[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I może właśnie przyszłata chwila? Może właśnie w ten sposób staję się muzyką?Jestem ohydna.Jak zawsze, myślę o sobie.A Kasia tam czeka inawet nie wie, czy podobała mi się jej kompozycja.Wyciągam rękę po telefon, leżący obok tapczanu.Naciskam klawisze.Po chwili słyszę głos Kasi:- Tak, słucham?- To ja - mówię szeptem, żeby nie obudzić Ewy.- Czekam na ciebie.- Kasiu, twoja kompozycja jest cudowna.Naprawdę.To arcydzieło.Zobaczysz, przejdziesz do historii muzyki.- Coś ty - śmieje się Kasia.- Za ile przyjedziesz?- Dzisiaj nie mogę - szepczę.- Zenuś się rozchorował, muszę sięnim opiekować.Patrzę, a Ewa podnosi się na łokciu i wszystkiego słucha.I drżąjej usta i patrzy na mnie tak smutno.aż mi się serce kraje na kawałki.A w słuchawce daleki, daleki głos Kasi:- To może ja do ciebie przyjadę? Czuję się już lepiej.- Nie, nie, nie przyjeżdżaj!- Czemu?- Bo cię okłamałam - mówię z nagłą złością.Zenuś wcale nie jestchory.Już nigdy do ciebie nie przyjdę.Zegnaj, Kasiu.Słyszę, jak Kasia zaczyna szlochać.Ewa bierze ode mnie słuchawkęi przykłada ją sobie do ucha.Słysząc płacz Kasi, uśmiecha się domnie.Odkłada słuchawkę.Kładzie głowę na moim ramieniu.Wsłuchuję się wjej oddech.- Czy jesteś ze mnie zadowolona? - pytam.- Nigdy ci tego nie zapomnę.Jesteś słodka.- Zrobisz mi herbaty?- Już lecę.Ewunia wskakuje w szlafrok, podbiega do okna, podnosi rolety i jużjej w pokoju nie ma.Ubieram się szybko.Z załamania fotelawygrzebuję fiolkę z cjankiem, bo widziałam, jak ją tu chowała.Mocuję się z zakrętką.W tym momencie wraca Ewa.- Nastawiłam wodę - mówi i widzi mnie z fiolką w ręce.Krzyczy: -Zostaw to!Biegnie do mnie, za pózno, już połknęłam.Patrzy na mnie, ja nanią.nic się ze mną nie dzieje.- Ale dałaś się nabrać, to była aspiryna.Wkładam buciki, biorę teczkę, wychodzę.Ewa biegnie za mną.- Nie bądz głupia! Majka!Zamykam bramę za sobą.Idę ulicą.Zwieci słoneczko, wieje wietrzyk.jest cudnie.Zadzwoniłam do Kasi z pierwszej budki i bardzo ją przeprosiłam,ale ona wcale się nie gniewała, więc wskoczyłam do autobusu i jużpo pół godzinie byłyśmy razem.Do wieczora gadałyśmy o muzyce i ofilozofii.Musimy być cierpliwe.W życiu jest jeszcze tyletajemnic, których istnienia jeszcze się nawet nie domyślamy.Kiedy wróciłam do domu, tata był pijany i strasznie rozrabiał.Mamusię bolało serce, a dziewczynki płakały.I nawet Tadziu byłzły, bo w tym hałasie nie mógł oglądać telewizora.Zarazzaprowadziłam porządek.Tatusia położyłam spać na moim tapczanierazem z Tadziem, dziewczynkom opowiedziałam bajkę na dobranoc, a wkońcu uspokoiłam i mamusię, wyciągając ją na wspomnienia zdzieciństwa.Już wszystko dobrze w naszym domu.Zpią wszyscy, tylko ja zasnąćnie mogę, bo śpię razem z mamusią, a ona tak głośno chrapie, że ażsię obraz trzęsie na ścianie.No, może trochę przesadziłam z tymobrazem, ale spać przy takim chrapaniu to się naprawdę nie da.Wychodzę na balkon.Jest ciepło, świecą gwiazdy.Ziemia widziana z daleka jest taką samą gwiazdką, jak one.Maluteńkie światełko w ciemności.Oto, czym wszyscy razem jesteśmytu, na ziemi.Jakoś mi dobrze z tą myślą.Już piąta rano.Trochę się zdrzemnęłam.Teraz robię tatusiowiśniadanie.Budzę go.Ubiera się i przychodzi do kuchni.Aż żal na niego patrzeć.Stawiam przed nim kubek z herbatą i głaszczę go po głowie.Po razpierwszy w moim życiu głaszczę mojego tatusia po głowie, jakby byłmoim małym braciszkiem, albo nawet małym synkiem.- Narozrabiałem, co?- Trochę tak - mówię.- Kup mamusi kwiaty, jak będziesz wracał zroboty.Nigdy jej nie kupujesz kwiatów. - Jak to nie? A co jej przyniosłem na dzień kobiet?- Ale kup jej dzisiaj.- Akurat.Kupię i mi piekło zrobi, że pieniądze na duperelewydaję.- Ale może dziś nie zrobi.Zaryzykuj.Tata śmieje się.- No dobra.Ryzyk fizyk, kupię.Jest już przy drzwiach, już ma wychodzić do roboty, gdy odwracasię do mnie, mruga i mówi cicho:- Ryzyk fizyk.Odmruguję mu z uśmiechem.Och, jak w tym domu potrzebna jestdorosła córka.- Haj, Majka.Haj.- Słuchaj, głupia sprawa.Mimi zginął pierścionek.Ten zbrylantem, wiesz, co kosztował ponad tysiąc dolarów.Chciała gowczoraj włożyć, bo szli na przyjęcie.Szukam go od rana.Pamiętasz.bawiłyśmy się nim.- Pamiętam.Ale przecież włożyłyśmy go z powrotem do pudełka.Razem z kolią.- Ty ostatnia go miałaś.Może zapomniałaś zdjąć?- Zdjęłam.Chyba nie myślisz, że ukradłam.- Ja nic nie myślę.Ale mogłaś zapomnieć.Potem zdjęłaś go usiebie w domu, gdzieś położyłaś i zapomniałaś.To się zdarza.- Na pewno nie, bym pamiętała.Przysięgam ci, że go nie mam.- Zrozum.Ostatnio tylko ty do mnie przychodziłaś.Jak się nieznajdzie, będzie na ciebie.- Ale ja go nie mam.- Mimo to proszę, poszukaj u siebie.Musimy się upewnić.Jakznajdziesz, zaraz do mnie zadzwoń.Ja też będę jeszcze szukać.- Mogę poszukać, ale wiem na pewno, że go u mnie nie ma.- Ale poszukaj.Haj, wracam do domu.I pojechała.A ja ostatni dzień lekcji mam zatruty myślą opierścionku.Przypominam sobie cały tamten dzień, w którym bawiłyśmy siębiżuterią mamy Ewy, ale czym więcej o tym myślę, tym mniejpamiętam, co mogłam zrobić z tym pierścionkiem.Nagle przychodzimi do głowy taka myśl, że.ten pierścionek wcale nie zginął, żeto Ewa tylko tak wymyśliła, żeby mnie dręczyć, żeby się na mniezemścić za wczorajsze.Tak, jestem pewna, że tak właśnie jest.Prawie pewna.Nie, całkowicie pewna.Trochę Ewę poznałam i wiem, na co ją stać.Nikt jej nie zna tak dobrze, jak ja.Może nawet nie chodzi jej ozemstę.Może tym pierścionkiem chce jakoś unieważnić to, co stałosię między nami wczoraj.A ja przecież nie gniewam się na nią,potrafię doskonale zrozumieć jej zazdrość o Kasię.Może ja też najej miejscu byłabym zazdrosna?Czuję, że się jeszcze między nami wszystko ułoży.Och, jak byłobycudownie, gdyby chciała się zaprzyjaznić z Kasią.Wtedy miałabymje dwie.A może nawet udałoby się nam namówić Kasię na to, żebyzdawała z nami do liceum? I aż do matury byśmy były razem, wetrzy.Kasia w normalnej sukience to ktoś zupełnie inny, niż Kasia wstroju cygańskim.Dopiero teraz tak naprawdę widać, jaka jestszczuplutka i śliczna.I taka beztroska.To na pewno dlatego, żepozbyła się Dżigiego.I dobrze ci tak, kolego.Czuje się już dobrze.Nie ma gorączki, ani nic, tylko jeszczetrochę się smarka.To przeziębienie to stąd, że jak po tych pięciudniach i nocach komponowania wyszła do ogrodu, to położyła się wtrawie i spała na ziemi chyba z pięć godzin, zanim jej babcia nieznalazła. Nagrała swoją kompozycję na kasetę i wysłała ją do bardzo dobregokrytyka muzycznego z prośbą, żeby jej napisał, co o tym myśli, iteraz ciągle lata na dół do skrzynki, czy już nie ma listu odniego.Ale jak ma być, jeśli od wysłania kasety upłynęło dopierokilka dni.?Byłyśmy na długim spacerze.Kupiłyśmy na dworcu kolejowym prawieczterdzieści biletów powrotnych do Sobótki.Teraz siedzimy w domui wkładamy je do kopert.Bilety są na pojutrze, na każdym wypisałyśmy godzinę odjazdu.Po co tyle biletów?Tajemnica.Na uroczystości wręczania świadectw ukończenia szkoły podstawowejnie ma tylko dwóch dziewcząt z naszej klasy.Kasi i Ewy.Kasiajest już w Sobótce, przygotowuje wszystko na jutro.A Ewa? Jejświadectwo bierze Magda, ja biorę Kasi.Zaglądam.zdała.Tylkoże tróje od góry do dołu.Podchodzi do mnie Magda.Pyta, czy nie znalazłam pierścionka.Mówię, że nie i daję jej dwie koperty z biletami dla niej i Ewy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl