[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myśli pan, że tak jest?Możetak być?- Faktycznie istnieje coś takiego jak dążenie doprzyznaniasię.Bywali zabójcy, którzy przez wiele dni jezdziliz zakrwawionym ubraniem ofiar na przednimsiedzeniusamochodu, żeby sprowokować zatrzymanie.- Więc widzą potwornośćswoichczynów.Chcą ponieśćkarę.342Hirschberg uniósł brwi i wykrzywił usta.- Muszę pana rozczarować.W nielicznych zaledwieprzypadkachchodzi o skruchę.Często sprawca chce, byjego rzekomo wielki czyn wreszcie stałsię publiczny, chcesię nimpochwalić.I chcesam zdecydowaćo chwili zatrzymania.Chce zostać złapany, żeby pokazać wszystkim, żeto on sprawił, iżświat wstrzymał oddech.On, po którymnajmniej siętego spodziewano.I jeśli się przyzna, możepowtarzać swój czynw duchu.To powód, dla któregowielu sprawców niedługo po zatrzymaniu sprzedajeswojehistorietelewizji albo jakiemuś poczytnemu czasopismu.Udają, że żałują, w rzeczywistości się chełpią. - Sądzi pan, że ma jakieś znaczenie fakt, iż GabrieleHasler została zabita w nocpoprzedzającą jejurodziny,aAndrea Lorenz w rocznicę swojego ślubu?-Z całąpewnością.Sadyści uwielbiają detale.Takie drobiazgi todla nich ta wisienka na torcie.- Ale skoro nie znał AndreiLorenz?-Powiedzmy raczej: to ona go nie znała.Tacy sprawcynamierzają swoje ofiary.To także daje im poczucie władzy.Zdobywają informacje, żeby kiedyś je wykorzystać.- Czy jestjeszcze coś,co mógłby mipanpowiedzieć?Coś, co pomogłobynam szybko go ująć?Odłożyłfajkę i spojrzał Marthalerowi prosto w oczy.- Przepraszam,ale wciążpan nie rozumie.Dla mnie tonieważne, czy go schwytacie.A jeśli go schwytacie, nieważne, co z nim zrobicie.Czy wyślecie go na terapię, zamkniecie zakratkami czy też dostaniekarę śmierci,tosą decyzjepoza moim zasięgiem.Wystarczająco długoignorowano moje zdanie.Co nie znaczy, że go nie mam.Alejuż go nie wyrażę.Marthalerwstał.Chciał jak najszybciej opuścić to miejsce,wsiąść na roweri ruszyć pod stromą góręRuppertshainer.343.Ale zanim się pożegnał, Rainer Hirschberg jeszcze raz sięodezwał.- Mogę panu zadać jednopytanie?-Proszę.- Ma pan zemną kłopot, prawda?Powie mi pan,dlaczego?- Nasza rozmowa dużo mnie nauczyła.Wiele mi panwyjaśnił.Ale uważam, że trzeba stawiać granice.Niepodoba mi się panastanowisko, pańskiezrozumienie dlawszystkich, to że przyjmuje pankażde odstępstwo odnormy.Myślę, żeskrzywdzono pana tam, gdzie pan pracował.I że jest pan sfrustrowany.Ja czasemteż jestemzmęczony.Wtedy kładę się do łóżka i śpię dwanaściegodzin.A następnego rankawstajęi znów się wtrącam.W przeciwieństwie do pana,jestem zdania, że trzeba sięwtrącać.%7łe nie wolno sięprzyglądać, jakludzie się zabijają.Pan natomiast wydaje mi siękimś, kto nie chce interweniować.Ktosiedzi gdzieś w chmurach i patrzynaświat zgóry.I z łagodnym uśmiechem pozwala, by działosię wszystko, co się dzieje.Mamrację?- Tak.Ja bym to wyraził inaczej.Ale toteżbyło niezłe.- Widzi pan, iwłaśnie to mi się niepodoba.Mimowszystko dziękuję.Ale mam jeszcze jedno, ostatnie pytanie.Istnieją owady,które mogą zniszczyć cały rójpszczół.Zapomniałem, jak się nazywają.- Mówi pan ovarroa.To roztocza.Tak, to poważnyproblem dla wszystkich pszczelarzy.- Co panz nimi robi?-Są środki do ich zwalczania.Stosuję je.- No właśnie.Takmyślałem.d ziesięćpoprzedniego wieczoru Tobi długo jechał - nawetwtedy, gdy już było ciemno.Nie zwracał uwagi, dokąd.Niemiał celu, pozajednym: jak najbardziej oddalićsię od Frankfurtu.Na ostatnich kilometrach drogibyły coraz węższe,a miejscowości coraz mniejsze.Zatrzymał się, gdy zobaczył oświetlony szyld jakiegoś zajazdu.Zarzucił rowernaplecy i wniósł go po schodach.Otworzyłdrzwi, postawiłrower przybarze.Nieliczni goście popatrzyli na niego zezdziwieniem.- Czy są wolne pokoje?- zapytał.- Oczywiście -odpowiedziała kobieta, odkręcając kurkiod pipy, by wypłukać je wzlewie.-A mogę wziąć rower do pokoju?- Jak niczegonie pobrudzisz, to tak.Równie dobrzemożesz zostawić go na korytarzu.Nikt tu nie kradnie.- Nie, muszęgo wziąć ze sobą.A ilekosztujepokój?- Trzydzieści pięć.Tobi zawahał się.Choć do tejpory nie wydał jeszczeani centa, zostanie mu tylko piętnaścieeuro.- Niema nic tańszego?Właścicielka westchnęła.Uśmiechnęłasię.- Jak nikomu nie powiesz, to wynajmę ci za trzydzieści.Zgoda?345 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Myśli pan, że tak jest?Możetak być?- Faktycznie istnieje coś takiego jak dążenie doprzyznaniasię.Bywali zabójcy, którzy przez wiele dni jezdziliz zakrwawionym ubraniem ofiar na przednimsiedzeniusamochodu, żeby sprowokować zatrzymanie.- Więc widzą potwornośćswoichczynów.Chcą ponieśćkarę.342Hirschberg uniósł brwi i wykrzywił usta.- Muszę pana rozczarować.W nielicznych zaledwieprzypadkachchodzi o skruchę.Często sprawca chce, byjego rzekomo wielki czyn wreszcie stałsię publiczny, chcesię nimpochwalić.I chcesam zdecydowaćo chwili zatrzymania.Chce zostać złapany, żeby pokazać wszystkim, żeto on sprawił, iżświat wstrzymał oddech.On, po którymnajmniej siętego spodziewano.I jeśli się przyzna, możepowtarzać swój czynw duchu.To powód, dla któregowielu sprawców niedługo po zatrzymaniu sprzedajeswojehistorietelewizji albo jakiemuś poczytnemu czasopismu.Udają, że żałują, w rzeczywistości się chełpią. - Sądzi pan, że ma jakieś znaczenie fakt, iż GabrieleHasler została zabita w nocpoprzedzającą jejurodziny,aAndrea Lorenz w rocznicę swojego ślubu?-Z całąpewnością.Sadyści uwielbiają detale.Takie drobiazgi todla nich ta wisienka na torcie.- Ale skoro nie znał AndreiLorenz?-Powiedzmy raczej: to ona go nie znała.Tacy sprawcynamierzają swoje ofiary.To także daje im poczucie władzy.Zdobywają informacje, żeby kiedyś je wykorzystać.- Czy jestjeszcze coś,co mógłby mipanpowiedzieć?Coś, co pomogłobynam szybko go ująć?Odłożyłfajkę i spojrzał Marthalerowi prosto w oczy.- Przepraszam,ale wciążpan nie rozumie.Dla mnie tonieważne, czy go schwytacie.A jeśli go schwytacie, nieważne, co z nim zrobicie.Czy wyślecie go na terapię, zamkniecie zakratkami czy też dostaniekarę śmierci,tosą decyzjepoza moim zasięgiem.Wystarczająco długoignorowano moje zdanie.Co nie znaczy, że go nie mam.Alejuż go nie wyrażę.Marthalerwstał.Chciał jak najszybciej opuścić to miejsce,wsiąść na roweri ruszyć pod stromą góręRuppertshainer.343.Ale zanim się pożegnał, Rainer Hirschberg jeszcze raz sięodezwał.- Mogę panu zadać jednopytanie?-Proszę.- Ma pan zemną kłopot, prawda?Powie mi pan,dlaczego?- Nasza rozmowa dużo mnie nauczyła.Wiele mi panwyjaśnił.Ale uważam, że trzeba stawiać granice.Niepodoba mi się panastanowisko, pańskiezrozumienie dlawszystkich, to że przyjmuje pankażde odstępstwo odnormy.Myślę, żeskrzywdzono pana tam, gdzie pan pracował.I że jest pan sfrustrowany.Ja czasemteż jestemzmęczony.Wtedy kładę się do łóżka i śpię dwanaściegodzin.A następnego rankawstajęi znów się wtrącam.W przeciwieństwie do pana,jestem zdania, że trzeba sięwtrącać.%7łe nie wolno sięprzyglądać, jakludzie się zabijają.Pan natomiast wydaje mi siękimś, kto nie chce interweniować.Ktosiedzi gdzieś w chmurach i patrzynaświat zgóry.I z łagodnym uśmiechem pozwala, by działosię wszystko, co się dzieje.Mamrację?- Tak.Ja bym to wyraził inaczej.Ale toteżbyło niezłe.- Widzi pan, iwłaśnie to mi się niepodoba.Mimowszystko dziękuję.Ale mam jeszcze jedno, ostatnie pytanie.Istnieją owady,które mogą zniszczyć cały rójpszczół.Zapomniałem, jak się nazywają.- Mówi pan ovarroa.To roztocza.Tak, to poważnyproblem dla wszystkich pszczelarzy.- Co panz nimi robi?-Są środki do ich zwalczania.Stosuję je.- No właśnie.Takmyślałem.d ziesięćpoprzedniego wieczoru Tobi długo jechał - nawetwtedy, gdy już było ciemno.Nie zwracał uwagi, dokąd.Niemiał celu, pozajednym: jak najbardziej oddalićsię od Frankfurtu.Na ostatnich kilometrach drogibyły coraz węższe,a miejscowości coraz mniejsze.Zatrzymał się, gdy zobaczył oświetlony szyld jakiegoś zajazdu.Zarzucił rowernaplecy i wniósł go po schodach.Otworzyłdrzwi, postawiłrower przybarze.Nieliczni goście popatrzyli na niego zezdziwieniem.- Czy są wolne pokoje?- zapytał.- Oczywiście -odpowiedziała kobieta, odkręcając kurkiod pipy, by wypłukać je wzlewie.-A mogę wziąć rower do pokoju?- Jak niczegonie pobrudzisz, to tak.Równie dobrzemożesz zostawić go na korytarzu.Nikt tu nie kradnie.- Nie, muszęgo wziąć ze sobą.A ilekosztujepokój?- Trzydzieści pięć.Tobi zawahał się.Choć do tejpory nie wydał jeszczeani centa, zostanie mu tylko piętnaścieeuro.- Niema nic tańszego?Właścicielka westchnęła.Uśmiechnęłasię.- Jak nikomu nie powiesz, to wynajmę ci za trzydzieści.Zgoda?345 [ Pobierz całość w formacie PDF ]