[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdawał sobie oczywiście sprawę, \e ojciecdogasa, nawet wspomniał o tym ze spokojem Levquistowi, ale rzeczywistość okazała sięzupełnie inna od mających ją oswoić wybiegów tchórzliwej wyobrazni.Domyślał się.czegonie chciał do siebie dopuścić: nieodwracalności tego wydarzenia.Miłość, ta dawna, tkliwa,bezgraniczna i wszechpotę\na, o której ju\ zapomniał, której mo\e nigdy nie znał, zbiegła siędo niego momentalnie ze wszystkich rozproszonych cząstek jego duszy, złamana cierpieniem,spłakana, wyjąca z bólu po tej nagłej stracie.Więc ju\ nigdy nie porozmawia z ojcem, niezobaczy jego uśmiechniętej, serdecznej twarzy, nie będzie cieszył się jego szczęściem, pławiłw cieple jego bezwarunkowej, ojcowskiej miłości.Chwyciły go wyrzuty sumienia, niedlatego, aby był złym synem (wcale tak nie uwa\ał), ale dlatego, \e teraz nie był ju\ niczyimsynem, a tyle jeszcze między nimi zostało do powiedzenia.Miejsce, w którym był kimśjedynym, wyjątkowym i niepowtarzalnym, bezpowrotnie zniknęło z tego świata.Och, mójojcze, ojcze, mój kochany ojcze !Usłyszawszy kroki na schodach, wstał szybko i otarł twarz, choć nie spływały po niej łzy, poczym zwrócił ku drzwiom spokojne spojrzenie.Wszedł Jenkin.Gerard zdecydował w jednej chwili, \e nie powie mu o śmierci ojca.Powie pózniej, kiedybędą we dwóch wracali samochodem do Londynu.Wolał w ogóle nie zaczynać, wszak mogłomu za chwilę przeszkodzić wejście któregoś z pozostałych przyjaciół.Lepiej ju\ zmilczeć.Jenkin to zrozumie.Riderhood, który nauczył się czytać w myślach Gerarda, domyślał się, \e przyjaciel przejrzał ipotępia jego podniecenie, Wr?cz radość, wywołane małą, dramatyczną scenką, jakiej bylimedawno świadkami.Przeczuwał równie\, \e Gerard ocenia nader krytycznie jego zachwytnad rozwirowaną w tańcu szkocką spódniczką Crimonda.Martwiła go ponadto gaucherie,jaką wy-azał w tańcu z Rose, \ałował, \e nie jest lepszym tancerzem Ze tak obcesowo zbył jejpytanie.Prawdę mówiąc, nie zdawałsobie nawet sprawy, jak bardzo jest zawiany.Kiedy Rose, wymawiając się zmęczeniem,odmówiła mu następnego tańca, od-;j szedł spiesznie balowe szranki w poszukiwaniuDuncana.ale go nie znalazł.Przez jakiś czas ścigał ubraną na biało postać, którą wziął zaTamar, zniknęła mu jednak z oczu, zanim ją dogonił.Tymczasem Tamar przestała tańczyć zDuncanem i została przezeń odprawiona z niejasnym poleceniem: A teraz zmykaj i baw siędobrze".I ona zresztą nie czuła najmniejszej ochoty ani nakazu płynącego z obowiązku, bymu nadal towarzyszyć, był najwyrazniej kompletnie pijany i bądz to nie chciał, by dłu\ej gow tym stanie oglądała, bądz te\ całkiem zapomniał, \e została sama, bez partnera.Zaczęłasnuć się bez celu po miejscach otwartych, na widoku", w nadziei, \e dostrze\e ją ktoś zeznajomych.Całkiem natomiast porzuciła nadzieję na odnalezienie kaszmirowego szala.Pewnie ktoś go ukradł.Gerard, który z łatwością czytał w myślach Jenkina, dojrzał chmurkę, zaciemniającą sumienieprzyjaciela, i pośpieszył ją rozwiać.- Słuchaj, mo\e odkopałbyś tę flaszeczkę, którą gdzieś tu podobno zachomikowałeś? Mamju\ po dziurki w nosie tych bąbelków.Przeszli do utrzymanej w nieskazitelnym porządku sypialni Levquista, niewiele się ró\niącejod studenckiej, gdzie stało tylko wąskie, \elazne łó\ko oraz umywalka z miednicą, dzbankiemna wodę i mydelniczką.Jenkin zaczął szperać w pościeli i wnet wydobył butelkę whisky.Nastoliku obok łó\ka stała karafka z wodą, nader przydatne znalezisko, bo w mieszkanku niebyło oczywiście łazienki ani bie\ącej wody.- Ju\ dnieje, mo\e odsłonić zasłony?- Niestety, nie da się ukryć - skrzywił się Hernshaw.- Co za ohydny widok!Rozsunął zasłony i do pokoju wlała się zimna słoneczna jasność.- Duncana nigdzie nie mogłem znalezć.Mo\e jest w parku.Chmara ludzi się tam szwenda.- Nie powinni się tam zapuszczać.- Co poradzisz?Na schodach rozległy się cię\kie, niepewne kroki.- To na pewno on! - zawołał Jenkin i otworzył drzwi.Duncan wtoczył się do pokoju, podszedł prosto do fotela i zwalił się nań z trzaskiem.Przezchwilę patrzył tępo w sufit, potem przesunął dłonią po oczach, podobnie jak nieco wcześniejGerard, zmarszczył czoło, otrząsnął się jak zmokły pies i wyprostował z wysiłkiem.- Bo\e.jesteś cały mokry! - wykrzyknął ze zgrozą Jenkin.Istotnie tak było [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Zdawał sobie oczywiście sprawę, \e ojciecdogasa, nawet wspomniał o tym ze spokojem Levquistowi, ale rzeczywistość okazała sięzupełnie inna od mających ją oswoić wybiegów tchórzliwej wyobrazni.Domyślał się.czegonie chciał do siebie dopuścić: nieodwracalności tego wydarzenia.Miłość, ta dawna, tkliwa,bezgraniczna i wszechpotę\na, o której ju\ zapomniał, której mo\e nigdy nie znał, zbiegła siędo niego momentalnie ze wszystkich rozproszonych cząstek jego duszy, złamana cierpieniem,spłakana, wyjąca z bólu po tej nagłej stracie.Więc ju\ nigdy nie porozmawia z ojcem, niezobaczy jego uśmiechniętej, serdecznej twarzy, nie będzie cieszył się jego szczęściem, pławiłw cieple jego bezwarunkowej, ojcowskiej miłości.Chwyciły go wyrzuty sumienia, niedlatego, aby był złym synem (wcale tak nie uwa\ał), ale dlatego, \e teraz nie był ju\ niczyimsynem, a tyle jeszcze między nimi zostało do powiedzenia.Miejsce, w którym był kimśjedynym, wyjątkowym i niepowtarzalnym, bezpowrotnie zniknęło z tego świata.Och, mójojcze, ojcze, mój kochany ojcze !Usłyszawszy kroki na schodach, wstał szybko i otarł twarz, choć nie spływały po niej łzy, poczym zwrócił ku drzwiom spokojne spojrzenie.Wszedł Jenkin.Gerard zdecydował w jednej chwili, \e nie powie mu o śmierci ojca.Powie pózniej, kiedybędą we dwóch wracali samochodem do Londynu.Wolał w ogóle nie zaczynać, wszak mogłomu za chwilę przeszkodzić wejście któregoś z pozostałych przyjaciół.Lepiej ju\ zmilczeć.Jenkin to zrozumie.Riderhood, który nauczył się czytać w myślach Gerarda, domyślał się, \e przyjaciel przejrzał ipotępia jego podniecenie, Wr?cz radość, wywołane małą, dramatyczną scenką, jakiej bylimedawno świadkami.Przeczuwał równie\, \e Gerard ocenia nader krytycznie jego zachwytnad rozwirowaną w tańcu szkocką spódniczką Crimonda.Martwiła go ponadto gaucherie,jaką wy-azał w tańcu z Rose, \ałował, \e nie jest lepszym tancerzem Ze tak obcesowo zbył jejpytanie.Prawdę mówiąc, nie zdawałsobie nawet sprawy, jak bardzo jest zawiany.Kiedy Rose, wymawiając się zmęczeniem,odmówiła mu następnego tańca, od-;j szedł spiesznie balowe szranki w poszukiwaniuDuncana.ale go nie znalazł.Przez jakiś czas ścigał ubraną na biało postać, którą wziął zaTamar, zniknęła mu jednak z oczu, zanim ją dogonił.Tymczasem Tamar przestała tańczyć zDuncanem i została przezeń odprawiona z niejasnym poleceniem: A teraz zmykaj i baw siędobrze".I ona zresztą nie czuła najmniejszej ochoty ani nakazu płynącego z obowiązku, bymu nadal towarzyszyć, był najwyrazniej kompletnie pijany i bądz to nie chciał, by dłu\ej gow tym stanie oglądała, bądz te\ całkiem zapomniał, \e została sama, bez partnera.Zaczęłasnuć się bez celu po miejscach otwartych, na widoku", w nadziei, \e dostrze\e ją ktoś zeznajomych.Całkiem natomiast porzuciła nadzieję na odnalezienie kaszmirowego szala.Pewnie ktoś go ukradł.Gerard, który z łatwością czytał w myślach Jenkina, dojrzał chmurkę, zaciemniającą sumienieprzyjaciela, i pośpieszył ją rozwiać.- Słuchaj, mo\e odkopałbyś tę flaszeczkę, którą gdzieś tu podobno zachomikowałeś? Mamju\ po dziurki w nosie tych bąbelków.Przeszli do utrzymanej w nieskazitelnym porządku sypialni Levquista, niewiele się ró\niącejod studenckiej, gdzie stało tylko wąskie, \elazne łó\ko oraz umywalka z miednicą, dzbankiemna wodę i mydelniczką.Jenkin zaczął szperać w pościeli i wnet wydobył butelkę whisky.Nastoliku obok łó\ka stała karafka z wodą, nader przydatne znalezisko, bo w mieszkanku niebyło oczywiście łazienki ani bie\ącej wody.- Ju\ dnieje, mo\e odsłonić zasłony?- Niestety, nie da się ukryć - skrzywił się Hernshaw.- Co za ohydny widok!Rozsunął zasłony i do pokoju wlała się zimna słoneczna jasność.- Duncana nigdzie nie mogłem znalezć.Mo\e jest w parku.Chmara ludzi się tam szwenda.- Nie powinni się tam zapuszczać.- Co poradzisz?Na schodach rozległy się cię\kie, niepewne kroki.- To na pewno on! - zawołał Jenkin i otworzył drzwi.Duncan wtoczył się do pokoju, podszedł prosto do fotela i zwalił się nań z trzaskiem.Przezchwilę patrzył tępo w sufit, potem przesunął dłonią po oczach, podobnie jak nieco wcześniejGerard, zmarszczył czoło, otrząsnął się jak zmokły pies i wyprostował z wysiłkiem.- Bo\e.jesteś cały mokry! - wykrzyknął ze zgrozą Jenkin.Istotnie tak było [ Pobierz całość w formacie PDF ]