[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wzdrygnął się, a potem umościł na łóżku.Jako że pragnął zaznać snu tej nocy, przywołał pozytywne myśli- o tym, jak to będzie, kiedy się pobiorą.W Londynie będą korzystać z rezydencji Brunswicka, sądził jednak, że pobyty w stolicy ograniczą do obowiązkowego minimum,a większość czasu będą spędzać w Baraclough.Jego ojcuspodoba się to rozwiązanie, tak jak podobało się jemusamemu.Prawda przedstawiała się tak, że chciałby mieć możliwość stworzenia domu - nie po prostu budynku, ale rodziny, która by w nim zamieszkała - w rodzaju tego, jaki oglądał tutaj.Richard ewidentnie odnalazł tu spokój,a jeśli takie życie odpowiadało jemu, Breckenridge'owitakże będzie.Przyniesie mu satysfakcję i spełnienie.Nie zastanawiał się nad tym wcześniej, niemniej tegowłaśnie chciał.Taki cel pragnął osiągnąć, tą drogą podążać przez resztę życia.Jak się zdawało, jedynym problemem było nakłonienie Heather, żeby zgodziła się poślubić go bez jakichkolwiek deklaracji o miłości z jego strony.Na szczęście w tej kwestii Breckenridge znajdzie wsparcie w konwenansach, poprą go też damy z towarzystwa.Z uśmiechem zamknął oczy, wyciszył umysł i spróbował przywołać sen.Powinno mu się to udać z łatwością - leżał w wygodnym łóżku, grube kamienne mury wytłumiały wszelkie dźwięki.Rzucał się.Przewracał z boku na bok.Usiadł, spulchnił poduszkę, położył się znowu.W końcu ulokował się na plecach i wpatrzył w sufit.Kusiło go, żeby wstać, poszukać zegarka i przekonać się,jak długo już tak się zmaga, ale choć odnosił wrażenie, że całe godziny, to na podstawie odległości, jaką przemierzyły wpadające do pokoju promienie księżyca, wnioskował, że nie więcej niż cztery kwadranse.Znał czynność, która bez wątpienia pomogłaby mu zasnąć, ale pokrętne zasady honoru zakazywały mu szukać drogi do łoża Heather, nie pod dachem Richarda.Zresztą nie wiedział nawet, gdzie mieści się jej pokój.Odwrócił głowę na szczęk przekręcanej gałki u drzwi.Każdy mięsień w jego ciele napiął się gwałtownie.Heather jak najciszej uchyliła drzwi; poczuła ulgę, kiedy zawiasy nie skrzypnęły.Jedynie zgadywała, w którym pokoju, w której wieży znajdzie Breckenridge'a - niemiała pojęcia, czy dobrze trafiła.Musiała odczekać, aż domownicy udadzą się na spoczynek, aż jej oczy przywykną do ciemności królującej w korytarzach dworu, niemniej ani przez moment nie zakładała, że po prostu spędzi noc w swoim pokoju, w swoim łóżku, sama.Tej nocy miała ostatnią, albo, przy odrobinie szczęścia, przedostatnią szansę zasnąć w jego ramionach.Animyślała przepuścić okazję.Kiedy on zdecyduje się na wyjazd.Postanowiła, że nie uczepi się go kurczowo, lecz zachowa się z wyrafinowanym taktem, do jakiego bezwątpienia przywykł w trakcie swych podbojów.Byli kochankami, nic ponadto.Połączyły ich okoliczności i wkrótce okoliczności ich rozdzielą.Wiedziała, że tak będzie, już kiedy go uwodziła.Nie była na tyle głupia, by wierzyć, że zakochał się w niej w ciągu dwóch dni.Dwóch namiętnych nocy.Wreszcie otworzyła drzwi na tyle szeroko, że mogławejść do pokoju i w rozjaśnionym blaskiem księżycamroku spojrzeć na łóżko.Był tam.Serce radośnie podskoczyło jej w piersi.Dosłownie podskoczyło, co wydało jej się reakcją dość głupkowatą,niewątpliwie jednak odczuwalną.Leżał na wznak skąpany w miękkim, srebrzystym blasku.Pościel zaszeleściła, kiedy podparł się na łokciu, by spojrzeć na Heather.Prześcieradło ześlizgnęło się, odsłaniając jego tors.Zaschło jej w ustach.Jej oddech zwolnił.Przypomniała sobie, co planowała zrobić; na gapieniesię przyjdzie czas później.Cicho zamknęła drzwi, odwróciła się i podreptała do łóżka.Przyglądał się, kiedy się zbliżała.- Co tu robisz? - spytał, kiedy zatrzymała się przy łóżku.Popatrzyła mu w oczy i w odpowiedzi rozwiązała pasek peniuaru.Strząsnęła okrycie z ramion, jedwab ześlizgnął się po jej nagim ciele na podłogę.- Chyba nie zamierzasz się spierać?Wbił wzrok w jej piersi.- Nie - mruknął po ulotnie krótkim wahaniu.- Oczywiście, że nie.Nie odrywając od niej oczu, uniósł przykrycia.Wślizgnęła się pod nie i przysunęła doń szybko, gdy jeopuszczał.Wstrzymała oddech pod wpływem rozkosznego doznania, kiedy skóra dotknęła skóry.Był od niej znacznie bardziej gorący, miał o wiele twardsze ciało.Tak sugestywnie męskie.Przygarnął ją do siebie, do swego boku, aż znalazła sięczęściowo pod nim, kiedy nachylił głowę i ich usta sięspotkały.Ciekawe.Mimo że wsunął język między jej wargi,całując ze zwykłą biegłością, wyczuwała, że się powstrzymuje, zachowuje rezerwę.myśli.Potem jednak odzyskał skupienie, naparł bliżej, pewnie, ze znawstwem zamknął dłoń na jej piersi i objął we władanie zmysły.To znów był inny taniec, rozkoszny walc zmysłów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Wzdrygnął się, a potem umościł na łóżku.Jako że pragnął zaznać snu tej nocy, przywołał pozytywne myśli- o tym, jak to będzie, kiedy się pobiorą.W Londynie będą korzystać z rezydencji Brunswicka, sądził jednak, że pobyty w stolicy ograniczą do obowiązkowego minimum,a większość czasu będą spędzać w Baraclough.Jego ojcuspodoba się to rozwiązanie, tak jak podobało się jemusamemu.Prawda przedstawiała się tak, że chciałby mieć możliwość stworzenia domu - nie po prostu budynku, ale rodziny, która by w nim zamieszkała - w rodzaju tego, jaki oglądał tutaj.Richard ewidentnie odnalazł tu spokój,a jeśli takie życie odpowiadało jemu, Breckenridge'owitakże będzie.Przyniesie mu satysfakcję i spełnienie.Nie zastanawiał się nad tym wcześniej, niemniej tegowłaśnie chciał.Taki cel pragnął osiągnąć, tą drogą podążać przez resztę życia.Jak się zdawało, jedynym problemem było nakłonienie Heather, żeby zgodziła się poślubić go bez jakichkolwiek deklaracji o miłości z jego strony.Na szczęście w tej kwestii Breckenridge znajdzie wsparcie w konwenansach, poprą go też damy z towarzystwa.Z uśmiechem zamknął oczy, wyciszył umysł i spróbował przywołać sen.Powinno mu się to udać z łatwością - leżał w wygodnym łóżku, grube kamienne mury wytłumiały wszelkie dźwięki.Rzucał się.Przewracał z boku na bok.Usiadł, spulchnił poduszkę, położył się znowu.W końcu ulokował się na plecach i wpatrzył w sufit.Kusiło go, żeby wstać, poszukać zegarka i przekonać się,jak długo już tak się zmaga, ale choć odnosił wrażenie, że całe godziny, to na podstawie odległości, jaką przemierzyły wpadające do pokoju promienie księżyca, wnioskował, że nie więcej niż cztery kwadranse.Znał czynność, która bez wątpienia pomogłaby mu zasnąć, ale pokrętne zasady honoru zakazywały mu szukać drogi do łoża Heather, nie pod dachem Richarda.Zresztą nie wiedział nawet, gdzie mieści się jej pokój.Odwrócił głowę na szczęk przekręcanej gałki u drzwi.Każdy mięsień w jego ciele napiął się gwałtownie.Heather jak najciszej uchyliła drzwi; poczuła ulgę, kiedy zawiasy nie skrzypnęły.Jedynie zgadywała, w którym pokoju, w której wieży znajdzie Breckenridge'a - niemiała pojęcia, czy dobrze trafiła.Musiała odczekać, aż domownicy udadzą się na spoczynek, aż jej oczy przywykną do ciemności królującej w korytarzach dworu, niemniej ani przez moment nie zakładała, że po prostu spędzi noc w swoim pokoju, w swoim łóżku, sama.Tej nocy miała ostatnią, albo, przy odrobinie szczęścia, przedostatnią szansę zasnąć w jego ramionach.Animyślała przepuścić okazję.Kiedy on zdecyduje się na wyjazd.Postanowiła, że nie uczepi się go kurczowo, lecz zachowa się z wyrafinowanym taktem, do jakiego bezwątpienia przywykł w trakcie swych podbojów.Byli kochankami, nic ponadto.Połączyły ich okoliczności i wkrótce okoliczności ich rozdzielą.Wiedziała, że tak będzie, już kiedy go uwodziła.Nie była na tyle głupia, by wierzyć, że zakochał się w niej w ciągu dwóch dni.Dwóch namiętnych nocy.Wreszcie otworzyła drzwi na tyle szeroko, że mogławejść do pokoju i w rozjaśnionym blaskiem księżycamroku spojrzeć na łóżko.Był tam.Serce radośnie podskoczyło jej w piersi.Dosłownie podskoczyło, co wydało jej się reakcją dość głupkowatą,niewątpliwie jednak odczuwalną.Leżał na wznak skąpany w miękkim, srebrzystym blasku.Pościel zaszeleściła, kiedy podparł się na łokciu, by spojrzeć na Heather.Prześcieradło ześlizgnęło się, odsłaniając jego tors.Zaschło jej w ustach.Jej oddech zwolnił.Przypomniała sobie, co planowała zrobić; na gapieniesię przyjdzie czas później.Cicho zamknęła drzwi, odwróciła się i podreptała do łóżka.Przyglądał się, kiedy się zbliżała.- Co tu robisz? - spytał, kiedy zatrzymała się przy łóżku.Popatrzyła mu w oczy i w odpowiedzi rozwiązała pasek peniuaru.Strząsnęła okrycie z ramion, jedwab ześlizgnął się po jej nagim ciele na podłogę.- Chyba nie zamierzasz się spierać?Wbił wzrok w jej piersi.- Nie - mruknął po ulotnie krótkim wahaniu.- Oczywiście, że nie.Nie odrywając od niej oczu, uniósł przykrycia.Wślizgnęła się pod nie i przysunęła doń szybko, gdy jeopuszczał.Wstrzymała oddech pod wpływem rozkosznego doznania, kiedy skóra dotknęła skóry.Był od niej znacznie bardziej gorący, miał o wiele twardsze ciało.Tak sugestywnie męskie.Przygarnął ją do siebie, do swego boku, aż znalazła sięczęściowo pod nim, kiedy nachylił głowę i ich usta sięspotkały.Ciekawe.Mimo że wsunął język między jej wargi,całując ze zwykłą biegłością, wyczuwała, że się powstrzymuje, zachowuje rezerwę.myśli.Potem jednak odzyskał skupienie, naparł bliżej, pewnie, ze znawstwem zamknął dłoń na jej piersi i objął we władanie zmysły.To znów był inny taniec, rozkoszny walc zmysłów [ Pobierz całość w formacie PDF ]