[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ręka Catherine jakby eksplodowała w dłoni Jima, w jednej sekundzie zamieniając sięw gigantyczną szczeciniastą łapę.Wrzasnął i wyszarpnął dłoń.Przy nim nie stała już drobna,długowłosa dziewczyna, lecz ogromny niedzwiedziowaty cień, sięgający głową sufitu przyczepy.Miał drobne ślepia, płonące czerwienią niczym szczeliny w drzwiczkach pieca, i wielkiezakrzywione pazury.Jim rzucił się na podłogę, osłaniając twarz ramieniem.W tej samej chwili jeden z pazurówminął o włos jego głowę, rozcinając mu skórę na grzbiecie dłoni.Aapa bestii uderzyła z głośnymhukiem w bok przyczepy, rozłupując na pół plastikową szafkę i przebijając aluminiową ścianę.Wśród ciemności zamigotało nagle dzienne światło. Catherine! ryknął Jim.Ale bestia rzuciła się ponownie do przodu, aż zatrzęsła się cała przyczepa.Raz za razemstarała się dosięgnąć Jima, lecz on przetoczył się po podłodze i ukrył za jedną z kanap.Psi Bratstał nieruchomo, wydając z siebie piskliwy, monotonny zaśpiew. Aheeuoo ahane aheeiioo saabate.Bestia młóciła na oślep, rozpruwając pazurami tapicerkę, metal i plastik.Potworny łoskotrozrywał bębenki w uszach.Pianka wypełniająca kanapę była podarta, wykładzina rozpruta,wokół pryskało tłuczone szkło, kawałki potrzaskanych mebli pokrywały całą podłogę.W powietrzu fruwały strzępy tapicerki, a każdy cios Niedzwiedziej Panny dalej dziurawił ścianyprzyczepy i do wnętrza ze wszystkich stron wpadały przecinające się strumyki światła dziennego.Przyczepa powoli zaczynała się rozpadać.Jej ściany były powyginane i podziurawione,miejscami zdarte zostały całe płaty blachy.Nagle cała konstrukcja przekrzywiła się i zapadła.PsiBrat runął na podłogę, uderzając głową o stolik pod telewizor.John Trzy Imiona przez cały czasusiłował przedostać się do drzwi i teraz kurczowo chwycił się zasłony by nie wpaść z powrotemdo wnętrza.Jim wciąż za kanapą zsunął się z podgiętymi nogami w ciasny kąt.Gdy łapaNiedzwiedziej Panny przebiła się z potwornym impetem przez chroniące go poduszki, udało musię odepchnąć od ściany i wydostać z potrzasku.Wiedział, że musi spróbować wydostać się z przyczepy Być może zginie, ale nawet i to byłolepsze od oczekiwania na chwilę, gdy potwór oderwie mu głowę, tak jak to stało się z Susan.Nabrał powietrza w płuca, policzył do trzech i wysunął się zza kanapy, przetoczył po podłodzei złapał za pierwszą rzecz, jaka wpadła mu w rękę jak się okazało, była to kostka Johna TrzyImiona. Puść mnie! krzyknął spanikowany Indianin.Próbował uwolnić się kopniakiem, ale mu sięnie udało.Jim podciągnął się do przodu i znalazł się twarzą w twarz z Johnem Trzy Imiona. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś? wrzasnął. Zabiłeś dwoje niewinnychludzi tylko dlatego, że za bardzo bałeś się postawie jakiemuś podstępnemu, przeterminowanemudemonowi! Naprawdę myślałeś, że pozwolę wam jeszcze kogoś zabić?John Trzy Imiona rozpaczliwie starał się uwolnić. Co wy, biali ludzie, wiecie? Cały ten kraj należy do Navajo i zawsze tak będzie! Czekamytylko na odpowiednią porę, nic więcej! Opiekujemy się naszymi duchami, uwalniamy jez kryjówek, przywracamy do życia dawne obrzędy i czekamy na właściwy moment! Coś panupowiem, panie Rook już niedługo wszystkie miasta białych ludzi stąd aż do Los Angeleszamieszkane będą wyłącznie przez trupy.Nagle podłoga pod nimi zadrżała.Jim zerknął w górę.Niedzwiedzia Panna pochylała się nadnimi złowieszczo, zimna i mroczna.Jej futro zjeżyło się, ślepia płonęły czerwienią, a z gardzieliwydobył się dzwięk przypominający charkot duszonego człowieka.Wymierzyła Jimowi ciosrozdzierając mu koszulę i rozpruwając ramię.Jim poczuł na plecach wilgotny strumyk krwi.JohnTrzy Imiona szarpnął się, kopnął go i spróbował unieść z podłogi, tak by następny cios bestiitrafił go w głowę.Jim rzucił się w tył i przetoczył.Indianin znalazł się na górze i złapał go zanadgarstki, zamierzając wykonać podobny manewr.Jim czul jego pot i pachnący starą kawąoddech. Mieliśmy o wszystkim zapomnieć? wykrzyczał John Trzy Imiona. Mieliśmy zapomniećo tym, co z nami zrobiliście? O kobietach i dzieciach, które umarły w Fort Defiance? Był takwściekły, że zupełnie zapomniał o potworze duchu demolującym przyczepę.Ponad jego ramieniem Jim ujrzał uniesioną w gorę łapę włochatą, czarną łapę uzbrojonąw potężne pazury.Chociaż Indianin wciąż mocował się z nim wrzeszcząc nieustannie, próbowałodepchnąć go w bok, zepchnąć z linii ciosu.Nie udało mu się to jednak po chwili rozległ sięostry, zgrzytliwy dzwięk i nagle Jima zalała ciepła krew.John Trzy Imiona zsunął się z niego,trzymając się za bok głowy. Moje ucho! Oderwała mi ucho!Przyczepa jakby eksplodowała.Niedzwiedzia Panna zerwała dach i połupała ściany.Wszędzie walały się kawałki aluminium, kłębiły się chmury pianki, piór i strzępów pościeli.PsiBrat, nadal nieprzytomny, przysypany był ryżem, mąką i suchym fettucini.John Trzy Imiona usiłował się podnieść na nogi, sięgnął dłonią ściany, której już tam niebyło, i stracił równowagę.W tej samej chwili bestia złapała go w obie łapy i uniosła wysoko nadgłową.John Trzy Imiona wrzasnął, wierzgając nogami w powietrzu, kiedy pazury potworazagłębiły się w jego klatkę piersiową, w płuca i wątrobę. Nie! wycharczał Nie! Służyłem ci! Uratowałem cię!Niedzwiedzia Panna rozłożyła szeroko łapy, rozdzierając go od szyi do krocza, a potempotrząsnęła gwałtownie, tak ze wszystkie wnętrzności wypłynęły na podłogę, tworząc oślizgły,wilgotny stos.Potwór odrzucił wybebeszone, bezwładne ciało i odwrócił się do Jima, ale nie byłogo już w przyczepie.Gdy tylko bestia pochwyciła Johna Trzy Imiona, Jim rzucił się do drzwi, zeskoczył na ziemięi popędził do chryslera, w którym czekali Sharon i Mark.Jego buty zgrzytały w kurzu, a jemu wydawało się, że ktoś biegnie dwa kroki za nim.Sharonwysiadła z samochodu, wpatrując się z przerażeniem na rozpadającą się we wściekłychkonwulsjach przyczepę.Mark siedział na tylnym siedzeniu, zawzięcie uderzając w klawiszetelefonu komórkowego Johna Trzy Imiona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Ręka Catherine jakby eksplodowała w dłoni Jima, w jednej sekundzie zamieniając sięw gigantyczną szczeciniastą łapę.Wrzasnął i wyszarpnął dłoń.Przy nim nie stała już drobna,długowłosa dziewczyna, lecz ogromny niedzwiedziowaty cień, sięgający głową sufitu przyczepy.Miał drobne ślepia, płonące czerwienią niczym szczeliny w drzwiczkach pieca, i wielkiezakrzywione pazury.Jim rzucił się na podłogę, osłaniając twarz ramieniem.W tej samej chwili jeden z pazurówminął o włos jego głowę, rozcinając mu skórę na grzbiecie dłoni.Aapa bestii uderzyła z głośnymhukiem w bok przyczepy, rozłupując na pół plastikową szafkę i przebijając aluminiową ścianę.Wśród ciemności zamigotało nagle dzienne światło. Catherine! ryknął Jim.Ale bestia rzuciła się ponownie do przodu, aż zatrzęsła się cała przyczepa.Raz za razemstarała się dosięgnąć Jima, lecz on przetoczył się po podłodze i ukrył za jedną z kanap.Psi Bratstał nieruchomo, wydając z siebie piskliwy, monotonny zaśpiew. Aheeuoo ahane aheeiioo saabate.Bestia młóciła na oślep, rozpruwając pazurami tapicerkę, metal i plastik.Potworny łoskotrozrywał bębenki w uszach.Pianka wypełniająca kanapę była podarta, wykładzina rozpruta,wokół pryskało tłuczone szkło, kawałki potrzaskanych mebli pokrywały całą podłogę.W powietrzu fruwały strzępy tapicerki, a każdy cios Niedzwiedziej Panny dalej dziurawił ścianyprzyczepy i do wnętrza ze wszystkich stron wpadały przecinające się strumyki światła dziennego.Przyczepa powoli zaczynała się rozpadać.Jej ściany były powyginane i podziurawione,miejscami zdarte zostały całe płaty blachy.Nagle cała konstrukcja przekrzywiła się i zapadła.PsiBrat runął na podłogę, uderzając głową o stolik pod telewizor.John Trzy Imiona przez cały czasusiłował przedostać się do drzwi i teraz kurczowo chwycił się zasłony by nie wpaść z powrotemdo wnętrza.Jim wciąż za kanapą zsunął się z podgiętymi nogami w ciasny kąt.Gdy łapaNiedzwiedziej Panny przebiła się z potwornym impetem przez chroniące go poduszki, udało musię odepchnąć od ściany i wydostać z potrzasku.Wiedział, że musi spróbować wydostać się z przyczepy Być może zginie, ale nawet i to byłolepsze od oczekiwania na chwilę, gdy potwór oderwie mu głowę, tak jak to stało się z Susan.Nabrał powietrza w płuca, policzył do trzech i wysunął się zza kanapy, przetoczył po podłodzei złapał za pierwszą rzecz, jaka wpadła mu w rękę jak się okazało, była to kostka Johna TrzyImiona. Puść mnie! krzyknął spanikowany Indianin.Próbował uwolnić się kopniakiem, ale mu sięnie udało.Jim podciągnął się do przodu i znalazł się twarzą w twarz z Johnem Trzy Imiona. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś? wrzasnął. Zabiłeś dwoje niewinnychludzi tylko dlatego, że za bardzo bałeś się postawie jakiemuś podstępnemu, przeterminowanemudemonowi! Naprawdę myślałeś, że pozwolę wam jeszcze kogoś zabić?John Trzy Imiona rozpaczliwie starał się uwolnić. Co wy, biali ludzie, wiecie? Cały ten kraj należy do Navajo i zawsze tak będzie! Czekamytylko na odpowiednią porę, nic więcej! Opiekujemy się naszymi duchami, uwalniamy jez kryjówek, przywracamy do życia dawne obrzędy i czekamy na właściwy moment! Coś panupowiem, panie Rook już niedługo wszystkie miasta białych ludzi stąd aż do Los Angeleszamieszkane będą wyłącznie przez trupy.Nagle podłoga pod nimi zadrżała.Jim zerknął w górę.Niedzwiedzia Panna pochylała się nadnimi złowieszczo, zimna i mroczna.Jej futro zjeżyło się, ślepia płonęły czerwienią, a z gardzieliwydobył się dzwięk przypominający charkot duszonego człowieka.Wymierzyła Jimowi ciosrozdzierając mu koszulę i rozpruwając ramię.Jim poczuł na plecach wilgotny strumyk krwi.JohnTrzy Imiona szarpnął się, kopnął go i spróbował unieść z podłogi, tak by następny cios bestiitrafił go w głowę.Jim rzucił się w tył i przetoczył.Indianin znalazł się na górze i złapał go zanadgarstki, zamierzając wykonać podobny manewr.Jim czul jego pot i pachnący starą kawąoddech. Mieliśmy o wszystkim zapomnieć? wykrzyczał John Trzy Imiona. Mieliśmy zapomniećo tym, co z nami zrobiliście? O kobietach i dzieciach, które umarły w Fort Defiance? Był takwściekły, że zupełnie zapomniał o potworze duchu demolującym przyczepę.Ponad jego ramieniem Jim ujrzał uniesioną w gorę łapę włochatą, czarną łapę uzbrojonąw potężne pazury.Chociaż Indianin wciąż mocował się z nim wrzeszcząc nieustannie, próbowałodepchnąć go w bok, zepchnąć z linii ciosu.Nie udało mu się to jednak po chwili rozległ sięostry, zgrzytliwy dzwięk i nagle Jima zalała ciepła krew.John Trzy Imiona zsunął się z niego,trzymając się za bok głowy. Moje ucho! Oderwała mi ucho!Przyczepa jakby eksplodowała.Niedzwiedzia Panna zerwała dach i połupała ściany.Wszędzie walały się kawałki aluminium, kłębiły się chmury pianki, piór i strzępów pościeli.PsiBrat, nadal nieprzytomny, przysypany był ryżem, mąką i suchym fettucini.John Trzy Imiona usiłował się podnieść na nogi, sięgnął dłonią ściany, której już tam niebyło, i stracił równowagę.W tej samej chwili bestia złapała go w obie łapy i uniosła wysoko nadgłową.John Trzy Imiona wrzasnął, wierzgając nogami w powietrzu, kiedy pazury potworazagłębiły się w jego klatkę piersiową, w płuca i wątrobę. Nie! wycharczał Nie! Służyłem ci! Uratowałem cię!Niedzwiedzia Panna rozłożyła szeroko łapy, rozdzierając go od szyi do krocza, a potempotrząsnęła gwałtownie, tak ze wszystkie wnętrzności wypłynęły na podłogę, tworząc oślizgły,wilgotny stos.Potwór odrzucił wybebeszone, bezwładne ciało i odwrócił się do Jima, ale nie byłogo już w przyczepie.Gdy tylko bestia pochwyciła Johna Trzy Imiona, Jim rzucił się do drzwi, zeskoczył na ziemięi popędził do chryslera, w którym czekali Sharon i Mark.Jego buty zgrzytały w kurzu, a jemu wydawało się, że ktoś biegnie dwa kroki za nim.Sharonwysiadła z samochodu, wpatrując się z przerażeniem na rozpadającą się we wściekłychkonwulsjach przyczepę.Mark siedział na tylnym siedzeniu, zawzięcie uderzając w klawiszetelefonu komórkowego Johna Trzy Imiona [ Pobierz całość w formacie PDF ]