[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.We mglezobaczyła niebiesko-białe światła stacji benzynowej.Zjazd prowadził najednopasmową drogę lokalną i Sorenson ujrzała stację trzydzieścimetrów na południe od niej.Była duża, przeznaczona dla ciężaróweki samochodów osobowych.W części dla aut osobowych zainstalowanosześć dystrybutorów.Stała tam budka, w której płaciło się za paliwo,a na skraju stacji barak z toaletami.Po drugiej stronie drogi znajdowałsię długi budynek przypominający stodołę z napisem POSIŁKII NAPOJE PRZEZ CAŁĄ DOBĘ, wymalowanym białą farbą napochyłym dachu.Zatankowała, znów słysząc w głowie nosowy głos: „Tamtych i takzgubiłem.Tutejsze drogi są fatalne.Będę musiał podejść do tegoinaczej”.Czternaście słów.Rezygnacja, frustracja, a potem nowepostanowienie.Pierwsza osoba liczby pojedynczej.Instynktowniezakładająca indywidualną odpowiedzialność jednostki za los drugiej.Determinacja.I duża wiedza.Sorenson powiedziała: „Należałoby sięspodziewać, że komunikat, w którym jest mowa o dwóch mężczyznach,będzie też dotyczył więcej niż dwóch”.Chodziło o KOP – komunikato poszukiwaniu.Nie musiał pytać, co to oznacza.Wiedział.Potempowiedział: „Policjanci nie wyciągają żadnych wniosków.Nie mająinicjatywy.Dlatego w dziewięciu na dziesięć przypadków pakują sięw kłopoty”.Trafna uwaga.Podobnie jak: „Chyba spodziewali sięblokad i potrzebowali przykrywki”.Ona pomyślała dokładnie to samo.Był zdecydowany, odpowiedzialny, zdeterminowany, bystry i znałsię na rzeczy.Wiózł dwóch morderców ukradzionym samochodem.I zakładniczkę.„Dlaczego więc do was dzwonię?”.Kim ten facet, do cholery, jest?32Reacher przeglądał broszury o atrakcjach turystycznych na stojakuw holu, aż znalazł coś, co przypominało mapę.Nie był to wybitnyprzykład sztuki kartograficznej, ale niczym lepszym motel niedysponował.Właściwie był to ręcznie narysowany prostokątz zaznaczonym na dole po lewej Kansas City, na dole po prawej StLouis, Des Moines na górze po lewej i Cedar Rapids na górze po prawej.Między tymi czterema punktami miast rozciągała się szeroka białaprzestrzeń usiana ikonkami oznaczającymi rzeczy, które w ogóleReachera nie interesowały.Interesowała go biała przestrzeń, a szczególnie jej górna część.Tanależąca do stanu Iowa.Trzydziestego spośród pięćdziesięciu podwzględem liczby mieszkańców, dwudziestego szóstego pod względempowierzchni.Do Iowa należała jednak jedna czwarta najbardziejurodzajnych ziem Ameryki, stan figurował więc na czele listynajwiększych producentów kukurydzy, soi oraz hodowców bydłai trzodychlewnej.Oznaczałotosłabezaludnienie,liczonew kilometrach odległości między najbliższymi sąsiadami, dużoodosobnionych budynków niewiadomego przeznaczenia i pewnąobojętność mieszkańców żyjących każdy własnym życiem, których nieinteresowało, co kto robi, gdzie, kiedy i po co.Najgorzej prowadzić poszukiwaniaw gęsto zamieszkanychmiastach i na otwartych wiejskich przestrzeniach.Reacherowi wielerazy powiodło się na jednym i drugim terenie, ale ponosił też klęski.Wiele razy.– Kto zapłaci za dziurę w mojej ścianie? – zapytał grubas stojący zajego plecami.– Nie ja – mruknął Reacher.– Ktoś w każdym razie będzie musiał.– A pan co, socjalista? Niech pan sam zapłaci.Albo naprawi.Tożadna filozofia.Wystarczą dwie minuty i trochę szpachlówki.– Tak nie może być, że ktoś wpada do holu i robi coś takiego.– Jestem zajęty.– Czym?– Myślę.– Patrzy pan na pustą kartkę.– Ma pan lepszą mapę?– Tak nie może być.– Nieszczęścia chodzą po ludziach.Proszę się uspokoić.– Ta kula mogła przebić ścianę i trafić we mnie.– Żartuje pan? Niech pan patrzy, gdzie jest dziura.– Ale ten, kto strzelał, nie wiedział, że jestem niski.Nie mógł tegowiedzieć,bonibyskąd?Tobyłoskrajnieniebezpieczne.I nieodpowiedzialne.– Tak pan sądzi?– Mogłem zostać ranny.– Ale pan nie został, więc nie ma się czym martwić.– Mogłem zginąć.– Niech pan popatrzy, gdzie jest dziura – powtórzył Reacher.–Pocisk nie trafiłby w pana, nawet gdyby stanął pan sobie na ramionach.Nagle w biurze zadzwonił telefon i recepcjonista wycofał się zadrzwi, żeby odebrać.Po chwili wrócił i powiedział:– FBI do mężczyzny ze złamanym nosem.Przypuszczam, że chodzio pana.– Zaraz nie będzie wiadomo, o którego z nas chodzi, jeżeli nieprzestanie pan mleć językiem – ostrzegł Reacher.Wziął mapę, usiadł przy biurku i podniósł słuchawkę.Znowu taSkandynawka.Pochodząca z Minnesoty.Julia Sorenson.– Jeszcze pan tam jest – zauważyła.– Wszystko na to wskazuje.– Dlaczego?– Mówiłem już pani dlaczego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.We mglezobaczyła niebiesko-białe światła stacji benzynowej.Zjazd prowadził najednopasmową drogę lokalną i Sorenson ujrzała stację trzydzieścimetrów na południe od niej.Była duża, przeznaczona dla ciężaróweki samochodów osobowych.W części dla aut osobowych zainstalowanosześć dystrybutorów.Stała tam budka, w której płaciło się za paliwo,a na skraju stacji barak z toaletami.Po drugiej stronie drogi znajdowałsię długi budynek przypominający stodołę z napisem POSIŁKII NAPOJE PRZEZ CAŁĄ DOBĘ, wymalowanym białą farbą napochyłym dachu.Zatankowała, znów słysząc w głowie nosowy głos: „Tamtych i takzgubiłem.Tutejsze drogi są fatalne.Będę musiał podejść do tegoinaczej”.Czternaście słów.Rezygnacja, frustracja, a potem nowepostanowienie.Pierwsza osoba liczby pojedynczej.Instynktowniezakładająca indywidualną odpowiedzialność jednostki za los drugiej.Determinacja.I duża wiedza.Sorenson powiedziała: „Należałoby sięspodziewać, że komunikat, w którym jest mowa o dwóch mężczyznach,będzie też dotyczył więcej niż dwóch”.Chodziło o KOP – komunikato poszukiwaniu.Nie musiał pytać, co to oznacza.Wiedział.Potempowiedział: „Policjanci nie wyciągają żadnych wniosków.Nie mająinicjatywy.Dlatego w dziewięciu na dziesięć przypadków pakują sięw kłopoty”.Trafna uwaga.Podobnie jak: „Chyba spodziewali sięblokad i potrzebowali przykrywki”.Ona pomyślała dokładnie to samo.Był zdecydowany, odpowiedzialny, zdeterminowany, bystry i znałsię na rzeczy.Wiózł dwóch morderców ukradzionym samochodem.I zakładniczkę.„Dlaczego więc do was dzwonię?”.Kim ten facet, do cholery, jest?32Reacher przeglądał broszury o atrakcjach turystycznych na stojakuw holu, aż znalazł coś, co przypominało mapę.Nie był to wybitnyprzykład sztuki kartograficznej, ale niczym lepszym motel niedysponował.Właściwie był to ręcznie narysowany prostokątz zaznaczonym na dole po lewej Kansas City, na dole po prawej StLouis, Des Moines na górze po lewej i Cedar Rapids na górze po prawej.Między tymi czterema punktami miast rozciągała się szeroka białaprzestrzeń usiana ikonkami oznaczającymi rzeczy, które w ogóleReachera nie interesowały.Interesowała go biała przestrzeń, a szczególnie jej górna część.Tanależąca do stanu Iowa.Trzydziestego spośród pięćdziesięciu podwzględem liczby mieszkańców, dwudziestego szóstego pod względempowierzchni.Do Iowa należała jednak jedna czwarta najbardziejurodzajnych ziem Ameryki, stan figurował więc na czele listynajwiększych producentów kukurydzy, soi oraz hodowców bydłai trzodychlewnej.Oznaczałotosłabezaludnienie,liczonew kilometrach odległości między najbliższymi sąsiadami, dużoodosobnionych budynków niewiadomego przeznaczenia i pewnąobojętność mieszkańców żyjących każdy własnym życiem, których nieinteresowało, co kto robi, gdzie, kiedy i po co.Najgorzej prowadzić poszukiwaniaw gęsto zamieszkanychmiastach i na otwartych wiejskich przestrzeniach.Reacherowi wielerazy powiodło się na jednym i drugim terenie, ale ponosił też klęski.Wiele razy.– Kto zapłaci za dziurę w mojej ścianie? – zapytał grubas stojący zajego plecami.– Nie ja – mruknął Reacher.– Ktoś w każdym razie będzie musiał.– A pan co, socjalista? Niech pan sam zapłaci.Albo naprawi.Tożadna filozofia.Wystarczą dwie minuty i trochę szpachlówki.– Tak nie może być, że ktoś wpada do holu i robi coś takiego.– Jestem zajęty.– Czym?– Myślę.– Patrzy pan na pustą kartkę.– Ma pan lepszą mapę?– Tak nie może być.– Nieszczęścia chodzą po ludziach.Proszę się uspokoić.– Ta kula mogła przebić ścianę i trafić we mnie.– Żartuje pan? Niech pan patrzy, gdzie jest dziura.– Ale ten, kto strzelał, nie wiedział, że jestem niski.Nie mógł tegowiedzieć,bonibyskąd?Tobyłoskrajnieniebezpieczne.I nieodpowiedzialne.– Tak pan sądzi?– Mogłem zostać ranny.– Ale pan nie został, więc nie ma się czym martwić.– Mogłem zginąć.– Niech pan popatrzy, gdzie jest dziura – powtórzył Reacher.–Pocisk nie trafiłby w pana, nawet gdyby stanął pan sobie na ramionach.Nagle w biurze zadzwonił telefon i recepcjonista wycofał się zadrzwi, żeby odebrać.Po chwili wrócił i powiedział:– FBI do mężczyzny ze złamanym nosem.Przypuszczam, że chodzio pana.– Zaraz nie będzie wiadomo, o którego z nas chodzi, jeżeli nieprzestanie pan mleć językiem – ostrzegł Reacher.Wziął mapę, usiadł przy biurku i podniósł słuchawkę.Znowu taSkandynawka.Pochodząca z Minnesoty.Julia Sorenson.– Jeszcze pan tam jest – zauważyła.– Wszystko na to wskazuje.– Dlaczego?– Mówiłem już pani dlaczego [ Pobierz całość w formacie PDF ]