[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szybko przebiegła przez podwórze; nie spotkała nikogo.Woda w studni była zimna ismakowała cudownie, wspaniale orzezwiała i przemywała zaschłe gardło.Maria sprawiła się szybko, zanim resztę wody z czerpaka wylała do koryta dla zwierząt,zanurzyła w niej ręce.Wkrótce potem, odświeżona, siedziała znowu na swoim miejscu pogrążonaw czytaniu.Kolejny arkusz świadomie wybrała z głębi stosu, tam bowiem pastor pisał o nowszychczasach i bliższych wydarzeniach.Nagle zauważyła, że wśród starannie numerowanych kartek brakuje dwóch.Arkusz nr 134zawierał informacje o roku 1650, następny po nim był arkusz nr 137 z roku 1652.Brakujące strony opisywałyby czasy, kiedy ona przyszła na świat.Och, jaka szkoda! Już się cieszyła, że może znajdzie własne imię pośród innych nowonarodzonych, wypisane ręką pastora.Dawno temu zdarzyło się, że mama przytuliła ją z bardzopoważną twarzą.Maria zapytała mianowicie, gdzie się urodziła i kto pomagał mamie, a także dlaczego Liv była wtedy taka młoda, a mimo to już wyszła za Joranda.Wtedy mama cichym głosemwyjaśniła, że Jorand nie jest ojcem Marii i że przyszła na świat w Lyster.Jej ojciec nie żyje, amatka nie może powiedzieć, kim był.Wówczas dziewczyna nie wgłębiała się specjalnie w te sprawy, właściwie było jej wszystkojedno.Ale w miarę jak dorastała, zaczynała pojmować, że matka nie chce wspominać tamtych lat, aojciec Marii nie był człowiekiem, którego kochała.Nie chciała jej dręczyć dociekaniami, teraz jednak pragnienie, by wiedzieć, jak to było, niedawało jej spokoju.Mogens musiał się orientować, był przecież tutejszym proboszczem jużwówczas, przed szesnastu laty.Zapyta go o te brakujące strony, jak tylko wróci!Maria straciła zainteresowanie dla czytanego tekstu, myśli wędrowały do matki, doMeisterplassen i Randara.W Bogu nadzieja, że z nimi wszystko dobrze.Ledwie dwa tygodnie minęły, odkąd ich opuściła, a wydaje się, jakby pół życia miała zasobą.Iluż nowych rzeczy zdążyła się nauczyć!Wspaniale będzie wrócić do domu i opowiedzieć im o wszystkim, dziewczyna odczuwałatęsknotę niczym ssący ból w piersiach.Nie, nie może tak siedzieć i użalać się nad samotnością.Spotkało ją przecież wielkieszczęście, los zesłał jej wielką szansę, wiedziała o tym mimo trawiącej tęsknoty.Najlepsze co może zrobić, to nauczyć się możliwie jak najwięcej, zwłaszcza o medycynie, ofunkcjach ludzkiego ciała i metodach leczenia znanych w dalekim świecie.Mama z pewnościąchciałaby o nich usłyszeć!Maria z nową siłą podjęła zmagania z opornymi literami i trudnymi sformułowaniami.Kiedy koło obiadu pastor wrócił, ona przeczytała już osiem pełnych stron z cienkiej książki,zatytułowanej: Pożyteczna księga medyczna dla biednych i bogatych, młodych i starych".NiejakiChristiern Pedersen napisał niewielki przewodnik lekarski, zawierający dobre rady oraz recepty narozmaite dolegliwości.Maria chłonęła wiedzę tak, jak suchy mech chłonie wodę po letnim deszczu.Mogens był z niej wielce zadowolony.- Teraz możesz sobie zrobić przerwę i wyjść trochę na słońce.Wez swój posiłek i zjedz go uKari z Sina.Ona jest v pralni, właśnie farbuje wełnę - powiedział pastor.Zgodnie z poleceniem Maria poszła do niewielkiego budynku na skraju obejścia.Z trzechzawieszonych nad ogniskiem kotłów pachniało dziwnie, a nawet dość nieprzyjemnie.Mieszaninawoni mokrej wełny, ługu i wywarów roślinnych kręciła w nosie, w małym pomieszczeniu panowaławilgoć i gorąco.Kari napełniła jeden z saganków krzewinkami i owocami czarnych jagód, w drugimgotowała liście i korę brzozową.W trzecim bulgotała jakaś nieokreślona, żółtozielona ciecz, doktórej Kari z Sina wkładała właśnie kilka motków wełnianej przędzy.Ciągnęła stamtąd woń.woń.tak, całkiem po prostu woń uryny.W ciągu najbliższej godziny Maria nauczyła się wiele o zasadach farbowania tkanin, Kari zSina z wyrazną przyjemnością dzieliła się swoimi umiejętnościami z tą tak młodą, a już tylewiedzącą panną.Ona, Kari z Sina, też umie coś wartościowego, chociaż nigdy nie nauczyła siępisać, nawet własnego imienia nie potrafi złożyć, ale swoje wie.Zdaniem Marii niektóre składnikifarbiarskie były po prostu obrzydliwe, nie wiedziała, że można wełnę farbować w ludzkim moczu, apotem wyrabiać z niej ubrania! Ale kolor to daje bardzo ładny, ciepły, złocisty z czerwonymirefleksami, zwłaszcza jeśli dorzucić parę garści pokruszonych liści ze specjalnych krzewów.I kolorjest trwały, ubrania nie szarzeją i nie blakną na słońcu, jak to często bywa przy innych barwnikach.Przerwa na posiłek minęła, w bibliotece czekają książki.Mogens obiecał, że po obiedziebędzie z nią czytał.Maria bardzo się na to cieszyła.Kiedy pastor czyta, wszystko idzie znacznieszybciej.Ona sama nie musi tak bardzo wysilać oczu, może koncentrować się wyłącznie narozumieniu wszystkich trudnych słów.Tym razem pastor wyjął z szafy wielką, ciężką księgę.Oprawiona w skórę, na grzbiecie wytłoczono nazwisko autora. Henrik Smidt", przeczytałaMaria [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Szybko przebiegła przez podwórze; nie spotkała nikogo.Woda w studni była zimna ismakowała cudownie, wspaniale orzezwiała i przemywała zaschłe gardło.Maria sprawiła się szybko, zanim resztę wody z czerpaka wylała do koryta dla zwierząt,zanurzyła w niej ręce.Wkrótce potem, odświeżona, siedziała znowu na swoim miejscu pogrążonaw czytaniu.Kolejny arkusz świadomie wybrała z głębi stosu, tam bowiem pastor pisał o nowszychczasach i bliższych wydarzeniach.Nagle zauważyła, że wśród starannie numerowanych kartek brakuje dwóch.Arkusz nr 134zawierał informacje o roku 1650, następny po nim był arkusz nr 137 z roku 1652.Brakujące strony opisywałyby czasy, kiedy ona przyszła na świat.Och, jaka szkoda! Już się cieszyła, że może znajdzie własne imię pośród innych nowonarodzonych, wypisane ręką pastora.Dawno temu zdarzyło się, że mama przytuliła ją z bardzopoważną twarzą.Maria zapytała mianowicie, gdzie się urodziła i kto pomagał mamie, a także dlaczego Liv była wtedy taka młoda, a mimo to już wyszła za Joranda.Wtedy mama cichym głosemwyjaśniła, że Jorand nie jest ojcem Marii i że przyszła na świat w Lyster.Jej ojciec nie żyje, amatka nie może powiedzieć, kim był.Wówczas dziewczyna nie wgłębiała się specjalnie w te sprawy, właściwie było jej wszystkojedno.Ale w miarę jak dorastała, zaczynała pojmować, że matka nie chce wspominać tamtych lat, aojciec Marii nie był człowiekiem, którego kochała.Nie chciała jej dręczyć dociekaniami, teraz jednak pragnienie, by wiedzieć, jak to było, niedawało jej spokoju.Mogens musiał się orientować, był przecież tutejszym proboszczem jużwówczas, przed szesnastu laty.Zapyta go o te brakujące strony, jak tylko wróci!Maria straciła zainteresowanie dla czytanego tekstu, myśli wędrowały do matki, doMeisterplassen i Randara.W Bogu nadzieja, że z nimi wszystko dobrze.Ledwie dwa tygodnie minęły, odkąd ich opuściła, a wydaje się, jakby pół życia miała zasobą.Iluż nowych rzeczy zdążyła się nauczyć!Wspaniale będzie wrócić do domu i opowiedzieć im o wszystkim, dziewczyna odczuwałatęsknotę niczym ssący ból w piersiach.Nie, nie może tak siedzieć i użalać się nad samotnością.Spotkało ją przecież wielkieszczęście, los zesłał jej wielką szansę, wiedziała o tym mimo trawiącej tęsknoty.Najlepsze co może zrobić, to nauczyć się możliwie jak najwięcej, zwłaszcza o medycynie, ofunkcjach ludzkiego ciała i metodach leczenia znanych w dalekim świecie.Mama z pewnościąchciałaby o nich usłyszeć!Maria z nową siłą podjęła zmagania z opornymi literami i trudnymi sformułowaniami.Kiedy koło obiadu pastor wrócił, ona przeczytała już osiem pełnych stron z cienkiej książki,zatytułowanej: Pożyteczna księga medyczna dla biednych i bogatych, młodych i starych".NiejakiChristiern Pedersen napisał niewielki przewodnik lekarski, zawierający dobre rady oraz recepty narozmaite dolegliwości.Maria chłonęła wiedzę tak, jak suchy mech chłonie wodę po letnim deszczu.Mogens był z niej wielce zadowolony.- Teraz możesz sobie zrobić przerwę i wyjść trochę na słońce.Wez swój posiłek i zjedz go uKari z Sina.Ona jest v pralni, właśnie farbuje wełnę - powiedział pastor.Zgodnie z poleceniem Maria poszła do niewielkiego budynku na skraju obejścia.Z trzechzawieszonych nad ogniskiem kotłów pachniało dziwnie, a nawet dość nieprzyjemnie.Mieszaninawoni mokrej wełny, ługu i wywarów roślinnych kręciła w nosie, w małym pomieszczeniu panowaławilgoć i gorąco.Kari napełniła jeden z saganków krzewinkami i owocami czarnych jagód, w drugimgotowała liście i korę brzozową.W trzecim bulgotała jakaś nieokreślona, żółtozielona ciecz, doktórej Kari z Sina wkładała właśnie kilka motków wełnianej przędzy.Ciągnęła stamtąd woń.woń.tak, całkiem po prostu woń uryny.W ciągu najbliższej godziny Maria nauczyła się wiele o zasadach farbowania tkanin, Kari zSina z wyrazną przyjemnością dzieliła się swoimi umiejętnościami z tą tak młodą, a już tylewiedzącą panną.Ona, Kari z Sina, też umie coś wartościowego, chociaż nigdy nie nauczyła siępisać, nawet własnego imienia nie potrafi złożyć, ale swoje wie.Zdaniem Marii niektóre składnikifarbiarskie były po prostu obrzydliwe, nie wiedziała, że można wełnę farbować w ludzkim moczu, apotem wyrabiać z niej ubrania! Ale kolor to daje bardzo ładny, ciepły, złocisty z czerwonymirefleksami, zwłaszcza jeśli dorzucić parę garści pokruszonych liści ze specjalnych krzewów.I kolorjest trwały, ubrania nie szarzeją i nie blakną na słońcu, jak to często bywa przy innych barwnikach.Przerwa na posiłek minęła, w bibliotece czekają książki.Mogens obiecał, że po obiedziebędzie z nią czytał.Maria bardzo się na to cieszyła.Kiedy pastor czyta, wszystko idzie znacznieszybciej.Ona sama nie musi tak bardzo wysilać oczu, może koncentrować się wyłącznie narozumieniu wszystkich trudnych słów.Tym razem pastor wyjął z szafy wielką, ciężką księgę.Oprawiona w skórę, na grzbiecie wytłoczono nazwisko autora. Henrik Smidt", przeczytałaMaria [ Pobierz całość w formacie PDF ]