[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nocami wszystkie modliły się w milczeniu, wtulając twarzew prześcieradła, poduszki i koce.Trzeciej nocy po otrzymaniu wiadomości Lizziezapytała Drayle a, czy pan Słodkiej zamierza odesłać niewolnicę, by mogłasprawdzić, jak się mają jej dzieci.Przypuszczała, że jako właściciel plantacji będziechciał osobiście zapoznać się z sytuacją w rodzinnych stronach.Sądziła, że niepokoisię o najbliższych, nawet jeśli nie o tych kolorowych.Chociaż jego żona zmarładawno temu, przed śmiercią dała mu pięcioro dzieci.Jednak wedługDrayle a mężczyzna ze strachu przed zarazą wcale nie zamierzał wracać.Potem dowiedzieli się, że jego białe potomstwo ewakuowano z posiadłości,a chorych Murzynów odseparowano od zdrowych.Ofiary epidemii wywieziono pozateren plantacji i zapewniono im bezpieczne schronienie.Wierzono, że to powstrzymaszalejącą zarazę.Słodka nie znała losów swoich dzieci.Pozostawało więc czekać.Kobietyzastanawiały się, jakie błagalne słowa padały z ust zatroskanej matki każdej nocy,gdy leżała ze swoim panem.Nie wiedziały, czy on także niepokoił się o jej pociechy,nie dlatego że stanowiły jego własność, ale ponieważ w ich żyłach płynęła jego krew.Zdawały sobie sprawę, że biali mężczyzni nie dokonują takich rozróżnień.Dzieci spłodzone z niewolnicami traktowali jak przedmioty, które w każdej chwilimożna zastąpić.I właśnie tej chwili każda kolorowa kobieta obawiała się najbardziej:chwili, w której pan uzna, że łatwo zastąpić kolorowe dzieci innymi, niczym towarw magazynie.Mawu, Lizzie i Reenie siedziały na niskim brzegu stawu.Każda miała ręcezajęte inną pracą, chociaż ich myśli krążyły wokół jednej i tej samej sprawy.Rozmawiały o banalnych rzeczach: rozprawiały, co ugotują na kolację, dzieliły sięspostrzeżeniami o kurzu, który zdawał się szybko gromadzić w kątach domkówletniskowych.Obserwowały przechodzących w pobliżu białych gości hotelowych.Mawu opowiedziała historię o mężczyznie ze swoich stron, który potrafił łapaćmuchy niczym żaba. Przeżuwa je i zjada? zapytała Reenie. No, jak ich nie zjada, to trzyma potwornie długo odparła Mawu. Szaleństwo skomentowała Lizzie.Wszystkie trzy pozwoliły sobie na upragniony chichot.Zamilkły dopiero nawidok Słodkiej zmierzającej w ich stronę.Niosła w rękach coś, co przypominałofragment garderoby.Pozostałe kobiety czekały.Lizzie przesunęła się, żeby zrobićmiejsce na środku.Kiedy Słodka do nich podeszła, zauważyły, że trzyma sukienkę.Przeszłamiędzy Lizzie i Mawu, po czym rozłożyła strój na ziemi.Wygładziła fałdy.Sukienkabyła czarna, ale z różnymi odcieniami czerni.Prawdopodobnie Słodka nie miaławystarczająco dużo jednolitego materiału.Dekolt i mankiety obszyła białą koronką.Lizzie rozpoznała w niej biały obrus z domku letniskowego.Uważniej przyjrzała sięwięc sukience, zastanawiając się, skąd pochodzą pozostałe skrawki niedopasowanychtkanin. Dla mojego dziecka.Dla mojej Sarah. Zmarła? Reenie odłożyła ziemniak, który właśnie obierała. Twojedziecko zmarło?Słodka bezgłośnie poruszyła ustami. Moja najstarsza.Ta, co opiekowała się resztą.Miała twarz anioła. Tak mi przykro, Słodka szepnęła Lizzie. Tak mi przykro.Słodka potrząsnęła głową. Nie.Dobrze się stało.Martwiłam się o nią.Za ładna była.Jakiś staruchpróbował ją posiąść.Nie chciałam dla niej mojego losu.A tera jest z Panemw miejscu, gdzie może być prawdziwym aniołem.Lizzie dotknęła sukienki. Uszyłaś ją dla niej? Prawda, że ładna? Kiedy wyjeżdżacie? zapytała Mawu.Słodka się uśmiechnęła. Nie wyjeżdżamy. %7łe co?! Oczy Mawu rozbłysły. Przestań, Mawu.Zróbcie dla mnie tylko jedną rzecz. Mów odezwała się Lizzie. Idzcie i zakopcie tą sukienkę w lesie.Obok mojego drugiego dziecka.Tegobez imienia.Sama nie dam rady.Ale wiem, że dobrze się nią zajmiecie. Zmówię modlitwę obiecała Reenie.Słodka zamknęła i otworzyła oczy.Skinęła głową na znak wdzięczności, poczym ruszyła z powrotem do swojego domku.Pozostałe kobiety wstały.Reenie spojrzała na słońce, by sprawdzić, ile zostałoim czasu. Może poprosimy którego mężczyznę o pomoc? zasugerowała Lizzie. Nie odparła Reenie. Same to zrobimy.Lizzie i Mawu wzięły sukienkę i poniosły ją tak, jakby to było prawdziweciało.Lizzie niosła górną część, a Mawu dolną.Reenie prowadziła.Po drodzezatrzymały się, żeby wziąć łopatę.Znalazły miejsce, w którym zakopały noworodka Słodkiej, w pobliżuprzecięcia dwóch leśnych ścieżek.Grób znaczyło małe drzewko.Lizzie wzięła łopatęi zaczęła wybierać ziemię, podczas gdy Mawu i Reenie złożyły sukienkę w sporejwielkości kwadrat.Zrobiony przez niewolnicę dół nie pomieściłby człowieka, ale byłw sam raz na przygotowany strój.Reenie umieściła sukienkę w ziemi, a Mawu poszłaposzukać gładkich kamieni, z których następnie wszystkie usypały górkę.Trzy kobiety złapały się za ręce i otoczyły dwa groby.Mawu zmówiłamodlitwę w języku, którego nie znała Lizzie ani Reenie; wszystkie jednak czuły jejducha.Kiedy Mawu zamilkła, Reenie wyciągnęła spod ubrania drewniany krzyżi pocałowała go.Trzy dni pózniej nocą rozległo się pukanie do tylnych drzwi domku Lizzie.Drayle spał na sofie, próbowała więc nie hałasować, gdy otwierała.Na zewnątrz stałaSłodka z koszulą i spodniami, już złożonymi. To za mojego chłopca.Mojego jedynego syna.A potem zniknęła w ciemności.Następnego dnia kobiety powtórzyły rytuał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Nocami wszystkie modliły się w milczeniu, wtulając twarzew prześcieradła, poduszki i koce.Trzeciej nocy po otrzymaniu wiadomości Lizziezapytała Drayle a, czy pan Słodkiej zamierza odesłać niewolnicę, by mogłasprawdzić, jak się mają jej dzieci.Przypuszczała, że jako właściciel plantacji będziechciał osobiście zapoznać się z sytuacją w rodzinnych stronach.Sądziła, że niepokoisię o najbliższych, nawet jeśli nie o tych kolorowych.Chociaż jego żona zmarładawno temu, przed śmiercią dała mu pięcioro dzieci.Jednak wedługDrayle a mężczyzna ze strachu przed zarazą wcale nie zamierzał wracać.Potem dowiedzieli się, że jego białe potomstwo ewakuowano z posiadłości,a chorych Murzynów odseparowano od zdrowych.Ofiary epidemii wywieziono pozateren plantacji i zapewniono im bezpieczne schronienie.Wierzono, że to powstrzymaszalejącą zarazę.Słodka nie znała losów swoich dzieci.Pozostawało więc czekać.Kobietyzastanawiały się, jakie błagalne słowa padały z ust zatroskanej matki każdej nocy,gdy leżała ze swoim panem.Nie wiedziały, czy on także niepokoił się o jej pociechy,nie dlatego że stanowiły jego własność, ale ponieważ w ich żyłach płynęła jego krew.Zdawały sobie sprawę, że biali mężczyzni nie dokonują takich rozróżnień.Dzieci spłodzone z niewolnicami traktowali jak przedmioty, które w każdej chwilimożna zastąpić.I właśnie tej chwili każda kolorowa kobieta obawiała się najbardziej:chwili, w której pan uzna, że łatwo zastąpić kolorowe dzieci innymi, niczym towarw magazynie.Mawu, Lizzie i Reenie siedziały na niskim brzegu stawu.Każda miała ręcezajęte inną pracą, chociaż ich myśli krążyły wokół jednej i tej samej sprawy.Rozmawiały o banalnych rzeczach: rozprawiały, co ugotują na kolację, dzieliły sięspostrzeżeniami o kurzu, który zdawał się szybko gromadzić w kątach domkówletniskowych.Obserwowały przechodzących w pobliżu białych gości hotelowych.Mawu opowiedziała historię o mężczyznie ze swoich stron, który potrafił łapaćmuchy niczym żaba. Przeżuwa je i zjada? zapytała Reenie. No, jak ich nie zjada, to trzyma potwornie długo odparła Mawu. Szaleństwo skomentowała Lizzie.Wszystkie trzy pozwoliły sobie na upragniony chichot.Zamilkły dopiero nawidok Słodkiej zmierzającej w ich stronę.Niosła w rękach coś, co przypominałofragment garderoby.Pozostałe kobiety czekały.Lizzie przesunęła się, żeby zrobićmiejsce na środku.Kiedy Słodka do nich podeszła, zauważyły, że trzyma sukienkę.Przeszłamiędzy Lizzie i Mawu, po czym rozłożyła strój na ziemi.Wygładziła fałdy.Sukienkabyła czarna, ale z różnymi odcieniami czerni.Prawdopodobnie Słodka nie miaławystarczająco dużo jednolitego materiału.Dekolt i mankiety obszyła białą koronką.Lizzie rozpoznała w niej biały obrus z domku letniskowego.Uważniej przyjrzała sięwięc sukience, zastanawiając się, skąd pochodzą pozostałe skrawki niedopasowanychtkanin. Dla mojego dziecka.Dla mojej Sarah. Zmarła? Reenie odłożyła ziemniak, który właśnie obierała. Twojedziecko zmarło?Słodka bezgłośnie poruszyła ustami. Moja najstarsza.Ta, co opiekowała się resztą.Miała twarz anioła. Tak mi przykro, Słodka szepnęła Lizzie. Tak mi przykro.Słodka potrząsnęła głową. Nie.Dobrze się stało.Martwiłam się o nią.Za ładna była.Jakiś staruchpróbował ją posiąść.Nie chciałam dla niej mojego losu.A tera jest z Panemw miejscu, gdzie może być prawdziwym aniołem.Lizzie dotknęła sukienki. Uszyłaś ją dla niej? Prawda, że ładna? Kiedy wyjeżdżacie? zapytała Mawu.Słodka się uśmiechnęła. Nie wyjeżdżamy. %7łe co?! Oczy Mawu rozbłysły. Przestań, Mawu.Zróbcie dla mnie tylko jedną rzecz. Mów odezwała się Lizzie. Idzcie i zakopcie tą sukienkę w lesie.Obok mojego drugiego dziecka.Tegobez imienia.Sama nie dam rady.Ale wiem, że dobrze się nią zajmiecie. Zmówię modlitwę obiecała Reenie.Słodka zamknęła i otworzyła oczy.Skinęła głową na znak wdzięczności, poczym ruszyła z powrotem do swojego domku.Pozostałe kobiety wstały.Reenie spojrzała na słońce, by sprawdzić, ile zostałoim czasu. Może poprosimy którego mężczyznę o pomoc? zasugerowała Lizzie. Nie odparła Reenie. Same to zrobimy.Lizzie i Mawu wzięły sukienkę i poniosły ją tak, jakby to było prawdziweciało.Lizzie niosła górną część, a Mawu dolną.Reenie prowadziła.Po drodzezatrzymały się, żeby wziąć łopatę.Znalazły miejsce, w którym zakopały noworodka Słodkiej, w pobliżuprzecięcia dwóch leśnych ścieżek.Grób znaczyło małe drzewko.Lizzie wzięła łopatęi zaczęła wybierać ziemię, podczas gdy Mawu i Reenie złożyły sukienkę w sporejwielkości kwadrat.Zrobiony przez niewolnicę dół nie pomieściłby człowieka, ale byłw sam raz na przygotowany strój.Reenie umieściła sukienkę w ziemi, a Mawu poszłaposzukać gładkich kamieni, z których następnie wszystkie usypały górkę.Trzy kobiety złapały się za ręce i otoczyły dwa groby.Mawu zmówiłamodlitwę w języku, którego nie znała Lizzie ani Reenie; wszystkie jednak czuły jejducha.Kiedy Mawu zamilkła, Reenie wyciągnęła spod ubrania drewniany krzyżi pocałowała go.Trzy dni pózniej nocą rozległo się pukanie do tylnych drzwi domku Lizzie.Drayle spał na sofie, próbowała więc nie hałasować, gdy otwierała.Na zewnątrz stałaSłodka z koszulą i spodniami, już złożonymi. To za mojego chłopca.Mojego jedynego syna.A potem zniknęła w ciemności.Następnego dnia kobiety powtórzyły rytuał [ Pobierz całość w formacie PDF ]