[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niechnie przydaje mi jeszcze wyrzutów prócztych, które sam sobie czynię.Zabiłem ją.Okrutnym głupcem byłem, żepozwoliłem jej pójść.Niech się pan domnie nie odzywa. Być może nie będzie aż tak zle rzekł pan Benson, który sampotrzebował pocieszenia w obliczutakiego wstrząsu. Ona możewyzdrowieć.Z pewnością wyzdrowieje.Ufam, że tak będzie. Nie, nie! Nie wyzdrowieje.Alena& wyzdrowieje, jeżeli potrafię jąocalić. Pan Davis spojrzałwyzywająco na pana Bensona, jak gdybyów był samym losem. Mówię panu, żeona wyzdrowieje, albo jest ze mniemorderca.Z jakiej racji zgodziłem sięprzyjąć ją, by go pielęgnowała&Przerwało mu wejście Sally, któraoznajmiła, iż Ruth była teraz gotowa, bysię z nim zobaczyć.Odtąd pan Davis poświęcał każdąwolną chwilę, wszystkie umiejętnościi całą swą energię na to, by ją ocalić.Zawezwał drugiego chirurga, swegorywala, ażeby go poprosić, by podjął sięprzeprowadzenia dalszego leczenia panaDonne a, mówiąc z właściwą sobiekpiną z samego siebie: Wie pan, nie mógłbym się pokazaćna oczy panu Cranworthowi, jeżelibymdoprowadził do wyzdrowienia jegoprzeciwnika, kiedym miał do swejdyspozycji tak pierwszorzędną okazję.Dla pana tymczasem, z jego pacjentamii radykalnymi na ogół poglądami, będzieto tylko dodatkowa zasługa; gdyż onmoże jeszcze potrzebować niemałejopieki, aczkolwiek zdrowieje w sposóbkapitalny tak wręcz błyskawicznie, iżodczuwam silną pokusę, ażeby gowprawić w poprzedni stan wie pan,nawrót choroby.Drugi chirurg skłonił się z powagą,widocznie bowiem potraktował słowapana Davisa poważnie, leczz pewnością był bardzo rad z zajęcia,które w tak korzystny sposób pojawiłosię na jego drodze.Pomimo poważnegoi głębokiego niepokoju o Ruth, panDavis nie mógł powstrzymać się odśmiechu na myśl, iż rywal tak dosłowniezrozumiał wszystko, co on powiedział. Doprawdy, jakimi głupcami sąludzie! Nie wiem, po cóż ktokolwiekmiałby czuwać nad nimi i starać sięutrzymać ich na tym świecie.Dostarczyłem temu jegomościowitematu, który będzie mógł poufnieroztrząsać ze wszystkimi swymipacjentami; ciekaw jestem, o ilesilniejszą dawkę byłby on gotówprzełknąć! Trzeba mi zacząć troszczyćsię o to, jakie leczenie zaaplikowałemtemu tam młodzianowi.Biada! Biada!Na cóż też przysłano tutaj tegowspaniałego chorego dżentelmena, żeona zaryzykowała dla niego swymżyciem? Albo też dlaczego w ogóleprzysłano go na ten świat?A jednak, jakkolwiek ciężko panDavis pracował, wytężając wszelkieswe zawodowe umiejętności jakkolwiek długo wszyscy nad niączuwali i modlili się i płakali byłojasne, iż Ruth do domu trzeba pójśći zabrać swą nagrodę [91].Biedna,biedna Ruth!Być może to dlatego, iż zdrowie,ogromnie nadszarpnięte czuwaniemi pielęgnowaniem wpierw w szpitalu,pózniej zaś przy łóżku dawnegokochanka, wyczerpało się doszczętnie;a być może brało się to z jej łagodnej,uległej słodyczy usposobienia tak czyowak, nie okazywała jakiegokolwiekoburzenia czy niezgody nawet wówczas,gdy majaczyła.Leżała w pokoju nastrychu, w którym narodziło się jejdziecko, w którym czuwała nad nimi wyznała mu wszystko; a teraz leżaławyciągnięta na łóżku, całkowiciebezradna, wpatrując się łagodniew przestrzeń otwartymi, nieprzytomnymioczami, z których uleciała wszelkagłębia i sens, a jedynym, co się w nichteraz jawiło, był wyraz słodkiego, nibydziecięcego szaleństwa, jakie jąowładnęło.Ci, którzy nad nią czuwali,nie mogli poruszyć jej swymwspółczuciem, ani też zbliżyć się do jejmętnego świata; toteż bez słowaspoglądając na siebie od czasu do czasupełnymi łez oczami, czerpali słabąpociechę z jednego widocznego faktu,a mianowicie, że jakkolwiek zagubionai błądząca, była szczęśliwai uspokojona [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Niechnie przydaje mi jeszcze wyrzutów prócztych, które sam sobie czynię.Zabiłem ją.Okrutnym głupcem byłem, żepozwoliłem jej pójść.Niech się pan domnie nie odzywa. Być może nie będzie aż tak zle rzekł pan Benson, który sampotrzebował pocieszenia w obliczutakiego wstrząsu. Ona możewyzdrowieć.Z pewnością wyzdrowieje.Ufam, że tak będzie. Nie, nie! Nie wyzdrowieje.Alena& wyzdrowieje, jeżeli potrafię jąocalić. Pan Davis spojrzałwyzywająco na pana Bensona, jak gdybyów był samym losem. Mówię panu, żeona wyzdrowieje, albo jest ze mniemorderca.Z jakiej racji zgodziłem sięprzyjąć ją, by go pielęgnowała&Przerwało mu wejście Sally, któraoznajmiła, iż Ruth była teraz gotowa, bysię z nim zobaczyć.Odtąd pan Davis poświęcał każdąwolną chwilę, wszystkie umiejętnościi całą swą energię na to, by ją ocalić.Zawezwał drugiego chirurga, swegorywala, ażeby go poprosić, by podjął sięprzeprowadzenia dalszego leczenia panaDonne a, mówiąc z właściwą sobiekpiną z samego siebie: Wie pan, nie mógłbym się pokazaćna oczy panu Cranworthowi, jeżelibymdoprowadził do wyzdrowienia jegoprzeciwnika, kiedym miał do swejdyspozycji tak pierwszorzędną okazję.Dla pana tymczasem, z jego pacjentamii radykalnymi na ogół poglądami, będzieto tylko dodatkowa zasługa; gdyż onmoże jeszcze potrzebować niemałejopieki, aczkolwiek zdrowieje w sposóbkapitalny tak wręcz błyskawicznie, iżodczuwam silną pokusę, ażeby gowprawić w poprzedni stan wie pan,nawrót choroby.Drugi chirurg skłonił się z powagą,widocznie bowiem potraktował słowapana Davisa poważnie, leczz pewnością był bardzo rad z zajęcia,które w tak korzystny sposób pojawiłosię na jego drodze.Pomimo poważnegoi głębokiego niepokoju o Ruth, panDavis nie mógł powstrzymać się odśmiechu na myśl, iż rywal tak dosłowniezrozumiał wszystko, co on powiedział. Doprawdy, jakimi głupcami sąludzie! Nie wiem, po cóż ktokolwiekmiałby czuwać nad nimi i starać sięutrzymać ich na tym świecie.Dostarczyłem temu jegomościowitematu, który będzie mógł poufnieroztrząsać ze wszystkimi swymipacjentami; ciekaw jestem, o ilesilniejszą dawkę byłby on gotówprzełknąć! Trzeba mi zacząć troszczyćsię o to, jakie leczenie zaaplikowałemtemu tam młodzianowi.Biada! Biada!Na cóż też przysłano tutaj tegowspaniałego chorego dżentelmena, żeona zaryzykowała dla niego swymżyciem? Albo też dlaczego w ogóleprzysłano go na ten świat?A jednak, jakkolwiek ciężko panDavis pracował, wytężając wszelkieswe zawodowe umiejętności jakkolwiek długo wszyscy nad niączuwali i modlili się i płakali byłojasne, iż Ruth do domu trzeba pójśći zabrać swą nagrodę [91].Biedna,biedna Ruth!Być może to dlatego, iż zdrowie,ogromnie nadszarpnięte czuwaniemi pielęgnowaniem wpierw w szpitalu,pózniej zaś przy łóżku dawnegokochanka, wyczerpało się doszczętnie;a być może brało się to z jej łagodnej,uległej słodyczy usposobienia tak czyowak, nie okazywała jakiegokolwiekoburzenia czy niezgody nawet wówczas,gdy majaczyła.Leżała w pokoju nastrychu, w którym narodziło się jejdziecko, w którym czuwała nad nimi wyznała mu wszystko; a teraz leżaławyciągnięta na łóżku, całkowiciebezradna, wpatrując się łagodniew przestrzeń otwartymi, nieprzytomnymioczami, z których uleciała wszelkagłębia i sens, a jedynym, co się w nichteraz jawiło, był wyraz słodkiego, nibydziecięcego szaleństwa, jakie jąowładnęło.Ci, którzy nad nią czuwali,nie mogli poruszyć jej swymwspółczuciem, ani też zbliżyć się do jejmętnego świata; toteż bez słowaspoglądając na siebie od czasu do czasupełnymi łez oczami, czerpali słabąpociechę z jednego widocznego faktu,a mianowicie, że jakkolwiek zagubionai błądząca, była szczęśliwai uspokojona [ Pobierz całość w formacie PDF ]