[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stały tu kompresory, piece, nawilżacze, klimatyzatory, filtry elektrostatyczne i inne urządzenia, dzięki którym atmosfera na stacji była taka, jak na powierzchni oraz wolna od zarazków.Mimo całej tej maszynerii w zakładzie panowała zaskakująca cisza.I to ona przygniatała Corbetta.Już otworzył usta, żeby zawołać Bishop, ale zrezygnował.Przechodził przez kolejne pomieszczenia, starając się nie robić hałasu.Kolejną salę wypełniały przewody wentylacyjne i zamknięte w stalowych osłonach układy filtrów wznoszące się aż do sufitu.Było tu jeszcze ciemniej niż w poprzednich pomieszczeniach.Corbett lawirował powoli między rurami, rozglądając się na boki.A może Bishop już wyszła? Może Wolverton się pomylił i nigdy jej tu nie było? Po co miałaby tu przychodzić? Wydawało się to zupełnie nieprawdopodobne…Nagle Corbett ją zauważył.Klęczała przy potężnej stalowej rurze, plecami do niego, całkowicie czymś pochłonięta.Przez chwilę myślał, że wykonuje masaż serca, ale zaraz się zorientował, że to, co uznał za ciało, w rzeczywistości było dużą, czarną torbą z nylonu.Zbliżył się do niej o krok.Dziwne.Bishop poruszała rękami tak, jakby rzeczywiście robiła masaż serca.Corbett zmarszczył brwi.Słyszał, jak Bishop ciężko sapie; widać to zajęcie wymagało sporego wysiłku.Corbett zrobił jeszcze jeden krok.Teraz mógł zajrzeć jej przez ramię.Bishop ugniatała kostkę z materiału podobnego do gliny, starając się nadać jej postać wałka długości około pół metra.Corbett dostrzegł dwa takie wałki przyklejone do stalowej rury.Nim zdołał się opanować, głośno wciągnął powietrze.Bishop upuściła ciasto i zerwała się na nogi, odwracając do niego twarzą.–Jesteś sabotażystką – powiedział Corbett, choć było to oczywiste.– To ty próbowałaś przeciąć kopułę.Nozdrza Bishop rozszerzyły się, ale nic nie odpowiedziała.Corbett wiedział, że powinien coś zrobić – uciec, wezwać pomocy – ale stał oszołomiony, niemal sparaliżowany.–Co to jest? Semteks? Bishop wciąż się nie odzywała.Corbett gorączkowo myślał.Choć pracował z nią od wielu miesięcy, w istocie niewiele o niej wiedział.Wydawało mu się to jednak niemożliwe.To nieprawda, nieprawda.To jakieś nieporozumienie.–Co ty robisz? – spytał.–Myślę, że to chyba oczywiste – odrzekła wreszcie Bishop.– Ta rura to południowa szprycha ciśnieniowa.Gdy Corbett usłyszał z jej ust potwierdzenie zdrady, przełamało to jego umysłową blokadę.–Przecież szprycha jest wypełniona wodą – powiedział.– Wybuch spowoduje pęknięcie rury i zalanie całej stacji.Corbett cofnął się o krok.–Nie ruszaj się – nakazała mu Bishop.Coś w jej głosie sprawiło, że Corbett się zatrzymał.–Dlaczego to robisz? – spytał, jednocześnie niedbałym ruchem splatając ręce na plecach.Bishop nie odpowiedziała.Wydawało się, że zastanawia się nad następnym posunięciem.Corbett ukradkiem wyjął telefon komórkowy z tylnej kieszeni spodni.Prawie się nie ruszając, wybrał kciukiem 1231 – numer wewnętrzny Bryce’a.Na szczęście numer był tak prosty, że nie musiał patrzyć na komórkę.Trudniejszym zadaniem było wyłączenie głosu, dlatego Corbett tylko zasłonił palcami głośnik.–Po tej stronie bariery nie ma żadnych środków wybuchowych – powiedział.– Jak przeszmuglowałaś semteks na stację?Z twarzy Bishop znikły wszelkie oznaki niepewności.Zaśmiała się ponuro.–Wanną są przewożone różne nieprzyjemne substancje medyczne.Sam dobrze o tym wiesz.Strażnicy nie mają większej ochoty w nich grzebać.W ten sposób można przemycić różne rzeczy.Na przykład to.– Bishop włożyła rękę do kieszeni fartucha i wyciągnęła pistolet.Corbett, wciąż oszołomiony i zaskoczony, patrzył na broń tak, jakby to był eksponat.Brzydki pistolet z dziwnym, lśniącym wykończeniem, krótką lufą i tłumikiem.Chciał już spytać, jak zdołała uniknąć detektorów metalu, ale patrząc na błyszczący zamek sam odgadł: pistolet był zrobiony z kompozytu ceramiczno-polimerowego.Kosztowna i nielegalna broń.–Jeśli zatopisz stację, sama zginiesz – powiedział.–Nastawiłam detonator na dziesięć minut.Gdy nastąpi wybuch, będę już na dwunastym poziomie, przy kapsule ewakuacyjnej.–Michele, nie rób tego – błagał Corbett.– Nie zdradzaj ojczyzny.Nie wiem, dla jakiego kraju pracujesz, ale nie warto tego robić.Twarz Bishop nagle spochmurniała.–Dlaczego sądzisz, że pracuję dla rządu innego państwa? – spytała gniewnie.– Dlaczego uważasz, że w ogóle pracuję dla jakiegoś rządu?–Ja… – Corbett urwał zaskoczony tym wybuchem.–Nie można pozwolić, żeby to, co się tutaj znajduje, wpadło w ręce rządu Stanów Zjednoczonych.Ameryka już wielokrotnie dowiodła, że jeśli tylko może, nadużywa swojej potęgi.Skonstruowaliśmy bombę atomową i co zrobiliśmy? Już po kilku miesiącach zbombardowaliśmy dwa miasta.–Nie możesz tego porównywać z…–Jak myślisz, co zrobi Ameryka, gdy opanuje technologię wytwarzania urządzeń, które są tu ukryte? Stanom Zjednoczonym nie można powierzyć czegoś takiego.–Technologie? – autentycznie zdziwił się Corbett.– O jakiej technologii ty mówisz?Wybuch skończył się równie szybko, jak nastąpił.Bishop nic nie odpowiedziała, tylko gniewnie pokręciła głową.Nagle ciszę przerwał męski głos.Teraz po raz pierwszy Corbett poczuł, jak żołądek kurczy mu się ze strachu.Zaaferowany gniewną rozmową zapomniał, że musi trzymać palce na głośniku telefonu komórkowego.Twarz Bishop stwardniała.–Pokaż ręce – rozkazała.Corbett powoli uniósł ręce.W prawej trzymał telefon [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl