[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powstrzymał ją.- Nie.Leż spokojnie.Nie chcę, żebyś znowu zemdlała.- Zemdlałam? - spytała, szczerze zdumiona.- To niemożliwe.- Możliwe czy niemożliwe, znalazłem cię nieprzytomną na podłodze w celi.Często cisię to zdarza?Przełknęła ślinę.- Nigdy jeszcze nie straciłam przytomności.- Jakoś trudno mi w to uwierzyć.- Dopiero teraz uświadomił sobie, że mówi do niej ty.Unikała jego wzroku.Ponieważ było to dość trudne, w końcu zamknęła powieki.Otworzyła je w nadziei, że sobie poszedł.On jednak nadal pochylał się nad nią.- Spróbuj to wypić - powiedział i podał jej wziętą z nocnego stolika szklankę zbursztynowym płynem.- Co to takiego? - spytała podejrzliwie.- Whisky.Pokręciła głową.Nie zważał na to.Przystawił szklankę do jej ust.- Zaufaj mi.Whisky na pewno ci pomoże.Nie miała wyboru.I jakkolwiek płyn przepalał jej gardło, dzielnie pociągnęła kilkałyków.Zakrztusiła się, a w jej oczach stanęły łzy.Czekał, aż się wy kaszle.- A teraz może dowiem się wreszcie, co się wydarzyło.- Naprawdę nie ma o czym mówić - zapewniła słabym głosem.Ogarnęło ją nagle śmiertelne znużenie.Powieki ciążyły, jakby były z ołowiu.Zamknęły się poza jej świadomością i wolą.Słyszała głos szeryfa, ale nie rozumiałaznaczenia słów.Poczuła dłoń odgarniającą jej z czoła włosy.Było jej wygodnie i ciepło.Ktośopiekował się nią, ktoś się o nią zatroszczył.Zasnęła.ROZDZIAA PITYGorący Rubin obudziła się i otworzyła oczy.Ujrzała sufit i ściany, bielejące wsłonecznym świetle.Do jej uszu dochodził jakiś dziwny szmer.Spojrzała w kierunku zródłatego dzwięku.Szeryf Quent Regan stał przed wiszącym na ścianie niewielkim lustrem zbrzytwą w ręce i golił namydlone policzki.Przy każdym ruchu mięśnie jego pleców i ramiongrały pod złocistą skórą.Widok obnażonego do pasa, muskularnego mężczyzny byłimponujący.Szeryf musiał wyczuć na sobie jej wzrok, gdyż odwrócił głowę, ale zdążyłaprzymknąć oczy.Patrzyła teraz spod przymrużonych powiek.Zauważyła, że był wąski wpasie i szeroki w ramionach.Na jego torsie znaczył się trójkąt brązowawego owłosienia.Niewiedziała, że ciało mężczyzny może być aż tak piękne.Skończywszy się golić, ochlapał twarz wodą, po czym po chwili krótkiego namysłuzanurzył w wodzie całą głowę.Myjąc włosy, nie szczędził mydła, a przy ich płukaniu parskałi fukał niczym kot.Wytarł się niebieskim ręcznikiem.Na koniec oblókł czystą koszulę zcienkiej flaneli.Dopiero gdy kończył zapinanie guzików, zorientował się, że jest obserwowany.- Dzień dobry - powiedział.Wcale nie patrzył życzliwie.- Dzień dobry - odparła.- Zaraz wyjdę, ażebyś mogła swobodnie się umyć.Usiadł na krześle i zaczaj' wciągaćbuty.Potem sięgnął po pas z nabojami.Zanim umieścił rewolwer w olstrze, dokładniesprawdził zawartość magazynku.Srebrzysta nowa pięcioramienna gwiazda, którą wyjął zszuflady szafy, ozdobiła mu pierś.W tym momencie nastrój Gorącego Rubinu gwałtownie się pogorszył.Przypomniałasobie bowiem, że człowiek ten zajmował się egzekwowaniem prawa.Jako jedynyprzedstawiciel władzy wykonawczej w mieście mógł wymierzać karę tym, którzy łamaliobowiązujące przepisy i reguły.Wziął miednicę i dzban.- Przyniosę czystej wody.Wrócił z wodą po kilku minutach, by zaraz ponownie skierować się ku drzwiom.- Millie Potter - rzekł z dłonią na klamce - przynosi codziennie rano śniadanie.Powinna się zjawić lada chwila.Gorący Rubin pozostała sama.Rozejrzała się po pokoju.Umeblowanie było skąpe isprowadzało się do łóżka, szafy, dwóch krzeseł i niewielkiego stołu, nie licząc stojaka namiednicę.Co sprawiało, że szeryf zadowalał się tak skromnymi warunkami życia? Czyżby dotego stopnia umiłował rewolwer i gwiazdę, że wystarczała mu ciasna klitka na tyłachmiejskiego aresztu?Wyskoczyła z łóżka i obejrzała się od stóp do głów.Suknia była zmięta, włosyprzypominały snopek owsa.Wiedziała już, że choćby spędziła tu pół dnia, mając dodyspozycji to, co miała, nie zrobi z siebie damy.A jednak trzeba było doprowadzić się dojakiego takiego porządku.Z braku grzebienia posłużyła się przy czesaniu włosów palcami.Suknię w kilkumiejscach udało się jej wygładzić dłonią.Umyta w zimnej wodzie twarz odzyskała niecoblasku.Niewiele pamiętała z ostatnich wypadków wczorajszego dnia, ale mogłaby przysiąc,że zanim zapadła w sen, Quent Regan dotykał pieszczotliwie dłonią jej twarzy.Dziwna tobyła dłoń - zarazem szorstka i delikatna, spracowana i czuła.W pokoju unosił się zapach będący mieszaniną końskiego potu, skóry i tytoniu.Gorący Rubin dobrze pamiętała, że podobna woń towarzyszyła jej ojcu.Mimo wszystko trzeba było uciekać stąd jak najprędzej.Gdy otworzyła drzwi dzielącepokój szeryfa od aresztu, zobaczyła Beau i Quenta przy śniadaniu.Tyle że pierwszy posilałsię w swej celi, drugi zaś siedząc przy biurku.Obaj mieli przed sobą kawę i bułeczki.Do-datkową tacę, przykrytą lnianą serwetką, widać było na brzegu blatu biurka.- Dobrze, że jesteś - zauważył Quent.- Kawa nie zdążyła jeszcze wystygnąć.Millienadziała dziś bułeczki wiśniową marmoladą.- Wygląda na to, że pani Potter jest dobrym duchem tego miejsca - powiedziała Rubin,pijąc aromatyczny napój.- To jej praca.Miasto płaci jej za żywienie więzniów.Rubin oblała się rumieńcem.Niemalże zapomniała już o przyczynie i charakterze swojej tu obecności.- Co się zaś tyczy.- Quent przerwał i spojrzał w okno.Z dworu dobiegały głosy ichrzęst uprzęży.- Oto i siostry Jewel.Dobrze jest mieć rodzinę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Powstrzymał ją.- Nie.Leż spokojnie.Nie chcę, żebyś znowu zemdlała.- Zemdlałam? - spytała, szczerze zdumiona.- To niemożliwe.- Możliwe czy niemożliwe, znalazłem cię nieprzytomną na podłodze w celi.Często cisię to zdarza?Przełknęła ślinę.- Nigdy jeszcze nie straciłam przytomności.- Jakoś trudno mi w to uwierzyć.- Dopiero teraz uświadomił sobie, że mówi do niej ty.Unikała jego wzroku.Ponieważ było to dość trudne, w końcu zamknęła powieki.Otworzyła je w nadziei, że sobie poszedł.On jednak nadal pochylał się nad nią.- Spróbuj to wypić - powiedział i podał jej wziętą z nocnego stolika szklankę zbursztynowym płynem.- Co to takiego? - spytała podejrzliwie.- Whisky.Pokręciła głową.Nie zważał na to.Przystawił szklankę do jej ust.- Zaufaj mi.Whisky na pewno ci pomoże.Nie miała wyboru.I jakkolwiek płyn przepalał jej gardło, dzielnie pociągnęła kilkałyków.Zakrztusiła się, a w jej oczach stanęły łzy.Czekał, aż się wy kaszle.- A teraz może dowiem się wreszcie, co się wydarzyło.- Naprawdę nie ma o czym mówić - zapewniła słabym głosem.Ogarnęło ją nagle śmiertelne znużenie.Powieki ciążyły, jakby były z ołowiu.Zamknęły się poza jej świadomością i wolą.Słyszała głos szeryfa, ale nie rozumiałaznaczenia słów.Poczuła dłoń odgarniającą jej z czoła włosy.Było jej wygodnie i ciepło.Ktośopiekował się nią, ktoś się o nią zatroszczył.Zasnęła.ROZDZIAA PITYGorący Rubin obudziła się i otworzyła oczy.Ujrzała sufit i ściany, bielejące wsłonecznym świetle.Do jej uszu dochodził jakiś dziwny szmer.Spojrzała w kierunku zródłatego dzwięku.Szeryf Quent Regan stał przed wiszącym na ścianie niewielkim lustrem zbrzytwą w ręce i golił namydlone policzki.Przy każdym ruchu mięśnie jego pleców i ramiongrały pod złocistą skórą.Widok obnażonego do pasa, muskularnego mężczyzny byłimponujący.Szeryf musiał wyczuć na sobie jej wzrok, gdyż odwrócił głowę, ale zdążyłaprzymknąć oczy.Patrzyła teraz spod przymrużonych powiek.Zauważyła, że był wąski wpasie i szeroki w ramionach.Na jego torsie znaczył się trójkąt brązowawego owłosienia.Niewiedziała, że ciało mężczyzny może być aż tak piękne.Skończywszy się golić, ochlapał twarz wodą, po czym po chwili krótkiego namysłuzanurzył w wodzie całą głowę.Myjąc włosy, nie szczędził mydła, a przy ich płukaniu parskałi fukał niczym kot.Wytarł się niebieskim ręcznikiem.Na koniec oblókł czystą koszulę zcienkiej flaneli.Dopiero gdy kończył zapinanie guzików, zorientował się, że jest obserwowany.- Dzień dobry - powiedział.Wcale nie patrzył życzliwie.- Dzień dobry - odparła.- Zaraz wyjdę, ażebyś mogła swobodnie się umyć.Usiadł na krześle i zaczaj' wciągaćbuty.Potem sięgnął po pas z nabojami.Zanim umieścił rewolwer w olstrze, dokładniesprawdził zawartość magazynku.Srebrzysta nowa pięcioramienna gwiazda, którą wyjął zszuflady szafy, ozdobiła mu pierś.W tym momencie nastrój Gorącego Rubinu gwałtownie się pogorszył.Przypomniałasobie bowiem, że człowiek ten zajmował się egzekwowaniem prawa.Jako jedynyprzedstawiciel władzy wykonawczej w mieście mógł wymierzać karę tym, którzy łamaliobowiązujące przepisy i reguły.Wziął miednicę i dzban.- Przyniosę czystej wody.Wrócił z wodą po kilku minutach, by zaraz ponownie skierować się ku drzwiom.- Millie Potter - rzekł z dłonią na klamce - przynosi codziennie rano śniadanie.Powinna się zjawić lada chwila.Gorący Rubin pozostała sama.Rozejrzała się po pokoju.Umeblowanie było skąpe isprowadzało się do łóżka, szafy, dwóch krzeseł i niewielkiego stołu, nie licząc stojaka namiednicę.Co sprawiało, że szeryf zadowalał się tak skromnymi warunkami życia? Czyżby dotego stopnia umiłował rewolwer i gwiazdę, że wystarczała mu ciasna klitka na tyłachmiejskiego aresztu?Wyskoczyła z łóżka i obejrzała się od stóp do głów.Suknia była zmięta, włosyprzypominały snopek owsa.Wiedziała już, że choćby spędziła tu pół dnia, mając dodyspozycji to, co miała, nie zrobi z siebie damy.A jednak trzeba było doprowadzić się dojakiego takiego porządku.Z braku grzebienia posłużyła się przy czesaniu włosów palcami.Suknię w kilkumiejscach udało się jej wygładzić dłonią.Umyta w zimnej wodzie twarz odzyskała niecoblasku.Niewiele pamiętała z ostatnich wypadków wczorajszego dnia, ale mogłaby przysiąc,że zanim zapadła w sen, Quent Regan dotykał pieszczotliwie dłonią jej twarzy.Dziwna tobyła dłoń - zarazem szorstka i delikatna, spracowana i czuła.W pokoju unosił się zapach będący mieszaniną końskiego potu, skóry i tytoniu.Gorący Rubin dobrze pamiętała, że podobna woń towarzyszyła jej ojcu.Mimo wszystko trzeba było uciekać stąd jak najprędzej.Gdy otworzyła drzwi dzielącepokój szeryfa od aresztu, zobaczyła Beau i Quenta przy śniadaniu.Tyle że pierwszy posilałsię w swej celi, drugi zaś siedząc przy biurku.Obaj mieli przed sobą kawę i bułeczki.Do-datkową tacę, przykrytą lnianą serwetką, widać było na brzegu blatu biurka.- Dobrze, że jesteś - zauważył Quent.- Kawa nie zdążyła jeszcze wystygnąć.Millienadziała dziś bułeczki wiśniową marmoladą.- Wygląda na to, że pani Potter jest dobrym duchem tego miejsca - powiedziała Rubin,pijąc aromatyczny napój.- To jej praca.Miasto płaci jej za żywienie więzniów.Rubin oblała się rumieńcem.Niemalże zapomniała już o przyczynie i charakterze swojej tu obecności.- Co się zaś tyczy.- Quent przerwał i spojrzał w okno.Z dworu dobiegały głosy ichrzęst uprzęży.- Oto i siostry Jewel.Dobrze jest mieć rodzinę [ Pobierz całość w formacie PDF ]