[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wielkie nieba, Lia! - Luisa szybko zsiada z konia i rzuca się na mnie.Jej koszula ispodnie są tak mokre jak moje własne, oblepiające ciało ubrania.- Wszystko dobrze? Tak siębałam!Sonia podjeżdża na koniu w moją stronę, bierze w swoje dłonie moją lodowatą rękę.- Nie byłam pewna, czy ci się uda!W tym momencie opadają wszystkie podejrzenia, jakie snułam przez ostatnie dni.Znowujesteśmy trzema przyjaciółkami, tak jak w chwili, gdy pochłonęły nas mroczne tajemniceproroctwa.Edmund podjeżdża do nas truchtem.Patrzy na Dimitriego z pewnym rodzajem podziwu.- Spodziewałem się ciebie dopiero za dwa dni, ale muszę powiedzieć, że cieszę się, iżdogoniłeś nas wcześniej.Jestem tak skołowana, że z trudem docierają do mnie słowa Edmunda, jak również fakt,że zna Dimitriego i spodziewał się jego przyjazdu.Nagle w ciszy rozlega się jakieś stukanie.Początkowo nie domyślam się nawet, że dochodzi z moich ust.Wkrótce szczękam zębami takgłośno, że dzwięku nie tłumi nawet szum rzeki.- Zmarzła, jest w szoku - odzywa się Dimitri.- Oddalmy się od brzegu - proponuje Edmund.Jego spojrzenie przesuwa się w stronęWilków, które wciąż stoją w wodzie, jakby mimo wszystko chciały się na nas rzucić.- Tenwidok mi się nie podoba.Dimitri podąża oczami za wzrokiem Edmunda, a potem patrzy na nas.- Nie będą nas już gonić, co nie znaczy; że nie ma innych niebezpieczeństw.Najrozsądniej byłoby rozbić na noc obóz i przegrupować się.Edmund wyjeżdża na czoło kawalkady.Ustawiamy się rzędem za nim, jak to mamy wzwyczaju, a Dimitri nadal prowadzi Sargenta za lejce.Nie mam na tyle sił, żeby stwierdzić, żesama dam sobie radę z koniem.Uczciwie mówiąc, z ulgą przyjmuję fakt, że przez pewienczas ktoś będzie mnie prowadził.Niedaleko od brzegu znowu zaczyna się las.Po wejściu w jego ciemną głąb, ośmielam sięspojrzeć za siebie.Ponad ramieniem Edmunda dostrzegam, że Wilki wciąż stoją w wodzie,tam, gdzie je zostawiliśmy.Ich zielone oczy spotykają mój wzrok, nawet ponad tak szeroką,rwącą rzeką, nawet poprzez szary zmierzch.To ostatnia rzecz, jaką widzę, nim ponowniezanurzam się w las.* * *- Wypij to - Dimitri podaje mi kubek.Dotrzymuje mi towarzystwa, podczas gdy pozostaliprzebierają się w suchą odzież.Wysuwam dłoń spod koca, którym jestem owinięta, i biorę kubek z jego ręki.- Dziękuję.Herbata jest paskudna, pełna fusów, a jednocześnie słaba.W ciągu ostatnich dnizdążyłam się przyzwyczaić do tego napoju, a po przeprawie przez zimną rzekę i szokuwywołanym spotkaniem ze Sforą prawie nie zauważam, że jest bardzo gorzka i gorąca.Sączępłyn, trzymając kubek w obydwu przemarzniętych dłoniach, które staram się rozgrzać.Dimitri siada obok mnie na kłodzie drewna i wyciąga ręce w stronę ogniska, którerozpalił Edmund wkrótce po tym, jak wybraliśmy miejsce na postój.- Dobrze się czujesz, Lia? - W jego ustach moje imię brzmi dobrze i naturalnie.- Chyba tak.Tylko bardzo zmarzłam.- Aykam herbatę, bezskutecznie starając sięzapomnieć o fali paniki, jaka owładnęła mną podczas przeprawy.- Nie wiem, co się stało.Poprostu.nie mogłam się ruszyć.- Lia.Nie chcę się odwracać na dzwięk swojego imienia, ale moje oczy nieubłaganie spotykająsię z oczyma Dimitriego.W jego głosie brzmi nakaz, którego nie potrafię zlekceważyć,chociaż jest wyrażony tak delikatnie, jak delikatna jest mgiełka, którą zaciąga się las znadejściem nocy.- Wiem, co się działo - ciągnie Dimitri - i nie mam ci tego za złe.Jego wzrok wyraża zrozumienie.To mnie wytrąca z równowagi, a nawet budzi mój opór.Stawiam kubek obok siebie na ziemi.- Co ty w zasadzie o mnie wiesz? I skąd to wiesz?Dimitri przybiera łagodny wyraz twarzy.- Wiem o twoim bracie, że utonął w rzece.I że ty przy tym byłaś.Oczy boleśnie wypełniają mi się łzami.Zrywam się na równe nogi i odchodzę na skrajobozu, żeby się uspokoić.Kiedy dochodzę do wniosku, że już dam radę mówić bez drżenia wgłosie, wracam do Dimitriego.Cała złość i frustracja ostatnich tygodni - nie, nie tygodni,ostatnich miesięcy - uwalnia się z każdego zakamarka mojego ciała.- Co ty możesz wiedzieć o moim bracie? Co możesz wiedzieć o jego śmierci i moim wniej udziale? - Nie jestem w stanie powstrzymać goryczy płynącej z moich ust.Nie wiem, ilepytań zdążyłam już zadać, ale przecież nie chodzi mi o to, żeby uzyskać odpowiedz.- Nic omnie nie wiesz! Nic! I nie masz prawa! Nie masz prawa mówić o moim bracie!Kiedy sama wspominam Henry'ego, złość nagle wyparowuje.Znów muszę walczyć zesmutkiem, z wszechogarniającą, pochłaniającą mnie rozpaczą, która nieomal zepchnęła mniez urwiska w Birchwood, nim zdecydowałam się wyjechać do Londynu.Teraz mogę tylko staćprzed Dimitrim, podtrzymując otulający mnie koc i starając się zapanować nad szybkim,ciężkim oddechem po tej gwałtownej przemowie.Dimitri wstaje i podchodzi do mnie.Zatrzymuje się bardzo blisko.Zbyt blisko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Wielkie nieba, Lia! - Luisa szybko zsiada z konia i rzuca się na mnie.Jej koszula ispodnie są tak mokre jak moje własne, oblepiające ciało ubrania.- Wszystko dobrze? Tak siębałam!Sonia podjeżdża na koniu w moją stronę, bierze w swoje dłonie moją lodowatą rękę.- Nie byłam pewna, czy ci się uda!W tym momencie opadają wszystkie podejrzenia, jakie snułam przez ostatnie dni.Znowujesteśmy trzema przyjaciółkami, tak jak w chwili, gdy pochłonęły nas mroczne tajemniceproroctwa.Edmund podjeżdża do nas truchtem.Patrzy na Dimitriego z pewnym rodzajem podziwu.- Spodziewałem się ciebie dopiero za dwa dni, ale muszę powiedzieć, że cieszę się, iżdogoniłeś nas wcześniej.Jestem tak skołowana, że z trudem docierają do mnie słowa Edmunda, jak również fakt,że zna Dimitriego i spodziewał się jego przyjazdu.Nagle w ciszy rozlega się jakieś stukanie.Początkowo nie domyślam się nawet, że dochodzi z moich ust.Wkrótce szczękam zębami takgłośno, że dzwięku nie tłumi nawet szum rzeki.- Zmarzła, jest w szoku - odzywa się Dimitri.- Oddalmy się od brzegu - proponuje Edmund.Jego spojrzenie przesuwa się w stronęWilków, które wciąż stoją w wodzie, jakby mimo wszystko chciały się na nas rzucić.- Tenwidok mi się nie podoba.Dimitri podąża oczami za wzrokiem Edmunda, a potem patrzy na nas.- Nie będą nas już gonić, co nie znaczy; że nie ma innych niebezpieczeństw.Najrozsądniej byłoby rozbić na noc obóz i przegrupować się.Edmund wyjeżdża na czoło kawalkady.Ustawiamy się rzędem za nim, jak to mamy wzwyczaju, a Dimitri nadal prowadzi Sargenta za lejce.Nie mam na tyle sił, żeby stwierdzić, żesama dam sobie radę z koniem.Uczciwie mówiąc, z ulgą przyjmuję fakt, że przez pewienczas ktoś będzie mnie prowadził.Niedaleko od brzegu znowu zaczyna się las.Po wejściu w jego ciemną głąb, ośmielam sięspojrzeć za siebie.Ponad ramieniem Edmunda dostrzegam, że Wilki wciąż stoją w wodzie,tam, gdzie je zostawiliśmy.Ich zielone oczy spotykają mój wzrok, nawet ponad tak szeroką,rwącą rzeką, nawet poprzez szary zmierzch.To ostatnia rzecz, jaką widzę, nim ponowniezanurzam się w las.* * *- Wypij to - Dimitri podaje mi kubek.Dotrzymuje mi towarzystwa, podczas gdy pozostaliprzebierają się w suchą odzież.Wysuwam dłoń spod koca, którym jestem owinięta, i biorę kubek z jego ręki.- Dziękuję.Herbata jest paskudna, pełna fusów, a jednocześnie słaba.W ciągu ostatnich dnizdążyłam się przyzwyczaić do tego napoju, a po przeprawie przez zimną rzekę i szokuwywołanym spotkaniem ze Sforą prawie nie zauważam, że jest bardzo gorzka i gorąca.Sączępłyn, trzymając kubek w obydwu przemarzniętych dłoniach, które staram się rozgrzać.Dimitri siada obok mnie na kłodzie drewna i wyciąga ręce w stronę ogniska, którerozpalił Edmund wkrótce po tym, jak wybraliśmy miejsce na postój.- Dobrze się czujesz, Lia? - W jego ustach moje imię brzmi dobrze i naturalnie.- Chyba tak.Tylko bardzo zmarzłam.- Aykam herbatę, bezskutecznie starając sięzapomnieć o fali paniki, jaka owładnęła mną podczas przeprawy.- Nie wiem, co się stało.Poprostu.nie mogłam się ruszyć.- Lia.Nie chcę się odwracać na dzwięk swojego imienia, ale moje oczy nieubłaganie spotykająsię z oczyma Dimitriego.W jego głosie brzmi nakaz, którego nie potrafię zlekceważyć,chociaż jest wyrażony tak delikatnie, jak delikatna jest mgiełka, którą zaciąga się las znadejściem nocy.- Wiem, co się działo - ciągnie Dimitri - i nie mam ci tego za złe.Jego wzrok wyraża zrozumienie.To mnie wytrąca z równowagi, a nawet budzi mój opór.Stawiam kubek obok siebie na ziemi.- Co ty w zasadzie o mnie wiesz? I skąd to wiesz?Dimitri przybiera łagodny wyraz twarzy.- Wiem o twoim bracie, że utonął w rzece.I że ty przy tym byłaś.Oczy boleśnie wypełniają mi się łzami.Zrywam się na równe nogi i odchodzę na skrajobozu, żeby się uspokoić.Kiedy dochodzę do wniosku, że już dam radę mówić bez drżenia wgłosie, wracam do Dimitriego.Cała złość i frustracja ostatnich tygodni - nie, nie tygodni,ostatnich miesięcy - uwalnia się z każdego zakamarka mojego ciała.- Co ty możesz wiedzieć o moim bracie? Co możesz wiedzieć o jego śmierci i moim wniej udziale? - Nie jestem w stanie powstrzymać goryczy płynącej z moich ust.Nie wiem, ilepytań zdążyłam już zadać, ale przecież nie chodzi mi o to, żeby uzyskać odpowiedz.- Nic omnie nie wiesz! Nic! I nie masz prawa! Nie masz prawa mówić o moim bracie!Kiedy sama wspominam Henry'ego, złość nagle wyparowuje.Znów muszę walczyć zesmutkiem, z wszechogarniającą, pochłaniającą mnie rozpaczą, która nieomal zepchnęła mniez urwiska w Birchwood, nim zdecydowałam się wyjechać do Londynu.Teraz mogę tylko staćprzed Dimitrim, podtrzymując otulający mnie koc i starając się zapanować nad szybkim,ciężkim oddechem po tej gwałtownej przemowie.Dimitri wstaje i podchodzi do mnie.Zatrzymuje się bardzo blisko.Zbyt blisko [ Pobierz całość w formacie PDF ]