewczyna mu przerwała.- Ludzie niepodlegający plemiennej opiece.Włóczędzyporuszający się w grupach lub samotnie.Szukają pożywienia,schronienia i.po prostu starają się przeżyć.- Zamilkł nachwilę i wzruszył ramionami.- Większe plemiona wyznaczająswoje terytoria.Mój brat jest Wodzem Krwi i przewodzimojemu plemieniu, Falom. Wódz Krwi".Co za okropny tytuł.- Jesteście sobie bliscy?- Kiedyś byliśmy.Teraz chce mnie zabić - odpowiedział,gapiąc się na patyk w swoich rękach.Aria wstrzymała oddech.- Mówisz poważnie?- Już mnie o to pytałaś.Osadnicy bez przerwy żartują?- Nie bez przerwy - odpowiedziała - ale żartujemy.Ariaoczekiwała, że odpowie coś uszczypliwego.Mogłasię domyślić, jak wyglądało jego życie, skoro znalezieniełyka mętnej wody zabierało godzinę życia.Ludzie na zewnątrznie mieli chyba zbyt wielu powodów do śmiechu.Dzikus nieodezwał się ani słowem.Wrzucił kij do ognia i oparł ręce okolana.Aria zastanawiała się, co chłopak widzi w płomieniach.Czego w nich szuka?Nie rozumiała, jaki cel mogłoby mieć porwanie dzikiegochłopca.Kapsuły skrupulatnie kontrolowały populację.Wszystko było odgórnie regulowane.Po co mieliby marnowaćcenne zasoby na utrzymanie małego Dzikusa?Chłopak przełożył przez ramię swój łuk i kołczan- Gdy przekroczymy pasmo gór, nie wolno ci się odzywać.Ani słowa, zrozumiałaś?- Dlaczego? Co za nim jest?Jego zawsze mieniące się oczy wyglądały w świetle bladegoświtu jak zielone latarki.- Twoje opowieści, Krecie.Co do jednej.Gdy tylko ruszyli w drogę, Aria wiedziała, że ten dzień bę-dzie inny od pozostałych.Wcześniej Dzikus trzymał dystans, stawiał kroki swobodnie ichodził wyprostowany.Teraz stąpał na ugiętych nogach,niepewny i czujny.Ból głowy, który męczył ją od czasudo czasu, odkąd ściągnęła Wizjer, zadomowił się na dobre, idzwonił jej w uszach jak przenikliwy, wysoki gwizd.Jej sandały" ślizgały się po skalistych zboczach, robiąc sieczkę zjej odcisków.Dzikus co chwila odwracał się i zerkał na nią, aleAria unikała jego wzroku.Obiecała, że nie będzie go spo-walniać, więc dotrzyma słowa.Zresztą, czy miała wybór?W połowie dnia jej stopy zaczęły wydzielać z siebie obrzyd-liwą mieszaninę krwi i ropy.Aria nie mogła zrobić kroku, niezagryzając przy tym warg z bólu.Z czasem one też zaczęłykrwawić.Gdy weszli do lasu, droga stała się mniej stroma, co dało ulgęjej stopom i mięśniom.Myślała o tym, jak ostatnio była międzydrzewami i Soren gonił ją i Paisley, gdy nagle wkroczyli napuste pole.Aria przystanęła przy Dzikusie i oboje przyglądalisię spopielałej, prawie srebrnej i zupełnie nagiej ziemi.Niebyło na niej ani jednej gałązki, ani zdzbła trawy.Tylko złotaweprzebłyski rozproszonego żaru i delikatne ślady dymu.Domyśliła się, że to blizna po eterowej burzy.Dzikus przyłożył palec do ust, nakazując dziewczynie, żebybyła cicho.Sięgnął po nóż, pokazując jej gestem, żebytrzymała się blisko.Chciała zapytać: Co się dzieje? Co zoba-czyłeś? Zmusiła się jednak do milczenia i szła za chłopakiempomiędzy drzewami.Niecałe trzy metry przed sobą zauważyła, że ktoś chowa sięw dziupli drzewa.Postać była bosa i miała na sobie szmatławe,podarte ubrania.Aria nie wiedziała, czy to kobieta czymężczyzna.Skóra postaci była zbyt brudna i mizerna, bymożna było się zorientować.Zza biało-żółtych włosów wy-łoniły się sowie oczy.Aria myślała, że dziwna istota uśmiechasię do niej.Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie-szczęśnik nie ma ust, więc nie może ukryć swoich krzywych,brunatnych zębów.Gdyby nie spanikowane spojrzenie, wy-glądałaby jak trup.Aria nie mogła odwrócić wzroku.Postać w drzewie pod-niosła głowę.Zwiatło dnia oświetlało strugi śliny, które ście-kały jej po brodzie.Patrząc na Dzikusa, istota wydała z siebiedziwny, desperacki lament.Choć jęk był nieludzki, Aria zro-zumiała.Było to błaganie o litość.Dzikus dotknął jej ramienia.Aria podskoczyła ze strachu, alezaraz zrozumiała, że chłopak chce jej pokazać, w którą stronęma iść.Przez kolejną godzinę nie mogła uspokoić ło-moczącego w piersi serca.Czuła na sobie wybałuszone oczystworzenia i słyszała echo jego okropnego jęku.Przez głowęprzebiegały jej setki pytań.Chciała zrozumieć, co się stało z tąbiedną istotą.Jak mogła trwać w przerażeniu i samotności? Alesiedziała cicho, wiedząc, że jej słowa mogą ściągnąć na nichniebezpieczeństwo.Z jakiegoś powodu myślała, że ona iDzikus są sami na tym świecie.A jednak nie.Teraz nie mogłaprzestać myśleć o tym, kogo lub co jeszcze spotkają.Póznym popołudniem znalezli kolejną jaskinię.Była wil-gotna, a w środku znajdowało się mnóstwo dziwnych formacjiwyglądających jak topniejący wosk.Na dodatek śmierdziałasiarką i była usłana kawałkami plastiku i ludzkimi szczątkami.- Idę na polowanie - cicho powiedział chłopak, kładąc torbęna ziemi.- Wrócę, zanim się ściemni.- Nie zostanę tu sama.Ten ktoś w drzewie.co to w ogólebyło?- Mówiłem ci o rozproszonych.- Nie zostanę tu.Nie możesz mnie tak po prostu zostawić naich pastwę.- Oni są akurat naszym najmniejszym problemem.Poza tymten jest daleko za nami.- Będę cicho.- I tak za głośno.Posłuchaj mnie.Musimy jeść, a ja nie mogępolować, gdy kręcisz się w pobliżu.- Po drodze widziałam jagody [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Aria mocniej opatuliła się kocem.Ma brata? Z jakiegośpowodu trudno jej było to sobie wyobrazić.Może dlatego, żenie widziała tu żadnych innych ludzi.Nie miała pojęcia, żeziemia, którą przemierzają, jest podzielona.- Terytoriów? Twój brat jest księciem, czy co? Dzikusuśmiechnął się niewyraznie- Coś w tym rodzaju.No to super.Znalazła sobie Księcia-Dzikusa. Tylko się nieśmiej - powiedziała do siebie w myślach.- Nie śmiej się".Najwyrazniej był w nastroju do pogawędki, a ona straszniechciała się do kogoś odezwać albo posłuchać czyjegoś głosu.Nie wytrzyma kolejnego dnia, słuchając tylko smutnej melodii,która snuje się w jej głowie jak duch.- Ziemia podzielona jest na terytoria plemienne i ziemieniczyje, po których błądzą rozproszeni.- Kto to taki?Chłopak przymrużył oczy, najwyrazniej poirytowany tym, żedziewczyna mu przerwała.- Ludzie niepodlegający plemiennej opiece.Włóczędzyporuszający się w grupach lub samotnie.Szukają pożywienia,schronienia i.po prostu starają się przeżyć.- Zamilkł nachwilę i wzruszył ramionami.- Większe plemiona wyznaczająswoje terytoria.Mój brat jest Wodzem Krwi i przewodzimojemu plemieniu, Falom. Wódz Krwi".Co za okropny tytuł.- Jesteście sobie bliscy?- Kiedyś byliśmy.Teraz chce mnie zabić - odpowiedział,gapiąc się na patyk w swoich rękach.Aria wstrzymała oddech.- Mówisz poważnie?- Już mnie o to pytałaś.Osadnicy bez przerwy żartują?- Nie bez przerwy - odpowiedziała - ale żartujemy.Ariaoczekiwała, że odpowie coś uszczypliwego.Mogłasię domyślić, jak wyglądało jego życie, skoro znalezieniełyka mętnej wody zabierało godzinę życia.Ludzie na zewnątrznie mieli chyba zbyt wielu powodów do śmiechu.Dzikus nieodezwał się ani słowem.Wrzucił kij do ognia i oparł ręce okolana.Aria zastanawiała się, co chłopak widzi w płomieniach.Czego w nich szuka?Nie rozumiała, jaki cel mogłoby mieć porwanie dzikiegochłopca.Kapsuły skrupulatnie kontrolowały populację.Wszystko było odgórnie regulowane.Po co mieliby marnowaćcenne zasoby na utrzymanie małego Dzikusa?Chłopak przełożył przez ramię swój łuk i kołczan- Gdy przekroczymy pasmo gór, nie wolno ci się odzywać.Ani słowa, zrozumiałaś?- Dlaczego? Co za nim jest?Jego zawsze mieniące się oczy wyglądały w świetle bladegoświtu jak zielone latarki.- Twoje opowieści, Krecie.Co do jednej.Gdy tylko ruszyli w drogę, Aria wiedziała, że ten dzień bę-dzie inny od pozostałych.Wcześniej Dzikus trzymał dystans, stawiał kroki swobodnie ichodził wyprostowany.Teraz stąpał na ugiętych nogach,niepewny i czujny.Ból głowy, który męczył ją od czasudo czasu, odkąd ściągnęła Wizjer, zadomowił się na dobre, idzwonił jej w uszach jak przenikliwy, wysoki gwizd.Jej sandały" ślizgały się po skalistych zboczach, robiąc sieczkę zjej odcisków.Dzikus co chwila odwracał się i zerkał na nią, aleAria unikała jego wzroku.Obiecała, że nie będzie go spo-walniać, więc dotrzyma słowa.Zresztą, czy miała wybór?W połowie dnia jej stopy zaczęły wydzielać z siebie obrzyd-liwą mieszaninę krwi i ropy.Aria nie mogła zrobić kroku, niezagryzając przy tym warg z bólu.Z czasem one też zaczęłykrwawić.Gdy weszli do lasu, droga stała się mniej stroma, co dało ulgęjej stopom i mięśniom.Myślała o tym, jak ostatnio była międzydrzewami i Soren gonił ją i Paisley, gdy nagle wkroczyli napuste pole.Aria przystanęła przy Dzikusie i oboje przyglądalisię spopielałej, prawie srebrnej i zupełnie nagiej ziemi.Niebyło na niej ani jednej gałązki, ani zdzbła trawy.Tylko złotaweprzebłyski rozproszonego żaru i delikatne ślady dymu.Domyśliła się, że to blizna po eterowej burzy.Dzikus przyłożył palec do ust, nakazując dziewczynie, żebybyła cicho.Sięgnął po nóż, pokazując jej gestem, żebytrzymała się blisko.Chciała zapytać: Co się dzieje? Co zoba-czyłeś? Zmusiła się jednak do milczenia i szła za chłopakiempomiędzy drzewami.Niecałe trzy metry przed sobą zauważyła, że ktoś chowa sięw dziupli drzewa.Postać była bosa i miała na sobie szmatławe,podarte ubrania.Aria nie wiedziała, czy to kobieta czymężczyzna.Skóra postaci była zbyt brudna i mizerna, bymożna było się zorientować.Zza biało-żółtych włosów wy-łoniły się sowie oczy.Aria myślała, że dziwna istota uśmiechasię do niej.Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że nie-szczęśnik nie ma ust, więc nie może ukryć swoich krzywych,brunatnych zębów.Gdyby nie spanikowane spojrzenie, wy-glądałaby jak trup.Aria nie mogła odwrócić wzroku.Postać w drzewie pod-niosła głowę.Zwiatło dnia oświetlało strugi śliny, które ście-kały jej po brodzie.Patrząc na Dzikusa, istota wydała z siebiedziwny, desperacki lament.Choć jęk był nieludzki, Aria zro-zumiała.Było to błaganie o litość.Dzikus dotknął jej ramienia.Aria podskoczyła ze strachu, alezaraz zrozumiała, że chłopak chce jej pokazać, w którą stronęma iść.Przez kolejną godzinę nie mogła uspokoić ło-moczącego w piersi serca.Czuła na sobie wybałuszone oczystworzenia i słyszała echo jego okropnego jęku.Przez głowęprzebiegały jej setki pytań.Chciała zrozumieć, co się stało z tąbiedną istotą.Jak mogła trwać w przerażeniu i samotności? Alesiedziała cicho, wiedząc, że jej słowa mogą ściągnąć na nichniebezpieczeństwo.Z jakiegoś powodu myślała, że ona iDzikus są sami na tym świecie.A jednak nie.Teraz nie mogłaprzestać myśleć o tym, kogo lub co jeszcze spotkają.Póznym popołudniem znalezli kolejną jaskinię.Była wil-gotna, a w środku znajdowało się mnóstwo dziwnych formacjiwyglądających jak topniejący wosk.Na dodatek śmierdziałasiarką i była usłana kawałkami plastiku i ludzkimi szczątkami.- Idę na polowanie - cicho powiedział chłopak, kładąc torbęna ziemi.- Wrócę, zanim się ściemni.- Nie zostanę tu sama.Ten ktoś w drzewie.co to w ogólebyło?- Mówiłem ci o rozproszonych.- Nie zostanę tu.Nie możesz mnie tak po prostu zostawić naich pastwę.- Oni są akurat naszym najmniejszym problemem.Poza tymten jest daleko za nami.- Będę cicho.- I tak za głośno.Posłuchaj mnie.Musimy jeść, a ja nie mogępolować, gdy kręcisz się w pobliżu.- Po drodze widziałam jagody [ Pobierz całość w formacie PDF ]