[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I zaledwie ta myśl przemknęła mu się przez głowę, Irena, ukrywszytwarz w dłoniach, spytała cichuteńko: W tę noc, w którą ja po raz pierwszy spałam w pokoju ciotki, pan znalazł bransoletkęLidii.tutaj, prawda?Nic nie odpowiedział na to, zżymając się w duchu na gadulstwo kobiet w ogólności, aElżbiety Przybysz w szczególności; nikt inny bowiem, tylko ona musiała o tym donieść Ire-nie. Wiedziałam o tym ciągnęła dalej chora a świadomość tego.w tej przeklętejchwili.była.była. wybuch płaczu zakończył te zwierzenia. Pani Ireno!.Droga pani Irenko, proszę się uspokoić.Zerwał się z krzesła, przyskoczył do łóżka i delikatnie zaczął gładzić jej włosy, powta-rzając w kółko swą prośbę, aby się opanowała i przestała ronić łzy, których sprawcy jej cie-rpienia nie byli warci.Pochyliwszy się całował jej dłonie przyciśnięte kurczowo do twarzy, apotem w nagłym odruchu czułości, przywarł ustami do czoła Ireny. Przepraszam! zabrzmiał tuż za nim męski głos nabrzmiały wściekłością. Niewiedziałem, że państwu aż tak przeszkodzę!Michał zaskoczony mocno odwrócił się na pięcie.Przed nim stał Witold Przybysz.Jegodłoń, zaciśnięta w twardy kułak i wzniesiona przed chwilą jak by dla zadania ciosu, opadłapowoli.W jego oczach tliła się nienawiść i coś.co Michał określił w myśli żądzą zemsty zjej najdalej posuniętymi skutkami!ROZDZIAA XXIINazajutrz, czyli dnia trzynastego maja, przyjechał znowu Henryk Peszel. Mieliśmy tyle roboty w biurze, że doprawdy nie mogłem przybyć wcześniej usprawiedliwiał się za to teraz wezmę się do pracy ostro.Przede wszystkim muszę skoń-czyć inwentarz spadku. Przede wszystkim musi pan zaspokoić naszą uzasadnioną ciekawość rzekła LidiaPopielska. To znaczy? To znaczy wyjaśnić nam, jakie skutki prawne wywołała śmierć mojego kuzyna Lu-dwika. Siostra ma na myśli sprawy spadkowe odezwał się Wawrzyniec. Moim zdaniem dorzuciła ze swej strony Magdalena Dolańska uniwersalnąspadkobierczynią całego mienia jest teraz moja córka. Na jakiej podstawie? Na tej, że według testamentu miała dziedziczyć ona i Ludwik.A skoro Ludwik nieżyje, to jego część przypada Lidii. Szanowna pani jest w błędzie.Przede wszystkim pani Lidia nie była mianowanaspadkobierczynią, tylko otrzymała darowiznę! Po drugie Ludwik Borzęcki był żonaty, zatemjego część otrzyma pani Irena. Cooo?! Ona?! Ona, która nie należy do naszej rodziny?! Ta przybłęda ma zgarnąć cztery piąte części spadku? Ależ to skandal! Nigdy na to nie pozwolę! Ja będę skarżyć! Apelować! Rekurować! Kasować! Egzekwować! dorzucił z humorem Michał, po czymcofnął się przezornie za plecy Peszla, gdyż mina pani Magdaleny Dolańskiej świadczyła, żesnadnie tu może dojść do rękoczynów.Henryk Peszel odznaczał się anielską cierpliwością; przez dobry kwadrans słuchał wmilczeniu narzekań Lidii, Magdaleny i Julii, oburzonych tą nową krzywdą i niesprawiedli-wością ustawy, po czym zapytał najuprzejmiej, czy może uważać niezmiernie interesującądyskusję za skończoną. Ach, pan chce już zabrać się do swojej pracy? To także, proszę pani.Przedtem jednak pragnąłbym złożyć kondolencje wdowie poLudwiku Borzęckim& Nie wiem tylko, czy mógłbym być teraz przez nią przyjęty. Pójdę zapytać.Michał Borzęcki ruszył w stronę schodów, lecz zaledwie uszedł trzy kroki, ktoś chwyciłgo za ramię, ścisnął mu je brutalnie.Kto? Oczywiście zazdrosny Witold Przybysz! Pan daruje, ale ja to załatwię rzekł z lodowatą uprzejmością. Proszę bardzo, ze mną jak z dzieckiem.Witold wrócił po chwili przynosząc wiadomość, że Irena zejdzie tutaj za parę minut,gdyż czuje się dzisiaj nadspodziewanie dobrze. Wyzdrowiała wtrąciła Julia zjadliwie na wieść o przyjezdzie zastępcy notariu-sza, wyzdrowiała błyskawicznie! Czyż należy się dziwić? Dla takiego spadku warto zmartwychwstać, a co dopierowyzdrowieć! Zmartwychwstać?! mruknął Michał zelektryzowany; bezmyślne gadulstwo Ma-gdaleny Dolańskiej mimo woli nasunęło mu na myśl koncepcję wręcz fantastyczną, żeby nierzec: wariacką.Pogwizdując sobie jakiegoś ognistego fokstrota, wybiegł co prędzej do ogro-du.Wyszli za nim oboje Dosiewiczowie, nie chcąc się spotkać z Ireną, i z tego samego po-wodu cały garnitur Dolańskich.Tylko Witold Przybysz z matką pozostał w hallu, jeśli nieliczyć Henryka Peszla. A może wolałby pan pomówić z Irenką bez świadków? domyśliła się ElżbietaPrzybysz. Niewątpliwie tak, jeżeli mam być szczery odparł Peszel. Proszę mi tego niebrać za złe. Ale skądże! Pani rozumie, że chodzi tu o sprawy spadkowe i. Niechże się pan nie tłumaczy, drogi panie, przecież sama zaproponowałam.Azatem do widzenia.Witoldzie, proszę cię ze mną.Wyszli i niebawem Henryk Peszel pozostał w hallu sam, jak tego pragnął, lecz jegocierpliwość została wystawiona na ciężką próbę; Irena zjawiła się dopiero w pół godziny poodejściu stąd Przybyszów. Bardzo przepraszam, że kazałam panu tak czekać na siebie, ale wszystkiemu winiennasz długi pobyt w Komorowie.Sądząc, że zabawimy tutaj najwyżej dwa dni, zabrałam zsobą tylko jedną zmianę bielizny i teraz muszę co drugi dzień prać, bo. Pani sama pierze?! Tymi ślicznymi rączkami? Nic im się nie stanie, lecz swoją drogą chciałabym już stąd odjechać jak najprędzej! Jak to! Pani nie chce tutaj pozostać na stałe? Nigdy w życiu! Ależ pani Ireno! Przecież po śmierci pana Ludwika pani jest uniwersalną spadko-bierczynią i willa wraz z umeblowaniem staje się pani własnością.I pani. Jestem spadkobierczynią wtrąciła ale na zasadzie sfałszowanego testamentu. Co?! Nie rozumiem. Zaraz panu wszystko wyjaśnię.Nie wszystko mu wyjaśniła co prawda i była mu szczerze wdzięczna, że nie zadręczałjej niedyskretnymi pytaniami, jak wczoraj Michał Borzęcki, lecz powtórzyła to, co istotne, codotyczyło obydwóch testamentów.Henryk Peszel słuchał z natężoną uwagą, niekiedy chwiejąc głową na znak ogromnegozdziwienia. To, co mi pani powiedziała oświadczył w końcu jest wprost niesłychaną rewe-lacją! Tak.Teraz pan wie, że ja w rzeczywistości nie mam żadnych praw do spadku poprofesorze. Ja wiem i pani również, lecz chyba nikt więcej?!Poruszyła głową przecząco.Przeczyła, bo przecież Michał wiedział także, od wczoraj.Ale Henryk Peszel zrozumiał ten gest opacznie. Zatem nic straconego, droga pani Ireno rzekł zniżając głos instynktownie.Teraz poproszę o trochę cierpliwości, o wysłuchanie z uwagą tego, co zaraz powiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.I zaledwie ta myśl przemknęła mu się przez głowę, Irena, ukrywszytwarz w dłoniach, spytała cichuteńko: W tę noc, w którą ja po raz pierwszy spałam w pokoju ciotki, pan znalazł bransoletkęLidii.tutaj, prawda?Nic nie odpowiedział na to, zżymając się w duchu na gadulstwo kobiet w ogólności, aElżbiety Przybysz w szczególności; nikt inny bowiem, tylko ona musiała o tym donieść Ire-nie. Wiedziałam o tym ciągnęła dalej chora a świadomość tego.w tej przeklętejchwili.była.była. wybuch płaczu zakończył te zwierzenia. Pani Ireno!.Droga pani Irenko, proszę się uspokoić.Zerwał się z krzesła, przyskoczył do łóżka i delikatnie zaczął gładzić jej włosy, powta-rzając w kółko swą prośbę, aby się opanowała i przestała ronić łzy, których sprawcy jej cie-rpienia nie byli warci.Pochyliwszy się całował jej dłonie przyciśnięte kurczowo do twarzy, apotem w nagłym odruchu czułości, przywarł ustami do czoła Ireny. Przepraszam! zabrzmiał tuż za nim męski głos nabrzmiały wściekłością. Niewiedziałem, że państwu aż tak przeszkodzę!Michał zaskoczony mocno odwrócił się na pięcie.Przed nim stał Witold Przybysz.Jegodłoń, zaciśnięta w twardy kułak i wzniesiona przed chwilą jak by dla zadania ciosu, opadłapowoli.W jego oczach tliła się nienawiść i coś.co Michał określił w myśli żądzą zemsty zjej najdalej posuniętymi skutkami!ROZDZIAA XXIINazajutrz, czyli dnia trzynastego maja, przyjechał znowu Henryk Peszel. Mieliśmy tyle roboty w biurze, że doprawdy nie mogłem przybyć wcześniej usprawiedliwiał się za to teraz wezmę się do pracy ostro.Przede wszystkim muszę skoń-czyć inwentarz spadku. Przede wszystkim musi pan zaspokoić naszą uzasadnioną ciekawość rzekła LidiaPopielska. To znaczy? To znaczy wyjaśnić nam, jakie skutki prawne wywołała śmierć mojego kuzyna Lu-dwika. Siostra ma na myśli sprawy spadkowe odezwał się Wawrzyniec. Moim zdaniem dorzuciła ze swej strony Magdalena Dolańska uniwersalnąspadkobierczynią całego mienia jest teraz moja córka. Na jakiej podstawie? Na tej, że według testamentu miała dziedziczyć ona i Ludwik.A skoro Ludwik nieżyje, to jego część przypada Lidii. Szanowna pani jest w błędzie.Przede wszystkim pani Lidia nie była mianowanaspadkobierczynią, tylko otrzymała darowiznę! Po drugie Ludwik Borzęcki był żonaty, zatemjego część otrzyma pani Irena. Cooo?! Ona?! Ona, która nie należy do naszej rodziny?! Ta przybłęda ma zgarnąć cztery piąte części spadku? Ależ to skandal! Nigdy na to nie pozwolę! Ja będę skarżyć! Apelować! Rekurować! Kasować! Egzekwować! dorzucił z humorem Michał, po czymcofnął się przezornie za plecy Peszla, gdyż mina pani Magdaleny Dolańskiej świadczyła, żesnadnie tu może dojść do rękoczynów.Henryk Peszel odznaczał się anielską cierpliwością; przez dobry kwadrans słuchał wmilczeniu narzekań Lidii, Magdaleny i Julii, oburzonych tą nową krzywdą i niesprawiedli-wością ustawy, po czym zapytał najuprzejmiej, czy może uważać niezmiernie interesującądyskusję za skończoną. Ach, pan chce już zabrać się do swojej pracy? To także, proszę pani.Przedtem jednak pragnąłbym złożyć kondolencje wdowie poLudwiku Borzęckim& Nie wiem tylko, czy mógłbym być teraz przez nią przyjęty. Pójdę zapytać.Michał Borzęcki ruszył w stronę schodów, lecz zaledwie uszedł trzy kroki, ktoś chwyciłgo za ramię, ścisnął mu je brutalnie.Kto? Oczywiście zazdrosny Witold Przybysz! Pan daruje, ale ja to załatwię rzekł z lodowatą uprzejmością. Proszę bardzo, ze mną jak z dzieckiem.Witold wrócił po chwili przynosząc wiadomość, że Irena zejdzie tutaj za parę minut,gdyż czuje się dzisiaj nadspodziewanie dobrze. Wyzdrowiała wtrąciła Julia zjadliwie na wieść o przyjezdzie zastępcy notariu-sza, wyzdrowiała błyskawicznie! Czyż należy się dziwić? Dla takiego spadku warto zmartwychwstać, a co dopierowyzdrowieć! Zmartwychwstać?! mruknął Michał zelektryzowany; bezmyślne gadulstwo Ma-gdaleny Dolańskiej mimo woli nasunęło mu na myśl koncepcję wręcz fantastyczną, żeby nierzec: wariacką.Pogwizdując sobie jakiegoś ognistego fokstrota, wybiegł co prędzej do ogro-du.Wyszli za nim oboje Dosiewiczowie, nie chcąc się spotkać z Ireną, i z tego samego po-wodu cały garnitur Dolańskich.Tylko Witold Przybysz z matką pozostał w hallu, jeśli nieliczyć Henryka Peszla. A może wolałby pan pomówić z Irenką bez świadków? domyśliła się ElżbietaPrzybysz. Niewątpliwie tak, jeżeli mam być szczery odparł Peszel. Proszę mi tego niebrać za złe. Ale skądże! Pani rozumie, że chodzi tu o sprawy spadkowe i. Niechże się pan nie tłumaczy, drogi panie, przecież sama zaproponowałam.Azatem do widzenia.Witoldzie, proszę cię ze mną.Wyszli i niebawem Henryk Peszel pozostał w hallu sam, jak tego pragnął, lecz jegocierpliwość została wystawiona na ciężką próbę; Irena zjawiła się dopiero w pół godziny poodejściu stąd Przybyszów. Bardzo przepraszam, że kazałam panu tak czekać na siebie, ale wszystkiemu winiennasz długi pobyt w Komorowie.Sądząc, że zabawimy tutaj najwyżej dwa dni, zabrałam zsobą tylko jedną zmianę bielizny i teraz muszę co drugi dzień prać, bo. Pani sama pierze?! Tymi ślicznymi rączkami? Nic im się nie stanie, lecz swoją drogą chciałabym już stąd odjechać jak najprędzej! Jak to! Pani nie chce tutaj pozostać na stałe? Nigdy w życiu! Ależ pani Ireno! Przecież po śmierci pana Ludwika pani jest uniwersalną spadko-bierczynią i willa wraz z umeblowaniem staje się pani własnością.I pani. Jestem spadkobierczynią wtrąciła ale na zasadzie sfałszowanego testamentu. Co?! Nie rozumiem. Zaraz panu wszystko wyjaśnię.Nie wszystko mu wyjaśniła co prawda i była mu szczerze wdzięczna, że nie zadręczałjej niedyskretnymi pytaniami, jak wczoraj Michał Borzęcki, lecz powtórzyła to, co istotne, codotyczyło obydwóch testamentów.Henryk Peszel słuchał z natężoną uwagą, niekiedy chwiejąc głową na znak ogromnegozdziwienia. To, co mi pani powiedziała oświadczył w końcu jest wprost niesłychaną rewe-lacją! Tak.Teraz pan wie, że ja w rzeczywistości nie mam żadnych praw do spadku poprofesorze. Ja wiem i pani również, lecz chyba nikt więcej?!Poruszyła głową przecząco.Przeczyła, bo przecież Michał wiedział także, od wczoraj.Ale Henryk Peszel zrozumiał ten gest opacznie. Zatem nic straconego, droga pani Ireno rzekł zniżając głos instynktownie.Teraz poproszę o trochę cierpliwości, o wysłuchanie z uwagą tego, co zaraz powiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]