[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po raz pierwszy odwielu tygodni Perowne jedzie na czwartym biegu.Możenawet wrzuci piątkę.Olbrzymie napisy nad pasmami ruchuanonsują zachód i północ, jakby gdzieś tam za przedmieś-ciami leżał cały kontynent, obietnica sześciodniowej po-dróży.W którymś miejscu ruch musiał zostać zablokowanyprzez demonstrację.Na odcinku prawie pół mili Perownejest sam jeden na całej biegnącej górą drodze.Przez kilkasekund ma wrażenie, że rozumie wizję jej twórców czystszy świat, który faworyzuje maszyny, nie ludzi.Aukdrogi przenosi go obok nowych biurowców ze szkła i stali,gdzie palą się już światła w to wczesne lutowe popołudnie.Dostrzega kształtnych niczym architektoniczne modele lu-dzi, siedzących nawet w sobotę za swoimi biurkami, przedmonitorami.Oto schludna przyszłość z fantastycznonauko-wych komiksów jego dzieciństwa, mężczyzni i kobiety wob-cisłych, pozbawionych kołnierzyków kombinezonach  bezkieszeni, ciągnących się sznurowadeł i wyłażących zespodnikoszul  walczący ze złem w świecie, w którym nie masmieci, zamętu i rupieci.Ale z wysokiego punktu estakady, tuż zanim droga zstąpina Zlemię pośród zabudowań z czerwonej cegły, widzi przed175 sobą liczne tylne światła i zaczyna hamować.Matka nigdynie przejmowała się sygnalizacją świetlną i opóznieniami.Jeszcze przed rokiem czuła się wystarczająco dobrze  byłaroztargniona, zbita z tropu, ale nie przerażona  by cieszyćsię przejażdżką ulicami zachodniego Londynu.Dzięki po-stojom na światłach mogła przyjrzeć się innym kierowcomi ich pasażerom. Popatrz na niego.Ma pryszcze na twarzy".Albo rzucić po koleżeńsku:  Znowu czerwone!".Poświęciła życie pracom domowym, codziennemu odku-rzaniu, pastowaniu i porządkowaniu, czynnościom, którebyły kiedyś całkiem powszechne, a które dzisiaj wykonująwyłącznie pacjenci cierpiący na zaburzenia obsesyjno-kom-pulsywne.Kiedy Henry był w szkole, codziennie pucowałacały dom.Największą satysfakcję dawała jej dobrze upie-czona wołowina, połyskujący blat stołu, stos wyprasowa-nych, poskładanych w gładkie prostokąty prążkowanychprześcieradeł, pełna zapasów spiżarnia albo kolejny kaftanikzrobiony na drutach dla kolejnego dzidziusia w dalekiejrodzinie.Czyste były wszystkie niewidoczne części, odwrotune strony oraz spody.Piekarnik i jego półki były szorowanepo każdym użyciu.Porządek i czystość były zewnętrznymwyrazem niewysłowionego ideału miłości.Książka, którączytał, lądowała na półce w holu na piętrze, kiedy tylkoodłożył ją na bok.Poranna gazeta już koło południa trafiałado kosza.Puste butelki po mleku, które wystawiała za próg,lśniły tak samo jak jej sztućce.Każda rzecz miała swojąszufladę, półkę albo haczyk, łącznie z różnymi fartuchamii żółtymi rękawicami wiszącymi na kołku obok przypomina-jącego kształtem jajko minutnika do jajek.To chyba z jej powodu Henry czuje się tak swojsko nasali operacyjnej.Jej też spodobałaby się wypastowana czar-na podłoga, poukładane w równych rządkach na sterylnejtacy instrumenty z chirurgicznej stali i pokój instrumen-tariuszek z ściśle przestrzeganym obrządkiem  podziwia-176 łaby wszystkie niuanse, czyste czepki i przycięte krótkopaznokcie.Powinien ją tam zabrać, kiedy była jeszczesprawna.Nigdy nie przyszło mu to na myśl.Nigdy nieprzyszło mu do głowy i że jego praca i piętnaście lat naukima coś wspólnego z tym, co robiła.Jej też nie przyszło to do głowy.Wówczas nie zdawałsobiez tego sprawy, ale dorastał w przekonaniu, że matka jestograniczona umysłowo.Myślał, że nie ma w niejciekawości.Ale to była nieprawda.Uwielbiała pogadać sobie od sercaz sąsiadkami.Ośmioletni Henry lubił położyć się napodłodzeza jakimś meblem i słuchać.Ważnymi tematami byłychorobyi operacje, zwłaszcza te związane z rodzeniem dzieci.Wtedywłaśnie po raz pierwszy usłyszał określenie  podskalpelem".Silną inwokację stanowiły słowa  Doktor powiedział".Topodsłuchiwanie pomogło mu być może wybrać zawód.Potemnastępowały opowieści o zdradach albo o plotkach na ichtemat, o niewdzięcznych dzieciach i nierozsądnych starcach,o tym, co czyjś rodzic zapisał w swoim testamencie i jakpewna miła dziewczyna nie może sobie znalezćprzyzwoitegomęża.Trzeba odróżnić dobrych ludzi od złych i nie zawszemożna od razu powiedzieć, którzy są którzy.Chorobauderzapospołu w złych i dobrych.Studiując pózniej posłusznie podkierunkiem Daisy dziewiętnastowieczną powieść, rozpoznałwszystkie matczyne tematy.W jej zainteresowaniach niebyłonic małostkowego.Dzieliła je z Jane Austen i George Eliot.Lilian Perowne nie była głupia ani trywialna, jej życie niebyłonieszczęśliwe i jako młody człowiek nie miał powodu177 traktować jej protekcjonalnie.Teraz jednak za pózno naprzeprosiny.W odróżnieniu od powieści Daisy w realnymżyciu rzadko zdarza się precyzyjna ocena; nie koryguje sięraczej błędnych interpretacji.Nie wydaje się to zresztąszczególnie naglące.Ludzie nie pamiętają dobrzedręczącychich pytań lub umierają, albo umierają same pytania i sązastępowane przez nowe.178 Poza tym Lily prowadziła jeszcze inne życie, którego niktnie przewidział i którego nikt by się dzisiaj nie domyślił.Była pływaczką.W niedzielny ranek trzeciego września1939 roku, kiedy Chamberlain ogłaszał przez radio z Dow-ning Street, że kraj znajduje się w stanie wojny z Niemcami,czternastoletnia Lily była na miejskim basenie niedalekoWembley i pobierała pierwszą lekcję u sześćdziesięcioletniejzawodniczki, która wystąpiła w drużynie Wielkiej Brytaniina olimpiadzie w Sztokholmie w 1912 roku  na pierw-szych w historii kobiecych zawodach pływackich.Starszapani zauważyła Lily na basenie, zaproponowała, że będzie jątrenować za darmo i nauczyła kraula  najbardziej nieko-biecego stylu.Pod koniec lat czterdziestych Lily brała jużudział w lokalnych zawodach.W 1954 roku pływała w bar-wach Middlesex na mistrzostwach hrabstwa.Przypłynęładruga i kiedy Henry dorastał, jej umieszczony w dębowejkasetce mały srebrny medal zawsze stał na kominku.Terazstoi na półce w jej pokoju.To srebro było jej największymsukcesem, ale zawsze pięknie pływała, wystarczająco szyb-ko, by spiętrzyć przed sobą głęboką dziobową falę.Uczyła naturalnie pływać Henry'ego, lecz jego najpięk-niejsze wspomnienie związane z uprawianym przez niąsportem pochodzi z okresu, gdy miał dziesięć lat i odwiedziłktóregoś ranka wraz ze swoją klasą lokalną pływalnię.Oni jego koledzy przebrali się w kąpielówki, wzięli prysznic,zmoczyli nogi w brodziku i musieli poczekać przy skrajubasenu, aż skończą się zajęcia dla dorosłych.Obok stalidwaj nauczyciele, uciszając i strofując podekscytowanądzieciarnię [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl