[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O ścianie dzielącej nasze mieszkania? - zawołał.- Rozbiję ją zarazwłasnymi rękami.Nigdy już nic nie będzie nas od siebie dzielić.Jeżeli tylkonadal mnie chcesz.- Tom, kochanie.Nic jej już nie bolało.Niczego się nie bała.- Byłam taka szczęśliwa w dniu naszego ślubu, mimo że myślałam, żemnie nie kochasz, a teraz.Tom, nawet ci nie potrafię powiedzieć, co czuję.Jean Herrington spoglądała poprzez liście palm na młodą parę siedzącą naplaży.Miała jeszcze przygotować mieszkanie na przyjazd innych nowożeńców,którzy zapowiedzieli się po południu.Nie ruszała się jednak, patrząc zprzyjemnością na młodych ludzi.Nadmorski pensjonat państwa Herringtonów, położony w Emerald Palms,na dalekiej północy Queenslandu, otoczony był zewsząd tropikalnymi lasami.Cudowne ogrody schodziły od pensjonatu w dół, aż do plaży, a zeszmaragdowej zatoki wyłaniały się maleńkie wysepki.W Emerald Palms mogły- 132 -SRbawić najwyżej trzy pary jednocześnie, a pobyt w pensjonacie zapisywał się nazawsze w ich pamięci.- Wydają się tacy szczęśliwi - uśmiechnęła się do męża pani Harrington.-Nie bardzo tylko rozumiem.Dwa mieszkania dla jednej pary?- Ależ poza parą jest jeszcze dziecko, opiekunka do dziecka i dwa wielkiepsy - odparł Bill Harrington.- Wiem, że prosiłaś, żeby nie przyjmować psów,ale co było robić? Ten młody człowiek każdego by chyba przekonał.- Na takiego mi wyglądał - przytaknęła Jean.- I coś ci jeszcze powiem:oni są chyba bardzo szczęśliwi.- Nie wiedziałem jeszcze podobnie zakochanej pary.No, może nie liczącnas - dodał, biorąc żonę za rękę.- Zawsze wiem, kiedy małżeństwo przetrwa - uśmiechnęła się Jean.- Onina pewno zostaną z sobą na zawsze.Bill, co ty robisz! - Odepchnęła męża odsiebie, udając zgorszenie.- Za starzy już jesteśmy na takie.- Za starzy? Wcale nie jesteśmy za starzy.Zobacz.- Wyciągnął rękę wkierunku plaży, na której Tom niósł Annie.- Czy to możliwe, żeby oni kiedyś stali się dla siebie za starzy?- Masz rację - szepnęła, oddając mężowi pocałunek.- Chyba masz rację.Nie było najmniejszych wątpliwości, że Tom i Annie nigdy nie będą dlasiebie za starzy.Wierzył w to on, wierzyła w to ona, a nie wątpił w to nikt, ktoich znał.- Wcale nie mam ochoty wracać do domu - mówiła Annie, leżącwygodnie na plaży w ramionach Toma.- Byliśmy dopiero na trzech wysepkach,a jest ich jeszcze co najmniej pięć.- Mam dla ciebie dobrą wiadomość - uśmiechnął się, wstając.- Wszystkoci zaraz opowiem, ale najpierw kąpiel.Wziął ją na ręce i ruszył w kierunku morza.Zatrzymał się potem nagle, poto tylko, aby ją czule pocałować.- Ale jesteś słona!- 133 -SR- Widzę, że mnie już nie chcesz - zaczęła się przekomarzać.- Nie chcę? Zaraz zobaczymy! - Zawrócił w stronę pensjonatu.- Tom! - zaprotestowała.- Miałeś mi przecież coś opowiedzieć, a pozatym dlaczego ty od razu myślisz o tym, o czym myślisz?- A może ty nie myślisz o tym, o czym myślę ja? Annie zrobiła siępurpurowa.- Może i myślę, ale powiedz mi najpierw to, co miałeś powiedzieć.- No więc lekarz, który nas teraz zastępuje, zgodził się zostać na stałe,możemy więc przedłużyć podróż poślubną i zostać tutaj dłużej, a nasz miesiącmiodowy będzie trwał nawet wtedy, kiedy wrócimy do domu.Razem będziemypracować i razem będziemy mieli wolne i nic już nas nie rozłączy.Nigdy!Mamy więc nareszcie mnóstwo czasu.Mnóstwo czasu dla siebie.- Mówiąc to,przyspieszył kroku.- No to dlaczego tak się spieszysz? - spytała, choć pragnęła jaknajszybciej znalezć się z nim w sypialni.- Bo tak cię kocham, że mnóstwo czasu to i tak dla nas za mało - szepnąłgłosem pełnym miłości.- 134 -SR [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- O ścianie dzielącej nasze mieszkania? - zawołał.- Rozbiję ją zarazwłasnymi rękami.Nigdy już nic nie będzie nas od siebie dzielić.Jeżeli tylkonadal mnie chcesz.- Tom, kochanie.Nic jej już nie bolało.Niczego się nie bała.- Byłam taka szczęśliwa w dniu naszego ślubu, mimo że myślałam, żemnie nie kochasz, a teraz.Tom, nawet ci nie potrafię powiedzieć, co czuję.Jean Herrington spoglądała poprzez liście palm na młodą parę siedzącą naplaży.Miała jeszcze przygotować mieszkanie na przyjazd innych nowożeńców,którzy zapowiedzieli się po południu.Nie ruszała się jednak, patrząc zprzyjemnością na młodych ludzi.Nadmorski pensjonat państwa Herringtonów, położony w Emerald Palms,na dalekiej północy Queenslandu, otoczony był zewsząd tropikalnymi lasami.Cudowne ogrody schodziły od pensjonatu w dół, aż do plaży, a zeszmaragdowej zatoki wyłaniały się maleńkie wysepki.W Emerald Palms mogły- 132 -SRbawić najwyżej trzy pary jednocześnie, a pobyt w pensjonacie zapisywał się nazawsze w ich pamięci.- Wydają się tacy szczęśliwi - uśmiechnęła się do męża pani Harrington.-Nie bardzo tylko rozumiem.Dwa mieszkania dla jednej pary?- Ależ poza parą jest jeszcze dziecko, opiekunka do dziecka i dwa wielkiepsy - odparł Bill Harrington.- Wiem, że prosiłaś, żeby nie przyjmować psów,ale co było robić? Ten młody człowiek każdego by chyba przekonał.- Na takiego mi wyglądał - przytaknęła Jean.- I coś ci jeszcze powiem:oni są chyba bardzo szczęśliwi.- Nie wiedziałem jeszcze podobnie zakochanej pary.No, może nie liczącnas - dodał, biorąc żonę za rękę.- Zawsze wiem, kiedy małżeństwo przetrwa - uśmiechnęła się Jean.- Onina pewno zostaną z sobą na zawsze.Bill, co ty robisz! - Odepchnęła męża odsiebie, udając zgorszenie.- Za starzy już jesteśmy na takie.- Za starzy? Wcale nie jesteśmy za starzy.Zobacz.- Wyciągnął rękę wkierunku plaży, na której Tom niósł Annie.- Czy to możliwe, żeby oni kiedyś stali się dla siebie za starzy?- Masz rację - szepnęła, oddając mężowi pocałunek.- Chyba masz rację.Nie było najmniejszych wątpliwości, że Tom i Annie nigdy nie będą dlasiebie za starzy.Wierzył w to on, wierzyła w to ona, a nie wątpił w to nikt, ktoich znał.- Wcale nie mam ochoty wracać do domu - mówiła Annie, leżącwygodnie na plaży w ramionach Toma.- Byliśmy dopiero na trzech wysepkach,a jest ich jeszcze co najmniej pięć.- Mam dla ciebie dobrą wiadomość - uśmiechnął się, wstając.- Wszystkoci zaraz opowiem, ale najpierw kąpiel.Wziął ją na ręce i ruszył w kierunku morza.Zatrzymał się potem nagle, poto tylko, aby ją czule pocałować.- Ale jesteś słona!- 133 -SR- Widzę, że mnie już nie chcesz - zaczęła się przekomarzać.- Nie chcę? Zaraz zobaczymy! - Zawrócił w stronę pensjonatu.- Tom! - zaprotestowała.- Miałeś mi przecież coś opowiedzieć, a pozatym dlaczego ty od razu myślisz o tym, o czym myślisz?- A może ty nie myślisz o tym, o czym myślę ja? Annie zrobiła siępurpurowa.- Może i myślę, ale powiedz mi najpierw to, co miałeś powiedzieć.- No więc lekarz, który nas teraz zastępuje, zgodził się zostać na stałe,możemy więc przedłużyć podróż poślubną i zostać tutaj dłużej, a nasz miesiącmiodowy będzie trwał nawet wtedy, kiedy wrócimy do domu.Razem będziemypracować i razem będziemy mieli wolne i nic już nas nie rozłączy.Nigdy!Mamy więc nareszcie mnóstwo czasu.Mnóstwo czasu dla siebie.- Mówiąc to,przyspieszył kroku.- No to dlaczego tak się spieszysz? - spytała, choć pragnęła jaknajszybciej znalezć się z nim w sypialni.- Bo tak cię kocham, że mnóstwo czasu to i tak dla nas za mało - szepnąłgłosem pełnym miłości.- 134 -SR [ Pobierz całość w formacie PDF ]