[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przesunął Gabriellę na siedzenie obok siebie, a sam się odsunął, także dzielił ich mniej więcej metr.I okazało się, że w samą porę: parę sekund pózniej lokaj otworzyłdrzwiczki karety.Chwała Bogu!Zerknęła w stronę Tony'ego.- Jak wyglądam? - spytała tak cicho, że tylko on ją mógł usłyszeć.-Przyzwoicie?Obrzucił ją szybkim spojrzeniem: powieki miał ciężkie od tłumionegopożądania.- Wyglądasz przepięknie, Gabriello - wyszeptał.- Nic się nie bój.Tylko my dwoje.będziemy o tym wiedzieć.Uspokoiła się, i tak bardzo chciała, żeby ją znów pocałował.Już byłapewna, że nigdy nie zapragnie innego mężczyzny - całą swoją namiętnośćodda wyłącznie jemu.Ale wiedziała też, że nie wolno mu jej dotknąć,przynajmniej jeszcze nie teraz - mimo że on także czuł to samo.Miała najwyżej minutę, by się opanować, pozwoliła więc Tony'emuwyjść pierwszemu z powozu i pomóc jej zejść.W drzwiach czekał na niąkamerdyner Martin, a ze środka domu padało ciepłe światło świec.Tonyujął ją za ramię i podprowadził do wejścia.- Panna St.George jest zmęczona - powiedział lokajowi, kiedywchodzili do foyer.- Proszę, żeby pokojówka się nią zajęła.- W tej chwili, wasza książęca mość.- Więc dobrze - rzekł Tony, kiedy lokaj się oddalił.- Wydaje się, żejesteś już bezpieczna, zatem życzę ci dobrej nocy.Skinęła główką.- Zobaczymy się jutro na przyjęciu w ogrodzie?182RSZawahał się, jakby znów zastanawiał nad ich planowaną wyprawą.Pochwili jednak twarz rozjaśniła mu się uśmiechem.- Nie przepuściłbym takiej okazji za żadne skarby świata.%7łyczę cisłodkich snów, kochanie.- Ujął jej rękę i we wnętrzu dłoni złożył długipocałunek.- Dobranoc - wyszeptała, kiedy odchodził; zacisnęła palce, jakbychciała zachować w dłoni jego dotknięcie.Tak, pomyślała, będę dziś mieć piękne sny - ale wszystkie będą o tobie- i o wiele za namiętne, żeby były słodkie.183RS11Mimo kilku prób podejmowanych bez większego przekonania wostatnich dwu tygodniach Tony doszedł do wniosku, że nie jest w stanietrzymać się z dala od Gabrielli.Mówił sobie, że po prostu nią się opiekuje.Któż lepiej od niego za-pobiegnie ryzykownym sytuacjom, które może prowokować nadmierniegorliwy zalotnik? Kto skuteczniej zapewni jej bezpieczeństwo?Niemniej, w miarę jak mijały dni, dobrze wiedział, kim jest naprawdę:uwodzicielem, stale szukającym okazji, żeby mieć Gabriellę dla siebie.Wciągał ją do ciemnej alkowy lub do pustych pokoi, gdzie niewidziani przeznikogo mogli całować się i obdarzać rozkoszą zakazanych pieszczot.Stalejednak zachowywał nad sobą kontrolę: nigdy nie pozwolił, by ich zbliżeniaprzekroczyły granicę, która zagrażałaby jej dziewictwu.Ale nawet przytakich ograniczeniach ostatnio dał jej parę lekcji miłości, a Gabriella okazałasię bardzo zdolną i pełną entuzjazmu uczennicą.Tymczasem do Londynu dotarła wieść o zakończeniu wojny.Ostatniabitwa Napoleona odbyła się w połowie czerwca na błotnistych polachWaterloo, gdzie książę Wellington i jego żołnierze zadali Francuzomostateczny, druzgocący cios.Tego dnia Londyn szalał z radości.Kiedy Gabriella usłyszała, że w ramach obchodów zwycięstwa mająodbyć się pokazy fajerwerków, błagała Tony'ego, żeby ją tam zabrał.- Och, musimy koniecznie, ale to koniecznie je zobaczyć! - upierała sięparę dni temu podczas kolacji na jakimś raucie.- Nie ma nic wspanialszegood pokazów ogni sztucznych.Ten deszcz kolorów na nocnym niebie.184RS- I te masy niedomytych ludzi, stłoczonych na małej przestrzeni,podchmielonych i gotowych do wszczynania awantur - protestował,marszcząc brwi.- Proszę unikać czarnowidztwa, wasza książęca mość! - żartowała.-Naprawdę, nikt nie lubi ponuraków.- A zdawało mi się, że ostatnio jednak mnie lubisz.- Z przyjemnościąobserwował, jak Gabriella się rumieni: nic dziwnego - pod stołem dotykałłydką jej nogi.Mimo że protestował przeciw tej wyprawie, nie potrafił odmówićGabrielli.Przybyli na miejsce dobrą godzinę przed rozpoczęciem pokazu iwmieszali się w hałaśliwy, rozbawiony tłum zgromadzony w Green Park.Przyszli też Rafe z Julianną, Ethan z Lily i jeszcze paru innych członkówrodziny.Przybył również Hannibal - imponujący wzrostem i siłą sługa oponurym spojrzeniu i z wielką łysą głową pirata.Sam wygląd atletywystarczał, by nikt nie poważył się zagrozić jego podopiecznym.Zapadała noc.Czekano na ognie sztuczne.Tony, stojąc przy Gabrielliz tyłu grupy widzów, korzystał z ciemności, tuląc leżącą na jego ramieniudłoń dziewczyny.Przysunął się bliżej, tak że ich biodra się dotykały.Zerknęła na niego z uśmiechem, po czym zwróciła spojrzenie, a zapewne iuwagę, w stronę swobodnie gawędzących: Rafe'a, Julianny, Ethana i innych.Starał się skoncentrować, co jednak nie przychodziło łatwo, bomiodowy zapach jej skóry drażnił mu nozdrza.Gdyby miał więcej rozsądku,starałby się, żeby odległość między nimi była większa, a nie mniejsza, aleod owej nocy w karecie nie potrafił opanować pragnienia bycia przy niej jaknajbliżej.Stała się dla niego narkotykiem: z każdym spotkaniem czuł corazsilniejsze pożądanie.185RSRozbłysły pierwsze fajerwerki, co odciągnęło jego uwagę na tyle, żespojrzał w niebo.Gabriella wydawała ekstatyczne ochy" i achy", podobniezresztą jak cały tłum, zachwycona każdym nowym cudem pirotechnicznym,rozświetlającym nocne niebo.Uśmiechał się rozbawiony jej reakcją, sam owiele bardziej zainteresowany Gabriellą niż pokazem sztucznych ogni.W pewnej chwili ich oczy spotkały się, a jej wargi rozchyliły - tymrazem na pewno nie z powodu wspaniałości na niebie.Czuł każdą komórkęciała, jak wzbiera w nim pożądanie.Pragnął jej.Wziął Gabriellę za rękę ipociągnął powoli do tyłu, aż wreszcie oboje zniknęli w rozjaśnianych cochwila błyskami ogni ciemnościach.Książę bywał już nieraz na takich pokazach i wiedział, że musząpotrwać jeszcze co najmniej kilka minut; mieli czas, by zaspokoić choćtrochę swoje namiętności, a pózniej dyskretnie wrócić do towarzystwa.Gdyby ktokolwiek nawet coś zauważył, Tony powie po prostu, że chciał, byobejrzała fajerwerki z innego miejsca.Podprowadził ją do oddalonego o parę metrów wielkiego drzewa.Tamchwycił Gabriellę w objęcia i zamknął jej usta pocałunkiem, zanim zdołałapowiedzieć słowo.Opierając o pień drzewa, chłonął ją w siebie z namiętnąpasją.Gabriella cicho jęczała, wsunąwszy palce w jego czuprynę, ioddawała palące żarem pocałunki.Pieścił ją, tulił w dłoniach jej piersi, dotykając tak, że aż zesztywniały.Słyszał w uszach huk, ale nie wiedział, czy to eksplozje sztucznych ogni,czy wrząca w nim krew.Przysunął się jeszcze bliżej, by poczuła jegopobudzoną męskość.Zadrżał, kiedy otarła się o niego i wygięła jak kociakzłakniony pieszczoty.Wodził rękami po jej ciele, gorącym pod suknią, całował jej policzki iskronie, po czym zanurzył usta w miękkim łuku jej szyi.Jęczała, odwracając186RSgłowę to w jedną, to w drugą stronę, on zaś obsypywał pocałunkami jejszyję, kark i plecy.Nowej serii wybuchów towarzyszyły radosne okrzyki tłumu.Wyvern głęboko odetchnął, starając się oderwać od niej, co nieprzyszło łatwo.- Dosyć tego! - zganił jakby sam siebie.- Musimy wracać, inaczejzauważą, że nas nie ma.- Naprawdę musimy? - Westchnęła z żalem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Przesunął Gabriellę na siedzenie obok siebie, a sam się odsunął, także dzielił ich mniej więcej metr.I okazało się, że w samą porę: parę sekund pózniej lokaj otworzyłdrzwiczki karety.Chwała Bogu!Zerknęła w stronę Tony'ego.- Jak wyglądam? - spytała tak cicho, że tylko on ją mógł usłyszeć.-Przyzwoicie?Obrzucił ją szybkim spojrzeniem: powieki miał ciężkie od tłumionegopożądania.- Wyglądasz przepięknie, Gabriello - wyszeptał.- Nic się nie bój.Tylko my dwoje.będziemy o tym wiedzieć.Uspokoiła się, i tak bardzo chciała, żeby ją znów pocałował.Już byłapewna, że nigdy nie zapragnie innego mężczyzny - całą swoją namiętnośćodda wyłącznie jemu.Ale wiedziała też, że nie wolno mu jej dotknąć,przynajmniej jeszcze nie teraz - mimo że on także czuł to samo.Miała najwyżej minutę, by się opanować, pozwoliła więc Tony'emuwyjść pierwszemu z powozu i pomóc jej zejść.W drzwiach czekał na niąkamerdyner Martin, a ze środka domu padało ciepłe światło świec.Tonyujął ją za ramię i podprowadził do wejścia.- Panna St.George jest zmęczona - powiedział lokajowi, kiedywchodzili do foyer.- Proszę, żeby pokojówka się nią zajęła.- W tej chwili, wasza książęca mość.- Więc dobrze - rzekł Tony, kiedy lokaj się oddalił.- Wydaje się, żejesteś już bezpieczna, zatem życzę ci dobrej nocy.Skinęła główką.- Zobaczymy się jutro na przyjęciu w ogrodzie?182RSZawahał się, jakby znów zastanawiał nad ich planowaną wyprawą.Pochwili jednak twarz rozjaśniła mu się uśmiechem.- Nie przepuściłbym takiej okazji za żadne skarby świata.%7łyczę cisłodkich snów, kochanie.- Ujął jej rękę i we wnętrzu dłoni złożył długipocałunek.- Dobranoc - wyszeptała, kiedy odchodził; zacisnęła palce, jakbychciała zachować w dłoni jego dotknięcie.Tak, pomyślała, będę dziś mieć piękne sny - ale wszystkie będą o tobie- i o wiele za namiętne, żeby były słodkie.183RS11Mimo kilku prób podejmowanych bez większego przekonania wostatnich dwu tygodniach Tony doszedł do wniosku, że nie jest w stanietrzymać się z dala od Gabrielli.Mówił sobie, że po prostu nią się opiekuje.Któż lepiej od niego za-pobiegnie ryzykownym sytuacjom, które może prowokować nadmierniegorliwy zalotnik? Kto skuteczniej zapewni jej bezpieczeństwo?Niemniej, w miarę jak mijały dni, dobrze wiedział, kim jest naprawdę:uwodzicielem, stale szukającym okazji, żeby mieć Gabriellę dla siebie.Wciągał ją do ciemnej alkowy lub do pustych pokoi, gdzie niewidziani przeznikogo mogli całować się i obdarzać rozkoszą zakazanych pieszczot.Stalejednak zachowywał nad sobą kontrolę: nigdy nie pozwolił, by ich zbliżeniaprzekroczyły granicę, która zagrażałaby jej dziewictwu.Ale nawet przytakich ograniczeniach ostatnio dał jej parę lekcji miłości, a Gabriella okazałasię bardzo zdolną i pełną entuzjazmu uczennicą.Tymczasem do Londynu dotarła wieść o zakończeniu wojny.Ostatniabitwa Napoleona odbyła się w połowie czerwca na błotnistych polachWaterloo, gdzie książę Wellington i jego żołnierze zadali Francuzomostateczny, druzgocący cios.Tego dnia Londyn szalał z radości.Kiedy Gabriella usłyszała, że w ramach obchodów zwycięstwa mająodbyć się pokazy fajerwerków, błagała Tony'ego, żeby ją tam zabrał.- Och, musimy koniecznie, ale to koniecznie je zobaczyć! - upierała sięparę dni temu podczas kolacji na jakimś raucie.- Nie ma nic wspanialszegood pokazów ogni sztucznych.Ten deszcz kolorów na nocnym niebie.184RS- I te masy niedomytych ludzi, stłoczonych na małej przestrzeni,podchmielonych i gotowych do wszczynania awantur - protestował,marszcząc brwi.- Proszę unikać czarnowidztwa, wasza książęca mość! - żartowała.-Naprawdę, nikt nie lubi ponuraków.- A zdawało mi się, że ostatnio jednak mnie lubisz.- Z przyjemnościąobserwował, jak Gabriella się rumieni: nic dziwnego - pod stołem dotykałłydką jej nogi.Mimo że protestował przeciw tej wyprawie, nie potrafił odmówićGabrielli.Przybyli na miejsce dobrą godzinę przed rozpoczęciem pokazu iwmieszali się w hałaśliwy, rozbawiony tłum zgromadzony w Green Park.Przyszli też Rafe z Julianną, Ethan z Lily i jeszcze paru innych członkówrodziny.Przybył również Hannibal - imponujący wzrostem i siłą sługa oponurym spojrzeniu i z wielką łysą głową pirata.Sam wygląd atletywystarczał, by nikt nie poważył się zagrozić jego podopiecznym.Zapadała noc.Czekano na ognie sztuczne.Tony, stojąc przy Gabrielliz tyłu grupy widzów, korzystał z ciemności, tuląc leżącą na jego ramieniudłoń dziewczyny.Przysunął się bliżej, tak że ich biodra się dotykały.Zerknęła na niego z uśmiechem, po czym zwróciła spojrzenie, a zapewne iuwagę, w stronę swobodnie gawędzących: Rafe'a, Julianny, Ethana i innych.Starał się skoncentrować, co jednak nie przychodziło łatwo, bomiodowy zapach jej skóry drażnił mu nozdrza.Gdyby miał więcej rozsądku,starałby się, żeby odległość między nimi była większa, a nie mniejsza, aleod owej nocy w karecie nie potrafił opanować pragnienia bycia przy niej jaknajbliżej.Stała się dla niego narkotykiem: z każdym spotkaniem czuł corazsilniejsze pożądanie.185RSRozbłysły pierwsze fajerwerki, co odciągnęło jego uwagę na tyle, żespojrzał w niebo.Gabriella wydawała ekstatyczne ochy" i achy", podobniezresztą jak cały tłum, zachwycona każdym nowym cudem pirotechnicznym,rozświetlającym nocne niebo.Uśmiechał się rozbawiony jej reakcją, sam owiele bardziej zainteresowany Gabriellą niż pokazem sztucznych ogni.W pewnej chwili ich oczy spotkały się, a jej wargi rozchyliły - tymrazem na pewno nie z powodu wspaniałości na niebie.Czuł każdą komórkęciała, jak wzbiera w nim pożądanie.Pragnął jej.Wziął Gabriellę za rękę ipociągnął powoli do tyłu, aż wreszcie oboje zniknęli w rozjaśnianych cochwila błyskami ogni ciemnościach.Książę bywał już nieraz na takich pokazach i wiedział, że musząpotrwać jeszcze co najmniej kilka minut; mieli czas, by zaspokoić choćtrochę swoje namiętności, a pózniej dyskretnie wrócić do towarzystwa.Gdyby ktokolwiek nawet coś zauważył, Tony powie po prostu, że chciał, byobejrzała fajerwerki z innego miejsca.Podprowadził ją do oddalonego o parę metrów wielkiego drzewa.Tamchwycił Gabriellę w objęcia i zamknął jej usta pocałunkiem, zanim zdołałapowiedzieć słowo.Opierając o pień drzewa, chłonął ją w siebie z namiętnąpasją.Gabriella cicho jęczała, wsunąwszy palce w jego czuprynę, ioddawała palące żarem pocałunki.Pieścił ją, tulił w dłoniach jej piersi, dotykając tak, że aż zesztywniały.Słyszał w uszach huk, ale nie wiedział, czy to eksplozje sztucznych ogni,czy wrząca w nim krew.Przysunął się jeszcze bliżej, by poczuła jegopobudzoną męskość.Zadrżał, kiedy otarła się o niego i wygięła jak kociakzłakniony pieszczoty.Wodził rękami po jej ciele, gorącym pod suknią, całował jej policzki iskronie, po czym zanurzył usta w miękkim łuku jej szyi.Jęczała, odwracając186RSgłowę to w jedną, to w drugą stronę, on zaś obsypywał pocałunkami jejszyję, kark i plecy.Nowej serii wybuchów towarzyszyły radosne okrzyki tłumu.Wyvern głęboko odetchnął, starając się oderwać od niej, co nieprzyszło łatwo.- Dosyć tego! - zganił jakby sam siebie.- Musimy wracać, inaczejzauważą, że nas nie ma.- Naprawdę musimy? - Westchnęła z żalem [ Pobierz całość w formacie PDF ]