[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To ich życiowarola.Ich obowiązek.A nie obowiązek przyjaciółek.Zwłaszcza jeśliznacie się tylko od paru dni; nawet jeśli zaklinają się, że to dla nichcoś poważnego.One mają własne życie.Tak to wygląda.Witajcie, kruki! Witajcie, muchy, śmiecie iskwar jak cholera! Na szczęście mam co pić.Trzy czwarte butelkikrótkotrwałej ulgi.Kiedy zaczynałem, była pełna.Ukradłem ją.Ukradłem Ginie.Prawda, że możecie być ze mnie dumni?470ifff & AnulaouslaandcsRozdział 44Od kiedy opowiedziałam Eve o odkryciu Willow, moja matkazachowuje się jak podekscytowana pięciolatka jadąca do Disneylandu.Już podjęła decyzję o przemierzeniu Atlantyku, podstawowe pytaniebrzmi jednak, czy ma czekać na list czy też powinna wyruszyć doIrlandii w ciemno?- Czemu nie podała ci numeru telefonu Maury? Dlaczego muszęczekać na list?Jest tak rozradowana, że chyba nawet nie zarejestrowała afrontuWillow.- Spokojnie, Eve.Poczułam lekkie ukłucie (bezpodstawnej) zazdrości: w końcu jajestem jej córką, a ta cała Maura tylko przyjaciółką, ale dość szybkomi przeszło.Zwłaszcza że jej radość okazała się zarazliwa.- Spokojnie, Eve - powtórzyłam ze śmiechem.- Nawet niewiemy, czy twoja przyjaciółka nadal mieszka w Irlandii, a jeśli tak, togdzie.Willow rozłączyła się, zanim zdążyłam ją docisnąć.Ale napewno Maura w liście poda ci swój numer telefonu i będziesz mogłazadzwonić.- Ten list uroczyście włożę do mojej metalowej puszki.Albo nie,wezmę nową!- Litości, chyba nie każesz nam taszczyć kolejnego pudełka!Właśnie odkryłam, że zrzuciłam następne okowy.Moje pudełkoprzestało być talizmanem.Już nie muszę strzec go jak oka w głowie i471ifff & Anulaouslaandcsbronić przed intruzami.Jak każdy normalny człowiek mogę wynieśćje na przysłowiowy strych, jako pamiątkę dla przyszłych pokoleń.Dladzieci Willow.A może nawet Rowana.Interesująca myśl.I wcale nie taknierealistyczna, jakby się to mogło wydawać jeszcze tydzień temu.Wtedy, oczywiście, muszę palnąć głupotę.- Może ty też się przyłączysz, Dale? To idealna okazja, abyodszukać przyjaciela.- Jakiego przyjaciela?Natychmiast się spina.W jego głosie brzmi ostrzeżenie.- Wiesz, tego we Francji czy Niemczech? Niespokojnie zerkamna matkę.Przecież mówił, że Eve o wszystkim wie, więc w czymproblem?- Nie sądzę.Mrozi nas wzrokiem, ale na Eve to nie działa.Porozumiewawczo puszcza do mnie oko, potem klepie Dale'a wkolano.- Och, na miłość boską, Dale! Wyluzuj się trochę.Jasne, żepowinieneś pojechać.Wszyscy pojedziemy! Dostanę odszkodowanie,będę mogła wszystko wam zafundować.Wreszcie się zrewanżuję zatwoją dobroć, Dale.- Potem zwraca się do mnie.- Sądzisz, że ja iMaura od razu się poznamy?Jej uśmiech wystarczyłby do oświetlenia całego stadionu.- O, na pewno.Dlaczego nie?472ifff & AnulaouslaandcsZauważam, że patrzy na coś za moimi plecami.Oglądam się, bysprawdzić, co się stało.Wszyscy sąsiedzi wychodzą na tarasy, bo wnaszą stronę toczy się poobijany radiowóz.Zatrzymuje się przedprzyczepą i ze środka wysiada dwóch zmordowanych policjantów.Naciągają na głowy kapelusze.Mocniej zaciskam pasek szlafroka.Leniwa fleja, wpół dojedenastej, a ona wciąż rozmemłana.- Witam szanownych panów.- Eve nie opuszcza radosny nastrój.- Dzień dobry pani.- Pierwszy policjant dotyka ronda kapelusza,a potem zwraca się do Dale'a.- Dale Genscher?Nie wymagało to szczególnej przenikliwości.Obrażenia Dale'awidać z daleka.- To ja.- Dale podnosi rękę jak na zbiórce.- Złożyłem jużoświadczenie.Wczoraj, w szpitalu.- Możemy wejść? - Drugi policjant, starszy, już wchodzi poschodkach.- Oczywiście, panie władzo.Eve zaprasza, by usiedli, i częstuje ich kawą.Grzecznieodmawiają.- Pani obrażenia mają związek z incydentem? - Drugi gliniarzwskazuje gips na nodze Eve.- Ależ skąd.Miałam drobny wypadek.Na pewno nie skuszą siępanowie na kawę? A może mrożonej herbaty? Zanosi się na upalnydzień.- Nie, dziękujemy - odpowiadają jednym głosem.473ifff & Anulaouslaandcs- Jeśli wolno, chcieliśmy ustalić parę drobiazgów, panieGenscher.- Pierwszy policjant zerka do notatnika.- Chodzi o tego.Eddiego Montgomery'ego.Mówił coś, zanim pana ugodził?- Ja mogę odpowiedzieć! - wtrącam się.- Byłam przy tym.-Dojdziemy i do pani.- Nagle gliniarz szeroko się uśmiecha.Lśniąco białe zęby kontrastują z czarną jak smoła skórą.- Wydaje misię, czy poznaję irlandzki bełkot?- Mhm.Jestem oburzona.My, dublińczycy, nie uważamy naszejwymowy za bełkotliwą.- Mój pradziadek pochodził ze Skibbereen w hrabstwie Cork -wyjaśnia policjant.- Zna pani Skibbereen?- Nie - odpowiadam słabiutko.- Nigdy nie byłam w Cork.Pochodzę z Dublina.- Kiedyś się tam wybiorę.Wezmę mamę.Byłaby w siódmymniebie.Zna takie opowieści rodzinne.- Ze śmiechem kręci głową,potem otwiera notatnik na czystej stronie.- A więc, nazywa siępani.?Na tym etapie do galerii obserwatorów przyłączają się Robert iMario.Zatrzymują się przy balustradzie.Obaj są w strojach dobiegania, na nadgarstkach mają opaski, na głowach bandanki.Skrępowana tym, że słyszą każde moje słowo, składam żałośniekrótkie zeznanie, w którym podaję opis Eddiego: jego nieprzytomnywzrok i ślinę w kąciku ust.474ifff & Anulaouslaandcs- Przepraszam - bąkam.- Pewnie niewiele to wnosi.Wrzeszczał,ale niewiele mówił.Tylko, żebyśmy się nie wtrącali.I to jedno słowo: sukinsyn", zanim dzgnął Dale'a.To wszystko działo się tak szybko.- Niech pani tak się nie przejmuje, liczy się każdy szczegół, apani wersja pokrywa się z tym, co do tej pory słyszeliśmy.- Zwracasię do Dale'a: - Zatem nie była to sprzeczka między panami, tylkostarał się pan pomóc pani Montgomery, zgadza się?- Owszem.Dale zachowuje spokój.- I dobrze rozumiem, że nie zamierza pan składaćzawiadomienia o przestępstwie? Czy tak, panie Genscher?- Idę w ślady jego matki.- W głosie Dale'a pojawia się irytacja.-Zresztą nie wiem, co by to dało [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.To ich życiowarola.Ich obowiązek.A nie obowiązek przyjaciółek.Zwłaszcza jeśliznacie się tylko od paru dni; nawet jeśli zaklinają się, że to dla nichcoś poważnego.One mają własne życie.Tak to wygląda.Witajcie, kruki! Witajcie, muchy, śmiecie iskwar jak cholera! Na szczęście mam co pić.Trzy czwarte butelkikrótkotrwałej ulgi.Kiedy zaczynałem, była pełna.Ukradłem ją.Ukradłem Ginie.Prawda, że możecie być ze mnie dumni?470ifff & AnulaouslaandcsRozdział 44Od kiedy opowiedziałam Eve o odkryciu Willow, moja matkazachowuje się jak podekscytowana pięciolatka jadąca do Disneylandu.Już podjęła decyzję o przemierzeniu Atlantyku, podstawowe pytaniebrzmi jednak, czy ma czekać na list czy też powinna wyruszyć doIrlandii w ciemno?- Czemu nie podała ci numeru telefonu Maury? Dlaczego muszęczekać na list?Jest tak rozradowana, że chyba nawet nie zarejestrowała afrontuWillow.- Spokojnie, Eve.Poczułam lekkie ukłucie (bezpodstawnej) zazdrości: w końcu jajestem jej córką, a ta cała Maura tylko przyjaciółką, ale dość szybkomi przeszło.Zwłaszcza że jej radość okazała się zarazliwa.- Spokojnie, Eve - powtórzyłam ze śmiechem.- Nawet niewiemy, czy twoja przyjaciółka nadal mieszka w Irlandii, a jeśli tak, togdzie.Willow rozłączyła się, zanim zdążyłam ją docisnąć.Ale napewno Maura w liście poda ci swój numer telefonu i będziesz mogłazadzwonić.- Ten list uroczyście włożę do mojej metalowej puszki.Albo nie,wezmę nową!- Litości, chyba nie każesz nam taszczyć kolejnego pudełka!Właśnie odkryłam, że zrzuciłam następne okowy.Moje pudełkoprzestało być talizmanem.Już nie muszę strzec go jak oka w głowie i471ifff & Anulaouslaandcsbronić przed intruzami.Jak każdy normalny człowiek mogę wynieśćje na przysłowiowy strych, jako pamiątkę dla przyszłych pokoleń.Dladzieci Willow.A może nawet Rowana.Interesująca myśl.I wcale nie taknierealistyczna, jakby się to mogło wydawać jeszcze tydzień temu.Wtedy, oczywiście, muszę palnąć głupotę.- Może ty też się przyłączysz, Dale? To idealna okazja, abyodszukać przyjaciela.- Jakiego przyjaciela?Natychmiast się spina.W jego głosie brzmi ostrzeżenie.- Wiesz, tego we Francji czy Niemczech? Niespokojnie zerkamna matkę.Przecież mówił, że Eve o wszystkim wie, więc w czymproblem?- Nie sądzę.Mrozi nas wzrokiem, ale na Eve to nie działa.Porozumiewawczo puszcza do mnie oko, potem klepie Dale'a wkolano.- Och, na miłość boską, Dale! Wyluzuj się trochę.Jasne, żepowinieneś pojechać.Wszyscy pojedziemy! Dostanę odszkodowanie,będę mogła wszystko wam zafundować.Wreszcie się zrewanżuję zatwoją dobroć, Dale.- Potem zwraca się do mnie.- Sądzisz, że ja iMaura od razu się poznamy?Jej uśmiech wystarczyłby do oświetlenia całego stadionu.- O, na pewno.Dlaczego nie?472ifff & AnulaouslaandcsZauważam, że patrzy na coś za moimi plecami.Oglądam się, bysprawdzić, co się stało.Wszyscy sąsiedzi wychodzą na tarasy, bo wnaszą stronę toczy się poobijany radiowóz.Zatrzymuje się przedprzyczepą i ze środka wysiada dwóch zmordowanych policjantów.Naciągają na głowy kapelusze.Mocniej zaciskam pasek szlafroka.Leniwa fleja, wpół dojedenastej, a ona wciąż rozmemłana.- Witam szanownych panów.- Eve nie opuszcza radosny nastrój.- Dzień dobry pani.- Pierwszy policjant dotyka ronda kapelusza,a potem zwraca się do Dale'a.- Dale Genscher?Nie wymagało to szczególnej przenikliwości.Obrażenia Dale'awidać z daleka.- To ja.- Dale podnosi rękę jak na zbiórce.- Złożyłem jużoświadczenie.Wczoraj, w szpitalu.- Możemy wejść? - Drugi policjant, starszy, już wchodzi poschodkach.- Oczywiście, panie władzo.Eve zaprasza, by usiedli, i częstuje ich kawą.Grzecznieodmawiają.- Pani obrażenia mają związek z incydentem? - Drugi gliniarzwskazuje gips na nodze Eve.- Ależ skąd.Miałam drobny wypadek.Na pewno nie skuszą siępanowie na kawę? A może mrożonej herbaty? Zanosi się na upalnydzień.- Nie, dziękujemy - odpowiadają jednym głosem.473ifff & Anulaouslaandcs- Jeśli wolno, chcieliśmy ustalić parę drobiazgów, panieGenscher.- Pierwszy policjant zerka do notatnika.- Chodzi o tego.Eddiego Montgomery'ego.Mówił coś, zanim pana ugodził?- Ja mogę odpowiedzieć! - wtrącam się.- Byłam przy tym.-Dojdziemy i do pani.- Nagle gliniarz szeroko się uśmiecha.Lśniąco białe zęby kontrastują z czarną jak smoła skórą.- Wydaje misię, czy poznaję irlandzki bełkot?- Mhm.Jestem oburzona.My, dublińczycy, nie uważamy naszejwymowy za bełkotliwą.- Mój pradziadek pochodził ze Skibbereen w hrabstwie Cork -wyjaśnia policjant.- Zna pani Skibbereen?- Nie - odpowiadam słabiutko.- Nigdy nie byłam w Cork.Pochodzę z Dublina.- Kiedyś się tam wybiorę.Wezmę mamę.Byłaby w siódmymniebie.Zna takie opowieści rodzinne.- Ze śmiechem kręci głową,potem otwiera notatnik na czystej stronie.- A więc, nazywa siępani.?Na tym etapie do galerii obserwatorów przyłączają się Robert iMario.Zatrzymują się przy balustradzie.Obaj są w strojach dobiegania, na nadgarstkach mają opaski, na głowach bandanki.Skrępowana tym, że słyszą każde moje słowo, składam żałośniekrótkie zeznanie, w którym podaję opis Eddiego: jego nieprzytomnywzrok i ślinę w kąciku ust.474ifff & Anulaouslaandcs- Przepraszam - bąkam.- Pewnie niewiele to wnosi.Wrzeszczał,ale niewiele mówił.Tylko, żebyśmy się nie wtrącali.I to jedno słowo: sukinsyn", zanim dzgnął Dale'a.To wszystko działo się tak szybko.- Niech pani tak się nie przejmuje, liczy się każdy szczegół, apani wersja pokrywa się z tym, co do tej pory słyszeliśmy.- Zwracasię do Dale'a: - Zatem nie była to sprzeczka między panami, tylkostarał się pan pomóc pani Montgomery, zgadza się?- Owszem.Dale zachowuje spokój.- I dobrze rozumiem, że nie zamierza pan składaćzawiadomienia o przestępstwie? Czy tak, panie Genscher?- Idę w ślady jego matki.- W głosie Dale'a pojawia się irytacja.-Zresztą nie wiem, co by to dało [ Pobierz całość w formacie PDF ]