[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żywej.Mimo to potrzebowali chwiliwytchnienia.Krótkiej przerwy.Podczas lunchu, który jedli w kuchni, Frank otarł ustachusteczką i odchrząknął.– Byłem zaskoczony, że wróciłaś – powiedział.– Dokąd? – spytała.– Przecież wiesz.– Też byłam zaskoczona, gdy cię tam ujrzałam.– Nigdy nie byliśmy szczęśliwi w tym domu, samawiesz.Ja i twoja matka.– Najwyraźniej.– Ile zapamiętałaś z tamtego okresu? – spytałostrożnie.– Byłaś taka mała.Miałaś nie więcej niż dwalata.– Mylisz się, tato.Miałam sześć lat, ale niewielepamiętam.– Jednak wiedziałaś, jak tam trafić.– Dzięki GPS-owi – skłamała.Sean zaczął się bawić frytką na talerzu, unikającspoglądania na ojca i córkę.– Zaraz wrócę – powiedział, wstając i wychodząc,zanim zdążyli zareagować.– To porządny facet – powiedział Frank.Michelle skinęła głową.– Nie zasługuję na takiego.– Jesteście ze sobą? – Spojrzał na córkę.Zaczęła manipulować przy uchu kubka z kawą.– Jesteśmy wspólnikami – odparła.Frank wyjrzał przez okno.– W tamtym okresie ciężko pracowałem.Mamaspędzała dużo czasu sama.Było jej trudno, dzisiaj torozumiem.Praca w policji była całym moim życiem.Twoi bracia potrafią lepiej połączyć życie prywatne zzawodowym.– Nigdy nie czułam się zaniedbywana, tato.Aniżaden z chłopaków, o ile wiem.Podziwiali ciebie i mamę.– A ty?Spojrzenie ojca było tak błagalne, że oddech uwiązłjej w krtani.– Co?– Czy nas podziwiałaś?– Bardzo kocham was oboje.Zawsze kochałam.– W porządku.– Wrócił do lunchu, metodycznieżując kanapkę i popijając kawę.Na jego mocnychdłoniach ukazały się żyły.Więcej na nią nie spojrzał.Kiedy razem z Seanem zmywali po posiłku, ktośzapukał do drzwi.Poszła otworzyć i minutę późniejwróciła z dużym kartonowym pudłem.Sean włożył ostatni kubek do zmywarki, zamknąłdrzwiczki i odwrócił się w jej stronę.– Co to? Dla twojego taty?– Nie, dla ciebie.– Dla mnie?!Postawiła pudełko na stole i przeczytała adreszwrotny.– „Generał Tom Holloway.Departament Obrony”.– To mój dwugwiazdkowy kumpel.Wygląda, żezdobył listę dezerterów.– Jak cię tu namierzył?– Wysłałem mu e-mail, kiedy jechaliśmy doTennessee, i zostawiłem ten adres, na wypadek gdyby cośznalazł, a ja nadal bym tu przebywał.Otwórz ją.Szybko.Michelle rozcięła karton nożyczkami.W środkuznajdowały się trzy tuziny plastikowych segregatorów.Wyciągnęła kilka kartek.Okazały się kopiami raportów zoficjalnych dochodzeń.– Wiem, że jest twoim kumplem, ale czemu armiamiałaby udostępnić cywilowi takie materiały?Sean rzucił okiem na segregatory i zaczął jeprzeglądać.– Sean? Zadałam ci pytanie.Podniósł głowę.– Oprócz wspomnienia o biletach na mecz mogłemnadmienić, że za naszym dochodzeniem stoi Biały Dom, awspółdziałanie może zostać osobiście docenione przezprezydenta i pierwszą damę.Bez wątpienia Holloway tosprawdził i przekonał się, że mówię prawdę.Pierwszazasada obowiązująca w armii mówi, by nie robić niczego,co mogłoby wkurzyć dowódcę.– Jestem pod wrażeniem.– Najwyraźniej po to żyję, by cię zaskakiwać.– Przejrzymy te papiery?– Strona po stronie, linijka po linijce.Miejmynadzieję, że dobry Bóg dostarczy nam przełomu, któregotak potrzebujemy.Trzasnęły drzwi.Michelle wstała i wyjrzała przezokno w samą porę, by zobaczyć, jak ojciec wsiada dosamochodu i odjeżdża.– Dokąd pojechał? – zapytał Sean.Michelle usiadła.– Skąd mam wiedzieć? Nie jestem jego stróżem.– Ten człowiek ocalił ci życie.– Podziękowałam mu za to, prawda?– Czyżbym dotarł do punktu, w którym zwykleposyłasz mnie do diabła?– Jesteś niebezpiecznie blisko.– Tak sobie pomyślałem.– Wrócił do przeglądaniasegregatora.– Kocham ojca i kochałam moją matkę.– Nie wątpię.Wiem, że takie sprawy bywająpaskudnie skomplikowane.– Myślę, że na podstawie dziejów mojej rodzinymożna by napisać całą książkę na ten temat.– Twoi bracia wydają się całkiem normalni.– Za to ja mam wszelkie możliwe problemy.– Czemu pojechałaś do waszego starego domu?– Powiedziałam ci, że nie wiem.– Nigdy nie zauważyłem, żebyś wybierała się wpodróż bez wyraźnego powodu.– Zawsze jest pierwszy raz.– Chcesz tak to zostawić z ojcem?Spojrzała na niego wymownie.– Jak?– Bez rozstrzygnięcia.– Sean, moja mama została zamordowana, awcześniej zdradziła tatę.Kobieta, która ją zabiła, omal imnie nie załatwiła.Ojciec ocalił mi życie, ale oprócz tegosą inne sprawy, rozumiesz? Przez pewien czas sądziłam,że to on ją zamordował.Wybacz, ale jestem wewnętrznierozdarta.– Przepraszam, Michelle.Masz rację.Odłożyła segregator i ujęła twarz w dłonie.– Nie, może to ty masz rację, ale zupełnie nie wiem,jak to zrobić.Naprawdę.– Może po prostu zacznij od pogadania z facetem.Sam na sam, gdy nie będzie nikogo w pobliżu.– To brzmi absolutnie przerażająco.– Zdaję sobie sprawę.Nie musisz tego robić.– Muszę, jeśli chcę to mieć za sobą.– Wstała.–Możesz sam to przejrzeć? Spróbuję odnaleźć tatę.– Domyślasz się, dokąd pojechał?– Tak mi się zdaje.66Jane Cox jechała limuzyną, wracając z punktu MailBoxes Etc.Nie wiedziała, że agenci FBI sprawdziliskrytkę pocztową, do której codziennie zaglądała.Niczego się nie dowiedzieli.Fałszywe nazwisko, skrytkaopłacona gotówką za sześć miesięcy z góry, żadnychśladów w postaci dokumentów.Urządzili menedżerowiawanturę za to, że nie przestrzega przepisów.– Od tego zaczął się jedenasty września, kretynie! –warknął agent Chuck Waters do gościa w średnim wiekustojącego za ladą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Żywej.Mimo to potrzebowali chwiliwytchnienia.Krótkiej przerwy.Podczas lunchu, który jedli w kuchni, Frank otarł ustachusteczką i odchrząknął.– Byłem zaskoczony, że wróciłaś – powiedział.– Dokąd? – spytała.– Przecież wiesz.– Też byłam zaskoczona, gdy cię tam ujrzałam.– Nigdy nie byliśmy szczęśliwi w tym domu, samawiesz.Ja i twoja matka.– Najwyraźniej.– Ile zapamiętałaś z tamtego okresu? – spytałostrożnie.– Byłaś taka mała.Miałaś nie więcej niż dwalata.– Mylisz się, tato.Miałam sześć lat, ale niewielepamiętam.– Jednak wiedziałaś, jak tam trafić.– Dzięki GPS-owi – skłamała.Sean zaczął się bawić frytką na talerzu, unikającspoglądania na ojca i córkę.– Zaraz wrócę – powiedział, wstając i wychodząc,zanim zdążyli zareagować.– To porządny facet – powiedział Frank.Michelle skinęła głową.– Nie zasługuję na takiego.– Jesteście ze sobą? – Spojrzał na córkę.Zaczęła manipulować przy uchu kubka z kawą.– Jesteśmy wspólnikami – odparła.Frank wyjrzał przez okno.– W tamtym okresie ciężko pracowałem.Mamaspędzała dużo czasu sama.Było jej trudno, dzisiaj torozumiem.Praca w policji była całym moim życiem.Twoi bracia potrafią lepiej połączyć życie prywatne zzawodowym.– Nigdy nie czułam się zaniedbywana, tato.Aniżaden z chłopaków, o ile wiem.Podziwiali ciebie i mamę.– A ty?Spojrzenie ojca było tak błagalne, że oddech uwiązłjej w krtani.– Co?– Czy nas podziwiałaś?– Bardzo kocham was oboje.Zawsze kochałam.– W porządku.– Wrócił do lunchu, metodycznieżując kanapkę i popijając kawę.Na jego mocnychdłoniach ukazały się żyły.Więcej na nią nie spojrzał.Kiedy razem z Seanem zmywali po posiłku, ktośzapukał do drzwi.Poszła otworzyć i minutę późniejwróciła z dużym kartonowym pudłem.Sean włożył ostatni kubek do zmywarki, zamknąłdrzwiczki i odwrócił się w jej stronę.– Co to? Dla twojego taty?– Nie, dla ciebie.– Dla mnie?!Postawiła pudełko na stole i przeczytała adreszwrotny.– „Generał Tom Holloway.Departament Obrony”.– To mój dwugwiazdkowy kumpel.Wygląda, żezdobył listę dezerterów.– Jak cię tu namierzył?– Wysłałem mu e-mail, kiedy jechaliśmy doTennessee, i zostawiłem ten adres, na wypadek gdyby cośznalazł, a ja nadal bym tu przebywał.Otwórz ją.Szybko.Michelle rozcięła karton nożyczkami.W środkuznajdowały się trzy tuziny plastikowych segregatorów.Wyciągnęła kilka kartek.Okazały się kopiami raportów zoficjalnych dochodzeń.– Wiem, że jest twoim kumplem, ale czemu armiamiałaby udostępnić cywilowi takie materiały?Sean rzucił okiem na segregatory i zaczął jeprzeglądać.– Sean? Zadałam ci pytanie.Podniósł głowę.– Oprócz wspomnienia o biletach na mecz mogłemnadmienić, że za naszym dochodzeniem stoi Biały Dom, awspółdziałanie może zostać osobiście docenione przezprezydenta i pierwszą damę.Bez wątpienia Holloway tosprawdził i przekonał się, że mówię prawdę.Pierwszazasada obowiązująca w armii mówi, by nie robić niczego,co mogłoby wkurzyć dowódcę.– Jestem pod wrażeniem.– Najwyraźniej po to żyję, by cię zaskakiwać.– Przejrzymy te papiery?– Strona po stronie, linijka po linijce.Miejmynadzieję, że dobry Bóg dostarczy nam przełomu, któregotak potrzebujemy.Trzasnęły drzwi.Michelle wstała i wyjrzała przezokno w samą porę, by zobaczyć, jak ojciec wsiada dosamochodu i odjeżdża.– Dokąd pojechał? – zapytał Sean.Michelle usiadła.– Skąd mam wiedzieć? Nie jestem jego stróżem.– Ten człowiek ocalił ci życie.– Podziękowałam mu za to, prawda?– Czyżbym dotarł do punktu, w którym zwykleposyłasz mnie do diabła?– Jesteś niebezpiecznie blisko.– Tak sobie pomyślałem.– Wrócił do przeglądaniasegregatora.– Kocham ojca i kochałam moją matkę.– Nie wątpię.Wiem, że takie sprawy bywająpaskudnie skomplikowane.– Myślę, że na podstawie dziejów mojej rodzinymożna by napisać całą książkę na ten temat.– Twoi bracia wydają się całkiem normalni.– Za to ja mam wszelkie możliwe problemy.– Czemu pojechałaś do waszego starego domu?– Powiedziałam ci, że nie wiem.– Nigdy nie zauważyłem, żebyś wybierała się wpodróż bez wyraźnego powodu.– Zawsze jest pierwszy raz.– Chcesz tak to zostawić z ojcem?Spojrzała na niego wymownie.– Jak?– Bez rozstrzygnięcia.– Sean, moja mama została zamordowana, awcześniej zdradziła tatę.Kobieta, która ją zabiła, omal imnie nie załatwiła.Ojciec ocalił mi życie, ale oprócz tegosą inne sprawy, rozumiesz? Przez pewien czas sądziłam,że to on ją zamordował.Wybacz, ale jestem wewnętrznierozdarta.– Przepraszam, Michelle.Masz rację.Odłożyła segregator i ujęła twarz w dłonie.– Nie, może to ty masz rację, ale zupełnie nie wiem,jak to zrobić.Naprawdę.– Może po prostu zacznij od pogadania z facetem.Sam na sam, gdy nie będzie nikogo w pobliżu.– To brzmi absolutnie przerażająco.– Zdaję sobie sprawę.Nie musisz tego robić.– Muszę, jeśli chcę to mieć za sobą.– Wstała.–Możesz sam to przejrzeć? Spróbuję odnaleźć tatę.– Domyślasz się, dokąd pojechał?– Tak mi się zdaje.66Jane Cox jechała limuzyną, wracając z punktu MailBoxes Etc.Nie wiedziała, że agenci FBI sprawdziliskrytkę pocztową, do której codziennie zaglądała.Niczego się nie dowiedzieli.Fałszywe nazwisko, skrytkaopłacona gotówką za sześć miesięcy z góry, żadnychśladów w postaci dokumentów.Urządzili menedżerowiawanturę za to, że nie przestrzega przepisów.– Od tego zaczął się jedenasty września, kretynie! –warknął agent Chuck Waters do gościa w średnim wiekustojącego za ladą [ Pobierz całość w formacie PDF ]