[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podczas jazdy bezustannie unosił sięwe mgle ponaglający dzwięk fujarki Aphrael.Po kilku dniach wjechali na wzgórze, aby spojrzeć na rozciągające się podnimi ołowiane wody zatoki Merjuk, na wpół skryte za mgłą i marznącą mżawką.Na pobliskim wybrzeżu przycupnęła gromadka niskich domów. To Albak. Kalten przetarł oczy i zaczął z uwagą przypatrywać się mia-stu. Nie widzę nigdzie dymu.Nie, jest jeden dymiący komin.Widzicie?W pobliżu środka miasta. Jedzmy tam powiedział Kurik. I tak musimy skądś zdobyć łódz.Zjechali ze zbocza i wjechali do Albaku.Ulice były nie uprzątnięte i pokrytetopniejącym śniegiem, który jednak nie tworzył błotnej brei, co jasno dowodziło,iż miasto było wyludnione.Pojedyncza smuga dymu, cienka i mizerna, wydo-bywała się z komina niskiego, przypominającego szopę domu, stojącego, jak sięokazało, opodal rynku.Ulath pociągnął nosem. Gospoda, sądząc po zapachu powiedział.Zsiedli z koni i weszli do środka.Znalezli się w niskiej izbie o okopconej po-wale i podłodze zasłanej butwiejącą słomą.Było tu zimno i wilgotno.Pachniałonieprzyjemnie.Izba nie miała okien, a jedynym zródłem światła był stojący w głę-bi piecyk, w którym tlił się ogień.Garbaty, odziany w szmaty człowiek rozbijałnogą ławę, by mieć drwa na podsycenie ognia. Kto tam?! krzyknął. Podróżni odparła Sephrenia po styricku, dziwnie obcym tonem. Szu-kamy schronienia na noc. Tu go nie szukajcie.To moje miejsce. Garbus wrzucił kilka kawałków319ławy do paleniska, naciągnął na ramiona brudny koc i usiadł przy otwartej beczuł-ce piwa, po czym wyciągnął ręce do słabych płomieni. Z chęcią poszlibyśmy gdzie indziej stwierdziła czarodziejka potrze-bujemy jednak pewnych informacji. Idzcie spytać kogo innego burknął garbus nieprzyjaznie.Miał zezai mrużył powieki jak człowiek niedowidzący.Sephrenia zbliżyła się i spojrzała mu prosto w twarz. Zdaje się, że nie ma tu nikogo oprócz ciebie. Tak, jestem sam rzekł ze smutkiem. Wszyscy pojechali zginąć w La-morkandii.Ja postanowiłem umrzeć tutaj.W ten sposób nie muszę daleko iść.Wynoście się stąd.Czarodziejka wyciągnęła ramię i z jej dłoni uniosła się głowa węża z drgają-cym językiem.Na wpół ślepy garbus zmarszczył twarz w wysiłku, usiłując choćjednym okiem dostrzec, co ta dziwna podróżna trzyma w dłoni.Wtem krzyknąłz przerażenia, poderwał się na nogi i opadł z powrotem na stołek, rozlewając piwoz beczułki. Zezwalam, abyś mnie pozdrowił powiedziała Sephrenia władczo. Nie wiedziałem, kim jesteś, matko kapłanko wybełkotał. Wybacz mi. Może ci wybaczę.Czy wszyscy z miasta wyjechali? Nikogo nie ma, matko kapłanko, tylko ja.Jestem kaleką i ledwie widzę.Zostawili mnie. Szukamy innej grupy podróżnych, czterech mężczyzn i niewiasty.Jedenz mężczyzn ma białe włosy, drugi wygląda jak zwierzę.Nie widziałeś ich? Błagam, nie zabijaj mnie. Więc mów. Jacyś ludzie przejeżdżali tędy wczoraj.Mogli być tymi, których szukasz.Nie wiem, ponieważ nie podeszli dostatecznie blisko ognia, bym mógł zobaczyćich twarze.Słyszałem jednak, jak rozmawiali.Mówili, że jadą do Aki, a stamtąddo stolicy.Ukradli łódz Tassalka. Garbus usiadł na podłodze, schował głowęw ramiona i począł się rytmicznie kiwać do przodu i do tyłu, mrucząc coś dosiebie. On jest szalony szepnął Tynian do Sparhawka. Masz rację przyznał ze smutkiem rycerz. Wszyscy odeszli mamrotał garbus. Wszyscy odeszli zginąć za bo-ga Azasha.Zabić Elenów, a potem zginąć.Azash kocha śmierć.Wszyscy zginą.Wszyscy zginą.Wszyscy zginą za Azasha. Zamierzamy wziąć łódz przerwała jego krakanie Sephrenia. Wezcie.Wezcie.Nikt nie powróci.Wszyscy zginą i Azash ich zje.Sephrenia odwróciła się i podeszła do rycerzy. Chodzmy stąd rozkazała.320 Biedak! litował się Talen. Prawie nic nie widzi, a jest zdany wyłącz-nie na siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Podczas jazdy bezustannie unosił sięwe mgle ponaglający dzwięk fujarki Aphrael.Po kilku dniach wjechali na wzgórze, aby spojrzeć na rozciągające się podnimi ołowiane wody zatoki Merjuk, na wpół skryte za mgłą i marznącą mżawką.Na pobliskim wybrzeżu przycupnęła gromadka niskich domów. To Albak. Kalten przetarł oczy i zaczął z uwagą przypatrywać się mia-stu. Nie widzę nigdzie dymu.Nie, jest jeden dymiący komin.Widzicie?W pobliżu środka miasta. Jedzmy tam powiedział Kurik. I tak musimy skądś zdobyć łódz.Zjechali ze zbocza i wjechali do Albaku.Ulice były nie uprzątnięte i pokrytetopniejącym śniegiem, który jednak nie tworzył błotnej brei, co jasno dowodziło,iż miasto było wyludnione.Pojedyncza smuga dymu, cienka i mizerna, wydo-bywała się z komina niskiego, przypominającego szopę domu, stojącego, jak sięokazało, opodal rynku.Ulath pociągnął nosem. Gospoda, sądząc po zapachu powiedział.Zsiedli z koni i weszli do środka.Znalezli się w niskiej izbie o okopconej po-wale i podłodze zasłanej butwiejącą słomą.Było tu zimno i wilgotno.Pachniałonieprzyjemnie.Izba nie miała okien, a jedynym zródłem światła był stojący w głę-bi piecyk, w którym tlił się ogień.Garbaty, odziany w szmaty człowiek rozbijałnogą ławę, by mieć drwa na podsycenie ognia. Kto tam?! krzyknął. Podróżni odparła Sephrenia po styricku, dziwnie obcym tonem. Szu-kamy schronienia na noc. Tu go nie szukajcie.To moje miejsce. Garbus wrzucił kilka kawałków319ławy do paleniska, naciągnął na ramiona brudny koc i usiadł przy otwartej beczuł-ce piwa, po czym wyciągnął ręce do słabych płomieni. Z chęcią poszlibyśmy gdzie indziej stwierdziła czarodziejka potrze-bujemy jednak pewnych informacji. Idzcie spytać kogo innego burknął garbus nieprzyjaznie.Miał zezai mrużył powieki jak człowiek niedowidzący.Sephrenia zbliżyła się i spojrzała mu prosto w twarz. Zdaje się, że nie ma tu nikogo oprócz ciebie. Tak, jestem sam rzekł ze smutkiem. Wszyscy pojechali zginąć w La-morkandii.Ja postanowiłem umrzeć tutaj.W ten sposób nie muszę daleko iść.Wynoście się stąd.Czarodziejka wyciągnęła ramię i z jej dłoni uniosła się głowa węża z drgają-cym językiem.Na wpół ślepy garbus zmarszczył twarz w wysiłku, usiłując choćjednym okiem dostrzec, co ta dziwna podróżna trzyma w dłoni.Wtem krzyknąłz przerażenia, poderwał się na nogi i opadł z powrotem na stołek, rozlewając piwoz beczułki. Zezwalam, abyś mnie pozdrowił powiedziała Sephrenia władczo. Nie wiedziałem, kim jesteś, matko kapłanko wybełkotał. Wybacz mi. Może ci wybaczę.Czy wszyscy z miasta wyjechali? Nikogo nie ma, matko kapłanko, tylko ja.Jestem kaleką i ledwie widzę.Zostawili mnie. Szukamy innej grupy podróżnych, czterech mężczyzn i niewiasty.Jedenz mężczyzn ma białe włosy, drugi wygląda jak zwierzę.Nie widziałeś ich? Błagam, nie zabijaj mnie. Więc mów. Jacyś ludzie przejeżdżali tędy wczoraj.Mogli być tymi, których szukasz.Nie wiem, ponieważ nie podeszli dostatecznie blisko ognia, bym mógł zobaczyćich twarze.Słyszałem jednak, jak rozmawiali.Mówili, że jadą do Aki, a stamtąddo stolicy.Ukradli łódz Tassalka. Garbus usiadł na podłodze, schował głowęw ramiona i począł się rytmicznie kiwać do przodu i do tyłu, mrucząc coś dosiebie. On jest szalony szepnął Tynian do Sparhawka. Masz rację przyznał ze smutkiem rycerz. Wszyscy odeszli mamrotał garbus. Wszyscy odeszli zginąć za bo-ga Azasha.Zabić Elenów, a potem zginąć.Azash kocha śmierć.Wszyscy zginą.Wszyscy zginą.Wszyscy zginą za Azasha. Zamierzamy wziąć łódz przerwała jego krakanie Sephrenia. Wezcie.Wezcie.Nikt nie powróci.Wszyscy zginą i Azash ich zje.Sephrenia odwróciła się i podeszła do rycerzy. Chodzmy stąd rozkazała.320 Biedak! litował się Talen. Prawie nic nie widzi, a jest zdany wyłącz-nie na siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]