[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To nie byle co, ale Rupert, co by o nim nie mówić,ma krzepę.Jakby nie miał, toby ich nie wpakował w ten cały bajzel.Rupert miał trochę trudności z zapaleniem silnika, bo wcześniejnie prowadził takiego samochodu, ale w końcu się udało, zawrócił napodwórzu i pojechał.Pan Willens się o niego opierał.Rupert włożył muna głowę kapelusz, który leżał na siedzeniu pasażera.Dlaczego pan Willens zdjął przed wizytą kapelusz? Nie tylkoz grzeczności, ale żeby mu nie przeszkadzał, kiedy ją dorwie i zaczniecałować.Jeżeli to można nazwać całowaniem, to napieraniei obściskiwanie jedną ręką, bo druga była zajęta skrzynką, i ssanie jejzaślinionymi starczymi ustami.Ssał i międlił jej wargi i język, i napierałna nią, a róg skrzynki wbijał jej się w tyłek.Była tak zaskoczona, a ontrzymał tak mocno, że nie wiedziała, jak się uwolnić.Napierał, ssał,ślinił się i wbijał się w nią i sprawiał jej ból, wszystko naraz.Byłobleśnym staruchem.Poszła po obrus z pięcioraczkami, który wiatr zwiał na ogrodzenie.Dokładnie sprawdziła, czy nie ma krwi na schodach, na ganku i wkuchni, ale znalazła tylko plamy w pokoju i trochę na swoich butach.Zmyła to, co było na podłodze, wyczyściła też buty, które w tym celuzdjęła, a dopiero kiedy skończyła, zauważyła krew na przodzie bluzki.Jak to się stało? W tej samej chwili, kiedy to zauważyła, usłyszaładzwięk, który sprawił, że skamieniała.Odgłos silnika samochodu,nieznanego jej samochodu, który skręcił z drogi i zajeżdżał przed dom.Wyjrzała przez okno zza firanki i rzeczywiście.Jakiś nowysamochód, ciemnozielony.A ona tu w poplamionej bluzce, bez butów,podłoga w pokoju mokra.Cofnęła się tak, żeby nie było jej widać, alenie wiedziała, gdzie mogłaby się schować.Samochód stanął i otworzyłysię drzwi, ale silnik nadal pracował.Usłyszała trzask zamykanych drzwi,samochód zawrócił i było słychać, jak wyjeżdża z powrotem na drogę.A na ganku rozległy się głosy Lois i Sylvie.Auto należało do narzeczonego ich nauczycielki.Przyjeżdżał ponią do pracy w każdy piątek, a tego dnia był właśnie piątek.I nauczycielka powiedziała: Słuchaj, podrzućmy je do domu, sąnajmniejsze, mają najdalej, a jeszcze zanosi się na deszcz.Rzeczywiście się rozpadało.Zaczęło padać, zanim wrócił Rupert,który szedł pieszo brzegiem rzeki.Powiedziała mu: To dobrze, zatrzetwoje ślady tam, gdzie go spychałeś.A on powiedział, że zdjął do tegobuty, został w samych skarpetkach.A ona na to: No, widzę, że wróciłci rozum.Zamiast próbować sprać plamy z pamiątkowego obrusa i bluzki,postanowiła spalić jedno i drugie w kuchennym piecu.Poszedł od nichstraszny smród, od którego zrobiło jej się niedobrze.Od tego zaczęła sięjej choroba.Od tego i od zapachu farby.Wydawało jej się, że po umyciupodłogi wciąż widać miejsce, gdzie była plama, więc wzięła brązowąfarbę, która została Rupertowi po malowaniu schodów, i pomalowałapodłogę w całym pokoju.Od tego zaczęła wymiotować od tegoschylania się i wdychania farby.Bóle krzyża też się zaczęły właśnie odtego. Potem prawie w ogóle nie wchodziła do salonu.Ale któregoś dniapomyślała, że położy na stole jakiś inny obrus.Dzięki temu pokój będziewyglądał normalniej.Gdyby na stole nie było obrusa, na pewnoszwagierka zaczęłaby węszyć i pytać: Gdzie masz ten obrus, którymama z tatą przywiezli, kiedy pojechali zobaczyć pięcioraczki? Gdybyna stole leżał inny obrus, mogłaby odpowiedzieć: A, miałam ochotę naodmianę.Za to nienakryty stół wyglądałby dziwnie.Wyjęła więc obrus, który matka Ruperta wyszyła w koszekwiatów, i zaniosła do pokoju, ale wciąż czuła tamten zapach.A na stolestała ciemnoczerwona skrzynka z wypisanym na niej nazwiskiem panaWillensa.Stała tam przez cały ten czas.Nie pamiętała nawet, żeby jątam postawiła czy żeby stawiał ją tam Rupert.Całkiem o niejzapomniała.Wzięła tę skrzynkę i schowała, a potem przeniosła do innejkryjówki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.To nie byle co, ale Rupert, co by o nim nie mówić,ma krzepę.Jakby nie miał, toby ich nie wpakował w ten cały bajzel.Rupert miał trochę trudności z zapaleniem silnika, bo wcześniejnie prowadził takiego samochodu, ale w końcu się udało, zawrócił napodwórzu i pojechał.Pan Willens się o niego opierał.Rupert włożył muna głowę kapelusz, który leżał na siedzeniu pasażera.Dlaczego pan Willens zdjął przed wizytą kapelusz? Nie tylkoz grzeczności, ale żeby mu nie przeszkadzał, kiedy ją dorwie i zaczniecałować.Jeżeli to można nazwać całowaniem, to napieraniei obściskiwanie jedną ręką, bo druga była zajęta skrzynką, i ssanie jejzaślinionymi starczymi ustami.Ssał i międlił jej wargi i język, i napierałna nią, a róg skrzynki wbijał jej się w tyłek.Była tak zaskoczona, a ontrzymał tak mocno, że nie wiedziała, jak się uwolnić.Napierał, ssał,ślinił się i wbijał się w nią i sprawiał jej ból, wszystko naraz.Byłobleśnym staruchem.Poszła po obrus z pięcioraczkami, który wiatr zwiał na ogrodzenie.Dokładnie sprawdziła, czy nie ma krwi na schodach, na ganku i wkuchni, ale znalazła tylko plamy w pokoju i trochę na swoich butach.Zmyła to, co było na podłodze, wyczyściła też buty, które w tym celuzdjęła, a dopiero kiedy skończyła, zauważyła krew na przodzie bluzki.Jak to się stało? W tej samej chwili, kiedy to zauważyła, usłyszaładzwięk, który sprawił, że skamieniała.Odgłos silnika samochodu,nieznanego jej samochodu, który skręcił z drogi i zajeżdżał przed dom.Wyjrzała przez okno zza firanki i rzeczywiście.Jakiś nowysamochód, ciemnozielony.A ona tu w poplamionej bluzce, bez butów,podłoga w pokoju mokra.Cofnęła się tak, żeby nie było jej widać, alenie wiedziała, gdzie mogłaby się schować.Samochód stanął i otworzyłysię drzwi, ale silnik nadal pracował.Usłyszała trzask zamykanych drzwi,samochód zawrócił i było słychać, jak wyjeżdża z powrotem na drogę.A na ganku rozległy się głosy Lois i Sylvie.Auto należało do narzeczonego ich nauczycielki.Przyjeżdżał ponią do pracy w każdy piątek, a tego dnia był właśnie piątek.I nauczycielka powiedziała: Słuchaj, podrzućmy je do domu, sąnajmniejsze, mają najdalej, a jeszcze zanosi się na deszcz.Rzeczywiście się rozpadało.Zaczęło padać, zanim wrócił Rupert,który szedł pieszo brzegiem rzeki.Powiedziała mu: To dobrze, zatrzetwoje ślady tam, gdzie go spychałeś.A on powiedział, że zdjął do tegobuty, został w samych skarpetkach.A ona na to: No, widzę, że wróciłci rozum.Zamiast próbować sprać plamy z pamiątkowego obrusa i bluzki,postanowiła spalić jedno i drugie w kuchennym piecu.Poszedł od nichstraszny smród, od którego zrobiło jej się niedobrze.Od tego zaczęła sięjej choroba.Od tego i od zapachu farby.Wydawało jej się, że po umyciupodłogi wciąż widać miejsce, gdzie była plama, więc wzięła brązowąfarbę, która została Rupertowi po malowaniu schodów, i pomalowałapodłogę w całym pokoju.Od tego zaczęła wymiotować od tegoschylania się i wdychania farby.Bóle krzyża też się zaczęły właśnie odtego. Potem prawie w ogóle nie wchodziła do salonu.Ale któregoś dniapomyślała, że położy na stole jakiś inny obrus.Dzięki temu pokój będziewyglądał normalniej.Gdyby na stole nie było obrusa, na pewnoszwagierka zaczęłaby węszyć i pytać: Gdzie masz ten obrus, którymama z tatą przywiezli, kiedy pojechali zobaczyć pięcioraczki? Gdybyna stole leżał inny obrus, mogłaby odpowiedzieć: A, miałam ochotę naodmianę.Za to nienakryty stół wyglądałby dziwnie.Wyjęła więc obrus, który matka Ruperta wyszyła w koszekwiatów, i zaniosła do pokoju, ale wciąż czuła tamten zapach.A na stolestała ciemnoczerwona skrzynka z wypisanym na niej nazwiskiem panaWillensa.Stała tam przez cały ten czas.Nie pamiętała nawet, żeby jątam postawiła czy żeby stawiał ją tam Rupert.Całkiem o niejzapomniała.Wzięła tę skrzynkę i schowała, a potem przeniosła do innejkryjówki [ Pobierz całość w formacie PDF ]