[ Pobierz całość w formacie PDF ]
."Chessey odłożyła list.- Ojej! - zareagował Winston.- Nic nie wiedziałam, że Derek to zrobił - przyznała.- Kiedy przeczytasz inne listy, też pewno znajdziesz wiele niespodzianek.- Winston pokiwał głową.- Chessey, czasami sobie myślę, że jestem tępymurzędasem.- Nie jesteś tępym urzędasem.- Owszem, jestem.Manipuluję nieustannie ludzmi, ale właściwie nicnigdy nie robię dla nich dobrego.Najbliższemu sąsiadowi nie pomagam,chyba że zgubi się gdzieś za granicą i trzeba urzędowo zareagować.Niemyślę nawet dobrze o ludziach dokoła mnie, chyba że się oddalają na tysiącekilometrów od kraju.Jestem nieuprzejmy wobec mojego fryzjera, zadzieramnosa wobec portiera, nawet nie daję na Boże Narodzenie prezentulistonoszowi.- Chcesz przez to powiedzieć, że Derek jest inny, lepszy?- Chyba tak.Lepszy jest człowiek, który oddziałuje na najbliższeotoczenie, a nie tylko na świat, który zna z dokumentów i widzi na ekranietelewizyjnym.Lepszy jest człowiek, który pomaga ludziom wokół siebie, anie tylko anonimowym jednostkom rozsianym gdzieś po świecie.- Ale czasami czynisz coś dobrego również dla ludzi będących bliskociebie.- Na przykład?SR- Zadzwoniłeś do prezydenta, wyjaśniłeś moją dwuznaczną sytuację iprosiłeś, żeby porozmawiał z moją babką.- Droga Chessey, zrobiłem to tylko dlatego, że Derek McKennaoświadczył mi, że jeśli tego nie zrobię, to on zwija żagle, leci doWaszyngtonu i da mi w pysk.Chessey aż się zachłysnęła.- Wiesz co, Chessey, jak na pannę Banks Bailey to jesteś bardzo głupia.Ten człowiek cię kocha.Może się z tobą nie zgadzać, może nie chcieć zrobićtego, czego od niego żądasz, może być w jednej chwili przerosłymchłopcem, a w drugiej starym zrzędą, ale on cię kocha.Czy to nie jestnajważniejsze w życiu?- Uparte osły! - powtórzył stary McKenna, wkładając okulary, aby mócprzeczytać menu w Brownsville Cafe, dokąd zaprosił syna na lunch.- Obojezaparliście się jak osły, żeby sobie nie powiedzieć, że się kochacie.Derek potrząsnął głową.- To nie jest miłość.To chwilowe zadurzenie.Z jej strony, bo nigdy niemiała mężczyzny, z mojej, bo od dawna nie miałem żadnej kobiety.- No, to dlaczego przestałeś nagle patrzeć na kobiety dokoła siebie? Nieumawiasz się na żadne randki.A wszystkie kobiety tylko na ciebie łypią.- Nie jestem nimi zainteresowany.- Otóż to!Derek przemilczał tę uwagę.Nie miał też zamiaru przyznawać się ojcu,że bardzo mu brak Chessey.Tak mu jej było brak, że chwilami gotów byłprzykuć się kajdankami do jakiejś rury, żeby nagle nie wyskoczyć z domu iSRnie pojechać do E'town, złapać samolot i szybko znalezć się wWaszyngtonie.Mógł też zostać w wojsku.Szef sztabu powiedział mu, że jeśli chce, tootrzyma pracę w Pentagonie, a potem.potem czeka go niebotyczna kariera.Pokręcił głową.Pentagon? W żadnym wypadku.Mógł też znalezć się w Waszyngtonie, gdyby przyjął propozycjękandydowania do kongresu.Jedna ze stacji telewizyjnych przeprowadziła wtej sprawie badania opinii publicznej i nazwisko Dereka znalazło się napierwszym miejscu listy kandydatów.Zająć się polityką? Nigdy.Mógłby spytać Chessey, czy jednak nie zgodziłaby się osiedlić wKentucky.Absurdalny pomysł.Pracując na farmie.połamałaby sobiewszystkie paznokcie w ciągu jednego tygodnia i co wtedy? Panna BanksBailey załamałaby się zupełnie.Znowu potrząsnął głową.Sytuacja bez wyjścia.On i ona należeli do dwu odrębnych światów, mieli odrębne koncepcjeżycia.Nie ma wyjścia.Musi o niej zapomnieć.- Co to jest, tato? - spytał, podnosząc talerz o srebrnym obrzeżeniu i zherbem pośrodku.- Przecież tu mieli zawsze zwykłe talerze.A to jest jakaśdroga porcelana.- Nie wiem, co to jest, ale ja wezmę hamburgera i pommes frites.- Co to takiego te pommes frites"? - spytał ojca.- Frytki! Na miłość boską, Derek! Pomyślałby ktoś, że wychowałeś się wstajni.SR- Tak dokładnie było, tato.I po co mi wiedzieć, co to są pommes frites",skoro jest na to nasze amerykańskie słowo: frytki.- Teraz z kolei Derekpodniósł mały widelczyk.- A co to znowu? Nie mają uczciwych widelców?- Chyba cię Chessey nauczyła, że tak wygląda widelec do ryb.- A tu pan ma widelec do sałaty i widelec do mięsa - dodała kelnerka,która właśnie podeszła do stolika.-I ma pan jeszcze widelczyk deserowy,łyżkę do zupy, łyżeczkę do kawy.Derek zerwał się i rozejrzał po sali.Wielu klientów, którzy słyszeli głośnepytania Dereka, patrzyło teraz na niego z dezaprobatą.Co tu się do cholery dzieje, zapytywał siebie Derek.Ci ludzie zachowująsię zupełnie inaczej niż przedtem.O właśnie: pani Stevens, właścicielkasklepu alkoholowego, je kurę nożem i widelcem! Niesamowite! Ned Senko iJohn Scherer, współwłaściciele plantacji tytoniowej, piją kawę ze śmieszniemałych filiżanek! Zwariowali! Pod oknem siedzieli blizniacy Houchin, znaniw okolicy jako najbardziej niesforna para.Teraz mają na kolanach rozłożonebiałe serwetki.Lniane!- Mam panu jeszcze wytłumaczyć do czego służą wszystkie noże? -spytała kelnerka.- Nie potrzeba - warknął.- Bo nasz lokal ma teraz klasę - obwieściła kelnerka.- Nowa szefowa takchce.Derek, tknięty przeczuciem, zerwał się i pobiegł do drzwi kuchennych,których omalże nie wyrwał z futryny, gwałtownie je otwierając.SROdziana w biały fartuch stała pochylona nad stołem Chessey i specjalnymnożykiem dzieliła i układała na półmisku pomidory.Na widok Dereka niepodniosła nawet głowy.Zerknęła tylko z ukosa.- Kiedy tu przyjechałaś? - zapytał wściekły na siebie, na własną głupotę iślepotę.- Zaledwie przed dwoma tygodniami.Zadzwoniłam do Winony i onapowiedziała mi o tym lokalu.%7łe jest na sprzedaż.Winston pożyczył mipieniądze, no i kupiłam.- Winston, ten Winston Fairchild pożyczył ci pieniądze? Dlaczego tozrobił?- Powiedział, że choć raz w życiu chce zrobić coś dobrego dla innegoczłowieka.- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że zamierzasz przyjechać? Straciłemdwa tygodnie życia.Naszego życia!- Nie byłam pewna twojej reakcji.To brzmi niemal jak wrabianiemężczyzny w coś, czego on może nie chcieć, kiedy kobieta przenosi się doinnego miasta specjalnie dla niego.Derek zamknął oczy i dziwnie kołysał się na nogach.Potem wypuściłdługo wstrzymywane powietrze i obwieścił całej kuchni, a z pewnością i sali:- Chessey, jesteś mi potrzebna, bardzo potrzebna! Z niechęcią siępoddaję, ale jesteś mi cholernie potrzebna!- To znaczy, że akceptujesz moją decyzję przyjazdu?- Zlikwidowałaś waszyngtońskie mieszkanie i zrezygnowałaś zministerialnej kariery?Skinęła głową, ale po chwili wyszeptała:SR- A jeśli nam nie wyjdzie.? Nie wiem, co wtedy zrobię.- Złożyła ustaw podkówkę, jak mała dziewczynka.- Przestań krakać, bo nie ma nic złego do wykrakania.Sprawa jestpewna.Wiesz, jaki jestem.Ja wiem, jaka ty jesteś.I mamy jedną wspólnącechę.Jesteśmy oboje uparci jak osły.- Mam nadzieję, że masz rację, bo moi kuzyni i kuzynki uważają, żepostradałam zmysły.A babka powiedziała, że zawsze podejrzewała, iż wkońcu zejdę na złą drogę.- Dobrze wybrałaś, Chessey, nie popełniłaś błędu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
."Chessey odłożyła list.- Ojej! - zareagował Winston.- Nic nie wiedziałam, że Derek to zrobił - przyznała.- Kiedy przeczytasz inne listy, też pewno znajdziesz wiele niespodzianek.- Winston pokiwał głową.- Chessey, czasami sobie myślę, że jestem tępymurzędasem.- Nie jesteś tępym urzędasem.- Owszem, jestem.Manipuluję nieustannie ludzmi, ale właściwie nicnigdy nie robię dla nich dobrego.Najbliższemu sąsiadowi nie pomagam,chyba że zgubi się gdzieś za granicą i trzeba urzędowo zareagować.Niemyślę nawet dobrze o ludziach dokoła mnie, chyba że się oddalają na tysiącekilometrów od kraju.Jestem nieuprzejmy wobec mojego fryzjera, zadzieramnosa wobec portiera, nawet nie daję na Boże Narodzenie prezentulistonoszowi.- Chcesz przez to powiedzieć, że Derek jest inny, lepszy?- Chyba tak.Lepszy jest człowiek, który oddziałuje na najbliższeotoczenie, a nie tylko na świat, który zna z dokumentów i widzi na ekranietelewizyjnym.Lepszy jest człowiek, który pomaga ludziom wokół siebie, anie tylko anonimowym jednostkom rozsianym gdzieś po świecie.- Ale czasami czynisz coś dobrego również dla ludzi będących bliskociebie.- Na przykład?SR- Zadzwoniłeś do prezydenta, wyjaśniłeś moją dwuznaczną sytuację iprosiłeś, żeby porozmawiał z moją babką.- Droga Chessey, zrobiłem to tylko dlatego, że Derek McKennaoświadczył mi, że jeśli tego nie zrobię, to on zwija żagle, leci doWaszyngtonu i da mi w pysk.Chessey aż się zachłysnęła.- Wiesz co, Chessey, jak na pannę Banks Bailey to jesteś bardzo głupia.Ten człowiek cię kocha.Może się z tobą nie zgadzać, może nie chcieć zrobićtego, czego od niego żądasz, może być w jednej chwili przerosłymchłopcem, a w drugiej starym zrzędą, ale on cię kocha.Czy to nie jestnajważniejsze w życiu?- Uparte osły! - powtórzył stary McKenna, wkładając okulary, aby mócprzeczytać menu w Brownsville Cafe, dokąd zaprosił syna na lunch.- Obojezaparliście się jak osły, żeby sobie nie powiedzieć, że się kochacie.Derek potrząsnął głową.- To nie jest miłość.To chwilowe zadurzenie.Z jej strony, bo nigdy niemiała mężczyzny, z mojej, bo od dawna nie miałem żadnej kobiety.- No, to dlaczego przestałeś nagle patrzeć na kobiety dokoła siebie? Nieumawiasz się na żadne randki.A wszystkie kobiety tylko na ciebie łypią.- Nie jestem nimi zainteresowany.- Otóż to!Derek przemilczał tę uwagę.Nie miał też zamiaru przyznawać się ojcu,że bardzo mu brak Chessey.Tak mu jej było brak, że chwilami gotów byłprzykuć się kajdankami do jakiejś rury, żeby nagle nie wyskoczyć z domu iSRnie pojechać do E'town, złapać samolot i szybko znalezć się wWaszyngtonie.Mógł też zostać w wojsku.Szef sztabu powiedział mu, że jeśli chce, tootrzyma pracę w Pentagonie, a potem.potem czeka go niebotyczna kariera.Pokręcił głową.Pentagon? W żadnym wypadku.Mógł też znalezć się w Waszyngtonie, gdyby przyjął propozycjękandydowania do kongresu.Jedna ze stacji telewizyjnych przeprowadziła wtej sprawie badania opinii publicznej i nazwisko Dereka znalazło się napierwszym miejscu listy kandydatów.Zająć się polityką? Nigdy.Mógłby spytać Chessey, czy jednak nie zgodziłaby się osiedlić wKentucky.Absurdalny pomysł.Pracując na farmie.połamałaby sobiewszystkie paznokcie w ciągu jednego tygodnia i co wtedy? Panna BanksBailey załamałaby się zupełnie.Znowu potrząsnął głową.Sytuacja bez wyjścia.On i ona należeli do dwu odrębnych światów, mieli odrębne koncepcjeżycia.Nie ma wyjścia.Musi o niej zapomnieć.- Co to jest, tato? - spytał, podnosząc talerz o srebrnym obrzeżeniu i zherbem pośrodku.- Przecież tu mieli zawsze zwykłe talerze.A to jest jakaśdroga porcelana.- Nie wiem, co to jest, ale ja wezmę hamburgera i pommes frites.- Co to takiego te pommes frites"? - spytał ojca.- Frytki! Na miłość boską, Derek! Pomyślałby ktoś, że wychowałeś się wstajni.SR- Tak dokładnie było, tato.I po co mi wiedzieć, co to są pommes frites",skoro jest na to nasze amerykańskie słowo: frytki.- Teraz z kolei Derekpodniósł mały widelczyk.- A co to znowu? Nie mają uczciwych widelców?- Chyba cię Chessey nauczyła, że tak wygląda widelec do ryb.- A tu pan ma widelec do sałaty i widelec do mięsa - dodała kelnerka,która właśnie podeszła do stolika.-I ma pan jeszcze widelczyk deserowy,łyżkę do zupy, łyżeczkę do kawy.Derek zerwał się i rozejrzał po sali.Wielu klientów, którzy słyszeli głośnepytania Dereka, patrzyło teraz na niego z dezaprobatą.Co tu się do cholery dzieje, zapytywał siebie Derek.Ci ludzie zachowująsię zupełnie inaczej niż przedtem.O właśnie: pani Stevens, właścicielkasklepu alkoholowego, je kurę nożem i widelcem! Niesamowite! Ned Senko iJohn Scherer, współwłaściciele plantacji tytoniowej, piją kawę ze śmieszniemałych filiżanek! Zwariowali! Pod oknem siedzieli blizniacy Houchin, znaniw okolicy jako najbardziej niesforna para.Teraz mają na kolanach rozłożonebiałe serwetki.Lniane!- Mam panu jeszcze wytłumaczyć do czego służą wszystkie noże? -spytała kelnerka.- Nie potrzeba - warknął.- Bo nasz lokal ma teraz klasę - obwieściła kelnerka.- Nowa szefowa takchce.Derek, tknięty przeczuciem, zerwał się i pobiegł do drzwi kuchennych,których omalże nie wyrwał z futryny, gwałtownie je otwierając.SROdziana w biały fartuch stała pochylona nad stołem Chessey i specjalnymnożykiem dzieliła i układała na półmisku pomidory.Na widok Dereka niepodniosła nawet głowy.Zerknęła tylko z ukosa.- Kiedy tu przyjechałaś? - zapytał wściekły na siebie, na własną głupotę iślepotę.- Zaledwie przed dwoma tygodniami.Zadzwoniłam do Winony i onapowiedziała mi o tym lokalu.%7łe jest na sprzedaż.Winston pożyczył mipieniądze, no i kupiłam.- Winston, ten Winston Fairchild pożyczył ci pieniądze? Dlaczego tozrobił?- Powiedział, że choć raz w życiu chce zrobić coś dobrego dla innegoczłowieka.- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że zamierzasz przyjechać? Straciłemdwa tygodnie życia.Naszego życia!- Nie byłam pewna twojej reakcji.To brzmi niemal jak wrabianiemężczyzny w coś, czego on może nie chcieć, kiedy kobieta przenosi się doinnego miasta specjalnie dla niego.Derek zamknął oczy i dziwnie kołysał się na nogach.Potem wypuściłdługo wstrzymywane powietrze i obwieścił całej kuchni, a z pewnością i sali:- Chessey, jesteś mi potrzebna, bardzo potrzebna! Z niechęcią siępoddaję, ale jesteś mi cholernie potrzebna!- To znaczy, że akceptujesz moją decyzję przyjazdu?- Zlikwidowałaś waszyngtońskie mieszkanie i zrezygnowałaś zministerialnej kariery?Skinęła głową, ale po chwili wyszeptała:SR- A jeśli nam nie wyjdzie.? Nie wiem, co wtedy zrobię.- Złożyła ustaw podkówkę, jak mała dziewczynka.- Przestań krakać, bo nie ma nic złego do wykrakania.Sprawa jestpewna.Wiesz, jaki jestem.Ja wiem, jaka ty jesteś.I mamy jedną wspólnącechę.Jesteśmy oboje uparci jak osły.- Mam nadzieję, że masz rację, bo moi kuzyni i kuzynki uważają, żepostradałam zmysły.A babka powiedziała, że zawsze podejrzewała, iż wkońcu zejdę na złą drogę.- Dobrze wybrałaś, Chessey, nie popełniłaś błędu [ Pobierz całość w formacie PDF ]