[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bardzo zainteresowało go to, żeszkockie krowy przypominają niedzwiedzie i swobodnie chodzą po górach,niczym strażnicy starych klanów.- Co robią te stworzenia, gdy spadnie pierwszy śnieg? dociekał Co-nawago, gotując w miedzianym garnczku zupę z korzeni i pączków liści.Zdawał się powątpiewać, czy takie zwierzęta można nazywać bydłem, ipytał, czy Duncan przyłapał kiedyś któreś z nich na podsłuchiwaniu podoknem lub drzwiami, jak to robią amerykańskie niedzwiedzie.- Czy kiedy jako chłopiec złapałeś w dłoń motyla, zauważyłeś, jak po-tem wiatr zmienił kierunek? A mieszkając nad morzem, czy widziałeś kie-dyś, jak olbrzymia ryba zatacza krąg i robi jeden z tych ogromnych wirów,które wciągają gwiazdy do wody?285- Znałem pewną staruszkę, która mówiła, że widziała, jak dzieci zmie-niają się w foki - powiedział Duncan.Jego towarzysz przyjął tę wiadomość twierdzącym skinieniem głowy.Wydawało się, że minęły godziny, zanim Duncan doszedł do rejsu naAnnie Rose i jej więzniów, długo po tym jak spożył pachnący wywar ugoto-wany przez Indianina i pozwolił, by stary pomógł mu ułożyć się na mchupod głazem, który wchłaniał ciepło z ogniska.Czy wielkie lewiatany podążały za ich statkiem, spytał Indianin, a potym jak wychłostano na morzu człowieka, czy następnej nocy Duncan wi-dział, jak jarzy się woda wokół statku, bo Conawago był świadkiem takiegozjawiska.Na północy przetoczył się grom, a błyskawica na horyzoncie odbi-ła się od chmur na niebie.Gdy Szkot doszedł do tajemniczych zgonów na pokładzie, Conawago za-czął go wypytywać o szczegóły, których Duncan dotychczas nie brał poduwagę, jakby Indianin w zupełnie inny sposób podchodził do śmierci tychludzi.Kiedy mówili o Everingu, Conawago pobieżnie wysłuchał relacji ookolicznościach jego śmierci, natomiast chciał wiedzieć, czy w oczach mar-twego profesora były kolorowe plamki, czy śpiewał w ostatni dzień swegożycia i jak zachowywał się w nocy na pokładzie, gdy świeciły gwiazdy.Byłbardzo zainteresowany, gdy Duncan powiedział mu, że Evering przepowie-dział pojawienie się komety.- Umarł, pomagając kobiecie zwanej Sarah Ramsey - podsunął Dun-can, opowiedziawszy, jak najważniejsza pasażerka na statku próbowałapopełnić samobójstwo - i pielęgnując swoją miłość do zmarłej żony.Sam nie rozumiał, dlaczego tak swobodnie mówi o tych sprawach ob-cemu człowiekowi.- Dobra śmierć - pochwalił Conawago, powoli kiwając głową.Duncan zamilkł na chwilę, uświadamiając sobie, że nigdy nie przyszłomu to do głowy.- Zatem tamtego dnia ta kobieta i ty zostaliście wezwani przez te sameduchy - podsumował Conawago, jakby Duncan skoczył do oceanu, żebypogawędzić z jakąś boską istotą.- Po prostu skoczyłem do wody, żeby uratować Sarah - odparł.Stary Nipmuk posłał mu wyrozumiały uśmiech.- Czy pamiętasz cokolwiek z tego, co wydarzyło się w wodzie?- Nie - przyznał Duncan.286Conawago skinął głową, wciąż z uśmiechem, jakby dowiódł swej racji.Duncan mówił dalej, o przybyciu do Nowego Jorku i przeprawie przezHudson, o uwolnionej przez Sarah kaczce, o gospodzie Pod Jelenim Abem iżyciu w Edentown.Uświadomił sobie, że pada deszcz, chociaż nie zauważył,kiedy zaczęło kropić.Po jednej z chwil ciszy, przerywających ich rozmowę, Conawago spoj-rzał na Duncana, przechylił głowę i zapytał zupełnie rozsądnie:- Powiedz mi, Duncanie McCallum, ilu zostało z twojego plemienia?Nie wiedzieć czemu wydawało się to najmądrzejszym i najtrudniejszympytaniem, jakie Indianin mógł zadać.Duncan odpowiedział dopiero pochwili, ze ściśniętym sercem.- Moje plemię, tak jak twoje, niemal wyginęło.Jest tylko jeden czło-wiek, w którego żyłach płynie ta sama krew.Conawago nie wyglądał na zdziwionego i łagodnie pytał dalej, o kolorbłyskawic w Szkocji i księgi w bibliotece Ramseya.W końcu staremu Indianinowi chyba zabrakło pytań i zapatrzył się wżar dogasającego ogniska.- Czy ja też mogę zadać ci kilka pytań? - spytał Duncan, z szacunkiemzdejmując wampum z ręki.Conawago spojrzał na niego czujnie, ale nie sprzeciwiał się, gdy Duncanpołożył pas na jego przegubie.Młodzieniec wziął patyk i narysował na zie-mi przysadziste skrzydlate stworzenie o owalnym i płaskim ogonie.Niezapomniał o znakach, które Adam wyrył w drewnie masztu.Conawago spojrzał na rysunek, a potem starł go powolnym, ostrożnymruchem.- Nie mówimy ludzkimi słowami o świętych totemach.To sprawa mię-dzy człowiekiem a jego totemem, opiekuńczym duchem.- Dlaczego ma skrzydła?- To pozdrowienie od kogoś, kto sam ma się stać duchem.Conawago rzucił na węgle drugi liść tytoniu i machnięciem dłoni skie-rował dym na Duncana, jakby ten potrzebował szczególnej boskiej uwagi.- Czy znasz człowieka zwanego Hawkinsem? - spytał nagle Duncan.Conawago znów przyjrzał się jego ranie, odymiając ją, zanim odpowie-dział.- W puszczy na północ stąd znam wielu takich jak on.Niekoniecznienazywam ich ludzmi.Prędzej wilkami na dwóch nogach.287- Okewa - spróbował Duncan.- Co oznacza to słowo?Stary Indianin zapatrzył się w żar ogniska, zanim odpowiedział.- To taniec - odparł nagle ochrypłym głosem.- Rytuał.Zaczyna się ozmroku i trwa do rana.Kobiety śpiewają przez całą noc.- Jaki rytuał?- To taniec umarłych, wykonywany przez rodzinę rok po śmierci zmar-łego.Pozwala duszy w końcu przejść na tamten świat.- Conawago zmierzyłDuncana badawczym spojrzeniem.- Gdzie słyszałeś to słowo?- Było zapisane na tajnej mapie w domu lorda Ramseya.Twarz Conawago stężała jak pośmiertna maska.Stary Indianin znówspojrzał w ogień i położył nowy liść tytoniu na płaskim kamieniu.Duncanpatrzył, jak jego towarzysz w milczeniu zaparza mu następny kubek herba-ty, a potem kładzie dłoń na jego zranionej głowie i szeptem odmawia mo-dlitwę.Duncan wyciągnął się na posłaniu, nie mogąc pojąć ani reakcji sta-rego Indianina na większość tego, co mu powiedział, ani niespodziewanegospokoju, jaki poczuł podczas tej rozmowy.Rano zbudził się powoli, oszołomiony, z niejasnym wspomnieniemdziwnego snu o pływaniu z fokami.Chciał przetrzeć oczy, ale nie czuł rąk.Kilkakrotnie potrząsnął głową, ale wciąż miał kłopoty z orientacją.Ostatnikubek naparu Conawago nie tylko go uspokoił.Leżał w strumieniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Bardzo zainteresowało go to, żeszkockie krowy przypominają niedzwiedzie i swobodnie chodzą po górach,niczym strażnicy starych klanów.- Co robią te stworzenia, gdy spadnie pierwszy śnieg? dociekał Co-nawago, gotując w miedzianym garnczku zupę z korzeni i pączków liści.Zdawał się powątpiewać, czy takie zwierzęta można nazywać bydłem, ipytał, czy Duncan przyłapał kiedyś któreś z nich na podsłuchiwaniu podoknem lub drzwiami, jak to robią amerykańskie niedzwiedzie.- Czy kiedy jako chłopiec złapałeś w dłoń motyla, zauważyłeś, jak po-tem wiatr zmienił kierunek? A mieszkając nad morzem, czy widziałeś kie-dyś, jak olbrzymia ryba zatacza krąg i robi jeden z tych ogromnych wirów,które wciągają gwiazdy do wody?285- Znałem pewną staruszkę, która mówiła, że widziała, jak dzieci zmie-niają się w foki - powiedział Duncan.Jego towarzysz przyjął tę wiadomość twierdzącym skinieniem głowy.Wydawało się, że minęły godziny, zanim Duncan doszedł do rejsu naAnnie Rose i jej więzniów, długo po tym jak spożył pachnący wywar ugoto-wany przez Indianina i pozwolił, by stary pomógł mu ułożyć się na mchupod głazem, który wchłaniał ciepło z ogniska.Czy wielkie lewiatany podążały za ich statkiem, spytał Indianin, a potym jak wychłostano na morzu człowieka, czy następnej nocy Duncan wi-dział, jak jarzy się woda wokół statku, bo Conawago był świadkiem takiegozjawiska.Na północy przetoczył się grom, a błyskawica na horyzoncie odbi-ła się od chmur na niebie.Gdy Szkot doszedł do tajemniczych zgonów na pokładzie, Conawago za-czął go wypytywać o szczegóły, których Duncan dotychczas nie brał poduwagę, jakby Indianin w zupełnie inny sposób podchodził do śmierci tychludzi.Kiedy mówili o Everingu, Conawago pobieżnie wysłuchał relacji ookolicznościach jego śmierci, natomiast chciał wiedzieć, czy w oczach mar-twego profesora były kolorowe plamki, czy śpiewał w ostatni dzień swegożycia i jak zachowywał się w nocy na pokładzie, gdy świeciły gwiazdy.Byłbardzo zainteresowany, gdy Duncan powiedział mu, że Evering przepowie-dział pojawienie się komety.- Umarł, pomagając kobiecie zwanej Sarah Ramsey - podsunął Dun-can, opowiedziawszy, jak najważniejsza pasażerka na statku próbowałapopełnić samobójstwo - i pielęgnując swoją miłość do zmarłej żony.Sam nie rozumiał, dlaczego tak swobodnie mówi o tych sprawach ob-cemu człowiekowi.- Dobra śmierć - pochwalił Conawago, powoli kiwając głową.Duncan zamilkł na chwilę, uświadamiając sobie, że nigdy nie przyszłomu to do głowy.- Zatem tamtego dnia ta kobieta i ty zostaliście wezwani przez te sameduchy - podsumował Conawago, jakby Duncan skoczył do oceanu, żebypogawędzić z jakąś boską istotą.- Po prostu skoczyłem do wody, żeby uratować Sarah - odparł.Stary Nipmuk posłał mu wyrozumiały uśmiech.- Czy pamiętasz cokolwiek z tego, co wydarzyło się w wodzie?- Nie - przyznał Duncan.286Conawago skinął głową, wciąż z uśmiechem, jakby dowiódł swej racji.Duncan mówił dalej, o przybyciu do Nowego Jorku i przeprawie przezHudson, o uwolnionej przez Sarah kaczce, o gospodzie Pod Jelenim Abem iżyciu w Edentown.Uświadomił sobie, że pada deszcz, chociaż nie zauważył,kiedy zaczęło kropić.Po jednej z chwil ciszy, przerywających ich rozmowę, Conawago spoj-rzał na Duncana, przechylił głowę i zapytał zupełnie rozsądnie:- Powiedz mi, Duncanie McCallum, ilu zostało z twojego plemienia?Nie wiedzieć czemu wydawało się to najmądrzejszym i najtrudniejszympytaniem, jakie Indianin mógł zadać.Duncan odpowiedział dopiero pochwili, ze ściśniętym sercem.- Moje plemię, tak jak twoje, niemal wyginęło.Jest tylko jeden czło-wiek, w którego żyłach płynie ta sama krew.Conawago nie wyglądał na zdziwionego i łagodnie pytał dalej, o kolorbłyskawic w Szkocji i księgi w bibliotece Ramseya.W końcu staremu Indianinowi chyba zabrakło pytań i zapatrzył się wżar dogasającego ogniska.- Czy ja też mogę zadać ci kilka pytań? - spytał Duncan, z szacunkiemzdejmując wampum z ręki.Conawago spojrzał na niego czujnie, ale nie sprzeciwiał się, gdy Duncanpołożył pas na jego przegubie.Młodzieniec wziął patyk i narysował na zie-mi przysadziste skrzydlate stworzenie o owalnym i płaskim ogonie.Niezapomniał o znakach, które Adam wyrył w drewnie masztu.Conawago spojrzał na rysunek, a potem starł go powolnym, ostrożnymruchem.- Nie mówimy ludzkimi słowami o świętych totemach.To sprawa mię-dzy człowiekiem a jego totemem, opiekuńczym duchem.- Dlaczego ma skrzydła?- To pozdrowienie od kogoś, kto sam ma się stać duchem.Conawago rzucił na węgle drugi liść tytoniu i machnięciem dłoni skie-rował dym na Duncana, jakby ten potrzebował szczególnej boskiej uwagi.- Czy znasz człowieka zwanego Hawkinsem? - spytał nagle Duncan.Conawago znów przyjrzał się jego ranie, odymiając ją, zanim odpowie-dział.- W puszczy na północ stąd znam wielu takich jak on.Niekoniecznienazywam ich ludzmi.Prędzej wilkami na dwóch nogach.287- Okewa - spróbował Duncan.- Co oznacza to słowo?Stary Indianin zapatrzył się w żar ogniska, zanim odpowiedział.- To taniec - odparł nagle ochrypłym głosem.- Rytuał.Zaczyna się ozmroku i trwa do rana.Kobiety śpiewają przez całą noc.- Jaki rytuał?- To taniec umarłych, wykonywany przez rodzinę rok po śmierci zmar-łego.Pozwala duszy w końcu przejść na tamten świat.- Conawago zmierzyłDuncana badawczym spojrzeniem.- Gdzie słyszałeś to słowo?- Było zapisane na tajnej mapie w domu lorda Ramseya.Twarz Conawago stężała jak pośmiertna maska.Stary Indianin znówspojrzał w ogień i położył nowy liść tytoniu na płaskim kamieniu.Duncanpatrzył, jak jego towarzysz w milczeniu zaparza mu następny kubek herba-ty, a potem kładzie dłoń na jego zranionej głowie i szeptem odmawia mo-dlitwę.Duncan wyciągnął się na posłaniu, nie mogąc pojąć ani reakcji sta-rego Indianina na większość tego, co mu powiedział, ani niespodziewanegospokoju, jaki poczuł podczas tej rozmowy.Rano zbudził się powoli, oszołomiony, z niejasnym wspomnieniemdziwnego snu o pływaniu z fokami.Chciał przetrzeć oczy, ale nie czuł rąk.Kilkakrotnie potrząsnął głową, ale wciąż miał kłopoty z orientacją.Ostatnikubek naparu Conawago nie tylko go uspokoił.Leżał w strumieniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]